• Start
  • Wiadomości
  • Marcin Świetlicki w Sztuce Wyboru. Tłumy na spotkaniu z poetą

Marcin Świetlicki w Sztuce Wyboru. Tłumy na spotkaniu z poetą

W sobotę Górny Wrzeszcz należał do niego. Marcin Świetlicki spotkał się najpierw z czytelnikami swojej biografii "Nieprzysiadalność" w Sztuce Wyboru, a potem - na koncercie w Klubie Żak wystąpił z zespołem Świetliki. Na obu wydarzeniach były nadkomplety. Zdystansowany ale ciepły, ironiczny lecz przystępny, krakowski poeta opowiadał o rodzinie, literaturze, kobietach i przyjaźniach: "Ta książka nie jest po to, aby dziękować, ale spotkałem wielu wspaniałych ludzi na swojej drodze". A potem pożegnał się i zaprosił wszystkich na papierosa.
28.01.2018
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl
Rafał Księżyk i Marcin Świetlicki w Sztuce Wyboru. Na pierwszym planie ich wspólna książka 'Nieprzysiadalność'


W sobotni wieczór, salka na piętrze w Sztuce Wyboru wypełniona jest do ostatniego miejsca. Ludzie stoją też w przejściu i na korytarzu. Ktoś jeszcze na koncercie Świetlików w Żaku będzie wspominał, że się nie dostał i dopiero teraz może go posłuchać.

- Nie czytałaś? On jest jak Wojaczek. Albo Bursa - dziewczyna obok mnie, rozgorączkowana, tłumaczy koleżance.

Kto dziś czyta Bursę? Ale całkiem sporo osób, jak widać, zna krakowskiego poetę. Wszystkie miejsca zajęte. Jeszcze bez czarnych okularów, prawie punktualny, wchodzi Marcin Świetlicki.

To spotkanie autorskie, którego pretekstem jest książka - autobiografia artysty, zredagowana w formie wywiadu rzeki. Naprawdę wyczerpującego, zawiera aż 600 stron.

Jej bohater - Marcin Świetlicki i autor - Rafał Księżyk mają rozmawiać o tym, co w środku. Ale obaj przyznają, że to nie jest proste opowiadać szósty raz to samo i się nie zanudzić, a przy okazji także publiczności. Niełatwo też prowadzi się rozmowę, gdy już na początku spotkania interlokutor mówi: - Wszystko co miałem powiedzieć, to powiedziedziałem w tej książce.

- Ujawnił pan duże pokłady nostalgii - prowokuje Księżyk.

- Mówiłem czule tylko o nieżyjących - ripostuje Świetlicki.

Świetlicki: - Najchętniej bym leżał i patrzył w sufit. Księżyk: - To też może być inspirujące. Świetlicki: - Tak, ale ja już znam swój sufit


Ale ironiczny, zdystansowany, czasem lekko zniecierpliwiony, a może po prostu skrępowany, gdy ma mówić o sobie, Świetlicki ożywia się, gdy padają pytania z sali.
Pewien chłopak z rozbrajająca szerością mówi: “Nie znam pana dobrze, ale podoba mi się jak pan pisze. “Któregoś dnia to miasto będzie należeć do mnie” - ja też tak czuję.”

Poeta z empatią tłumaczy, że gdy pisał ten wiersz, był w podobnym wieku do pytającego i wtedy właśnie tak czuł. Dziś już tego nie chce, bo “miał to miasto kilka razy i to nie było przyjemne”. Błyskotliwy i ciepły żartuje z publicznością.

Na pytanie czy nikt nie obraził się po przeczytaniu książki? - Nikt do mnie nie dzwonił - odpowiada Świetlicki. - Z tego co wiem, nie obrażali za to, że coś powiedziałem, ale że nie mówiłem w ogóle. Moja mama płakała, jak czytała. Mówiła, że kłamię potwornie. A ja byłem szczery.

Czegoś jednak się o nim dowiemy, gdy przez moment nie zasłania się żartem - zza błąkającego się na twarzy uśmiechu wyłania się wrażliwy i uważny człowiek, który bardzo nie chce tego ujawniać: - Nadal jestem skrępowany swoją osobą.

Zasłuchani wiebiciele poety

Co powiedział pomiędzy słowami?

O strychu z czasów dzieciństwa, na którym chował się przed światem: - Już go nie ma. Został wyremontowany. Moja siostra-plastyczka pocięła te stare gazety i zrobiła z nich kolaże. Gdybym tego nie zapisał, to już by tego nie byo.

O pisaniu: - Dziś nagrałem nową piosenkę w hotelu w Gdańsku. Koledzy mnie zmusili. Ja bym najchętniej leżał i patrzył w sufit.

O ludziach, których spotyka w trasie (od października do grudnia odbyło się 60 spotkań autorskich i koncertów): - Mam problem z ilością ludzi na tym świecie i ich historiami. Jestem w okresie refleksyjnym. Jak byłem młodszy to umiałem to wykorzystywać. Teraz już nie.

O bohaterce nowej powieści: - Jest dziewczynką. Ma 200, 300 lat i mieszka na Kazimierzu.

O pewnej redaktorce: - Zarzuca mi, że jestem faszystą, szowinistą i rasistą. Jestem rasistą. Przedkładam rasę bokser nad inne.

O niebezpieczeństwach, które w sobie odkrywa: - Autodestrukcję, bo czasami wszystko mi jedno. Lenistwo - jestem jednocześnie bardzo pracowity i bardzo leniwy. Boję się też tuneli, zamknięcia i wind. Około czwartego piętra zaczynam się denerwować.

O Sopocie: - Zatrzymywałem się kilka razy w pensjonacie Eden na ul. Kordeckiego. Czuję, że tam mógłbym coś napisać. Może miasto Sopot o tym pomyśli?

Autobiografia 'Nieprzysiadalność' i najnowszy zbiór wierszy Marcina Świetlickiego 'Polska. Wiązanka pieśni patriotycznych'


Wiemy już też, że woli prozę Michała Choromańskiego (autor m.in. "Zazdrości i medycyny") od Olgi Tokarczuk, najwięcej czyta kryminałów, nie lubi Dostojewskiego i Houellebecqa, czuje powinowactwo z Mickiewiczem (urodzili się tego samego dnia), nie ma komórki i nie chodzi do teatru, ale widział przedstawienia Kantora: - Z teatrem mam taki problem, że tam się nie pali. I z kościołem też. Nie chodzę więc do teatru. Kantor to było coś innego.

- Czym dla pana jest szczęście? - pada na koniec pytanie z sali.

- To spokój i akceptacja. Obu nie mam.

Spotkanie odbyło się w Sztuce Wyboru, 27 stycznia 2018 r.

TV

Wieczór dla tramwaju widmo