Egzekucja, wojna, siostrzana miłość i pojednanie. Losy córek polskiego działacza z Wolnego Miasta Gdańska

Feliks Muzyk został zamordowany przez hitlerowców 22 marca 1940 roku jako jeden z 67 Polaków z Wolnego Miasta Gdańska. Jego żona Bolesława i córeczki zostały same. Wysiedlone ze swego miasta, niejednokrotnie rozdzielone wojną, zagrożone gwałtem i śmiercią. Jak sobie poradziły? To historia, której nie wymyśliłby żaden scenarzysta.
22.03.2023
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl
2023-03-20-Jadwiga-Michalkiewicz028_949x633.JPG
Ostrzyce 1937, z p. stoi Bolesława Muzyk, obok niej siedzi Celina Muzykówna, dalej Krystyna Filarska (córka rozstrzelanego wraz z Feliksem Muzykiem dr. B. Filarskiego), Budzimira i Janeczka Muzykówny, paromiesięczna Jadzia na rękach pani Heleny, pomocy domowej Muzyków
Fot. archiwum Jadwigi Michałkiewicz

W środę oddamy cześć poległym. 83 rocznica egzekucji polskich działaczy z Wolnego Miasta Gdańska

Znać ojca tylko z opowiadań

Jadwiga Michałkiewicz to ostatnia żyjąca z czterech córek Feliksa Muzyka, polskiego działacza w Wolnym Mieście Gdańsku, kierownika i dyrygenta chóru Lutnia, urzędnika bankowego, który wraz z 66 innymi wybitnymi Polakami został zamordowany przez hitlerowców 22 marca 1940 roku w lesie nieopodal obozu koncentracyjnego Stutthof.

Jadwiga urodziła się w 1937 roku. Ojca, który na zawsze zniknął jej z oczu 1 września 1939 roku, gdy znalazł się wśród Polaków osadzonych w Viktoriaschule, zna tylko z opowiadań matki Bolesławy z Leszczyńskich (kolejny patriotyczny polski ród z Gdańska) i najstarszej siostry - zmarłej w 2015 roku Budzimiry Wojtalewicz-Winke (rocznik 1924).

Jadwiga przechowuje w domu obszerne archiwum Budzi (tak zwracali się do Budzimiry najbliżsi) pełne opisanych zdjęć, wystukanych na maszynie i komputerze wspomnień, odręcznie zapisanych książkowych kalendarzy, kopii artykułów oraz listów - w tym tych wysyłanych do mediów z prośbą o przypomnienie ofiar w kolejną rocznicę marcowej egzekucji.

Jaki był wojenny i powojenny los osieroconych córek i wdowy? Oddajmy głos Jadwidze Michałkiewicz i wspomnieniom Budzimiry Wojtalewicz.

2023-03-20-Jadwiga-Michalkiewicz007_883x633.JPG
Od prawej stoją Bolesława Muzyk z domu Leszczyńska i Feliks Muzyk, siedzi ojciec Feliksa - Władysław, na jego ramieniu wspiera się żona - Maria
Fot. archiwum Jadwigi Michałkiewicz

Wysiedlenie i milczenie

W maju 1940 roku - niespełna dwa miesiące po śmierci Feliksa Muzyka, jego żona i córki zostają wysiedlone z Gdańska. Jak pisze w swoich wspomnieniach Budzimira:

“Wtargnęli do mieszkania uzbrojeni żandarmi; dali nam tylko godzinę na spakowanie i brutalnie nas wyrzucili, nie pozwalając zabrać biżuterii, pieniędzy, jedynie trochę osobistej odzieży (nawet ciasta, które wyjęte zostało akurat z piekarnika). (....) Przewieziono nas do dawnego Domu Polskiego przy Wałowej (...), gdzie w jednym pokoju urzędowała komisja niemiecka, znów nakłaniane byłyśmy do przyznania się do społeczności niemieckiej. Mamusia zdecydowanie odmówiła, mimo obietnic, że powróci z córkami do domu także jej mąż, jeśli proponowane warunki przyjmie”.

2023-03-20-Jadwiga-Michalkiewicz012_942x633.JPG
U dziadków Muzyków w mieszkaniu przy Grobli II. Drugi z lewej stoi Feliks, z prawej w rogu Bolesława z niesforną Janeczką, obok niej stoi Budzimira, dalej Maria Muzyk, w środku kadru stoi Celina.
Fot. archiwum Jadwigi Michałkiewicz

Przesłuchujący Bolesławę Muzyk zapewne doskonale wiedział, że jej mąż nie wróci. Ona nie miała o tym pojęcia. Trudno sobie wyobrazić, jak poczuła się w tym momencie niespełna 16-letnia Budzimira, która od dnia śmierci ojca aż 1946 roku żyła w niepewności, czy to, co usłyszała z ust nieznajomej kobiety jest prawdą. Z jej wspomnień: “...Tatuś już nie żył, o czym Mamusia nie wiedziała. Ja natomiast 22 marca 1940 roku taką straszną wiadomość od nieznanej mi Niemki, gdy Mamusi nie było w domu, otrzymałam. Babcia Muzykowa (Maria Muzyk -red.) prosiła, abym utrzymała te wiadomość w tajemnicy, mogła okazać się nieprawdziwa, bowiem pod koniec stycznia 1940 r. Tatuś przysłał kartkę, że zostanie zwolniony i od tego czasu Mamusia i my oczekiwaliśmy Jego powrotu. Nadzieja w Mamusi była wielka i nie wolno było jej odbierać. Do końca wojny nic Mamusi o tej wizycie Niemki nie wspomniałam”.

2023-03-20-Jadwiga-Michalkiewicz008_823x633.JPG
Rok 1924, siostry Leszczyńskie na Jaśkowej Dolinie, z lewej Bolesława, z prawej Stefania
Fot. archiwum Jadwigi Michałkiewicz

Niezbity dowód

Ostatecznej pewności o śmierci Feliksa Muzyka jego rodzina nabrała dopiero w 1946 roku. Budzimira pisze: “Najtragiczniejszy czas dla nas to ten, gdy miałyśmy niezbity dowód, że nasz Tata, Dziadzia Muzyk (Władysław  - red.), Wujkowie nie żyją. Z wyjątkiem brata mamy, który wyniszczony powrócił z obozu koncentracyjnego w Oranienburgu.

Potem też wrócili koledzy Taty z obozu i opowiedzieli co im było wiadome (o egzekucji - red.), nie znali tylko miejsca, gdzie zostali pochowani. Dopiero w 1946 roku zgłosiła się pewna Niemka do PCK i wskazała ten masowy grób (Budzimira wspomina tu przeczytany wówczas artykuł z Kuriera Ilustrowanego - red.). Była przez przypadek świadkiem tego wydarzenia… pracowała w lesie, gdy esesmani odeszli, zasadziła pośrodku grobu trzy małe świerki. Mówiła też, że więźniowie idąc na stracenie przez całą drogę modlili się. (...) Proszono rodziny o zgłoszenie się w PCK. Potem ustalono termin wyjazdu do obozu w Stutthofie w celu rozpoznania zwłok. Mama z Marceliną tam pojechały. Mnie Mama nie pozwoliła, byłam już wówczas bardzo chora (na gruźlicę - red.). 

Mama rozpoznała swego męża po uzębieniu i charakterystycznej wysuniętej brodzie, przy uchu zauważyła jeszcze skórkę z kręconymi włoskami. Powróciły wstrząśnięte, nie opowiadały zaraz co przeżyły. 

W Wielki Piątek, wtedy był to dzień 4 kwietnia 1947 roku (22 marca 1940 r. także był Wielki Piątek - red.), pochowani zostali na cmentarzu na Zaspie. Uroczystości pogrzebowe rozpoczęły się przed gmachem urzędu wojewódzkiego, potem kondukt przeszedł ulicami Gdańska i Wrzeszcza do cmentarza. Pochowani zostali z honorami Antoni Lendzion poseł na Sejm, dr Bernard Filarski stomatolog w Gimnazjum Polskim, serdeczny kolega mojego taty, też lubił rybki łowić, spotykali się czasami na jeziorach ostrzyckich czy w Straszynie i razem łowili ryby wtedy, Pochowano ich przez przypadek koło siebie. …Lista tych ofiar jest długa. Oddali to co najcenniejsze - swoje życie i zginęli śmiercią męczeńską”. 

Dziesięcioletnia wówczas Jadwiga uczestniczyła w pogrzebie razem z matką i siostrami: - Pamiętam tylko, że strasznie płakałam. 

2023-03-20-Jadwiga-Michalkiewicz019_950x610.JPG
Rok 1925, Towarzystwo Śpiewacze “Lutnia” (chór), piąty z lewej siedzi kierownik i dyrygent - Feliks Muzyk
Fot. archiwum Jadwigi Michałkiewicz

Z Syberii do Stutthof

Temat śmierci Feliksa Muzyka ciągle powraca w zapiskach jego najstarszej córki. Pisze np. “Nasz smutek, żal i tęsknota za Tatą trwały długo. Zginął mając zaledwie 42 lata. Był taki sprawny, w pełni aktywny, zabezpieczoną miał swoją i naszą egzystencję, wiele satysfakcji z pracy społecznej i tak okrutnie - nagle z tego wszystkiego co zdobył - został brutalnie wyrwany”.

Budzimira często, także w listach i w tekstach, które napisała do zbiorowych publikacji wojennych wspomnień gdańszczan, przywołuje tragiczny paradoks:  

“Długo myślałam o Tacie, nasuwały mi się ciągle refleksje w związku z jego tragicznym losem. Choć z I wojny światowej wyszedł i powrócił z Syberii, stracił na zesłaniu wiele zdrowia. Wybuch wojny w 1914 roku zastał go z kolegami szkolnymi w Warszawie, w drodze do majątku hrabiostwa Potockich (którzy mieli zwyczaj zapraszać do siebie polską młodzież z zaboru pruskiego - red.). Zostali aresztowani przez Rosjan i zesłani na Syberię, mimo, że w dowodach mieli wpisaną narodowość polską, bo byli obywatelami wrogich Prus.

A w II wojnie światowej został aresztowany i rozstrzelany za to, że był Polakiem z obywatelstwem gdańskim”. 

2023-03-20-Jadwiga-Michalkiewicz036 kopia
Ok 1933 - Bolesława i Feliks Muzykowie
Fot. archiwum Jadwigi Michałkiewicz

Polska - na szczęście

Pociąg, który wywiózł Bolesławę Muzyk z córkami z rodzinnego Gdańska zatrzymał się w Lublinie, w ówczesnej Generalnej Guberni. Do wioski Pożarowo za Lubartowem zawieziono je wozem drabiniastym. Budzimira tak wspomina moment dotarcia na miejsce: “Mamusia, Marcelina i ja pod wrażeniem, że jesteśmy w Polsce, a nie w obozie koncentracyjnym, jak nas straszono, czekałyśmy cierpliwie na gospodarzy…“

A dalej: “Mimo pozornego zadowolenia, praca na roli jednak ciężka, wyczerpująca. Zima roku 1940 była mroźna, chłód w pokoju… Najdotkliwsze były wszy, obsiadały nas, mimo usuwania ich z włosów, ciągle powracały. Zaczęły się choroby, a brak było lekarza i lekarstw”. 

2023-03-20-Jadwiga-Michalkiewicz022_949x633.JPG
Oliwa, lato 1933, Budzia, Celina, Janeczka - na motorze wuja
Fot. archiwum Jadwigi Michałkiewicz

- Mnie traktowano podobno bardzo dobrze, miałam wtedy trzy latka, ale siostry i mama musiały ciężko pracować na polu - opowiada Jadwiga. - Mama, która wyszła z dobrej rodziny, nigdy nie musiała pracować. Miała w domu gospodynię i pomoc, a tu raptem ciężka, fizyczna robota. Nabawiła się tam astmy, do końca życia przez to cierpiała. 

Bolesława Muzyk postanowiła z Pożarowa wyjechać. Nawiązała więc kontakt ze swoją przyjaciółką z Gdańska Jadwigą Milewską - Chmielarz, mieszkającą wówczas w Warszawie, do której przyjechały wiosną 1941 roku i pozostały aż do 2 października 1944, gdy skończyło się Powstanie Warszawskie.

2023-03-20-Jadwiga-Michalkiewicz024_710x1066.JPG
Ostrzyce, lato 1938. Za rączki trzymana roczna Jadzia (z prawej Bolesława Muzyk), nad nią w kraciastych sukienkach starsze siostry
Fot. archiwum Jadwigi Michałkiewicz

Konspiracja i zaręczyny

Budzimira pisze: “Jadwiga Milewska-Chmielarz w swoim mieszkaniu przy al. Marszałkowskiej prowadziła punkt kontaktowy dla Armii Krajowej. Do pracy w konspiracji zwerbował mnie jej syn Tadeusz Milewski, którego dobrze znałam od dzieciństwa, w Warszawie zaprzyjaźniliśmy się, a w czerwcu 1944 zaręczyliśmy się… Działałam w małym sabotażu. Należało do nas sortowanie prasy podziemnej, kolportowanie jej i powielanie ulotek. Z Tadeuszem tłumaczyliśmy z prasy antyhitlerowskiej ‘Klabautermann” ważne informacje, potem były drukowane na ulotkach i podrzucane w newralgicznych punktach Warszawy”.

Dowódcą “Budki” i “Ćwieka” (Budzimiry i Tadeusza) był Bogdan Juliusz Deczkowski “Laudański”, przynależność - trzecia drużyna plutonu “Alek” baonu “Zośka”.

2023-03-20-Jadwiga-Michalkiewicz021_674x1066.JPG
Dumna Janka - uczennica, siedzi na gdańskim fotelu w gabinecie swego taty z wyrytym na oparciu herbowym hasłem Gdańska “Nec Temere, Nec Timide”, z lewej Budzimira, z prawej Celina
Fot. archiwum Jadwigi Michałkiewicz

Portierka z ul. Żelaznej

Gdańszczanki kilkakrotnie zmieniały miejsce zamieszkania w stolicy, jak również zajęcie (oprócz Bolesławy, pracowały też Budzimira i niewiele od niej młodsza Celina).

Tak o ostatnim warszawskim lokum pisze Budzimira Wojtalewicz:

“...Przeprowadziłyśmy się na ul. Żelazną, bowiem Mamusia otrzymała pracę portierki, dzięki dobrej znajomej z Gdańska. Trzeba powiedzieć, że środowisko przedwojennych Gdańszczan bardzo było skonsolidowane, ogromnie wzajemnie sobie pomagali. 

To był własny ciepły pokój z centralnym ogrzewaniem... To iż mieszkanie mieściło się w suterenie, było dogodne również dla Tadeusza, który czasami przekazywał podczas dyżuru naszej Mamusi, to co musiało być w innym miejscu niż w punkcie kontaktowym, np. wojskowe materiały szkoleniowe.” 

Pożegnanie z Tadeuszem w godzinę W było “długie i bolesne” (jak pisze Budzimira Wojtalewicz). On zginął już 5 sierpnia, jej dowódca kazał pozostać w punkcie kontaktowym i pilnować magazynu, później, mimo prób, nie udało jej się już dołączyć do ukochanego na Woli. 

 

Gdańsk za butelkę wódki i kilka paczek papierosów

Powstanie matka i córki spędziły razem w schronie, a 2 października wypędzono je wraz z setkami tysięcy warszawiaków do obozu przejściowego w Pruszkowie. 

Budzimira pisze: “Ja, siostra Marcelina i ciocia Stefania Leszczyńska (siostra Bolesławy - red.) zostałyśmy prawie siłą rozdzielone od Mamusi i siostrzyczek. My dostałyśmy się do baraku, gdzie usłyszałyśmy, że wywiozą nas w najlepszym razie do Niemiec na roboty. 

Następnego dnia ciocia spotkała znajomego z Gdańska zatrudnionego w Czerwonym Krzyżu i dowiedziała się, że jest możliwość ucieczki, lecz trzeba przekupić strażnika. Ciocia posiadała butelkę wódki, ja parę paczek papierosów i tym sposobem wydostałyśmy się z obozu (…) Dotarłyśmy do Gdańska z przygodami, ale też z ludzką wielką pomocą, wiedząc że babuni Muzykowej (Maria Muzyk -red.) pozostawili w jej domu czteropiętrowym na Grobli II jeden pokoik z łazienką”.

kamien
5 maja 1999 miejsce egzekucji polskich działaczy w lesie, z prawej Budzimira Wojtalewicz-Winke, obok Jadwiga Michałkiewicz z wnuczkiem, jej córka Ewa z córeczką
Fot. archiwum Jadwigi Michałkiewicz

Uratowane dzięki śmierci

Siostry zaszyły się w mieszkaniu babci sądząc, że wytrwają w nim do końca wojny, tymczasem już po kilku dniach, jeszcze w październiku 1944 r. zostały aresztowane. 

Wspomnienie Budzimiry: “Na przesłuchaniu w siedzibie gestapo przy Okopowej grożono, że wylądujemy w obozie… Ratunek przyszedł nagle, gdy zadzwonił telefon. Żandarm zbladł, usłyszałyśmy “Mein Gott”. Długo nie odzywał się… zapytałam, czy można w czymś pomóc. Powiedział tylko “mój jedyny syn poległ na froncie”. Złożyłyśmy wyrazy współczucia. Dodałam, że to tragedia i my też nie wiemy czy nasz Tata, Mama, dwie siostry jeszcze żyją… Niech pan ma litość nad nami… Po chwili wypisał druki do biura zatrudnienia i zawiadomienie dla policji, gdzie co tydzień musiałyśmy się stawiać. Skierowali nas do stoczni Waggonfabrik Gdańsk (obecnie teren Remontowej Shipbuilding - red.). W ogromnej hali dawano nam jakieś śruby do opiłowania, podobno dla łodzi podwodnych”. 

Obie siostry pracowały tam prawie do końca wojny, do pierwszych bombardowań Gdańska.

 

Spod Radomia do Gdańska

Bolesława z dwiema młodszymi córkami przez miesiąc tkwiła w niepewności w obozie przejściowym. 

- Wreszcie upchnęli nas z masą ludzi w wagonach bydlęcych, jechaliśmy w ścisku i stawaliśmy na przemian przez trzy dni - relacjonuje Jadwiga. - W końcu otworzyli drzwi i kazali wysiadać gdzieś w polu. Była zimna, deszczowa noc.

Rano okazało się, że pociąg zajechał zaledwie w okolice Radomia. 

- Mama po wojnie mi opowiadała, że miała wtedy jeszcze jeden pierścionek schowany. Po długich dniach marszu dała go jakiemuś kolejarzowi, który wpuścił nas do pociągu i dotarliśmy do Gdańska - dodaje Jadwiga. - Najważniejsze, że znów byłyśmy razem z Budzią i Celinką.

Ostatnie dni wojny przeżyły w piwnicy babcinego domu, skąd wyszły za namową szukającego rodziny niemieckiego żołnierza, ostrzeżone przez niego, że dom, w którym siedzą i wszystko wokół, pali się.

2023-03-20-Jadwiga-Michalkiewicz014_726x1066.JPG
Feliks Muzyk był zapalonym wędkarzem. Jego ostatnia legitymacja wędkarska
Fot. archiwum Jadwigi Michałkiewicz

Żadnego polskiego żołnierza

Tak Budzimira relacjonuje walkę o przeżycie w ostatnich dniach marca 1945 r. “Z trudnem przedostałyśmy się ul. Świętojańską do Motławy, na przemian biegnąc i leżąc, bo z broni pokładowych radzieckich samolotów strzelano do nas… Miałam zamiar, gdy tylko spotkam pierwszego polskiego żołnierza, rzucić mu się na szyję. Tymczasem wszedł radziecki żołnierz, odepchnął mnie silnie… To było wielkie rozczarowanie. Kazano nam opuścić schron, na ulicach pełno zdziczałego, pijanego wojska. Żadnego polskiego żołnierza. Miasto zadymione, kurz gryzł w oczy…. Gdańsk całkowicie w gruzach… Musiałyśmy wyjść z miasta, jak najdalej od kurzu, gruzu, zapachu spalenizny, zresztą patrol wojskowy kazał nam iść w kierunku dworca. 

Doszłyśmy do Oliwskiej Bramy, gdzie zatrzymał nas patrol na rewizję. W tym miejscu zginęła nam najmłodsza siostra Jadwiga, która szła tuż za nami z naszą bliską znajomą. (...) Jeszcze dziś, gdy o tym piszę, czuję ten wielki lęk, który był we mnie, gdy to się stało. Rozglądałyśmy się bezradnie.”

- Stałam za rękę z córką dawnego sąsiada, rzeźnika. Tłum pociągnął nas w drugą stronę i straciłam mamę i siostry z oczu - opowiada Jadwiga. - Uciekając z centrum, razem z tłumem ludzi dotarłyśmy do budynków Akademii Medycznej. Siedzieliśmy na ziemi, odpoczywając, a żołnierze radzieccy przychodzili i zabierali młode kobiety, moją sąsiadkę niestety też do piwnicy zaciągnęli. Wyskoczyłam z krzykiem na dwór, podjechał do mnie oficer na koniu i zapytał, co się stało. Powiedziałam, że pan zabrał mi mamę, a ten oficer poszedł do piwnicy i za chwilę usłyszałam strzał. Nie wiem już, jak i jakim cudem dostałyśmy się z moją towarzyszką do Sierakowic, bo ona miała tam rodzinę. I tam mnie mama i siostra znalazły.

 

Kartuzy - na jakiś czas

W tym samym czasie Bolesława z pozostałymi córkami pod osłoną nocnego lasu, kryjąc się przed radzieckimi żołnierzami, dotarły do Oliwy. Tak zapamiętała to Budzimira: 

“Na Polankach spotkałyśmy nareszcie polskiego żołnierza. Jego mogłyśmy uściskać z radości. Zaprowadził nas do sztabu, koło katedry. Na strychu, gdzie nas umieszczono, było już sporo ludzi. Spokojnie spałyśmy, bo tam żaden radziecki żołnierz nie mógł dotrzeć… Potem zapytano, czy mamy w Kartuzach kogoś, gdzie moglibyśmy zatrzymać się, bo jedzie tam samochód ciężarowy i możemy się zabrać. Radzili udać się na polski teren, bo nie gwałcono tam kobiet i takiego rozboju, szaleństw tam nie było. Mamusi dobra znajoma posiadała w Kartuzach dom na Rynku, więc pojechałyśmy (...)

Potem nieoczekiwanie odnalazła się nasza siostra Jadzia. …. Pewnego dnia Mamusia przypomniała sobie, że w Sierakowicach mają dom rodzice naszej znajomej, która razem z Jadzią zagubiła się. Rzeczywiście - Jadziunia tam była!”

2023-03-20-Jadwiga-Michalkiewicz040_950x584.JPG
Rok 1947, zdjęcie wykonano podczas wesela Janki Muzyk, ale bohaterki i jej męża na nim brak. Przed domkiem przy Kolonii Ochota pozują m.in. babcia Maria Muzykowa (w okularach, w środku kadru), na l. od niej Aniela Grochowska przedwojenna gospodyni Bolesławy i Feliksa, nad którą uśmiecha się z kolei Bolesława, na p. od matki - Budzimira (w białym kołnierzu), a nad nią jej mąż Edmund Wojtalewicz
Fot. archiwum Jadwigi Michałkiewicz

Z Pszennej na Kolonię Ochota

Na początku maja wróciły do Gdańska. Pierwsze kroki skierowały na ul. Pszenną, do ruin swego przedwojennego mieszkania, by sprawdzić, czy czeka na nie jakaś wiadomość od bliskich (wcześniej przytwierdziły kartkę do wypalonej ściany - red.). Liścik zostawiła siostra Bolesławy - Stefania.

Budzimira: “Udałyśmy się pod wskazany adres na Siedlce, gdzie w ogródkach działkowych na Kolonii Praca ciocia miała ze swoim mężem domek jednorodzinny (...)  zaprowadzono nas do obok położonej Kolonii Ochota, gdzie zarezerwowano nam wolny domek letniskowy”.

- Zajęliśmy stary, drewniany domek nad dzisiejszym placem Zebrań Ludowych. Kiedy mama zobaczyła ogródek z drzewami owocowymi i warzywniak, postanowiła się już nie ruszać, bo tu ma wszystko dla dzieci - opowiada Jadwiga. - Długi czas tam mieszkaliśmy. Było pięknie, zielono, ale toaleta na zewnątrz, wilgoć i grzyb. Dla mnie, małej dziewczynki, był to cudowny czas, bo miałam swój piękny ogród, choć do szkoły na Wałową daleko. Mama strasznie chorowała na astmę, więc w końcu zamieniliśmy się na mieszkanie przy ul. Żywieckiej we Wrzeszczu. Mama pracowała w fabryce margaryny, ale później nie dała już rady, przeszła na rentę. Budzia i Marcelina już pracowały, więc nam pomagały. 

2023-03-20-Jadwiga-Michalkiewicz038_914x633.JPG
Rok 1947. Koleżanki - z prawej Jadzia Muzykówna. Zdjęcie wykonane przed domkiem przy Kolonii Ochota
Fot. archiwum Jadwigi Michałkiewicz

Śmietana na chore płuca

Wkrótce okazało się, że wojenny głód i strach pozostawił trwałe ślady także na zdrowiu Budzimiry:

“W marcu 1946 roku, gdy z I Liceum Ogólnokształcącego, do którego uczęszczałam od czerwca 1945 roku i byłam już w klasie maturalnej, skierowano nas do Akademii Medycznej na prześwietlenie płuc, padła ta straszna diagnoza (rozległe zmiany w płucach - red.)

Chciałam zdać maturę, potem studiować, a widoki na wyleczenie prawie żadne, brak było lekarstw. Wówczas leczono środkami naturalnymi, piciem śmietany, leżakowaniem, po prostu leniuchowaniem.”

Lekarstwem okazała się miłość, która przyszła niemal równolegle z diagnozą. Starszego o 11 lat Edmunda Wojtalewicza poznała u koleżanki. “Uległam jego urokowi od pierwszego dnia, gdy go spotkałam u Danki. On, gdy mnie zobaczył, kiedy weszłam, stwierdził “to będzie moja żona”. Powiedział mi o tym, gdy wyznał mi swoją miłość” - pisze Budzimira.

Ślub wzięli we wrześniu 1946 roku.

2023-03-20-Jadwiga-Michalkiewicz043_658x1066.JPG
Edmund Wojtalewicz
Fot. archiwum Jadwigi Michałkiewicz

- Ja ciągle chodziłam po szkole do Budzi i Edmunda. Mieszkali przy ul. Wyczółkowskiego, wynajmowali piętro domu. Dobrze się z nimi czułam i lubiłam bardzo to miejsce, był tam ładny ogród. Budzia leczyła się wtedy, a ja woziłam jej świeże mleko od krowy, które mama gdzieś załatwiała - wspomina Jadwiga.

“Sześć lat leczyłam swoje chore płuca, ale młodość, dobry mąż i chęć życia zwyciężyły. W zasadzie mieliśmy swobodę, mieliśmy Polskę, choć nie tę wymarzoną, Najważniejsze było to, że wróg już nie czuwał za każdym murem jak to było w czasie okupacji hitlerowskiej” - podsumowuje żona Edmunda Wojtalewicza, który był współtwórcą i szefem pracowni protetycznej Akademii Medycznej w Gdańsku.

2023-03-20-Jadwiga-Michalkiewicz045_679x1066.JPG
Jadwiga Muzykówna w ogrodzie Wojtalewiczów przy ul. Wyczółkowskiego
Fot. archiwum Jadwigi Michałkiewicz

Św. Barbara czy nauczycielka?

Jadwiga wspomina naukę w Liceum Pedagogicznym w Oliwie: - Od zawsze chciałam być nauczycielką, ale utrzymałam się w tej szkole tylko przez półtora roku. To był okres twardego stalinizmu, a ja zaangażowana byłam w teatr w kościele, gdzie graliśmy żywoty świętych - tłumaczy Jadwiga. - Występowaliśmy m.in. w kościele Chrystusa Króla, polskim kościele, który ufundowali zresztą między innymi dziadkowie Leszczyńscy. Wydała mnie w szkole przyjaciółka, przeszłam później psychiczną gehennę. Stanęłam przed komisją szkolną, która kazała mi wybierać - nauka albo kościół? Siłą przetrzymywano mnie w szkole, żebym spóźniła się na pociąg i nie dotarła na przedstawienie. Zrezygnowałam ze szkoły i zaczęłam pracę w Kolejowych Zakładach Gastronomicznych. Zaocznie ukończyłam technologię żywienia i już zostałam w tym zawodzie. Przez lata śpiewałam w chórze Budowlanych Wybrzeża, w domu też pracowałam śpiewająco, ponoć odziedziczyłam głos po mamie. 

2023-03-20-Jadwiga-Michalkiewicz032_710x1066.JPG
Licealistka Jadwiga Muzyk jako św. Barbara w kościelnym przedstawieniu
Fot. archiwum Jadwigi Michałkiewicz

Córka śpiewaczki i dyrygenta

Któraś z czterech córek musiała odziedziczyć geny po “artystycznych rodzicach”. Bolesława Muzyk, absolwentka konserwatorium, nim została żoną i matką, śpiewała w Operze Berlińskiej, a Feliks (również po konserwatorium, absolwent dyrygentury) był kierownikiem i dyrygentem chóru Lutnia.

 - Nie spełniłam marzenia o byciu nauczycielką, ale po wojnie każdy był po prostu zadowolony, że żyje, że jest, że ma swój kącik i rodzinę. Nasza mama zawsze mówiła: jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, że nie pochowałam żadnego mojego dziecka - tłumaczy Jadwiga.

2023-03-20-Jadwiga-Michalkiewicz026_950x562.JPG
Rok 1955, Chór Budowlanych Wybrzeże na scenie, 12 rocznica odrodzenia
Fot. archiwum Jadwigi Michałkiewicz
2023-03-20-Jadwiga-Michalkiewicz027_949x633.JPG
To samo zdjęcie - zbliżenie, druga od prawej w dolnym rzędzie - Jadwiga (wtedy jeszcze Muzykówna)
Fot. archiwum Jadwigi Michałkiewicz

W pracy Jadwiga poznaje Janusza Michałkiewicza, kierownika kadr (później pracował w Unimorze i Morskiej Obsłudze Radiowej Statków). W 1962 roku biorą ślub, w 66 rodzi się im Piotr, w 72 - Ewa. W marcu 2023 państwo Michałkiewicz odbierają medal i gratulacje od prezydenta Gdańska za 60-lecie małżeństwa.

2023-03-20-Jadwiga-Michalkiewicz046_747x1066.JPG
Koniec lat 50-tych. Na tle Żurawia, Bolesława Muzyk (z prawej), Jadwiga Muzykówna i jej przyszły mąż Janusz Michałkiewicz
Fot. archiwum Jadwigi Michałkiewicz
2023-03-20-Jadwiga-Michalkiewicz018_949x633.JPG
Janusz i Jadwiga Michałkiewicz - 60lecie wspólnego życia w małżeństwie obchodzili w 2022 r.
Fot. Grzegorz Mehring/www.gdansk.pl

Budzia naczelnikiem

W 1960 roku Budzimira Wojtalewicz rozpoczyna swoją najdłuższą przygodę zawodową - w gdańskiej TVP. Przez kilka miesięcy, do końca roku, zastępuje sekretarkę redaktora naczelnego, ale szybko daje się poznać jako osoba kompetentna i odpowiedzialna. W ciągu kilku lat zostaje naczelnikiem Wydziału Dyspozytury Technicznej. 

Zdrowie ukochanego Edmunda, wystawione na próbę podczas robót przymusowych, podupada, po ciężkiej grupie następują powikłania w płucach, jeszcze kilka lat żyje na rencie (ostatnie dwa z butlą tlenową na podorędziu). Umiera w marcu 1971, a niespełna rok wcześniej odchodzi Bolesława Muzyk.

Budzimira rzuca się w wir pracy, z wdzięcznością przyjmując zachętę naczelnego do szybkiego powrotu do TV. Z roku na rok jej entuzjazm do telewizji wyhamowuje: “ Odeszłam na wcześniejszą kombatancką emeryturę, poniekąd ze względu na zły stan zdrowia, ale zarówno na mojego zastępcę do spraw technicznych. Przydzielono mi wprawdzie fachowca, ale była to żona naszego “opiekuna” z ramienia UB. Okazała się osobą lojalną w stosunku do mnie w pracy, niemniej było to pewne obciążenie. Przez niektórych pracowników, ze względu na pozycję swego męża w TV hołubiona, “podlizywano się” jej... Ta wytworzona przez niektórych współpracowników sytuacja nie odpowiadała mi. Mój stan zdrowia pogorszył się z powodu stresu prawie ciągłego, co miało wpływ na to, iż już w 1979 roku zgłosiłam naczelnemu redaktorowi Zbigniewowi Pietrasowi przejście na wcześniejszą emeryturę”.

Z krótkiej mowy przygotowanej przez Budzimirę na spotkanie pożegnalne z koleżankami i kolegami z redakcji: “... z początkiem lutego 81 roku, spadnie ze mnie ciężar odpowiedzialności za wydział, nie będzie nieprzespanych nocy, a przyznam, że bardzo odbijało się to wszystko na nienajlepszym stanie zdrowia(...). Więcej będę mogła bywać w Towarzystwie Przyjaciół Gdańska, jestem członkiem zarządu od paru lat, także w kole wychowanków Gimnazjum Polskiego w Gdańsku”. 

2023-03-20-Jadwiga-Michalkiewicz048_617x633.JPG
Lata 60-te. Budzimira Wojtalewicz w studio Telewizji Gdańsk
Fot. archiwum Jadwigi Michałkiewicz

Solidarność - wielka rodzina

Wkrótce po ogłoszeniu stanu wojennego Budzimira angażuje się w działalność dominikańskiego duszpasterstwa “Górka” w kościele św. Mikołaja w Gdańsku. Pisze o tym: “Tam zaopiekował się o. Sławomir Słoma środowiskiem twórczym… Przydały mi się moje wieloletnie kontakty, szczególnie z Politechniką Gdańską, gdy potrzebowaliśmy urządzenia techniczne do rejestrowania koncertów etc…. Na Górkę zapraszał Andrzej Drzycimski, Adam Kinaszewski i ich team, wielu wspaniałych ludzi, literatów, malarzy, artystów i innych (…) Niezatarte wspomnienia to Państwo Lutosławscy. Mnie powierzono opiekę nad nimi i zorganizowanie razem z Aliną Afanasjew odtworzenia z taśmy nagranej w BBC i prawykonanie tej III Symfonii w Polsce, w kościele św. Mikołaja w Sopocie. W sierpniu 1984 roku obchodziliśmy bodajże najuroczyściej rocznicę Sierpnia 80 (wtedy odbyło się prawykonanie symfonii Witolda Lutosławskiego - red.). Odwiedziło nasze miasto wówczas, gdy byliśmy jeszcze pod panowaniem komunistów, tylu wybitnych ludzi, ze świata literackiego, artystycznego. Państwo Herbertowie, Lutosławscy, Fedorowiczowie, Halina Mikołajska, panowie Olbrychski i Wajda. .. To był wspaniały czas, choć pod terrorem. A my wielka rodzina”. 

2023-03-20-Jadwiga-Michalkiewicz049_852x633.JPG
Budzimira Wojtalewicz - Winke “w swoim ulubionym domku” - jak mówi Jadwiga Michałkiewicz o 30-metrowej kawalerce siostry przy ul. Chłopskiej 34 D
Fot. archiwum Jadwigi Michałkiewicz

Po uniesieniach rocznicy Sierpnia w 1984 roku, następuje kryzys zdrowotny: “Często odczuwałam lęk przed ZOMO, były podsłuchy w moim telefonie. To, a także obawy siostry mojej Jadzi, że mogę mieć kłopoty z SB, sprawiły, że po zakończonych uroczystościach (4 rocznicy - red.) zapadłam poważnie na zdrowiu. Stany lękowe były tak silne, że wpadłam w depresję. Chciałam skryć się w mysiej dziurze, zrezygnować musiałam z działań na Górce, w Towarzystwie Przyjaciół Gdańska i poddać się intensywnemu leczeniu od października 85 roku”.

2023-03-20-Jadwiga-Michalkiewicz052_905x1066.JPG
Rok 1980. 70-lecie Stefanii Leszczyńskiej (w środku), Budzimira Wojtalewicz z prawej
Fot. archiwum Jadwigi Michałkiewicz

Od pierwszego męża do ostatniego

Żeby dobrze zrozumieć nagły zwrot w dalszych latach życia Budzimiry Wojtalewicz, trzeba cofnąć się do 1977 roku, kiedy to Marianna Wojtalewicz, siostra cioteczna Edmunda, zaprosiła ją do rodzinnych stron jej zmarłego męża, czyli do Palatynatu Reńskiego w RFN. Budzimira poznała wówczas także siostrę Marianny - Helenę Winke i jej męża Herberta. Tuż przed powrotem Budzimiry do Gdańska z kolejnego urlopu u Wojtalewiczów w 1981 roku, Helena zmarła.

starsi ludzie siedzący na krzesłach w dużej sali, ok 100 osób
Rok 1982 - 60-lecie Gimnazjum Polskiego Macierzy Szkolnej, Budzimira Wojtalewicz osamotniona w prawym rogu zdjęcia
Fot. archiwum Jadwigi Michałkiewicz

Ze wspomnień Budzimiry: “Po powrocie do Gdańska korespondowałam z mężem Helci, który w międzyczasie, już jako emeryt, kupił domek we wsi Atzelgift i zapraszał mnie do siebie. Będąc znów w Niemczech, tym razem na święta w 85 roku, odwiedziliśmy Herberta. Zauroczona byłam wszystkim. Jego gościnnością, pięknym domkiem w kuracyjnej miejscowości, wokół lasy….  i ta cudowna cisza, bez zomowców, milicji. Marzyło mi się, by móc zostać. Herbert interesował się moim losem, wiedział też, że niechętnie wracam do Gdańska, gdzie żyłam w ciągłym niepokoju. Dzwonił, dopytywał czy mam odpowiednie leki. Nie czułam się bezpiecznie w Gdańsku, zdawało mi się też, że mnie UB już namierzyło. 

Nagle, w marcu 1986 r., Herbert zaproponował mi małżeństwo. Uważał, że to najlepszy sposób ucieczki z Gdańska, poza tym czuliśmy do siebie wielką sympatię. Latem tego samego roku (miałam wielkie wahania), odbył się ślub. Dzięki wspaniałej opiece Herberta, lekarskiej, rodzinnej, w ciszy - wróciłam do zdrowia".

dwoje starszych ludzi siedzi nad tortem z napisem 85 lat
Rok 2009 przy urodzinowym torcie z mężem Herbertem Winke
Fot. archiwum Jadwigi Michałkiewicz

Niestety zaiskrzyło 

- Mieli taki układ z Herbertem, że Budzia wyjdzie za niego, ale tylko jeśli będzie mogła więcej przebywać w Polsce niż tam, w Atzelgift - tłumaczy Jadwiga. - Walczyła długo z tym uczuciem. No bo - jak to, Niemiec!?! On był bardzo dobrym człowiekiem i zaopiekował się nią. No i niestety zaiskrzyło. Mówiła mi: “wiem, że nie jesteś zadowolona, że nie chcesz żebym wyszła za Niemca”. A ja miałam jakiś uraz w sobie, gdzieś głęboko. Nie mogłam słuchać brzmienia języka niemieckiego, a wokół nas, na Kolonii, mieszkały rodziny gdańskich Niemców po wojnie. Jak ich słyszałam, uciekałam w mysią dziurę. Mama nie mogła przy mnie z żadną sąsiadką po niemiecku rozmawiać. Mówiła: “wszędzie są źli i dobrzy ludzie. Nie można mieć urazy. Jesteś katoliczką zaangażowaną, musisz w końcu przełamać tę niechęć. Nie wolno mieć nienawiści do ludzi w sercu”. 

We wspomnieniach Budzimiry - już Wojtalewicz-Winke, jest taki akapit specjalnie dla siostry: “Może Jadziuńce - mojej wspaniałej siostrzyczce, przyda się jeszcze informacja dotycząca Herberta powiązań z Polakami. Jego pradziadek pojął za drugą żonę Polkę, Józefinę Matyńską (z kreseczką nad “n”, posiadamy potwierdzenie z Archiwum Archidiecezjalnego w Poznaniu)".

 - Herbert to była taka miłość wbrew, ironia losu, zakochała się, ale właściwie to wcale się nie dziwię. Obsypywał ją kwiatami, przed świętami robił dla niej olbrzymi kalendarz adwentowy, w każdym okienku niespodzianka, kapcie, torebki, różne takie.. Rozpieszczał ją - kwituje Jadwiga, która akceptując ostatecznie niemieckiego męża siostry, nie wiedziała, że decyzja Budzimiry najpierw uratuje jej życie, a później to ona ratować będzie ją.

2023-03-20-Jadwiga-Michalkiewicz033_949x633.JPG
Obóz koncentracyjny Stutthof, 5 maja 1999, złożenie kwiatów pod pomnikiem ofiar przez delegację Polonii gdańskiej, pierwsza z lewej na schodek wchodzi Budzimira Wojtalewicz-Winke
Fot. archiwum Jadwigi Michałkiewicz

Wyciągnięta ze spokojnego życia emerytki

W Polsce schyłku lat 80-tych brakowało wielu rzeczy. Na przykład leków. Kiedy okazało się, że Jadwiga choruje na nowotwór, lekarze w Gdańsku nie dawali jej dużej szansy na przeżycie. Pomoc w postaci chemioterapii dla niej, a także kilkunastu innych pacjentów nadesłali Budzimira i Herbert, który później na kolejne lata zaangażował się w sprowadzanie leków do rodzinnego miasta żony.

Jakby zwrotów w życiu Budzimiry było jeszcze mało, w 1998 roku, dzięki Elżbiecie Grot z Muzeum Stutthof poznała Dietera Schenka. Tak o tym pisze: “Tyle kontaktów z autorem, nagrywania w Niemczech i w Gdańsku, tłumaczenia dokumentów… Ja wówczas już 80-letnia zostałam ze spokojnego życia emerytki wciągnięta w wir wspaniałych wydarzeń… Schenk napisał powieść dla młodzieży inspirowaną moim życiorysem (pt. “Jak pogoniłam Hitlera. Gdańszczanka - Polska w ruchu oporu”). Dzięki niej poznałam wspaniałych Niemców, młodzież, ich pozytywny stosunek do Polaków. To on pogonił mnie do częstych kontaktów z Niemcami, promocji, wykładów”. 

Książka ukazała się w 2003 roku po niemiecku, dwa lata później także po polsku. Pisana ze swadą i humorem, była łatwo przyswajalna dla młodego pokolenia nowego milenium. 

2023-03-20-Jadwiga-Michalkiewicz050_908x633.JPG
Maj 2008 - delegacje szkół z Bad-Marienberg i Gdańska u prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza
Fot. archiwum Jadwigi Michałkiewicz

W sierpniu 2005 towarzystwo Frischer Wind Atzelgift (Świeży Powiew), poznając życiorys polskiej sąsiadki dzięki książce, zaprosiło i sponsorowało 52 gdańskim studentom z duszpasterstwa Górka tygodniowy pobyt w Atzelgift, by mogli uczestniczyć w XX Światowym Spotkaniu Młodzieży z papieżem Benedyktem XVI w pobliskiej Kolonii. 

starsza pani siedzi na krześle w plenerze Gdańska, filmuje ją ekipa
Rok 2009 - podczas kręcenia filmu dla niemieckiej telewizji NDR
Fot. archiwum Jadwigi Michałkiewicz

Szkoły, wywiady, medale

W “emerytkę z palatynackiej wsi” wstąpiła wielka energia. Budzimira Wojtalewicz-Winke jeździła po szkołach w Palatynacie i w Gdańsku, udzielała wywiadów polskim, niemieckim i austriackim mediom.

- Jeździłam z nią na te spotkania z młodzieżą. Miała ogromny dar, słuchali jej chętnie. Opowiadała o wojnie, o powstaniu, o przedwojennym Gdańsku, o naszych rodzicach. Żyła tym bardzo - wspomina Jadwiga. 

W 2008 roku Rada Miasta Gdańska odznaczyła ją Medalem św. Wojciecha “za niezachwianą wierność tradycjom gdańskiej Polonii i wcielanie w życie idei porozumienia i przyjaźni między narodami”. W tym samym roku przyjechała do Gimnazjum nr 2 w Gdańsku grupa uczniów i nauczycieli z Realschule Bad Marienberg (miejscowość w pobliżu Atzelgift). Rok później gdańscy uczniowie pojechali tam z rewizytą.

starsza pani z kwiatami
Lipiec 2008 - Budzimira Wojtalewicz - Winke - uśmiech na gdańskim fotelu (Nec Temere Nec Timide tym razem nad głową najstarszej z sióstr Muzyk…) po odznaczeniu Medalem św. Wojciecha
Fot. archiwum Jadwigi Michałkiewicz

Nie mogłam się na to zgodzić

W grudniu 2011 roku świat dla Budzimiry i Jadwigi zatrzymał się na blisko rok. Budzimira i Herbert wracali z lotniska po locie z Gdańska do swojego domu. W drodze Herbert doznał zawału, stracił panowanie nad samochodem. Zginął na miejscu, a jego żona była na skraju śmierci.

- Zaraz na drugi dzień poleciałam tam i byłam z Budzią cały czas. Nie poznałam mojej siostrzyczki, kiedy ją zobaczyłam… - opowiada Jadwiga. - Lekarze i córka Herberta prosili mnie: pozwól im zasnąć razem, nie daj jej podłączać pod maszyny. Profesor mówił, że będzie roślinką. Nie zgodziłam się, nie mogłam się na to zgodzić! Profesor chciał amputować jej nogi, napłakałam się, żeby jeszcze poczekał. Mówił, że w tym wieku przeszczep się nie przyjmie. Przekonałam go, żeby spróbował. A później jeszcze mi dziękował, bo przeszczep się pięknie przyjął i miał ciekawy przypadek do pokazywania, to był jego sukces. Do tej pory z tym profesorem piszemy do siebie życzenia na święta. Mówi, że dzięki nam pokochał Polskę. 

2023-03-20-Jadwiga-Michalkiewicz053_904x633.JPG
8 maja 2008 - rocznica zakończenia II wojny światowej przy Pomniku tych, co za Polskość Gdańska, z prawej Piotr Mazurek prezes Towarzystwa Przyjaciół Gdańska
Fot. archiwum Jadwigi Michałkiewicz

To wszystko od mamy

Siostry spędziły razem prawie rok w tamtejszej klinice. Po powrocie do rodzinnego miasta rekonwalescentka zamieszkała w Domu Pomocy Społecznej Caritas na Przymorzu, bo w ciasnym mieszkaniu Michałkiewiczów nie było dla niej odpowiednich warunków. O samodzielny pokój dla zasłużonej gdańszczanki zadbał prezydent Paweł Adamowicz, który czasem ją odwiedzał. 

Na 90 urodziny Budzimiry przyjechały do Gdańska trzy pielęgniarki z Frankfurtu. 

- Budzia była sparaliżowana od pasa w dół, ale ja bym teraz chciała mieć taki umysł, jaki moja siostrzyczka miała w wieku 90 lat po tak ciężkim wypadku. Do końca działała, cały czas siedziała przy komputerze, pisała, dzwoniła - wspomina Jadwiga. - Dzień w dzień do niej jeździłam. Do tej pory widzę jej rozradowaną buzię, kiedy widziała mnie w drzwiach. Jeździłyśmy sobie na spacery. Żyła jeszcze cztery lata. Była mi za to bardzo wdzięczna, mówiła że jeszcze sporo rzeczy przeżyła. Budzia była prawdziwą rzeczniczką pojednania polsko - niemieckiego. Zawsze mówiła, że ma to wszystko od naszej mamy, która była bardzo dobrym człowiekiem. Całe życie tłumaczyła nam, że nienawiści w sercu nie można mieć, nawet do wroga, że należy wybaczać.

2023-03-20-Jadwiga-Michalkiewicz061_949x633.JPG
Jadwiga Michałkiewicz, marzec 2023
Fot. Grzegorz Mehring/www.gdansk.pl

TV

Gdańskie cmentarze na Wszystkich Świętych