Rozmowa dwóch gdańskich kibiców przed meczem Lechii z Pogonią Szczecin.
- Wygrają?
- Powinni wygrać.
- Ale ja o Pogoni. Wygrają?
- Żartujesz?
- Wygrali dotąd tylko dwa mecze. Każda seria musi się kiedyś skończyć.
- To akurat prawda.
- No i zaczęli strzelać. Ostatnio z Zagłębiem Lubin strzelili trzy gole (Pogoń zremisowała z Zagłębiem Lubin 3:3 - red.)
- To też prawda. Zobaczymy.
No i zobaczyli. No i przypuszczenia, że każda seria musi się kiedyś skończyć, sprawdziły się podczas meczu Lechii z Pogonią, choć początek spotkania wcale na to nie wskazywał.
W 4. minucie Sławomir Peszko popędził lewą stroną boiska, wpadł w pole karne, wgrał do środka, ale jego podanie zostało zablokowane. Z akcji nic nie wyszło, ale trener biało-zielonych Adam Owen był zadowolony: sprzed linii bocznej boiska pokazywał panu Sławkowi dwa kciuki wyciągnięte do góry.
Był to chyba jedyny moment, w którym Adam Owen był zadowolony. Potem nie miał już po prostu okazji. W 17. minucie jego podopieczni przegrywali 0:1. Świetna szybka akcja gości - Rafał Murawski podawał w stronę pola karnego dokładnie do Jakuba Piotrowskiego, ten oddał do będącego na jeszcze lepszej pozycji Adama Frączczaka, który strzelił do pustej bramki. Gdzie byli obrońcy Lechii?
Chwilę później z lewej nogi zza pola karnego groźnie, na szczęście nad poprzeczką, strzelał Spas Delew. Ta sytuacja pokazała jednak, że Lechiści byli mało skoncentrowani i chyba zbyt pewni siebie (grali z najsłabszym zespołem ekstraklasy), z kolei Portowcy byli zdeterminowani i konsekwentni.
W 33. minucie było już 0:2. Piotrowski z prawej strony wymanewrował w polu karnym Błażeja Augustyna przymierzył w krótki róg obok Grzegorza Wojtkowiaka i interweniującego Dusana Kuciaka.
Po przerwie trener Owen na boisko wprowadził Romario Balde, który w kilku wcześniejszych meczach zaraz po wejściu na boisko wypracowywał kolegom sytuacje bramkowe. Tak było choćby w poprzedniej kolejce przeciwko Górnikowi, gdy przedarł się przez obronę, strzelił z bliska z lewej strony, bramkarz zabrzan Tomasz Loska obronił, ale wypuścił piłkę z rąk, do której dopadł Flavio Paixao i pewnie skierował ją do siatki.
Tym razem Portugalczyk nie dał impulsu do ataku. Ciągle częściej atakowali goście ze Szczecina. Bramce Kuciaka zagrażali Piotrowski, Murawski, Delew.
W 70. minucie Łukasz Zwoliński wpadł z piłką w pole karne, strzelił, piłkę ręką odbił Mato Milos. Rzut karny dla Pogoni. Adam Frączczak płasko po ziemi w prawy dolny róg, Kuciak rzucił się w przeciwną stronę. 0:3.
W końcu piłka wylądowała w siatce Pogoni. W 83. minucie rzut rożny dobrze bił Patryk Lipski, główkował w polu karnym Grzegorz Kuświk, do piłki nogę dostawił jeszcze Flavio Paixao i kibice biało-zielonych zebrani na Stadion Energa Gdańsk mogli po raz pierwszy w meczu podnieść ręce w geście triumfu.
Nadzieja wstąpiła w fanów Lechii, ale na odrobienie strat zabrakło czasu i chyba determinacji samych piłkarzy. W zmianie wyniku nie pomogły dodatkowe sześć minut, które doliczył arbiter.
- Jestem rozczarowany wynikiem i postawą moich zawodników. Nie tak chcieliśmy pożegnać się z naszymi kibicami w ostatnim meczu w 2017 roku na naszym stadionie. Brakowało nam koncentracji, przez co nie realizowaliśmy założeń taktycznych i traciliśmy bramki - mówił trener Owen już po meczu. - Myślę, że zawiodła nas sfera mentalna. Być może po dobrym meczu z Górnikiem sądziliśmy, że będzie nam łatwiej. To był jeden z naszych najgorszych meczów, chyba nawet gorszy od tego z Koroną.
W sobotę, 16 grudnia, na zakończenie Lotto Ekstraklasy w 2017 roku gdańszczanie zagrają na wyjeździe z Sandecją Nowy Sącz.
Lechia Gdańsk – Pogoń Szczecin 1:3 (0:2)
Bramki: M. Paixao (83.) - Frączczak (17., 72. karny). Piotrowski (33.)
Lechia: Kuciak – Milos, Wojtkowiak, Augustyn, Wawrzyniak – J. Nunes (57. Lipski), Łukasik – F. Paixao, Krasić (46. Balde), Peszko (76. Kuświk) – M. Paixao
Pogoń: Załuska – Rapa, Fojut, Dvali, R. Nunes – Frączczak, Murawski (90. Rudol), Piotrowski (90. Kort), Drygas, Delew (77. Matynia) – Zwoliński
Żółte kartki: Rapa, R. Nunes