Na początku pani Beata Zielińska zawiesiła nad ulicą Tuwima zielone baloniki na sznurkach rozciągniętych między drzewami. Kilka rzędów. Potem przyjechała wysoka ciężarówka i pozrywała sznurki. Trzeba było zaczynać wszystko od nowa.
Potem poszło już lepiej. Tuż po godz. 16 w poniedziałek 9 maja na tyłach eleganckiej rezydencji państwa Zielińskich przy ulicy Tuwima (niedaleko stąd jest znany gdańszczanom budynek ZUS) odbyło się dyskretne garden party z markowym szampanem i solonymi orzeszkami. Świętowano “otwarcie” ulicy Tuwima. Nieformalne otwarcie, choć wszystko przebiegło jak bywa przy takich okazjach: nożyczki, szarfa i prezydent Gdańska Paweł Adamowicz w roli przecinającego.
Nietypowość tego otwarcia polegała na tym, że Zieliński wniósł ponad 20 proc. “wkładu własnego” w odnowienie ulicy: zapłacił 100 tysięcy złotych z własnych pieniędzy, podczas gdy cały remont kosztował 460 tysięcy złotych. Częściowo wymieniono oraz przełożono kostkę brukową, wyprostowano krawężniki, podniesiono studzienki.
Dodatkowo miasto wymieniło 100-letnią już sieć wodno-kanalizacyjną, co kosztowało ok. pół miliona zł. Niby nie trzeba było tego jeszcze robić, ale urządnicy doszli do wniosku, że rozkopywanie za jakiś czas pięknie wyremontowanej ulicy byłoby marnowaniem włożonych teraz pieniędzy i wysiłku,
Zieliński: - Najpierw, w 2001 roku kupiłem ten dom. Powoli go remontowałem. Później wiadomo, wnętrza: pokoje, kuchnia, łazienki. Jeszcze później zadbałem o ogród. A później pomyślałem: a dlaczego właściwie poza moją parcelą miałoby być brzydko? Niektórzy mówią, że zrobiłem to egoistycznie, dla siebie. Ale nie: zrobiłem to, bo poczuwam się do swoich obywatelskich obowiązków i mam nadzieję, że inni wezmą ze mnie przykład.
Zieliński jest tak naprawdę skromnym, zamkniętym w sobie i nieco tajemniczym człowiekiem. Wiadomo, że kilkadziesiąt lat spędził poza Polską: w Niemczech, USA i Rosji, i stamtąd prowadził swój biznes. Nie chce mówić, co to było, ale nieoficjalnie od jego znajomych można się dowiedzieć, że chodziło o handel towarami z branży spożywczej.
Zieliński mówi, że jest absolwentem I LO w Gdańsku i że skończył też ekonomię na UG. Oczywiście wtedy była to ekonomia socjalizmu. Prawdziwej ekonomii uczył się na Zachodzie. Kilka minut ustalamy, czy jest biznesmenem, czy kapitalistą, czy jak właściwie mam go opisać. Mówi, że te terminy do niego nie pasują. Wiadomo, że w Gdańsku jest prezesem firmy Versus, do której należy budynek byłej przychodni kolejowej przy Dworcu Głównym w Gdańsku. Verus przebudowuje ją na hotel Central oraz restaurację (będzie się nazywała PG4, od adresu Podwale Grodzkie 4) z najlepszymi piwami z Europy. Miejsce ma być otwarte na przełomie września i października tego roku. Zieliński nie zdradza, ile go ta inwestycja kosztuje, ale śmieje się, że dopiero jego wnuki zaczną na niej zarabiać.
W remont ulicy Tuwima włożył 100 tys. zł, choć mówi, że wcale tyle nie planował.
- Wszedłem w negocjacje z urzędnikami miejskimi i wtedy zrozumiałem, że brak remontu tej ulicy, czy innych podobnych, to nie jest wcale zła wola urzędników - mówi. - Po prostu polskie miasta mają ograniczone budżety, i nie ma na wszystko pieniędzy. Nie jesteśmy Szwecją, Danią, Niemcami czy Holandią.
- Szczerze, to myślę, że w Polsce powinniśmy płacić wyższe podatki, bo skąd nasze miasta mają brać na te inwestycje? Jeśli nie będzie wyższych podatków, to grozi nam, że zarośniemy brudem - dodaje.
Na “otwarciu” ulicy Tuwima był prezydent Paweł Adamowicz.
- To bardzo szlachetna inicjatywa - powiedział o współfinansowaniu remontu ulicy przez Zielińskiego. - Na Zachodzie to normalne, że wyższa klasa średnia, ludzie zamożni, finansują powstawanie bibliotek, oddziałów szpitalnych, hospicjów, placów i skwerów. W Polsce dla niektórych to wciąż niestety frajerstwo, ale mam nadzieję, że to się zacznie zmieniać. Polscy nuworysze często wolą kupić czwartego mercedesa, niż przekazać pieniądze na szczytny cel publiczny. Ale nasza klasa średnia, choć wciąż wąska, jednak się zmienia i zaczyna rozumieć, że to, co publiczne jest także bardzo ważne. Musimy się nauczyć, że taka obywatelskość, takie wsparcie ze strony zamożnych mieszkańców, jak to co zrobił Zieliński, to na Zachodzie coś normalnego.
Cezary Zieliński mówi, że woli tak naprawdę pozostać anonimowy i nie chce się afiszować ze swoją działalnością: - Zrobiłem to, by zainspirować innych.
Czy ma dalsze plany wobec ulicy Tuwima?
- Kiedyś stały tu lampy gazowe - mówi. - Kto wie, zobaczymy, może uda się je przywrócić tej ulicy? No i przydałoby się skrócić te lipy o jedną trzecią.