Robert Zaremba mówi, że wiele już w życiu widział, ale wciąż zdarzają się ludzie, którzy wprawiają go w zdumienie. Ostatnio - pewien dorosły wychowanek domu dziecka, któremu gdański samorząd postanowił ułatwić życiowy start. Przydzielono mu ładną, świeżo wyremontowaną kawalerkę: 29 metrów kwadratowych, w tym jeden pokój, widna kuchenka, garderoba. Czynsz śmiesznie niski, znacznie poniżej cen rynkowych.
- Sam chciałbym mieć do dyspozycji takie mieszkanie - nie ukrywa Zaremba, który jest kierownikiem ekipy remontowej w Gdańskim Zarządzie Nieruchomości Komunalnych. Jego ludzie fachowo wyremontowali tę kawalerkę.
Młody człowiek po domu dziecka przyszedł i od samego początku zaczął kręcić nosem: “Pierwsze piętro… Fatalnie… Nie lubię na pierwszym piętrze… A ten balkonik jest taki mały, zbyt mały… No nie wiem, muszę się zastanowić, czy przyjąć taką propozycję…”.
Kierownik Zaremba mówi, że dosłownie zdębiał: - A niech to cholera! - nie kryje irytacji. - Ludziom się już w głowach kompletnie poprzewracało. Prezydent Gdańska przydziela temu chłopakowi mieszkanie, żeby mu ułatwić start w życiu, a on jeszcze jest niezadowolony. Zamiast dziękować, zgrywa wielkiego pana! A powinien pobiec szczęśliwy do ludzi, którzy tak mu pomogli… Do prezydenta Adamowicza z kwiatami, i jeszcze jakby pół litra zaniósł w prezencie to pewnie nikt by nie przyjął, ale przynajmniej byłaby satysfakcja że gość naprawdę się cieszy…
Kierownik Zaremba gdańszczaninem jest dopiero od marca. Wsparcie od miasta mu się nie należało, więc mieszkanie po prostu musi wynajmować - w normalnej, rynkowej cenie. Łodzianin, który rzucił pracę w Białej Podlaskiej i stanął w Gdańsku do konkursu na szefa ekipy remontowej GZNK. I wygrał. Jego ludzie do końca tego roku wyremontują 300 mieszkań należących do gminy, które zrujnowane zostały przez dotychczasowych lokatorów.
Dostaniesz klucze do tych drzwi, ale...
Z kierownikiem Zarembą rozmawiam zaraz po konferencji prasowej prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza i Piotra Grzelaka, wiceprezydenta ds. polityki komunalnej. Temat: “Gdański model budownictwa społecznego i komunalnego”. Dziennikarzy zaproszono do blisko 100-letniego domu przy ul. Wyzwolenia 9 w Nowym Porcie. Jednopiętrowy budynek z czerwonej cegły, w którym od dawna mieszkały rodziny dysfunkcyjne - inaczej mówiąc, niezbyt dobrze radzące sobie z wymaganiami, jakie stawia życie. Cztery mieszkania i każde zamienione w ruderę. Z trzech z nich lokatorzy zostali wyeksmitowani - w sumie zwolniło się w ten sposób blisko 200 metrów kwadratowych. Do akcji wkroczyli ludzie kierownika Zaremby, zrobili remont kapitalny: koszt robocizny i materiałów to kilkadziesiąt tysięcy złotych na jedno mieszkanie, wszystko płacone z kasy miasta. Co stało się z wyeksmitowanymi ludźmi? Oczywiście nie poszli na bruk, ale do innych lokali, które są w dobrym stanie, tyle że mniejsze. Najemca czwartego mieszkania wyprosił, by dano mu szansę: obiecał, że pokona niszczący go nałóg, będzie pracował i zacznie dbać o powierzony mu lokal.
Gdańsk jako jedna z nielicznych gmin w kraju prowadzi swoją politykę mieszkaniową z prawdziwego zdarzenia. Ostatnio zadzwonili z Gorzowa Wielkopolskiego i zapytali, czy mogą przyjechać, poduczyć się jak to działa. Odpowiedź mogła być tylko jedna: “Przyjeżdżajcie!”.
Tymczasem dziennikarze najczęściej nie zadają sobie trudu, by zgłębić problem. Mieszkalnictwo to temat nieciekawy - no, chyba że jest jakaś afera. Na przykład ktoś zrobi w mediach awanturę, że mieszka w fatalnych warunkach z malutkimi dziećmi i należy mu się dużo lepsza kwatera. Dziennikarze przyjeżdżają z kamerą: pokazują płaczącą, załamującą ręce matkę i dzieciątka przez los skrzywdzone. Nikt nie zadaje niewygodnych pytań: Co pani zrobiła ze swoim życiem? Jakie zdobyła pani wykształcenie? Czy pani kiedykolwiek pracowała? Co by było gdyby tak każdy zażądał, aby gmina zapewniła mu mieszkanie? Zamiast niewygodnych pytań do lokatorki, dzielni dziennikarze mają oskarżycielskie pytania do urzędników, którzy - obowiązkowo - przedstawiani są jako ci źli, którzy los prostego człowieka mają w nosie.
Nikt nie powiedział tego wprost, ale był to jeden z powodów dla którego zwołano tę konferencję prasową: tendencyjne relacje dziennikarzy - głównie telewizyjnych - które psują miastu markę, a urzędnikom szargają nerwy.
- Nie wiem, czy mieliście do czynienia z tego typu ludźmi, którzy są nastawieni niezwykle roszczeniowo do świata - mówił prezydent Adamowicz do dziennikarzy zebranych na konferencji w domu przy Wyzwolenia 9. - Ja przyjmuję interesantów raz w miesiącu, ale wiceprezydent Grzelak co tydzień i on to się dopiero nasłuchał. Do mnie niedawno przyszła pewna kobieta. Bez wykształcenia, w życiu przepracowała zaledwie kilka lat. Ma szóstkę dzieci. Najstarsza córka jest już w ciąży, oczywiście zanim ukończyła szkołę. To w ogóle jest dosyć specyficzna sytuacja, bo tacy ludzie czują się skrzywdzeni przez cały świat i jednocześnie żądają od tego złego świata pomocy. Przychodzi więc do mnie ta kobieta i mówi, że należy jej się mieszkanie. Od słowa do słowa, dowiaduję się od niej co i jak. W końcu mówię: no dobrze, dostanie pani to mieszkanie, ale pod warunkiem, że podpiszemy swoisty kontrakt. W zamian za mieszkanie, pani zobowiąże się do naprawienia swojego życia. Dzieci będą się kształcić, pani podejmie pracę… Powiedziała, że musi się zastanowić. I tak zastanawia się do dzisiaj. Czasem coś mi tam napisze na Facebooku, ale póki co nie przychodzi… Moja oferta wciąż jest aktualna.
Takich osób, które niewiele z siebie chcą dawać, ale mają mocno roszczeniowe nastawienie do świata - jest chyba coraz więcej.
Liczby, które robią wrażenie
Właśnie na tym - jak zapewnia prezydent Adamowicz - polega “Gdański model budownictwa społecznego i komunalnego”. Nie tylko dawać nowe mieszkania lub remontować stare, ale też zmuszać ich lokatorów do życiowego wysiłku: niech wyjdą z alkoholizmu lub narkomanii, niech podejmą stałą pracę, niech zdobywają wykształcenie, niech uczą się chociażby podstaw domowej rachunkowości - by racjonalnie gospodarować groszem.
To wzorce sprawdzone, pochodzące przede wszystkim ze Skandynawii. Takie trapione patologiami rodziny same się nie podniosą, nie odzyskają podmiotowości. Dlatego przydzielani są im mentorzy - wolontariusze, którzy wiedzą jak skutecznie pomóc i mogą to udowodnić na własnym przykładzie.
Kto nie umie sobie radzić mimo kolejnych prób i udzielonych szans - siłą rzeczy będzie się staczał.
- W skrajnych przypadkach takich ludzi czeka życie w przytułku, powiedzmy to sobie wprost - podkreśla prezydent Adamowicz. - Nie może być zgody na to, by ludzie, którzy nie chcą w życiu się starać stanowili obciążenie dla kieszeni podatnika. Owszem, gotowi jesteśmy dawać potrzebującym do ręki wędkę, ale to oni muszą się nauczyć, jak łowić ryby.
Wiceprezydent Piotr Grzelak zaznaczył, że ze swej strony chciałby odczarować kilka mitów. Jeden z najważniejszych jest taki, że Gdańsk “zwija” swoje zasoby mieszkaniowe - pozbywa się ich, bo są zbyt kosztowane dla miejskiej kasy.
- Jest przeciwnie - podkreśla Piotr Grzelak.
I rzeczywiście, liczby robią wrażenie.
Gdańsk od roku 1998 do końca 2016 r. może się pochwalić pozyskaniem lub wyremontowaniem prawie 6 tys. mieszkań. Dokładniej: 5905. Tę liczbę osiągnięto różnymi metodami:
- 3069 mieszkań wybudowały spółki miejskie: Gdańska Infrastruktura Społeczna (GIS), Gdańskie Towarzystwo Budownictwa Społecznego sp. z o.o. (GTBS) oraz Towarzystwo Budownictwa społecznego “Motława” sp. z o.o. (TBS “Motława”).
- 836 lokali mieszkalnych Gdańsk pozyskał na zasadzie zamiany nieruchomości. Polegało to na udostępnieniu firmom budowlanym terenów należących do miasta, ale w rozliczeniu deweloperzy zobowiązali się do oddania samorządowi części mieszkań.
- 400 lokali to efekt zakupu nowych mieszkań komunalnych wykończonych w standardzie ‘pod klucz”, głównie na rynku pierwotnym.
- 1600 lokali - pozyskano dzięki gruntownym remontom i modernizacjom.
Koszt tych inwestycji? 803 mln zł, niemal wszystko z budżetu gdańskiego samorządu, bo pomoc zewnętrzna była minimalna (miasto wyłożyło bezpośrednio 600 mln zł, na resztę zaciągnięto kredyty).
- Można powiedzieć, że gdyby kolejne rządy przez tych 18 lat wspierały budownictwo w gminach w systemowy sposób, w Gdańsku pewnie nie byłoby ani jednej rodziny czekającej w kolejce na mieszkanie.
Trzeciej szansy nie dajemy
Plany na najbliższe lata są ambitne. Do końca roku 2018 Gdańsk zamierza pozyskać kolejne 724 mieszkania. 300 z nich będzie efektem działań ekipy remontowej kierownika Zaremby. Pozostałe - wybudują spółki miejskie.
Ponadto w ramach inwestycji realizowanych przez TBS-y w latach 2017-2019 wyodrębnione mają być 444 lokale socjalne. Aktualnie spółki miejskie posiadają 19 ha gruntów pod zabudowę mieszkaniową, które zostały wniesione portem przez gminę. Na tym obszarze może powstać ok. 2 tys. mieszkań.
- W Gdańsku ziemi pod budownictwo nie brakuje - zauważa prezydent Adamowicz. - Rezerwy gruntów należące do miasta wynoszą prawie 195 hektarów. Prócz tego jest ponad 29 hektarów, które należą do skarbu państwa. Na tym obszarze można zbudować odpowiednio 17 tysięcy i 2700 mieszkań. Łącznie to daje prawie 20 tysięcy mieszkań o średniej powierzchni 50 metrów kwadratowych.
W kolejce po mieszkania komunalne w Gdańsku czeka w sumie 2400 osób.
Jest już po konferencji prasowej, gdy z kierownikiem Robertem Zarembą stoimy na parterze domu przy Wyzwolenia 9, w niemal wyremontowanym już mieszkaniu.
W łazience kafelki kładzie Henryk. Na chwilę wchodzi inny z robotników, Bogusław Daszkiewicz, który w latach 80. spędził za kratami blisko półtora roku za drukowanie i kolportowanie wydawnictw podziemnych, co w PRL było traktowane jako działalność antypaństwowa.
- Tylko niech pan zdjęć nie robi, bo jestem niewysoki i potem koledzy się ze mnie śmieją - żartuje Daszkiewicz. - Po powodzi remontowaliśmy mieszkania we Wrzeszczu. Przyszedł prezydent Adamowicz, a on jest naprawdę wysoki. Zrobiono nam wspólnie zdjęcie. Koledzy nabijali się potem: “A musiałeś aż klękać przed prezydentem?!”.
- Sam pan widzi, różni ludzie, różne charaktery są w tej brygadzie - mówi kierownik Zaremba. - Bogusław Daszkiewicz to bardzo solidna firma. Mam w sumie 42 sprawdzonych pracowników, ale rotacja wciąż jest duża. Przyjmujemy wszystkich chętnych do pracy, bo to ma być dla niektórych sposób na resocjalizację. Są ludzie po wyrokach, też tacy, którzy borykają się z chorobą alkoholową… Wszyscy mają u nas szansę na pracę i dobre warunki socjalne, bo przyzwoicie płacimy, dajemy “trzynastki” i urlopy, czego wielu naszych ludzi nie znało, póki pracowali u prywatnych przedsiębiorców. Niestety, nie wszyscy potrafią wykorzystać tę szansę. Ktoś zapije, przez kilka dni nie przyjdzie do pracy. Dostanie drugą szansę. potem zapije znowu - i wylatuje z roboty. Trzeciej szansy nie dajemy.
W przyszłym roku ekipa kierownika Zaremby ma wyremontować kolejne 300 mieszkań.
- To nasza praca - mówi Zaremba. - Wykonujemy tę robotę dla nas samych i dla Gdańska, bo to fajne miasto, w którym dobrze się żyje. Na wdzięczność ludzką nie liczymy. Widzi pan to mieszkanie - prawda że ładne i przestronne? Proszę sobie wyobrazić, że czynsz będzie tutaj wynosił 2 złote za metr kwadratowy, przy cenach rynkowych 20 złotych. Ktoś dostanie przydział na to mieszkanie, przyjdzie do niego i jest niemal pewne, że będzie kręcił nosem, bo coś mu się nie spodoba.