Piękny performans o wojnie. Recenzja „Resztek” w reżyserii Eweliny Marciniak
Volkera Schmidta, jednego z najważniejszych współczesnych austriackich twórców teatralnych, Agencja Dramatu i Teatru - która opublikowała trzynaście jego sztuk w dwutomowej antologii zatytułowanej „Widoki z okna” i „Zimne serca” - opisuje tak: „pisze bardzo ciekawe, dotykające spraw z życia wziętych historie wywołują rzecz rzadko spotykaną we współczesnym teatrze: wzruszenie”. Trudno się z tym nie zgodzić patrząc na zrealizowaną w formie performatywnego czytania w Żaku sztukę „Wiochy”, stanowiącą poruszający dramat opowiadający historię pewnego małżeństwa.
Bohaterowie sztuki, Lisa i Johannes, to klasyczni współcześni reprezentanci wyższej klasy średniej, przedstawiciele inteligencji i ludzie sukcesu. Ona jest dziennikarką kobiecego pisma, on - bezwzględnie skutecznym maklerem giełdowym. Większość czasu spędzają w pracy, która stanowi centrum ich świata, pochłania ich myśli i rozmowy. Weekendy - ten jedyny moment odpoczynku i możliwości złapania oddechu - spędzają natomiast tak, jak ludzie o ich statusie powinni to robić: wyjeżdżając do modnych europejskich stolic, jak Paryż czy Kopenhaga, stołując się w snobistycznych lokalach i pokazując tam, gdzie wypada się pokazać. I gdy wydaje się, że ten stan rzeczy im odpowiada, albo że wręcz zostali do takiego stylu życia stworzeni, pewnego dnia Johannes zabiera Lisę w podróż inną niż wszystkie: drogę bez celu po małych, turystycznie nieatrakcyjnych, nudnych miejscowościach Dolnej Austrii - tytułowych wiochach. Ten pozorny przejaw fantazji i chęć przełamania rutyny życiowej i związkowej, okazuje się mieć drugie dno, a sam wyjazd oboje bohaterów i ich relację zmieni nieodwracalnie.
„Wiochy” traktować można jako napisaną ciekawym językiem współczesną odyseję, dla której pretekstem jest próba uratowania umierającego związku. Szybko się jednak okazuje, że to tak naprawdę opowieść nie o miłości, a o ludziach zmęczonych nieustanną koniecznością funkcjonowania w systemie zasad, reguł i oczekiwań, wpisywania się w klisze, stereotypy i realizowania - narzuconego przez społeczeństwo - modelu życia zbudowanego z gotowych schematów, mówiących jak się zachowywać, ubierać, mieszkać, wyglądać, jak uprawiać seks i gdzie jeść.
I nie byłoby w tym może nic odkrywczego, a Volker Schmidt zdecydowanie nie jest pierwszym twórcą teatralnym próbującym bohaterów z tych schematów wyrwać, a jednak udało się austriackiemu dramatopisarzowi zbudować opowieść przejmującą, angażującą emocjonalnie i obudowaną bogatym tłem psychologicznym. Co więcej, na tle innych podobnych historii wyróżniającą się ciekawym, bardzo poetyckim językiem.
Czytanie sztuki, które wyreżyserował Piotr Biedroń - ceniony aktor Teatru Wybrzeże, który w 2017 roku otrzymał nagrodę dla najlepszego aktora na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym Festival Francophone Namur w Belgii, a rok później Nagrodę Specjalną Marszałka Województwa Pomorskiego im. profesora Jana Ciechowicza - tę językową oryginalność niestety lekko zatraca.
Tekst Volkera Schmidta, wybrzmiewający ze sceny Sali Suwnicowej pozbawiony jest literackości i liryczności. Skrócony przez Małgorzatę Fijas, tak by wpisał się w ramy około godzinnego czytania, nie jest już pełną metafor lekko oniryczną opowieścią, zapisaną wersami na wzór poematu, płynącą leniwie, choć niespokojnie. Staje się esencją, realistycznym, a czasem wręcz naturalistycznym zapisem spotkania dwojga ludzi, którzy próbują znaleźć wyjście z sytuacji w jakiej się znaleźli i swoje miejsce w rozpędzonym świecie.
Wcielający się w role bohaterów Agata Bykowska i Grzegorz Otrębski ten już uproszony tekst odczytują także z użyciem prostych środków. Gdy temperatura rozmowy rośnie, aktorzy mówią podniesionymi głosami, gdy zdarza się moment humorystyczny, duet na scenie wyraźnie stara się to pokazać. Odarta jest ta opowieść z umowności, nieoczywistości i teatralnych poszukiwań. Ale czy to szkodzi? Choć potencjał sztuki, zdaje się, nie został w pełni wykorzystany, czytanie w reżyserii Biedronia - bardzo organiczne - mocno angażuje widza emocjonalnie. Duża w tym zasługa aktorskiej energii i charyzmy Agaty Bykowskiej - aktorka tworzy niewymuszoną kreację, wcielając się w żywą postać z krwi i kości, która wydaje się znajoma. Dobrze kontrastuje z nią lekko wycofany i niepewny Grzegorz Otrębski, którego bohater z biegiem historii okazuje się być tylko pionkiem w grze, którą miał prowadzić.
Dramat Volkera Schmidta to ciekawie napisany, przejmujący obraz naszego społeczeństwa: niezdolnego do prawdziwych, głębokich relacji, egocentrycznie skupionego na własnych celach, bezrefleksyjne dążącego do osiągnięcia wyidealizowanego obrazu życia promowanego przez popkulturę. Czytanie w Żaku niekoniecznie tę tematykę wyeksponowało, ale w zamian, dostaliśmy porządnie poprowadzoną i bardzo dobrze zagraną opowieść o wadze komunikacji w relacji. To już dużo.