Obecny widok na Motławę od strony Zielonego Mostu. Fot. Jerzy Pinkas |
Wspaniała wizja, jak z powieści Juliusza Verne’a: podwodny przezroczysty tunel łączący dwa brzegi rzeki. Taki szklany tunel, zanurzony w wodach Motławy, mógłby zdaniem historyka Gdańska Andrzeja Januszajtisa służyć przechodniom poruszającym się między Długim Pobrzeżem i wyspą Ołowianka, na której stoi gmach Polskiej Filharmonii Bałtyckiej.
– Wizja piękna, bajkowa – przyznaje Andrzej Duch, dyrektor Wydziału Urbanistyki, Architektury i Ochrony Zabytków Urzędu Miejskiego w Gdańsku. – Niestety niemożliwa do zrealizowania. Po pierwsze to kosztowne, a po drugie Motława jest rzeką zamuloną. Nic by nie było widać, zwłaszcza gdy śruby łodzi i statków są w ruchu, wzbijając muł z dna. Przechodnie w tunelu zobaczyliby głównie ciemne błoto i plastikowe śmieci, jakie niesie woda.
Januszajtis ma też inny pomysł. Miałby to być wagonik poruszający się na łuku nad taflą wody.
Zdaniem Andrzeja Ducha, to kolejny piękny obrazek, który ma walor atrakcji turystycznej. Taki wagonik mógłby zabrać jednorazowo 20–30 osób.
– Wątpię jednak, czy byłoby to rozwiązanie palącego problemu: jak połączyć Ołowiankę z miastem, by była łatwiej dostępna dla mieszkańców, turystów, melomanów – podkreśla Duch.
Jego zdaniem, jedynym rozsądnym wyjściem jest kładka zwodzona, podnosząca się z jednej strony, położona między Długim Pobrzeżem a Ołowianką. Taka właśnie kładka nawiązuje do historii, gdyż w tym miejscu był kiedyś nad wodą rodzaj szlabanu. Wyglądało to tak, że statki zatrzymywały się przed przerzuconym nad wodą drągiem, by płacić myto.
Sprzeciw strażników skarbu
Rozpisano i rozstrzygnięto nawet konkurs na taką kładkę. Wygrała koncepcja pracowni architektonicznej Ponting z Mariboru w Słowenii. Projekt zostałaby już zrealizowany w tym roku, gdyby nie sprzeciw dwóch gdańskich organizacji społecznych: Towarzystwa Opieki nad Zabytkami i stowarzyszenia Nasz Gdańsk. Wspólnie zastopowały realizację kładki, odwołując się od decyzji o budowie do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Ministerstwo rzeczywiście znalazło w dokumentach błędy formalne, co spowodowało wstrzymanie realizacji projektu.
Wizualizacja gotowego już projektu kładki, która ma połączyć nabrzeże Motławy od strony starówki z Ołowianką. Źródło fot. DRMG |
Dlaczego Nasz Gdańsk doprowadził do wstrzymania budowy?
Andrzej Januszajtis: – Kładka to jest zbrodnia na mieście! Jej pomysłodawcy okazują Gdańskowi pogardę. Kładka psuje widok i przeszkadza ruchowi statków. Ma kosztować 13 mln zł. Za te pieniądze można znaleźć dużo lepsze rozwiązanie, na przykład promy i estetyczne stateczki pływające między brzegami.
Januszajtisowi wtóruje Tomasz Korzeniowski, prezes Towarzystwa Opieki nad Zabytkami. Jego zdaniem kładka to dewastacja tej części miasta, niszczenie wartości historycznej, artystycznej i naukowej miejsca. – Ten tysiącletni port to skarb – podkreśla Korzeniowski. – Taki skarb trzeba chronić. Badania opinii publicznej prowadzone regularnie przez władze miasta od lat dowodzą, że to właśnie zabytki budują największą atrakcyjność Gdańska. Obniżenie ich walorów estetycznych byłoby działaniem na szkodę dobra publicznego.
Spór w istocie rozgrywa się więc o to, w jakim stopniu nowa zabudowa może ingerować w historię miejsca.
– Opór wobec zmian jest czymś naturalnym, ale chodzi też o to, by nie popadać w przesadę – uważa Andrzej Duch. – Nie chcemy, żeby Gdańsk był skansenem czy wielkim muzeum. Nowoczesne miasto musi się rozwijać, muszą powstawać nowe obiekty, wpisane między zabytki.
Januszajtis: – Rozwój tak, ale nie za cenę niszczenia historycznego krajobrazu.
Duch: – Chętnie czytuję teksty Januszajtisa, mam nawet jego książki. To piękne, sentymentalne eseje o Gdańsku. Gorzej, gdy publicysta, nawet najlepszy, zabiera się za projektowanie.
Kusznierewicz jest na „tak”
Zdaniem Ducha kładka jest naturalnym rozwiązaniem problemu: od wieków tak właśnie łączono brzegi. Tego typu rozwiązania realizowane są również współcześnie w innych miastach Europy i świata, gdzie znakomicie zdają egzamin. Najbardziej chyba znany przykład z ostatnich lat to wielka, bo długa na 360 m, kładka dla pieszych nad Tamizą. Została oddana ostatecznie do użytku w 2002 r. i dziś trudno sobie wyobrazić bez niej pejzaż Londynu – stała się nawet atrakcją turystyczną. Co by było, gdyby Brytyjczycy podchodzili do przestrzeni miasta jak do skansenu, w którym nie można nic zmienić?
– Nawet żeglarze z Mateuszem Kusznierewiczem na czele już się do koncepcji gdańskiej kładki przekonali – zapewnia Duch.
Rzeczywiście. Mateusz Kusznierewicz, złoty medalista olimpijski z Atlanty, jest zwolennikiem takiego rozwiązania: – Kładka to wielka korzyść dla miasta, a mała przeszkoda dla wodniaków. Jeśli nawet nam, żeglarzom, nie jest z kładką po drodze, to przecież musimy patrzeć na problemy miasta szerzej. Bez przesady: damy radę. Zwodzona kładka tylko nieznacznie utrudni nam życie. Sam jestem mieszkańcem Trójmiasta, więc dobrze wiem, jak bardzo brakuje przejścia na Ołowiankę. To na pewno ożywi wyspę.
Duch potwierdza: – Miasto nie może myśleć jedynie o żeglarzach czy białej flocie. Ważni są turyści, którzy mają utrudniony dostęp na Ołowiankę, melomani idący do filharmonii. Ważni są mieszkańcy Gdańska, zwłaszcza ci z Angielskiej Grobli i Szafarni, po drugiej stronie rzeki. Tam są atrakcyjne tereny, jak dawne zakłady mięsne, czy tzw. Polski Hak, które na pewno szybciej zainteresowałby potencjalnych inwestorów, gdyby była kładka i dostęp do tych miejsc stałby się łatwiejszy.
Jedna kładka więcej
Jaka jest przyszłość kładki na Ołowiankę? Władysław Bartosiewicz, szef nadzorującej inwestycję Dyrekcji Rozbudowy Miasta Gdańska (DRMG), mówi, że zakwestionowany wcześniej przez Ministerstwo Kultury projekt został już poprawiony.
– Prace nad kładką powinny więc ruszyć wiosną przyszłego roku – zapewnia Bartosiewicz. – Tym razem przygotowaliśmy dokumenty tak, żeby wykluczyć kolejne odwołanie przeciwników budowy.
Tymczasem przygotowana została już koncepcja jeszcze jednej kładki, która ma dodatkowo połączyć Długie Pobrzeże i Wyspę Spichrzów. Tym razem inwestorem jest konsorcjum firm Immobel i Multibud, które na Wyspie Spichrzów ma postawić zespół hoteli, parkingów i biurowców. Konkurs na drugą kładkę został już rozpisany. Rafał Stoparczyk z firmy Immobel zapewnia, że jego firma zrealizuje projekt przejścia nad Motławą: – To cel publiczny, istnienie kładki nie będzie zagrożeniem dla przepustowości Motławy.
Tak ma wyglądać w nieodległej przyszłości Wyspa Spichrzów z nową kładką przez Motławę. Źródło: Immobel, Multibud |
Jednak Tomasz Korzeniowski z Towarzystwa Opieki nad Zabytkami mówi, że jego stosunek do obu kładek jest identyczny: – To niszczenie najcenniejszych walorów krajobrazu Gdańska.
Podobnie Januszajtis: – Będziemy zbierać podpisy przeciwko obu kładkom. Ich realizacja jest bezsensowna!
Jeśli pierwsza kładka, na Ołowiankę, ma otwierać się do góry, to druga – na Wyspę Spichrzów – ma składać się na boki bądź nawet chować w nabrzeżu. Andrzej Duch zapewnia, że nie będzie problemu z koordynacją obu, mają zamykać się i otwierać tak często, by swobodnie pływały po Motławie statki białej floty, piracka „Czarna Perła” i łodzie żaglowe.
– Ta akademicka dyskusja o kładkach trwa już 10 lat – dodaje Władysław Bartosiewicz z DRMG. – Ile jeszcze można się spierać? Czas na działanie.