Anna Umięcka: - Jak do tego doszło, że aktorzy wypowiedzieli się w sprawie politycznej, a nie artystycznej?
Katarzyna Michalska*:-
- To ja wywołałam tę burzę. Jak się to zaczęło? Powiem tak, bardzo dużo czasu spędzam z przyjaciółmi moimi i moich rodziców - założycielami Ruchu Młodej Polski, m.in. Bożeną Grzywaczewską, znałam też ś.p. Arama Rybickiego. Oni zawsze byli dla mnie wzorem funkcjonowania w społeczeństwie obywatelskim. Przykładem, jak należy zachowywać się w sytuacjach kryzysowych. Tego, że nie wolno się poddawać i trzeba walczyć o podstawowe wartości, jakimi są między innymi wolność czy właśnie niezawisłość sądów.
Dlatego, kiedy dochodziły do mnie kolejne informacje z mediów, poczułam potrzebę wykonania jakiegoś ruchu.
A ponieważ jesteśmy aktorami w służbie, i na służbie podczas wakacji, i gramy spektakle, to nie miałam możliwości uczestniczenia w manifestacji pod Sejmem, ani pod sądem w Gdańsku [obie odbyły się 17 lipca, w Gdańsku o godz. 21 - red]. Uznałam więc, że to już najwyższy czas na manifest ze sceny. Nie jesteśmy teatrem, który szczególnie często wkracza na ścieżki komentarzy politycznych, ale myślę, że dyrekcja Teatru Wybrzeże także poczuła, że to jest moment, w którym należy się wypowiedzieć. Po konsultacji z dyrektorem Adamem Orzechowskim, który wyraził zgodę na tego rodzaju wydarzenie po spektaklu, dzwoniłam, zaczęłam pisać sms-y do kolegów zwołując ich na wieczór. Poprosiłam Michała Kurkowskiego, dramaturga naszego teatru, żeby napisał słowa, które wspólnie zredagujemy i będzie można je przeczytać. I tak to się zaczęło. Wynikało to z odruchu serca i potrzeby spełnienia obywatelskiego obowiązku. Nie spodziewałam się aż tak dużego odzewu, ale bardzo mnie on cieszy, bo przeważnie spotykają nas głosy poparcia i ulgi, że w końcu artyści w Gdańsku zabrali głos.
Jaka była reakcja widowni?
- Oprócz jednej osoby, która krzyknęła w trakcie odczytu: “jak wam nie wstyd” i bardzo szybko została uciszona przez pozostałych widzów, publiczność wstała, klaskała i usłyszeliśmy skandowane: “dziękujemy”. To był moment pełen emocji i bardzo dla nas ważny, bo poczuliśmy, że jesteśmy w tym wszyscy razem. Również nasi widzowie. Ludzie kultury są jednak świadomi, tego co się dzieje.
To nie pierwszy raz, kiedy angażujecie się w publiczne działania. Na prośbę prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza czytaliście konstytucję w 20. rocznicę uchwalenia Konstytucji RP.
- Mamy to szczęście - i w tym jest też nasza siła - żyjemy w specyficznym punkcie geograficznym. Gdańsk zawsze jest, był, i mam nadzieję, będzie miastem opozycyjnym, silnie wolnościowym. Tym samym nasz teatr ma to wyryte w swoich fundamentach i murach.
Od dwóch lat obserwujemy degradację demokratycznych struktur państwa, ale dotychczas aktorzy zabierali głos w sytuacji “bezpośredniego zagrożenia”, czyli z powodu zmieniającej się sytuacji artysty w teatrze. Tak było w Teatrze Polskim we Wrocławiu, w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie. Teraz jest inaczej. To głos obywatelski. Czy jest już tak źle, że artyści muszą dokonać tak ryzykownego przecież dla siebie kroku - publicznie opowiadać się po jednej ze stron politycznego konfliktu?
- Ja uważam, że tak. Świetnym przykładem jest Teatr Nowy z Warszawy, który zawsze pojawia się na manifestacjach pod sejmem. Maja Ostaszewska, Magda Cielecka, Jacek Poniedziałek, Maciej Stuhr to fenomenalni aktorzy bardzo silnie manifestujący swoje obywatelskie zaangażowanie.
Teatr Nowy to jednak stowarzyszenie non-profit. Żyje z dotacji, ze środków prywatnych sponsorów i własnych. Wasza sytuacja jest inna.
- Oczywiście, jest dużo bardziej niejednoznaczna, ponieważ jesteśmy teatrem państwowym. Dlatego uważam, że największy szacunek należy się dyrektorowi, który z nas wszystkich podejmuje najodważniejszy krok podpisując się pod tego rodzaju manifestem.
To ciekawe, ponieważ początek współpracy dyrektora z aktorami Teatru Wybrzeże po zwolnieniu Macieja Nowaka [poprzedni dyrektor TW - od red.] nie był bezkolizyjny. Wasze zgodne działanie pokazuje, że dziś, po tych 11 latach stworzyliście zgrany zespół.
- Bardzo zgrany. Uważam wręcz, że spełniłam swoje największe marzenie - jestem w zespole aktorskim, który jest mocny siłą wspólnoty, siłą bycia razem, także między pokoleniami. Naprawdę nie odczuwamy tu podziałów, mogę chyba powiedzieć, że żyjemy w przyjaźni.
Trzeba jednak wyjaśnić, że nie wszyscy podpisali niedzielny manifest.
- Tak, lecz z tego powodu nie pojawia się żaden ostracyzm, bo każdy ma prawo mieć swoje zdanie. Ale jeśli chodzi o wspólnotę pomiędzy nami a dyrekcją, jesteśmy zespołem wyjątkowym i staramy się to pielęgnować.
Jan Klata, dyrektor Starego Teatru w Krakowie, cały sezon 2015/2016 opatrzył hasłem “nie lękajcie się”, wybierał spektakle “dla pokrzepienia serc”, aby przepracować nasze lęki, a wy mówicie wprost - nie tędy droga. Rozumiem ten odruch serca, ale co dalej?
- Mogę mówić tylko o sobie - czuję strach. Strach, że jutro obudzę się w innym państwie, bo być może, dziś w nocy, ta ustawa zostanie przegłosowana. Może to porównanie jest na wyrost, ale czy zna pani serial “Pamiętniki podręcznej”? [od red.: wstrząsająca antyutopia o świecie, który jest piekłem kobiet, gdzie reżim i ortodoksja są jedynym prawem, film powstał na podstawie książki Margaret Atwood pt. "Opowieść podręcznej"] Tam pada takie celne zdanie: "Nie przebudziliśmy się, kiedy masakrowali Kongres. Kiedy obwiniali terrorystów i znieśli konstytucję, nadal spaliśmy. Mówili, że to tymczasowe. Nic nie zmienia się nagle". Serial pokazuje precyzyjnie, z dnia na dzień, jak człowiek chociaż obserwuje pewne zmiany, często nie ma świadomości jak szybko postępują i jaki mają bezpośredni wpływ na jego życie.
Myślę więc, że najważniejsze w tej chwili, i w takich apelach, jest uświadamianie społeczeństwu czym skutkują te zmiany szykowane nam przez rząd. Jaki mogą mieć wpływ na nasze życie. Do mnie najbardziej przemówił fakt, że wg nowej ustawy, wystarczy że Sąd Najwyższy nie przyjmie budżetu partii opozycyjnych i jesteśmy krajem jednopartyjnym! Nową Republiką Chińską! Nie mamy wyboru, bo nie istnieje inna partia polityczna.
Powinniśmy się tym interesować i zawalczyć o trójpodział władzy, który jest nam teraz odbierany.
Podobna sytuacja miała miejsce przy zmianach w Trybunale Konstytucyjnym. Ludzie nie walczyli dość zdecydowanie o jego niezależność, bo był zbyt abstrakcyjnym tworem dla zwykłego Polaka. Dziś jest wydmuszką.
- To problem mojego pokolenia, choć nie tylko. Nie budowano w nas świadomości obywatelskiej na poziomie naszych podstawowych praw i obowiązków. Mamy je, bo ktoś o nie za nas zawalczył w latach 80., i wydawało się to takie oczywiste, że są. Wolność nie jest dana na zawsze.
To też skutek naszej obywatelskiej ignorancji przy ostatnich wyborach: “jestem na wakacjach, jestem zajęty, mieszkam gdzie indziej, no nie mam jak głosować”. Mam wielu takich znajomych, którzy “nie mieli gdzie zagłosować”. A teraz zbieramy tego plony.
Miejmy nadzieję, że w przyszłości się poprawimy. Będziemy mądrzejsi o te kilka lat, które zostały nam teraz zafundowane.
Katarzyna Zofia Michalska ukończyła wrocławski oddział PWST w Krakowie w 2009 roku. Po studiach związała się z Wrocławskim Teatrem Współczesnym, do Gdańska i Teatru Wybrzeże w Gdańsku wróciła w 2012 roku. Pochodzi z aktorskiej rodziny. Jest córką aktorów Doroty Kolak i Igora Michalskiego (od 2014 r. dyrektora Teatru Muzycznego w Gdyni) oraz wnuczką aktorów Sabiny Mielczarek i Stanisława Michalskiego (w latach 1988-1993 dyrektora Teatru Wybrzeże). Można ją zobaczyć m.in w spektaklach „Mary Page Marlow”, „Akt równoległy”, „Wiśniowy sad” i wielu innych. |
"Mary Page Marlowe" - w roli żony, córki i matki. Kobiece kreacje w Teatrze Wybrzeże [RECENZJA]
Znowu tysiąc pod sądem. Przeciwko niszczeniu demokratycznego państwa