Czy pani się nie boi?
Można zacząć “filozoficznie”. W mieście najłatwiej zobaczyć zło. Wspaniale wyremontowane fasady stu domów. Jednak do ludzi bardziej trafia widok kamienicy z odpadającym tynkiem - o niej wolą rozmawiać, oburzać się. Tak jest z wszystkim. Kilometry położonych na nowo równiutkich chodników. I co z tego?! Tak ma przecież być! Łatwiej zwrócić uwagę, że tu i tam wciąż jeszcze są stare i krzywe chodniki, na których można się potknąć. Kilometry nowo wyremontowanych ulic?! A widzieliście dziurę na tamtym skrzyżowaniu? Oj, jaka straszna ta dziura, i nic z nią nie robią!
Karolina Pacholska za drogi i chodniki w mieście nie odpowiada. Przez całe swoje życie zawodowe zajmuje się gdańską “substancją mieszkaniową”, czyli budynkami, mieszkaniami, lokalami użytkowymi, które należą do Miasta. Dotychczasowy dyrektor Gdańskich Nieruchomości, Ziemowit Borowczak, zrezygnował ze stanowiska i przeprowadził się do Krakowa, gdzie został wiceprezesem jednej ze spółek. Od 2 września br., Karolina Pacholska została nową szefową, jako p.o. dyrektora, a więc ma “pod sobą” to wszystko.
Emilia Lodzińska, nowa zastępczyni prezydent Gdańska: - Lekka trema jest, ale wiem, co robić
- 17 tysięcy lokali w mieście. Skala wyzwań jest niesamowita. Ciągle gdzieś psują się rury kanalizacyjne, gdzieś odpada tynk, gdzieś jest lokator, który notorycznie nie dotrzymuje umowy, więc trzeba go w końcu eksmitować. Tysiące problemów do rozwiązania.
- Nie boi się pani?
- Gdybym się bała, to bym nie przyjęła propozycji kierowania Gdańskimi Nieruchomościami - odpowiada Karolina Pacholska. - Mam na problemy swój sposób, po prostu nakręcają mnie wszystkie dobre rzeczy, które udaje się zrobić.
Nowy szef ZTM. Łukasz Kłos od teraz do spraw komunikacji miejskiej w Gdańsku
Skutki wielkiej wody
Jest z Oruni, od urodzenia. Wychowała się w blokach, które widać z okien pociągu.
Najpierw miała marzenia, żeby pracować w branży hotelarskiej, stąd wybór szkoły średniej: Technikum Hotelarskie we Wrzeszczu. Potem zmiana planów, studia na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Gdańskiego. Jeszcze przed obroną pracy magisterskiej odpowiedziała na nabór nowych pracowników do Gdańskich Nieruchomości. Zaniosła swoje cv. Przyjęli. Od przysłowiowej podszewki uczyła się wszystkiego, co związane jest z tą pracą. Jednocześnie zrobiła studia podyplomowe, Zarządzanie Nieruchomościami na Politechnice Gdańskiej.
- Kto się nadaje do tej pracy?
- Ten, kto rozumie, że z każdym lokalem związany jest ludzki los - odpowiada. - Że chodzi o poczucie bezpieczeństwa pojedynczych osób, całych rodzin. Że chodzi o ludzkie nadzieje, marzenia, problemy. Nie zawsze i nie każdemu da się pomóc, ale zwykle jest to możliwe. Satysfakcja gwarantowana.
W 2001 roku Karolina Pacholska miała 19 lat. Przyszła wielka ulewa, przerwało wał Kanału Raduni, zalało pół dzielnicy.
- Akurat do naszych bloków woda nie doszła - wspomina. - Zalało baraki, które były po sąsiedzku. Sami ludzie w trudnej sytuacji ekonomicznej, to właśnie oni stracili cały swój dobytek. Widziałam to na własne oczy i jako nastolatka czułam bezradność. Płakałam jak bóbr. Po tej powodzi z Oruni wyprowadziło wielu moich znajomych. Dowiedziałam się, jak brutalne potrafi być życie i czym jest strata.
Cenne pamiątki z zesłania na Syberię straciła 20 lat temu - odzyskała je dzięki Miastu
Urok wspólnego podwórka
Jej zaangażowanie w pracy jest być może jakimś echem tamtych przeżyć, związanych ze skutkami powodzi. Lubi, gdy to, co było 100-letnią ruderą, odzyskuje blask, zamienia się w piękną kamienicę. Fajnie jest zobaczyć uśmiech i zadowolenie mieszkańców. Rewitalizacja domów to jedno z najbardziej satysfakcjonujących zajęć.
Co z tego, że nie wszyscy docenią? Że niektórzy klienci zachowują się roszczeniowo, niesprawiedliwie? Większość przecież taka nie jest. To jak z tą przysłowiową szklanką: jest do połowy pełna, czy od połowy pusta? Karolina Pacholska stara się pamiętać, że szklanka jest do połowy pełna.
- Czasem wiesz, że masz do zaproponowania świetną inicjatywę i ludzie w to wchodzą. Tak było z programem “Wspólne Podwórko" - mówi.
Około 900 nieruchomości w Gdańsku jest dzierżawionych. Prezydent Paweł Adamowicz wymyślił, że warto zaktywizować te wspólnoty mieszkańców, żeby wniosły coś pozytywnego do miejskiej przestrzeni - w interesie swoim i wszystkich mieszkańców. Budynek stanowi własność wspólnoty mieszkaniowej, a wokół miejski teren, niestety zaniedbany, bo nikt nie czuje się jego właścicielem. W 2014 roku ruszyła akcja "Wspólne Podwórko" - jako wspólnota wydzierżawcie teren od Miasta i zróbcie z nim, co chcecie: miejsca parkingowe, placyk zabaw dla dzieci, wiatę rowerową, wiatę śmietnikową. Z tej możliwości skorzystało dotąd ponad 170 wspólnot mieszkaniowych.
Karolina Pacholska pilotowała ten projekt od 2018 roku.
Alternatywą dla dzierżawy jest możliwość wykupu terenu za 2 procent wartości rynkowej.
- Wykup za 2 procent? Przecież to prawie za darmo.
- Ja też tak myślę - przyznaje Karolina Pacholska. - Jednak niewiele wspólnot jest zainteresowanych wykupem, bo musi być zgoda wszystkich właścicieli. Nadal mam nadzieję, że uda się w tym zakresie zrobić więcej. Oferta za 2 procent wciąż jest aktualna.
Metamorfozy gdańskich podwórek - dzięki sąsiadom i grantom z Miasta
Nie było takiej Oruni
W pewnym sensie “zjadła zęby” na miejskich nieruchomościach, na lokatorskich waśniach, ludzkiej podejrzliwości, niezgodzie. W jednym z domów wali się strop. Miasto, które jest współwłaścicielem budynku, chce go wyremontować, ale najpierw trzeba do tego przekonać wspólnotę mieszkaniową. A wspólnota mówi, że nie, bo oni wolą, żeby wyremontować klatkę schodową. Nic ich nie obchodzi, że strop w końcu runie. Oni chcą najpierw tę klatkę…
Osiemnaście lat z takimi sprawami, większość problemów w końcu udaje się rozwiązać, niektórych nie.
W tak zwanym międzyczasie wyszła za mąż, urodziła syna, wyprowadziła się z Gdańska, ale tuż za granicę miasta, do wsi położonej kilka kilometrów od Oruni. Często doba jest za krótka, bo czas trzeba dzielić między pracę i sprawy domowe.
Wciąż czuje się mieszkanką dzielnicy, ma tam mamę i 94-letnią babcię. Gdy mówi, że jest z Oruni, zawsze słyszy to w odpowiedzi.
- Z Dolnej czy z Górnej?
- Ludzie, dajcie spokój, ja jestem tak stara, że wtedy była jedna Orunia, żadnej Dolnej i Górnej! Mam 42 lata!
Część z tych 17 tysięcy miejskich lokali, którymi zarządzają Gdańskie Nieruchomości, jest na Oruni - głównie Dolnej.
Dzielnic w mieście jest 35 i wszędzie są takie lokale. Gdańskie Nieruchomości są zakładem budżetowym, a to oznacza, że mają do dyspozycji określoną pulę pieniędzy poza którą nie mogą wykraczać. Dotacje dla Gdańskich Nieruchomości muszą być zatwierdzone przez Radę Miasta Gdańska.
W ostatnich latach szczęśliwie otworzyły się możliwości pozyskiwania środków zewnętrznych na rewitalizowanie starych budynków - to głównie pieniądze z Unii Europejskiej. Można więc zrobić nieco więcej. Chodzi o to, żeby było nie tylko solidnie i ładnie, ale też ekologicznie - odpowiednie docieplenie starych budynków i zmiana ogrzewania węglowego na inne, bardziej przyjazne środowisku.
Dolne Miasto. Zabytkowa kamienica po remoncie czaruje zestawieniem kolorów
Codziennie, każdego ranka
Przez ostatnie 3 i pół roku była w Gdańskich Nieruchomościach wicedyrektorką ds. gospodarowania zasobem. Teraz weszła na szczyt tej jednostki i za wszystko wzięła na siebie odpowiedzialność.
Za te tysiące bieżących spraw.
Za 400 pracowników, którzy muszą te sprawy ogarnąć.
Za 17 tysięcy miejskich lokali, nadzieje i oczekiwania ludzi, których los jest z nimi związany.
- Z tym się każdego dnia budzę i z tym idę do pracy, z myślą, że musimy wszystko robić jeszcze lepiej - wyznaje dyrektor Karolina Pacholska. - Że trzeba podnosić jakość zasobu mieszkaniowego i jakość obsługi klienta. I moim zdaniem, ostatnie lata potwierdzają, że to się dzieje.