Roman Daszczyński: Rosja dokona inwazji na Ukrainę, czy nie? To obecnie jeden z głównych tematów rozmów w polskich domach. Jest duży niepokój. Domyślam się, że ukraińskie rodziny w Polsce jeszcze bardziej tym żyją.
Juri Zabijaka, gdańszczanin z Odessy, nauczyciel historii, wiceprzewodniczący Gdańskiej Rady Imigrantów i Imigrantek: - Oczywiście, że o tym rozmawiamy, również w kręgu naszych znajomych w Gdańsku. W sobotę były urodziny mojego brata, staraliśmy się z rodzinami spędzić ten czas na wesoło, ale gdzieś z tyłu głowy jest to pytanie, co zrobi Putin? My tutaj w Gdańsku jesteśmy bezpieczni, ale mamy na Ukrainie rodziny, przyjaciół. Jest niepokój właśnie o nich. Regularnie telefonuję do Odessy skąd pochodzę.
Jest przerażenie tą sytuacją?
- No właśnie, że nie ma żadnej paniki. Jest mobilizacja i przekonanie, że jeśli Rosjanie wejdą, to pożałują tego, tak jak pożałowali swojej inwazji na Afganistan. Ja przez pięć lat służyłem w wojsku, mam stopień oficerski i przyjaciół w ukraińskiej armii. Rozmawiam z nimi. Mówią: “Jura, damy im łupnia, nasza ziemia będzie usłana rosyjskimi grobami”. Tak to wygląda na całej Ukrainie, i w zachodniej części, i we wschodniej. Jest zjednoczenie społeczeństwa w obliczu zagrożenia. Nie wiem, jakie są kalkulacje Rosjan. Jeśli zaatakują, Ukraina ich powita należycie i znienawidzi na pokolenia.
Jakiś czas temu byłem we Lwowie, widziałem świeże mogiły ukraińskich żołnierzy na cmentarzu Łyczakowskim. Polegli na wschodzie Ukrainy w starciu z wojskami prorosyjskich separatystów. Dużo tych mogił, na krzyżach zdjęcia młodych chłopaków. To wszystko robiło przygnębiające wrażenie.
- Chodzi o to, że wojna z Rosją trwa na Ukrainie od lat, tylko świat o tym jakby zapomniał. Krym, Donbas, Ługańsk. Cmentarze naszych poległych żołnierzy są we wszystkich ukraińskich miastach, każdy ma kogoś w rodzinie albo wśród znajomych, kto poległ. Ci młodzi, wspaniali, ludzie powinni uczyć się, pracować, zakładać rodziny, mieć dzieci, szukać swojego szczęścia. Ale nie żyją. Dlaczego tak się stało? Tylko i wyłącznie dlatego, że Kreml nie potrafi wyzbyć się swoich imperialnych ambicji. W Ukraińcach przez te lata narosło dużo gniewu, poczucia krzywdy wyrządzonej nam przez Rosjan. Może dlatego jako naród jesteśmy pogodzeni z losem. Chcą Rosjanie wojny? No to niech tylko wejdą. Zobaczą, jak ich powitamy.
Media donoszą, że z lotniska w Kijowie co chwila odlatują na Zachód prywatne samoloty ukraińskich miliarderów. Wiele placówek dyplomatycznych ewakuowało się już kilka dni temu. Nad Ukrainą od kilkudziesięciu godzin lata rosyjski dron wywiadowczy. Od tygodni na granicach trwa koncentracja rosyjskich wojsk. Kiedy, twoim zdaniem, rozpocznie się inwazja?
- Nie wiem, czy w ogóle się rozpocznie. Rosjanie też potrafią liczyć i kalkulować, jakie będą dla nich skutki takiej inwazji. Biorę pod uwagę, że może chodzić o wojnę nowego typu. Nie wjeżdżać czołgami, tylko tak podgrzewać atmosferę, żeby zdestabilizować sytuację gospodarczą na Ukrainie. Ewakuacja ukraińskich miliarderów i ich rodzin o czymś świadczy. Wcześniej ewakuowały się zagraniczne firmy i ich pracownicy, wycofano inwestycje na co najmniej kilkanaście miliardów euro. Jest zresztą ciekawa teoria, że osaczając Ukrainę, Putin chce podreperować finanse Rosji.
W jaki sposób?
- Że potrzebował zabrać jednostki wojskowe z Syberii, ponieważ po cichu wydzierżawił tereny przygraniczne Chinom na 50 lat. Brzmi może fantastycznie, ale w przypadku Putina niczego bym nie wykluczał. To rzeczywiście dziwne, że ściągnął wojska aż spod granicy chińskiej, skoro nie musiał sięgać aż tak daleko. Mobilizacja do wojny z Ukrainą może więc być tylko pretekstem do takich działań. Nie wiem, na ile to prawdopodobne, ale takie głosy w ukraińskich mediach się pojawiają.
Z tymi Chinami, to jednak wygląda na bajkę. Rosjanie muszą zdawać sobie sprawę, że jeśli Chińczycy gdzieś wejdą, to nie po to, żeby stamtąd wyjść po 50 latach.
- Zobaczymy. Czemuś ta koncentracja wojsk na granicy musi służyć. Destabilizacja gospodarcza Ukrainy na pewno jest dla Putina celem numer jeden. Postępująca bieda z czasem zaogni stosunki społeczne, w wyborach prezydenckich pojawi się niespodziewany kandydat, który dużo będzie mówił o niepodległości, posłuży się nacjonalistycznymi hasłami, ale tak naprawdę będzie po cichu sterowany przez Rosję.
Obyś miał rację, że nie dojdzie do inwazji. Mam przed oczami te groby młodych chłopaków we Lwowie i myślę, że mimo wszystko scenariusz bez przelewu krwi będzie lepszy.
- Też wolałbym, żeby do tego nie doszło. Tak, czy owak Ukrainę czekają ciężkie czasy, ale głęboko wierzę, że moja ojczyzna okaże się silniejsza, niż wszyscy wokół myślą. Głęboko wierzę, że ukraińskie pragnienie wolności i niepodległości ostatecznie zwycięży.