Adam Wiktor Borowski urodził się 6 marca 1926 roku w Warszawie. Ale za swoje ojczyste miasto uważa Chełmno, do którego dziś tęskni, i o którym mówi, że jest „najpiękniej położonym w Polsce, a nawet jednym z najpiękniej położonych na świecie”.
Tam właśnie przeprowadził się bowiem niedługo po urodzeniu z rodzicami, Stanisławem i Wandą - ojciec został oddelegowany do tamtejszego garnizonu. W miasteczku działał 66. Kaszubski Pułk Piechoty im. Marszałka Józefa Piłsudskiego, gdzie ojciec był oficerem zawodowym, i 8. Pułk Strzelców Konnych. W biografii pana Adama jako miejsce do życia pojawia się też Kościerzyna - tam rodzina przeniosła się na trochę, gdy ojciec został powołany na zorganizowanie Batalionu Obrony Narodowej „Kościerzyna” - pododdziału piechoty Wojska Polskiego II Rzeczypospolitej. Kapitan Stanisław Borowski dowodził nim we wrześniu 1939 roku. Na godziny przed wybuchem wojny wysłał syna i żonę do Warszawy, gdzie miało być bezpieczniej.
W Warszawie zamieszkał przy Krakowskim Przedmieściu 17, w budynku czynszowym, gdzie mieści się dzisiaj Ministerstwo Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu. Do konspiracji wstąpił w 1941 roku, zwerbował go kolega. Miał 15 lat. Pod pseudonimem „Nikita” działał w Polsce Niepodległej: w Kompanii Osłonowej Wojskowych Zakładów Wydawniczych w Komendzie Głównej Armii Krajowej. Stopień: kapral podchorąży.
Jego powstańcze losy były niełatwe. Trzeciego dnia Powstania Warszawskiego, 3 sierpnia 1944 roku, na ulicy Zgoda został raniony, na szczęście nie na tyle poważnie, by nie przeżyć. Po Powstaniu, jak wielu, trafił do niemieckiej niewoli - był jeńcem w obozie Stalagu X B, w pobliżu miasteczka Sandbostel w północno-zachodnich Niemczech. Decyzji o wzięciu udziału w wystąpieniu przeciwko okupującym Warszawę wojskom niemieckim nie żałuje, dziś podjąłby taką samą.
Po wyjściu z obozu wstąpił do dywizji generała Stanisława Maczka. Gdy świat się już trochę uspokoił, zdecydował się wrócić do Polski. Przyjechał w 1947 roku - najpierw do Torunia, gdzie przebywała wówczas jego mama, wraz ze swoją przyjaciółką i jego rodzicami chrzestnymi. Dalsza rodzina miała mieszkanie na Wybrzeżu - zaprosili go więc z mamą i ugościli, by mogli rozpocząć nowe życie. Dzięki tym zdarzeniom trafił do Gdańska, gdzie do dziś mieszka - na Przymorzu Małym.
- Po przenosinach na Wybrzeże wynajęliśmy na początek z mamą pokój. Ojciec wtedy jeszcze przebywał za granicą. Mama zaczęła pracować, później ja także, a potem poszedłem na studia - wspomina. - Urozmaicone tu miałem życie, z przygodami, ale może nie będę już do nich wracał.
Był ambitny i zdolny, więc uczył się pilnie i udało mu się zostać podwójnym absolwentem - skończył Wyższą Szkołę Handlu Morskiego w Sopocie, i studia prawnicze.
- W Sopocie miałem problem z uzyskaniem dyplomu, były z tym różne kłopoty, ale w 1956 roku - jak nastąpiła odwilż - się udało. Dzięki temu, że ukończyłem też prawo, dostałem się do stoczni, gdzie pracowałem jako radca prawny. Reprezentowałem zakład przy sprzedaży statków, uczestniczyłem w procesach przemysłowych z dostawcami, rozmaite konflikty się rodziły, także pracownicze, ale one były nieduże. Byłem może jeden bezpartyjny. Ale o należących do partii kolegach złego słowa nie powiem. To byli bardzo porządni ludzie - mówi.
„Żeby Polska była wolna”. 98. urodziny Henryka Bajduszewskiego - weterana II WŚ, gdańszczanina
Jest jedynakiem. Ma jeszcze dalszą rodzinę, także na Wybrzeżu. Niestety spośród jego przyjaciół niewielu zostało na tym świecie, więc jest z niego trochę ostatni Mohikanin. - Znajomych już praktycznie nie mam, został mi jeszcze jeden kolega z Powstania, ale mieszka w Warszawie. Poza tym wszyscy znajomi moi i mojej żony zmarli. No a my jakoś tak żyjemy - uśmiecha się.
Pytany o to, czego mu życzyć z okazji urodzin mówi tylko skromnie: - Chcę przeżyć do stu do lat. Moja mama umarła mając 104 lata. Myślę więc, że to jest możliwe.
Po namyśle dokłada też prośbę o pokój u naszych sąsiadów.
- Sytuacja w Ukrainie to sytuacja tragiczna. Ta napaść jest bezprzykładna. Putin to półwariat - ocenia. - Polska się ładnie zachowała przyjmując uchodźców. Jestem za powstaniem wolnej Ukrainy. To też jest w interesie Polski.
Solenizanta w środę, 8 marca, odwiedziła delegacja z Urzędu Miejskiego w Gdańsku, która w imieniu prezydent Gdańska Aleksandra Dulkiewicz złożyła mu życzenia i wręczyła urodzinowe prezenty oraz list gratulacyjny. Obecny był także Andrzej Kowalczys, radny Koalicji Obywatelskiej i działacz społeczny i pełnomocnik marszałka województwa pomorskiego ds. kombatantów.