Kamila Grzenkowska: Jak podoba się Panu w Gdańsku? Czy to pański pierwszy pobyt w naszym mieście?
Jan Raczyński: Tak, to moja pierwsza wizyta w Gdańsku. Bardzo mi się podoba, choć nie miałem zbyt wiele czasu na zwiedzanie. Pogoda też niezbyt sprzyjała. Udało mi się zobaczyć Stare Miasto. Trochę czasu spędziłem też w Europejskim Centrum Solidarności.
Jakie znaczenie ma dla Pana otrzymanie Medalu Wdzięczności od instytucji, która pielęgnuje pamięć i dorobek wolnościowego ruchu społecznego “Solidarności”?
Powiedziałbym, że to nie jest medal dla mnie, a dla organizacji, której teraz przewodniczę. Jak rozumiem, ten medal nie jest przyznawany organizacjom, a konkretnym osobom fizycznym, i zostałem wybrany, aby medal przyznać stowarzyszeniu "Memoriał" za całą pracę, którą wykonuje. Jestem za to bardzo wdzięczny.
Słyszałem wcześniej o Europejskim Centrum Solidarności w Gdańsku, ale nie wiedziałem, czym dokładnie się zajmuje. Dowiedziałem się tego teraz. Ta instytucja zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Teraz wiem, że zajmuje się nie tylko zachowaniem pamięci o przeszłych wydarzeniach, ale także edukacją i zachowaniem ciągłości pewnej pracy wykonywanej w przeszłości.
Stowarzyszenie "Memoriał" przypomina Rosjanom o skali i tragicznym bilansie represji politycznych w ZSRR. Ile było, według waszych ustaleń, ofiar śmiertelnych polityki radzieckich komunistów?
Odpowiedź na to pytanie nie jest łatwa. Jeżeli mówimy tylko o osobach rozstrzelanych z powodów politycznych, to było ich około 1,1 mln. To jest wyliczenie wzięte z wewnętrznych statystyk NKWD. W naszej bazie mamy w sumie 3 mln osób, ale to są te, które podlegają pod ustawę o rehabilitacji. To oczywiście nie wszystko. Bo były też osoby, które stawiały opór zbrojny władzy, i te nie mogą być rehabilitowane. Z dokumentów wewnętrznych NKWD wiemy też, że 4,5 mln osób zostało zesłanych do gułagu, czyli do obozów rozsianych po całym Związku Radzieckim, i jest też 6,5 mln ofiar, wśród których znaleźli się przedstawiciele różnych grup narodowościowych, ale też chłopi uznawani za bogatych. Trzeba pamiętać też o wojnie domowej czy wielkim głodzie.
Państwo rosyjskie dąży obecnie do tego, aby zamknąć wasze stowarzyszenie. Jakich argumentów używa?
Konkretnych prawnych zarzutów nie było. Od 2012 r. w Rosji obowiązuje prawo o tzw. zagranicznych agentach, czyli o organizacjach (od 2019 r. też o osobach fizycznych), które zostają wpisane do rejestru w Ministerstwie Sprawiedliwości i są uznawane za zagranicznych agentów. Takie podmioty muszą wszędzie to zaznaczać, np. w przypadku publikacji muszą informować w nich, że ich organizacja jest zagranicznym agentem. Agent zagraniczny może zostać uznany za szpiega. Żeby uzyskać taki statut organizacja musi spełniać dwa kryteria: prowadzić tzw. działalność polityczną, a więc prowadzić tak naprawdę jakąkolwiek działalność publiczną oraz otrzymywać pieniądze zza granicy. To sposób państwa na organizacje pozarządowe, których działalność nie podoba się władzy. "Memoriał" otrzymywał pieniądze zza granicy, ale nie tylko on. Takich organizacji w Rosji jest dużo. Zarzut państwa wobec "Memoriału" jest taki, że w niektórych publikacjach nie informował o tym, że jest zagranicznym agentem. Rzecz w tym, że zarzuty dotyczą publikacji wydanych zanim zaczęło obowiązywać wspomniane prawo o tzw. agentach, a więc przed 2012 r. W ostatnich latach zmieniła się też interpretacja obowiązującego prawa. Sprawa jest oczywiście bardziej złożona. Te zarzuty to tylko pretekst. Władza ma bowiem pretensje o naszą aktualną działalność historyczną.
Wierzy Pan, że Rosja wróci jeszcze na drogę demokratyzacji?
Chyba tak, bo inna droga nie istnieje. Trudno jednak powiedzieć, kiedy to nastąpi. Nie wszystko to, co zbudowano za czasów Gorbaczowa i Jelcyna, zostało zdemontowane. Coś z demokratycznych instytucji jeszcze pozostało, nie wszystko zostało zniszczone Nie mam jednak optymizmu co do najbliższych lat, ale nikt nie jest wieczny, Putin też. Na pewno kiedyś to się zmieni.
Jak Pan ocenia obecną politykę Rosji wobec Ukrainy, Białorusi i Polski?
Uważam, że to przede wszystkim blef i trolling. Blef, czyli stwarzanie zagrożenia potencjalnego ataku. To taki instrument służący temu, aby uzyskać pewne korzyści za brak ataku, sprzedać drożej to zagrożenie, jego ryzyko. Natomiast to, co dzieje się na Białorusi można określić jako trolling. To sposób na to, aby zmusić kraje europejskie do zajęcia się sztucznie stworzonym problemem.