
Czytaj także: Ile byłoby warte życie bez bezsilności? Agnieszka Dauksza w Gdańsku
Podwójne spotkanie wokół wydanego kilka miesięcy temu „Sierpnia” Pawła Sołtysa – jedno z autorem, drugie w kręgu Gdańskiego Klubu Książki, prowadzonego przez Natalię Soszyńską – odbyło się we wtorek, 4 lutego, w Bibliotece Oliwskiej.
- Ta książka jest trochę inna od poprzednich. Nie lubię powtarzać rzeczy, które już robiłem, zarówno w muzyce, jak i w literaturze – przyznał autor na wstępie i dodał: - Mam nadzieję, że to książka, która zostanie w czyimś duchu, umyśle na dłużej.
Czytaj także: Festiwal Europejski Poeta Wolności. Tłumy na spotkaniu z Mariuszem Szczygłem w IKM

„Bałem się, że powiedzą, że się skończyłem”
Paweł Sołtys za swoje literackie dokonania był wielokrotnie doceniany przez krytyków. Za swój prozatorski debiut, jakim wydany w 2017 roku zbiór opowiadań zatytułowany „Mikrotyki”, otrzymał Nagrodę Literacką im. Marka Nowakowskiego oraz Nagrodę Literacką Gdynia - ponadto znalazł się w finale Nagrody Literackiej Nike i był nominowany do Paszportu Polityki, Nagrody im. Cypriana Kamila Norwida i Nagrody Literackiej im. Witolda Gombrowicza. Za wydaną w 2019 roku drugą książkę „Nieradość” otrzymał nominację do Nagrody im. Cypriana Kamila Norwida, a także znalazł się wśród nominowanych do Nagrody Literackiej im. Juliana Tuwima (przyznawanej za całokształt twórczości).
Czytaj także: Tymański nominowany do Nike. W Manhattanie opowiedział o „Sclavusie” i Totarcie
Jednak, jak zdradził, i dotychczasowe sukcesy, nie obroniły go przed tremą przy okazji pisania „Sierpnia”.
- Czułem się przerażony, jak pewnie każdy autor przy nowej książce. Kiedy się pisze książkę, jest się w bardzo samotniczym miejscu. Myśli się o czytelniku, ale on jest na tyle odległy, że właściwie załatwia się swoje sprawy. I potem nagle w dniu premiery to wszystko jest weryfikowane – powiedział Sołtys.
Wyjaśnił przy tym, że każda z powoływanych przez niego do życia książek generowała w nim inne lęki.
- Najpierw były „Mikrotyki”, które były absolutną premierą mnie jako prozaika. Miałem obawy, że wszyscy powiedzą: „kolejny muzyk coś napisał”. Ponieważ spotkała się z dobrym odbiorem, przy drugiej książce bałem się, że będą mówić „skończył się na pierwszej książce”. Przy „Sierpniu” miałem wrażenie, że ten narrator jest zupełnie inny - to jakiś inteligent, nawet intelektualista, mądrzejszy facet ode mnie, zna różne książki. Bałem się, czy to nie będzie granicą nieprzekraczalną dla czytelnika – przyznał pisarz.
Jednocześnie dodał, że bazując choćby na swoim doświadczeniu koncertowym - wydał kilkanaście płyt i zagrał około 2 tysięcy koncertów – wie, że ten lęk wiele mówi.
- Dopóki masz tremę przed koncertem, to znaczy, że ci zależy, że jest to dla ciebie w jakiś sposób ważne. Ja mam tę tremę, więc na razie jestem artystą. Choć nie lubię tego słowa.

Pochwała bezcelowości
W „Sierpniu” podążamy za melancholijnym narratorem, który niejako mimochodem zachęca czytelników do uważności i pozwolenia sobie na bezcelowość. Poprzez swoje spostrzeżenia nawołuje do zatrzymania się w chwili, pochylania się nad przedmiotami, obserwowania świata w sposób właściwy dziecku – z ciekawością, otwartością, i tendencją do wyszukiwania w nim elementów baśniowości.
- Pamiętam z dzieciństwa, że przedmiotów, zbytku, zabawy, było stosunkowo mało. Chyba wszyscy w Polsce byliśmy wtedy dosyć biedni, mniej lub bardziej – wspomina pisarz, który urodził się w 1978 roku. - Mniej było rzeczy interesujących, nie było technologii. Mam 10-letnią córkę – coś, co dla mnie byłoby wielomiesięcznym obiektem zainteresowania, ją nudzi po dwóch tygodniach, i pojawia się coś nowego. Tymczasem to właśnie ta nuda dziecięca rozwija wyobraźnię, to wtedy dzieci zaczynają tworzyć swoje światy. Zarówno w „Sierpniu”, jak i „Mikrotykach” pojawiają się właśnie takie dzieci, które są np. w mieszkaniu dziadka, parzą na szafę, w sękach widzą twarze i zaczynają wyprowadzać z nich historie. To było normalne w naszym pokoleniu. Dzisiaj to dziecko mówi: nie będę się temu przypatrywać, odpalę sobie komputer, telefon. Wcześniej to dziecko musiało zbudować sobie własny, wyobrażony świat. I myślę sobie, że to jest początek twórczej aktywności, od takich wyobrażeń ktoś zostaje pisarzem, malarzem, reżyserem filmowym, itd. - z tych dziecięcych pierwszych rysunków czy obrazów w głowie, budowanych z czegoś, co właściwie pozornie interesujące nie jest.
Zobacz naszą fotorelację ze spotkania:
Ważna rola rodzinnych opowieści
Pytany o wątki w swojej twórczości, Sołtys wyróżnia cztery: czas, opowieść, pamiętanie i zapominanie.
- To zawsze były główne tematy moich opowieści. Nie jestem człowiekiem, który mówi „kiedyś było lepiej”, ale jeśli miałbym czegoś żałować, to tych długich opowieści i rozmów, które zanikają. Pamiętam z dzieciństwa, że na przykład na święta, ludzie w rodzinie opowiadali sobie historie, i to nawet, jeśli inni już je znali. Ale to było ważne. Moim zdaniem, to jest literatura. Rodzinne opowieści dla mnie są na na pewno źródłem mojego pisania.
Czym jest „Sierpień” dla autora?
„Sierpień” to niewielka książeczka – 120 stron niedużego formatu. Gatunkowo najbliżej jej do noweli, językowo – tu Sołtys odwołuje się do wielu innych książek, które wpadły mu w ręce podczas pracy nad powieścią i budowaniem narratora-intelektualisty.
- Dla mnie „Sierpień” to pochwała druku. Tego, że dzięki temu drukowi pozwalamy sobie przekazywać różne rzeczy, one chwilami wydają się błahe, niepotrzebne, absurdalne, ale z tego my wszyscy, ludzie, czerpiemy. Ta powieść to pochwała skrybów, panien, które w XIX wieku przepisywały wiersze, tych wszystkich druków ulotnych z powstania styczniowego, dzięki którym mniej więcej wiemy, jak ono wyglądało. „Sierpień” jest pochwałą piśmiennictwa. Zwłaszcza, że być może jesteśmy gdzieś u jego końca.
Czytaj także: Dorota Kolak do fanów w Bibliotece Manhattan: „Zdecydowanie jestem gdańszczanką”