Jeśli w czwartek, 23 lutego, większość radnych była za, to Gdańsk - po Poznaniu i Łodzi - stał się kolejnym dużym miastem w Polsce, który pomoże bezpłodnym parom finansowo w urodzeniu dziecka metodą in vitro.
Jednak radni PiS mają nowy pomysł. Jak w poniedziałek zaproponowali przewodniczący klubu PiS w Radzie Miasta Kazimierz Koralewski, radny PiS Jacek Teodorczyk oraz lekarz wojewódzki Jerzy Karpiński, lepszym pomysłem byłoby podzielenie pieniędzy na dwie, ich zdaniem równorzędne, metody: kto chce, będzie korzystał z in vitro, a komu nie pozwala katolickie sumienie, będzie korzystał z tzw. naprotechnologii.
Naprotechnologia, od natural procreation technology, to “technologia naturalnego poczęcia”. Skupia się na obserwowaniu biologii, w tym cyklu miesięcznego u kobiety, jej krwawień, długości faz, itp.
Jak wyjaśniła polecająca tę metodę dr medycyny Aleksandra Kicińska z Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego, naprotechnologia powstała 30 lat temu w USA, a jej prekursorem jest dr Thomas W. Hilgers, katolicki lekarz z Nebraski.
Hilgers prowadzi w mieście Omaha w stanie Nebraska swój Instytut Studiów nad Ludzką Reprodukcją im. papieża Pawła VI. Przez swoich fanów jest określany mianem "wizjonera", który opracował "rewolucyjną" metodę leczenia bezpłodności. Okazuje się, że Hilgers musiał założyć swój instytut, gdyż nawet jezuicki uniwersytet medyczny Creighton University School of Medicine w Omaha nie chciał kontynuować jego badań!
Doktor Kicińska, powołując się na wyniki badań instytutu Hilgersa oraz badania z polskich klinik w latach 2013-16, powiedziała, że skuteczność naprotechnologii w leczeniu bezpłodności wynosi 82 procent, podczas, gdy skuteczność in vitro to - jak przekonuje Kicińska - 3,2 procent. [Poniżej wywiad z lekarzem medycyny, który weryfikuje te dane]
Aleksandra Kicińska, w czasie wykładu w siedzibie Rady Miasta Gdańska, starała się przekonać radnych, że naprotechnologia jest tańsza i skuteczniejsza niż in vitro. - To dobra medycyna - powiedziała.
Doktor Kicińskiej wtórował lekarz wojewódzki Jerzy Karpiński, z Pomorskiego Urzędu Wojewódzkiego, który powiedział, że nie można podważyć skuteczności naprotechnologii, bo jest to “potwierdzona metoda”. Dr Jerzy Karpiński: - Pomorski Urząd Wojewódzki uznaje, że naprotechnologia to metoda alternatywna do in vitro. Proponujemy więc np. udzielać mieszkańcom Gdańska bonu [pieniężnego] i pozostawić im podejmowanie decyzji, aby były zgodne z ich własnymi przekonaniami religijnymi i etycznymi. Jeśli miasto wsparłoby tylko in vitro, to część mieszkańców Gdańska zostałaby odsunięta na bok. Apeluję więc do radnych o sprawiedliwe traktowanie mieszkańców i pozostawienie im decyzji, jak wydać te pieniądze.
Radny PiS Jacek Teodorczyk: - Pewna część społeczeństwa gdańskiego została pominięta, a to są pieniądze, do których mają prawo wszyscy mieszkańcy! Określona suma pieniędzy powinna być przeznaczona na wszystkie osiągalne metody. W czwartek, na radzie miasta, zapytamy, dlaczego tylko część społeczeństwa gdańskiego została wzięta pod uwagę, a inni nie? Apelujemy, żeby tak zmienić program, aby osoby chcące skorzystać z in vitro i osoby chcące naprotechnologii miały równe prawa i równy dostęp do środków publicznych.
Dulkiewicz: gdzie jest program naprotechnologii?
Aleksandra Dulkiewicz Radna Miasta Gdańska oraz wciąż jeszcze szefowa klubu PO w Radzie Miasta, powiedziała w czasie tego samego spotkania, że nie bardzo rozumie, do czego ma się odnieść.
- Czy istnieje jakiś opracowany przez PiS program wprowadzenia w Gdańsku naprotechnologii? - pytała. - Czy mogę zobaczyć jakieś konkrety, ile to będzie kosztowało, na jaki czas miałoby to być przewidziane? Czy macie coś konkretnego poza tym wykładem?
PiS jednak nie miał w poniedziałek przygotowanego takiego programu. - Może przez dwa dni, do czwartku, napiszą? - zastanawiała się Dulkiewicz w rozmowie z gdansk.pl. - Nie mam też na piśmie żadnych poprawek od PiS, żadnej ich propozycji uchwały. Nad gdańskim programem in vitro pracujemy od listopada 2016 roku. Proponowaliśmy radnym PiS wejście do naszej grupy roboczej, ale odmówili.
Dulkiewicz nie uważa też, żeby naprotechnologia miała być alternatywą dla in vitro: - Przecież to, o czym tu się mówiło, czyli np. termometr i obserwowanie cyklu, to są podstawy i każda para, która w końcu decyduje się na in vitro, zaczyna właśnie od tego. Można powiedzieć, że zaczyna właśnie od naprotechnologii. Jeśli to nie pomoże, korzysta z in vitro.
Aleksandra Dulkiewicz przypomniała, dlaczego Gdańsk zdecydował się na wsparcie in vitro dla bezdzietnych par: - Rząd Beaty Szydło zrezygnował z rządowego programu in vitro, więc miasto postanowiło wypełnić tę lukę, zaopiekować się tymi ludźmi. Rząd Beaty Szydło, likwidując wsparcie dla in vitro, zapowiedział jednocześnie, że będzie finansował inne metody. Może więc rząd ma zamiar wesprzeć naprotechnologię? Nie wiem tego, ale ludzie z PiS są bliżej rządu.
Zapytałem po wykładzie doktor Aleksandrę Kicińską, czy jest zadeklarowaną przeciwniczką in vitro. Potwierdziła, dodając, że wraz z grupą profesorów, doktorów i doktorantów z Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego napisali list otwarty do władz miasta Gdańska przeciw in vitro. Doktor Kicińska stwierdziła, że po to, by urodziło się jedno dziecko z in vitro trzeba “poświęcić sześć zarodków, sześć istnień ludzkich”. Powiedziała mi też, że zna poważne doniesienia o szkodliwości procedury in vitro dla zdrowia kobiet i że dzieci poczęte metodą in vitro "są w grupie zwiększonego ryzyka pewnych chorób".
Skoro jednak naprotechnologia ma rzekomą skuteczność na poziomie 82 procent, a in vitro rzekomo tylko 3,2 procent [to dane podane przez Kicińską w czasie wykładu], to dlaczego świat wciąż trzyma się gorszej i droższej metody, a nie wybiera zbawiającej świat metody dr Hilgersa? - Bo na in vitro można lepiej zarobić - wyjaśnił dr Jerzy Karpiński. - Po prostu kliniki w ten sposób mogą wystawić większe rachunki. To im się bardziej opłaca!
- Tak, to jest dla nich bardziej intratne - potwierdziła Kicińska. - Ale coraz więcej krajów stosuje naprotechnologię.
W czwartek podczas posiedzenia Rady Miasta Gdańska nowa uchwała o refundacji in vitro dla gdańszczanek i gdańszczan będzie głosowana. Program ma kosztować 1 mln 100 tysięcy złotych. Na pewno radni PiS wystąpią ze swoją propozycją, żeby część z tych pieniędzy poszła do rodziców chcących skorzystać z naprotechnologii. Należy się też spodziewać pod gmachem RMG manifestacji środowisk katolickich protestujących przeciwko in vitro.
W Gdańsku naprotechnologią zajmuje się Poradnia Zdrowia Prokreacyjnego. Jej pracownikiem jest dr Aleksandra Kicińska.
Wywiad z dr Andrzejem Hajdusiankiem z Kliniki Leczenia Niepłodności Invicta w Gdańsku, który pomaga miastu Gdańsk wdrożyć program in vitro.
Sebastian Łupak: Czy in vitro i naprotechnologia to są programy alternatywne? Czy można jeden zastąpić drugim?
Dr Andrzej Hajdusianek: - Nie! One opierają się na innych zasadach. Naprotechnologia polega na doszukiwaniu się przyczyn niepłodności i stara się je leczyć uzupełnianiem hormonów, ustalaniem długości cyklu, stosowaniu leków teoretycznie zwiększających płodność. Ale nie ma ona zastosowania w przypadku zaburzeń, których nie da się wyleczyć, choćby w przypadku niedrożnych jajowodów, których nie da się rekanalizować, czy w przypadku usunięcia jajowodów, czy w przypadku zaburzeń wymagających zabiegów operacyjnych. Nie da się samym dodaniem hormonów takiej sytuacji polepszyć. To są dwie różne sztuki medyczne, jeśli naprotechnologia w ogóle jest sztuką medyczną. In vitro jest o wiele bardziej skomplikowane, tu chodzi o zapłodnienie pozaustrojowe i do tego zapłodnienia dochodzi poza organizmem; zarodek powstaje poza organizmem, rośnie i dopiero po paru dniach taki zarodek się podaje [do ciała matki].
Czy naprotechnologia i in vitro gdzieś się spotykają?
- W procesie kwalifikacji pacjentki do in vitro stosuje się techniki naprotechnologiczne. To nie jest tak, że każda pacjentka, która do nas przyjdzie zaraz będzie miała zastosowane in vitro. To jest proces długotrwały i najpierw jest długie leczenie, wiele lat leczenia i to leczenie ma w sobie elementy naprotechnologii, jak badanie cyklu, hormonów, itp. I dopiero, gdy wszystko inne zawodzi, sięgamy po in vitro. W pewnym momencie naprotechnologia nie zrobi tego kroku naprzód, jaki zrobi in vitro.
Czy naprotechnologia to spójny system medyczny?
- To system skoncentrowany na cyklu, biologii kobiety i doszukiwaniu się w tym problemów i tego, co można wyregulować. Natomiast pewnych rzeczy nie da się przeskoczyć. Czasem niezależnie od tego, jak świetnie wyreguluje pan cykl kobiety, ona i tak nie zajdzie w ciążę, bo nie ma możliwości “mechanicznej”.
Czy to dobry pomysł, żeby gdańszczanki, które nie chcą ze względów religijnych pieniędzy na in vitro, dostawały od miasta refundację naprotechnologii?
- Nie wydaje mi się, żeby to był dobry pomysł. Jeszcze rok temu program in vitro był dla części społeczeństwa refundowany przez państwo, ale po zmianie partii rządzącej, ten program został zamknięty. Powstały natomiast placówki oferujące naprotechnologię, finansowane z budżetu państwa: np. w Centrum Zdrowia Dziecka w Łodzi. Kto chce, może skorzystać z pomocy naprotechnologii, za którą zapłaci mu państwo. To, co chcemy zrobić w Gdańsku, ma być alternatywą. Naszą ideą jest wsparcia grupy, która została zostawiona przez rząd na lodzie.
Czy to prawda, że - jak twierdzi dr Aleksandra Kicińska z GUMedu - naprotechnologia jest skuteczna w 82 procentach, a in vitro w 3,2 procentach?
- Są oczywiście takie “badania”, wykonane na pięciu pacjentkach, przez grupę faworyzującą naprotechnologię, ale one nic nie wnoszą. Jeśli zaś chodzi o prawdziwe, wieloletnie badania, które można znaleźć na rzetelnych portalach naukowych, lekarskich, to takich wyników na temat naprotechnologii nie ma. Jeśli więc ludzie związani z naprotechnologią mówią że 82 procent pacjentek po ich leczeniu zachodzi w ciążę, to jest to bardzo, bardzo ryzykowne, bo nieprawdziwe!! Natomiast średnia skuteczność in vitro w Europie to nie 3,2 procent, ale 30-35 procent, w zależności od kraju.
Dlaczego in vitro jest drogie? To spisek klinik i producentów sprzętu medycznego przeciwko pacjentom?
- Leczenie in vitro to proces bardzo drogi. To nie jest tak, że pacjent sobie siedzi z lekarzem, ten zrobi mu USG, zbada krew i wypisze recepty. Tu musi być ogromne zaplecze laboratoryjne. Te komórki muszą być odpowiednio przechowywane. To jest długi, skomplikowany i wymagający dużej wiedzy proces, więc koszty są wyższe niż w naprotechnologii.
Dr Aleksandra Kicińska z GUMedu po naszej publikacji przysłała list ze sprostowaniem. Oto jego treść:
LIST DO REDAKCJI Relacja, którą zamieścił Pan Sebastian Łupak na Gdansk.pl nie przekazuje treści, które podałam na wykładzie. Wiem, że zrozumienie statystyk może być trudne, ale bardzo ważne jest, aby uczciwie to przekazywać. Bo możemy spreparować takie statystyki, które potwierdzą naszą TEZĘ, ale nie koniecznie są zgodne z rzeczywistością. Dane statystyczne, które podają obie strony - o skuteczności METOD różnią się, dlatego, że kliniki IVF, także Pana Rozmówca, podają procenty uzyskanych ciąż – a nie urodzeń dzieci.
Tak więc skuteczność trzeba porównywać w zakresie tych samych parametrów – w tym przypadku jest to możliwe w odniesieniu do powstałych ludzkich zarodków.
Katedra i Zakład Fizjologii GUMed Kierownik Dydatktyczny Przedmiotu Metody Rozpoznawania Płodności Poradnia Zdrowia Prokreacyjnego w Gdańsku Prezes Naprocentrum Specjalista chorób wewnętrznych Instruktor Metod Rozpoznawania Płodności Medical Consultant Natural Family Planning |