- Chcemy panu podziękować, bo jest pan dla nas dobry - mówił do Pawła Adamowicza Khalid z Palestyny, postawny mężczyzna po czterdziestce. - Poprzez uszanowanie prezydenta Gdańska chcemy podziękować wszystkim gdańszczanom, którzy są dla nas dobrzy, nie boją się nas, bo i widzą w nas normalnych ludzi, po prostu sąsiadów.
- Wszystkie religie mają to do siebie, że z jednych ludzi wydobywają najlepsze cechy, a innych popychają do rzeczy strasznych - odpowiedział prezydent Adamowicz.
- O, to jest właśnie wielkie pytanie dlaczego tak się dzieje - odpowiedział Hani Hraish. - Bo czyż nie jest tak, że religia, która wzywa człowieka do rzeczy pięknych, nie raz jest po prostu wykorzystywana przez złych ludzi do ich własnych celów?
Po zachodzie słońca
Spotkanie zostało zorganizowane przez Olgierda Chazbijewicza oraz Mohameda Atouna. Rozmowa miała miejsce w sali modlitewnej meczetu w Oliwie, który jest jedną z pięciu w Polsce muzułmańskich świątyń i jedyną z minaretem (wysoką, smukłą wieżą z galeryjką u szczytu, z której można nawoływać do modłów).
Blisko dwudziestu mężczyzn siedziało kołem na dywanach - w samych skarpetkach lub boso. Jedni na klęczkach, inni w pozycji kucznej. Byli wśród nich Arabowie, Turcy i polscy Tatarzy.
- Zdaje się, że pan prezydent pochodzi z tych samych stron co i moja rodzina - zagadnął prof. Selim Chazbijewicz.
- Mój tata jest z Wilna, ja urodziłem się już tutaj - odparł Paweł Adamowicz. - Wileńszczyzna jest bliska memu sercu.
Widać było otwartość wobec gości: prezydenta Gdańska oraz urzędników, którzy mu towarzyszyli: Grzegorza Szczuki (dyrektora Wydziału Rozwoju Społecznego) i Piotra Olecha (zastępcy dyrektora WRS, który koordynował pracę nad Gdańskim Modelem Integracji Imigrantów).
Była niedziela, 3 lipca. Punktualnie o godz. 21.25. w oliwskim meczecie zaczęły się kilkunastominutowe modły, którym przewodniczył Ismail Caylak, imam meczetu w Oliwie i współgospodarz spotkania. W tym czasie goście czekali na zewnątrz, choć w zasadzie mogli towarzyszyć modlitwie, bowiem wyznawcy judaizmu, chrześcijanie i muzułmanie wierzą w tego samego Boga (nawet jeśli nie zawsze są gotowi to przyznać).
Następnie wszyscy zasiedli do stołu. Było już ok. godz. 22., ale raczej należy mówić o wieczornym obiedzie niż kolacji, bowiem w czasie ramadanu muzułmanie całkowicie wstrzymują się od spożywania posiłków i przyjmowania płynów - i dzieje się tak od świtu do zachodu słońca. Ramadan, jako dziewiąty miesiąc muzułmańskiego kalendarza, jest święty, ponieważ w tym czasie Archanioł Gabriel ukazał się Mahometowi i rozpoczął objawianie mu Koranu, świętej księgo islamu.
Czytaj również: List Czytelnika: Czy Koran rzeczywiście wzywa do terroryzmu?
W marokańskim stylu
Stół ustawiono na piętrze, gdzie zwykle - oddzielone od mężczyzn - modlą się kobiety. Pomieszczenie to jest antresolą, otwartą na salę modlitw. Imam Caylak przed posiłkiem odczytał po polsku modlitwę do Boga Wszechmogącego, w której prosił m.in. błogosławieństwo dla świata i Polski.
- To z mojej inicjatywy wpisaliśmy te ważne słowa - przyznał po posiłku Olgierd Chazbijewicz, przewodniczący Muzułmańskiej Gminy Wyznaniowej, prywatnie - syn prof. Chazbijewicza.
Dla Ismaila Caylaka, który jest Turkiem, płynne przeczytanie tekstu po polsku było niemałym wyczynem, ponieważ gdański imam dopiero uczy się naszego języka.
Gospodarze okazali się wierni wschodniej tradycji gościnności: starali się, by na talerze gości trafiały jak największe porcje. Zrobiło się zabawnie, gdy prezydent Adamowicz bronił się jak mógł przed bardzo dużym kawałkiem tortu, który serwowano na deser - ostatecznie zjadł go w całości.
- To była kolacja w stylu marokańskim - wyjaśnił po wszystkim Khalid Kerrouf, który wraz z polską żoną, Aliną, był odpowiedzialny za przygotowanie potraw.
Khalid Kerrouf mieszka w Gdańsku od sześciu lat, prowadzi dwa lokale gastronomiczne. Ma z Aliną dzieci, które chodzą do gdańskich szkół. Dlaczego kolacja w marokańskim stylu? Khalid pochodzi z Maroka, chciał poczęstować gości tym, co jest mu w kuchni najbliższe.
Tak więc na stole pojawiła się zupa o nazwie harira, którą robi się z soczewicy, cieniutkiego makaronu, humusu, wołowiny i cebuli. Wszystko na bazie pomidorów, bez dodatku wody. Całość doprawia się szafranem.
Były też m.in. pyszne pierożki z parmezanem w środku i bardzo smaczna sałatka z pociętych na paseczki owoców mango, rukoli, rozdrobnionej kandyzowanej żurawiny i trzech rodzajów orzechów: nerkowców, orzechów laskowych i włoskich. Wszystko w sosie miodowo-cytrynowym, z przyprawami.
W końcu na stół “wjechało” główne danie: kuskus.
- Dokładniej, kuskus po berberyjsku - tłumaczy Khalid Kerrouf. - W Maroku mieszkają Arabowie i Berberowie. Ja jestem Berberem. Kuskus w naszym wydaniu jest przyrządzany z cebulą, rodzynkami i szafranem.
Na koniec - wspomniany już deser. Tort owocowy złożony z kilku warstw biszkoptu, które szczodrze przedzielono bitą śmietaną. Znakomity, wyrafinowany w smaku, umiarkowanie słodki.
- Tort też marokański?
- Nie, tort akurat jest nasz własny, domowy - śmieją się Khalid i Alina Kerrouf. - Takiego można skosztować tylko w Gdańsku, nigdzie indziej na świecie.