• Start
  • Wiadomości
  • Podpisał kontrakt ze znaną wytwórnią. Hatti Vatti łączy elektronikę i jazz tak, że gra go BBC

Podpisał kontrakt ze znaną wytwórnią. Hatti Vatti łączy elektronikę i jazz tak, że gra go BBC

Gdański muzyk Hatti Vatti, czyli Piotr Kaliński, wydał album “Zeit” dla prestiżowej angielskiej wytwórni R&S, wydającej muzykę elektroniczną. Dzięki temu jego utwory gra teraz rozgłośnia BBC, a płyta jest dostępna od Japonii po Nową Zelandię. Jest nawet chwalona przez zespół Massive Attack. Kim jest Hatti Vatti?
03.08.2024
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl
mężczyzna patrzy w dal
Hatti Vatti, czyli Piotr Kaliński
fot. Aneta Bursiewicz

Hatti Vatti, czyli Piotr Kaliński, gra ambitną muzykę elektroniczną połączoną z nowoczesnym jazzem. Wydał dotąd trzy albumy. Współpracował z takimi artystami, jak Quebonafide, Pezet, OSTR czy Misia Furtak.  

W rozmowie z gdansk.pl Kaliński wyjaśnia, co zmienia w jego karierze kontrakt dla dużej wytwórni, dlaczego inspiruje go stary polski jazz i co miał mu do powiedzenia brytyjski zespół Massive Attack

Sebastian Łupak: Co zmienia dla ciebie kontrakt z angielską wytwórnią R&S? 

Hatti Vatti: W świecie muzyki elektronicznej wytwórnia R&S jest porównywalna do wytwórni ECM w jazzie czy Sub Pop w muzyce gitarowej. Jest to jedna z najbardziej znanych i najdłużej działających wytwórni w na świecie. To jest “label” [wytwórnia- red.] odpowiedzialny za kariery takich wykonawców, jak James Blake czy Aphex Twin. 

Podpisałem z nimi kontrakt na dwa albumy. Płyta “Zeit” jest dostępna w sklepach płytowych na całym świecie, w Europie, USA, Japonii czy Nowej Zelandii. Otwiera mi to drzwi do rynków, rozgłośni radiowych czy didżejów. 

Twoje utwory są teraz grane na antenie rozgłośni BBC 6 Music. Tego radia słucha cały świat. 

Prezenterzy BBC dostają ogromne ilości muzyki z całego świata. Ciężko się przebić, bo oni nie są w stanie “przerobić” tego wszystkiego. Natomiast chętniej sięgają po płyty ze znanych wytwórni, jak właśnie R&S. Ich pośrednictwo na pewno mi pomogło w dotarciu do didżejów z BBC.   

Łatwo było ten kontrakt dostać? 

Wysyłałem swoje utwory demo do R&S przez siedem lat. Bez skutku. Byli bardzo wybredni. Aż w końcu się udało. 

Dlaczego akurat album “Zeit” chwycił? 

To jest album inny niż poprzednie. Ta płyta jest bardziej jazzowa, bardziej improwizowana, nie jest stricte elektroniczna. Dla R&S nie jest to wcale album oczywisty. 

Nagrałem tę płytę z muzykami ze środowiska jazzowego: z Rafałem Dutkiewiczem (Skalpel, Brodka) na perkusji, Pawłem Stachowiakiem (EABS, Błoto) na basie i Piotrem Chęckim (Jaskułke Sextet, Nene Heroine, Wojtek Mazolewski Quintet) na saksofonie. Towarzystwo na pół gdańskie, na pół warszawskie. 

 

Nagrywałeś już z myślą o R&S? 

Właśnie nie! Myślę, że gdybym miał ten kontrakt wcześniej i pisał tę płytę pod nich, to pewnie chciałbym zrobić coś bardziej przystępnego i oczywistego. A tak ta płyta jest nieco dziwna, nietypowa i może dzięki temu zyskała uwagę wytwórni.

Pisanie i nagrywanie tej muzyki przypadło na czas pandemii. To był dziwny czas. Dla wielu czas pracy zdalnej, poza biurem, i oglądania seriali na platformach streamingowych. A mi ten czas kojarzy się z przede wszystkim z lękiem o życie moich bliskich. 

Poza tym, my artyści mieliśmy, wtedy ciężko. Jak pewnie pamiętasz, obostrzenia dla muzyków były zniesione jako ostatnie. Imprezy sportowe mogły się już odbywać, ale koncerty wciąż nie. Zastanawiałem się na serio, czy dożyjemy w tym składzie do trasy koncertowej. A tak bardziej filozoficznie zastanawiałem się nad naturą czasu, przemijania, przeszłości i przyszłości. Czytałem teksty niemieckich filozofów o naturze czasu, oglądałem dziwne filmy. 

W sumie to chciałem zrobić płytę bardzo futurystyczną w brzmieniu…

Ale nie do końca to wyszło? 

Rzeczywiście finalnie wyszła płyta dosyć retro w brzmieniu. Używane są na niej stare syntezatory z lat 70. XX wieku. Pewne koncepcje mogą przypominać zespół Laboratorium [polski zespół jazz rockowy popularny w latach 70. - red.] To wyszło trochę niechcący, ale okazało się na koniec, że nasza muzyka wpisuje się w kontinuum polskiej muzyki improwizowanej. 

Czyli jest to płyta dla miłośników i muzyki elektronicznej i zespołu Skalpel i półki z Polish Jazz?  

Tak. Znaleźliśmy się w szarej strefie międzygatunkowej. Często w sklepach płytowych są na winylach naklejki, oznaczające w jakim dziale dana płyta powinna stać. I widzę, że ta płyta w niektórych sklepach jest postawiona w elektronice, a w innych - w dziale jazzowym.  

W ogóle wiele zespołów elektronicznych otwiera się teraz na brzmienia bardziej akustyczne, a z kolei jazz, który przez lata był kojarzony z establishmentem, z konserwatywną muzyką, ulega odmłodzeniu. Łączenie tych światów wydaje mi się bardzo naturalne. W jazzie używa się teraz sporo elektroniki, a jazzmani są bardzo poszukującymi ludźmi.

mężczyźni patrzą do kamery
Od lewej: Piotr Kaliński, Piotr Chęcki, Paweł Stachowiak, Rafał Dutkiewicz
fot. Maciek Buszman

Do jakiego stopnia jest to płyta polska? 

Ona jest bardzo polska, bo - może nieświadomie - stała hołdem dla polskiej muzyki z przeszłości. W pewnym sensie weszliśmy do tej samej rzeki, co polscy muzycy w latach 70. i 80. XX wieku. Choćby Czesław Niemen, który po bardziej przyswajalnych przebojach w pewnym momencie zaczął eksperymentować z jazzem i z elektroniką i nagrywać dziwne, długie, eksperymentalne formy. I paradoksalnie właśnie to przyniosło mu największą sławę za granicą.

Jak będzie wyglądała trasa promująca album “Zeit”?

Na początku zrobię kilka eventów stricte DJ-skich, ponieważ po prostu nie jestem w stanie logistycznie zebrać wszystkich moich kolegów z zespołu. Trwa lato festiwalowe i wszystkie daty są już zajęte. 

Natomiast, gdy się już zbierzemy, planujemy dwa większe koncerty w Gdańsku i Warszawie, gdzie mamy najwięcej publiczności. Chcemy też pojechać w trasę europejską, a może też japońską, ponieważ ja jeżdżę na koncerty do Japonii z innymi projektami od lat. 

Nie chcemy żeby na koncertach ta muzyka wypadła byle jak. Chcemy, żeby miała ładną oprawę i miała szansę wybrzmieć tak samo, jak brzmi na płycie. Więc tych koncertów nie będzie dużo, ale będą bardzo starannie przygotowane. 

Jak twoja muzyka jest odbierana w Japonii? 

W Japonii słuchacze są bardzo otwarci. Z kultury Japończyków wynika, że oni zawsze wysłuchają koncertu do końca z uwagą. Dodatkowo Japończycy są w stanie bardzo długo rozmawiać z muzykami po koncercie. 

Co ciekawe, koncerty w Japonii są raczej krótkie. Kluby muzyczne działają tam jedynie do godz. 23, ponieważ wtedy odjeżdża ostatnia komunikacja miejska do bardzo odległych miejsc w Tokio. Ciężko, żeby młodzi ludzie w tak dużym mieście brali taksówki na przedmieścia. Trzeba więc zmieścić się w krótkim czasie, zagrać najlepsze kawałki i być konkretnym. 

Japończycy kupują bardzo dużo płyt. Jest to największy rynek płyt kompaktowych na świecie, a do tego kupują niezliczoną ilość winyli. Niektóre albumy wydaje się specjalnie na Japonię - taką limitowaną edycję płyty tylko na rynek japoński z dodatkowym utworem czy dwoma.  

Jak funkcjonuje teraz rynek muzyczny? Czy poza Taylor Swift jest wciąż na nim miejsce dla muzyki elektronicznej z domieszką jazzu? 

Na pewno zmienił się sposób odbioru muzyki. Dziś muzykę “konsumuje się” głównie w formie pojedynczych utworów. Każdy chce, żeby jego utwór był na górze algorytmów na Spotify. Wydawanie całego albumu z 10 utworami raz na parę lat jest nieco przestarzałym modelem. Tym bardziej się cieszę, że wytwórnia R&S wyda aż dwa moje albumy, a nie tylko pojedyncze nagrania. 

Aby istnieć, trzeba wydawać często i gęsto, żeby po prostu nie dać o sobie zapomnieć, bo ilość rzeczy, które teraz wychodzą, jest gigantyczna. Powszechny model jest taki: szybka popularność, szybki zysk i szybki niebyt. 

Ja bardziej doceniam muzyków, którzy działali długo i nie podczepiali się pod aktualne trendy, tylko grali swoją muzykę: David Bowie, Lana Del Rey, Ryūichi Sakamoto czy Massive Attack. Zespół Massive Attack nie odcina kuponów od nostalgii za latami 90., tylko wciąż chcą nagrywać coś nowego. To są tacy artyści, którzy mnie inspirują. Tym bardziej cieszy mnie komentarz, który dostałem właśnie od Massive Attack na Instagramie, że bardzo im się podoba moja muzyka. Poprosili mnie, żebym wysłał im paczkę moich nagrań w formacie mp3. Wysłałem. Zobaczymy, co się z nimi stanie. 

W ogóle trend jest taki, że liczy się żywy kontakt z odbiorcą, koncerty, płyty wydane w formie fizycznej. Jest też nacisk na rzeczy lokalne, rzemieślnicze i kraftowe. 

Jak to się ma do muzyki?

Kiedyś starczało, że zespół przyjechał z Anglii i już był dobry, a polski to był jakiś taki “kiepski”. Ale to się zmieniło. Dziś mamy renesans polskiej muzyki. Teraz najpopularniejsza w Polsce jest rodzima muzyka i to niezależnie od gatunku. Jest znów doceniana. Publiczność kupuje polskie płyty i chce wspierać lokalne zespoły. 

Zagraniczne sukcesy gdańskiej grupy Trupa Trupa 

To widać też w Gdańsku? 

Oczywiście. Muzycy z Gdańska są rozpoznawalni w Polsce i na całym świecie: Hania Rani, Stefan Wesołowski, Trupa Trupa, Coldair, Jaceszek, Sławek Jaskułke, Wojtek Mazolewski i inni. Cieszę się, że mogę działać w tym środowisku. 

okładka płyty
Okładka płyty Zeit
R&S Records

TV

Mikołaj przypłynął do Gdańska i rozświetlił choinkę na Długim Targu