• Start
  • Wiadomości
  • Grał jazz na tarce, malował akty, jeździł autostopem. Inne oblicze Güntera Grassa

Grał jazz na tarce, malował akty, jeździł autostopem. Inne oblicze Güntera Grassa

- Znamy Grassa dojrzałego, Grassa-mędrca. Ale nie znamy go jako frywolnego młodzieńca, który czasami malował zbyt odważnie akty, a wieczorami grał w knajpie jazz na tarce - mówi Marta Wróblewska, koordynator wystawy w Gdańskiej Galerii Miejskiej. 50 prac noblisty - wcześniej nieprezentowanych rysunków i akwareli - można oglądać do 29 października 2017 r.
20.06.2017
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl

Kuratorka Marta Wróblewska - koordynatorka wyjątkowej wystawy poświęconej Grassowi, jakiego nie znamy

Agata Olszewska: Skąd w nazwie wystawy prac niemieckiego pisarza Güntera Grassa fraza „Don’t fence me in”? To tytuł piosenki Roya Rogersa.

Marta Wróblewska: - Tę piosenkę Grass wspominał jako znak, symbol czasów tuż po wojnie. O tych czasach opowiada wystawa „Don’t fence me in - wczesne prace Güntera Grassa”. To były czasy bardzo ciekawe, dlatego, że na zgliszczach wojennych dwudziestolatkowie, rówieśnicy Grassa, zaczynali budować nowy świat. Niemcy - trudno nam to zaakceptować - ale też byli ofiarami traumy wojennej. Ten moment odradzania się po wojnie i nieograniczonych, wydawać by się mogło, możliwości otwierających się przed młodym człowiekiem Grassowi kojarzył się po latach m.in. z tą piosenką. Trzeba wczuć się w tę sytuację - kiedy oni zrzucili mundury, zrzucili jarzmo, którym byli obarczeni i zaczęli żyć normalnym życiem. Chcieli mieć nadzieję, zaczęli mieć rozrywki. Przestali się bać.


Grass po wojnie trafił do bardzo zniszczonego przez wojnę Düsseldorfu. Zamierzał tam studiować?

- Tak, znalazł się wtedy w grupie ludzi, którzy bardzo chcieli studiować na Akademii Sztuk Pięknych, chcieli być artystami. Grass bardzo chciał być artystą. Jednak zanim zaczęli studiować, musieli tę akademię odbudować. W tamtych czasach Grass mieszkał w domu Caritasu prowadzonym przez franciszkanów. Nie mieli co jeść, ani w co się ubrać. Mimo to czuli, że ta cała presja została z nich zdjęta i że teraz świat jest otwarty: można słuchać jazzu i można go grać w knajpach. Grass grał w kapeli jazzowej w czasach studenckich. Oni karmili się wszystkim tym, co oznaczało wolny świat. Jazz i piosenka „Don’t fence me in” w wykonaniu Roya Rogersa była w tych latach popularna, a oni tego słuchali. Słuchali wszystkiego, co przywozili ze sobą Amerykanie. To im się kojarzyło z wolnością.


Günter Grass podczas zajęć na Akademii Sztuk Pięknych w Düsseldorfie

Historia tej piosenki sięga jednak jeszcze dawniejszych czasów, na długo przed wojną. Jakie są jej korzenie?

- Słowa do niej powstały już pod koniec XIX wieku. To pokolenie Grassa zinterpretowało sobie je jako „nie ograniczaj mnie”, mnie - tego powojennego człowieka, który właśnie odzyskał wolność i chce żyć pełną piersią. Jednak oryginalnie piosenka opowiada o kowbojach amerykańskich, którzy właśnie w XIX wieku stanęli przed sytuacją, kiedy nie można było wypasać bydła gdzie się chciało, a zaczęto parcelować ziemię. I ten kowboj został ograniczony płotem, co było dla niego straszne, było zabraniem mu wolności. Stąd słowa piosenki, gdzie „fence” oznacza „płot”, czyli tłumacząc tytuł dosłownie oznacza on „nie ogradzaj mnie”, a metaforycznie - „nie zabieraj mi wolności”.


Zapowiedzi wszystkich wydarzeń jakie odbywają się w Gdańsku można znaleźć zawsze w naszym czytelnym Kalendarzu Wydarzeń 


Blisko 50 lat później młody, pragnący takiej samej wolności Grass zaczyna tworzyć. To, co wtedy powstało, wkrótce po raz pierwszy zobaczymy w Gdańskiej Galerii Güntera Grassa - oddziale Gdańskiej Galerii Miejskiej. Co to są za prace?

- Są to prace, które powstały podczas studiów na Akademii w Düsseldorfie, pod koniec lat 40. i na początku lat 50. Sztuka, która przez czasy przedwojenne i wojenne była określana jako „sztuka zdegenerowana”, z powrotem zaczęła być ogólnodostępna i można było na nowo się nią inspirować i otwarcie ją podziwiać. Grass tę sztukę jako młody artysta chłonął. To widać w pracach, które robił podczas studiów. Tam są bardzo różne inspiracje - i Picasso, i Ceazanne, i inni artyści, którzy byli przez nazistów bardzo niemile widziani. W Gdańsku będziemy pokazywać jego akwarele i rysunki tuszem, w których widać także ten zachwyt wolnością. Grass podczas studiów zaczął podróżować, wymyślił sobie, że zrobi sobie taki XVIII-wieczny Grand Tour. Jak tylko dostał paszport przemierzył autostopem całe Włochy, potem pojechał do Paryża i tam robił pełno szkiców. Na wystawie zobaczymy jego szkicownik, zdigitalizowany, ale będzie też wiele oryginalnych, oprawionych rysunków tuszem. To są zarówno portrety postaci, bowiem już wtedy inspirował go człowiek, ale też drobne pejzaże z miejsc, w których był. Mamy też oczywiście zdjęcia młodego Grassa. Jest na nich pełen życia i entuzjazmu - to widać w jego oczach, które są roześmiane. Widać, że on czuje, że w końcu można normalnie żyć. Ta wystawa to inne spojrzenie na Grassa, którego my tutaj nie znamy. Znamy Grassa nobliwego, dojrzałego, Grassa-mędrca. Nie znamy go jako frywolnego młodzieńca, szalonego, który w dzień bardzo ciężko pracował na Akademii, gdzie malował m.in. akty - czasami zbyt odważnie, za co został wyrzucony z pracowni jednego profesora, a wieczorem i nocami chodził do knajpy i grał w zespole jazzowym na tarce. Będziemy mieć kilka krótkich filmów, gdzie Grass i jego przyjaciele wspominają, jak się wtedy żyło.


Młodziutki Grass we Włoszech, 1951 rok

Przyczynkiem do tej wystawy było przypadkowe odnalezienie w 2013 roku około 150. nieznanych prac Grassa ukrytych pod schodami w jego pracowni w Düsseldorfie.

- Historia tego znaleziska, które po wielu latach zapomniane wróciło i przypomniało dawne czasy, jest niesamowita. Brzmi to może jak trik marketingowy, natomiast to rzeczywiście miało miejsce. Odnalezione prace Fundacja Güntera i Ute Grassów poddała gruntownej renowacji, i dzięki jej uprzejmości my możemy tę wystawę pokazać również w Gdańsku. Wystawa jest „importem” z Lubeki, najpierw w ubiegłym roku była pokazywana w muzeum, które nazywa się Domem Güntera Grassa (nie był to nigdy jego prawdziwy dom), następnie w Düsseldorfie. Gdańsk jest trzecią najważniejszą lokalizacją z powodów biograficznych noblisty.


Czy wystawę będzie można zobaczyć gdzieś jeszcze w Polsce, poza Gdańskiem?

- Wiem, że Fundacja ma plan, by po zakończeniu wystawy w Gdańsku prace pojechały do Berlina. Wszystkie te cztery miasta są bardzo mocno związane z Grassem: w Lubece spędził większość swojego życia aż do śmierci, w Düsseldorfie przebywał po wojnie, tam miały miejsce jego początki artystyczne; Gdańsk - wiadomo dlaczego, a Berlin dlatego, że tam też sporo czasu mieszkał i studiował na tamtejszej Akademii Sztuk Pięknych. Te miasta to najważniejsze „grassowskie” miejsca i tam na pewno wystawa będzie pokazywana.

Wernisaż wystawy „Don’t fence me in - wczesne prace Güntera Grassa” odbędzie się w piątek, 23 czerwca, o godz. 18.00 w Gdańskiej Galerii Güntera Grassa - oddziale Gdańskiej Galerii Miejskiej (ul. Szeroka 34/35-37, ul. Grobla I 1/2).

Prace można oglądać do 29 października 2017 r., codziennie od wtorku do niedzieli w godz. 12.00-18.00 (w poniedziałki galeria jest nieczynna). Wstęp wolny. 



TV

Kamienica przy Toruńskiej 27 odzyskała blask