Gdańska stulatka, która pracowała na poczcie. Długowieczność? Apetyt, czyli pani Ela je wszystko
- Niby zwykłe życie, ale przeżyte w bardzo dużym poczuciu obowiązku wobec rodziny - mówi synowa 102-letniej gdańszczanki Ireny Skopek, Hanna. - Mama całkowicie poświęciła się rodzinie. Urodziła i wychowała dwóch synów. To było w ciężkich, powojennych czasach – jeden urodził się w 1949 roku, drugi w 1955.
Do Gdańska Irena Skopek przyjechała z Grudziądza, gdzie się urodziła. Przeżyła tam wojnę – w tym czasie przymusowo pracowała w zakładach zbrojeniowych. To była ciężka praca, na tokarkach. Potem pomagała lekarzom w szpitalach. Po wojnie z mężem i pierworodnym synem przeprowadzili się do Gdańska. I już tu zostali.
Mąż był zasłużonym dla Gdańska lekarzem
Jej mężem był znany ginekolog Zbigniew Skopek - zasłużony wieloletni dyrektor administracyjny Państwowego Szpitala Klinicznego nr 2 przy ulicy Klinicznej w Gdańsku. Tę funkcję pełnił przez trzy dekady, począwszy od 1954 roku. Dzięki jego uporowi i ciężkiej pracy szpital stał się nowoczesny i zyskał swoją rangę.
- W trudnych czasach wybudował nową windę, uruchomił aptekę, która produkowała płyny infuzyjne. Uruchomił nowe sale porodowe doprowadzając do każdego stanowiska porodowego tlen. Przeprowadził kapitalny remont sali wykładowej z kabiną filmową i nowoczesnym sprzętem audiowizualnym. Zmodernizował całkowicie pralnię i kuchnię szpitalną. W sposób znaczący wyremontował i unowocześnił sale operacyjne. Zorganizował działającą bez awarii brygadę składającą się z fachowców, która dbała o prawidłową działalność szpitala. Największą zasługą dr. Skopka było to, że bezgranicznie dbał o zespół lekarzy – wspominał prof. Janusz Emerich w marcowym numerze miesięcznika Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego, „Gazecie AMG”, w 2018 roku.
Kobieta ze złotą aureolą
Ciężka i oddana praca doktora Skopka nie byłaby możliwa, gdyby nie miał u boku kochającej żony, która dbała o domowe ognisko – zarówno o męża, jak i o dwóch synów. Małżeństwem, bardzo kochającym się, blisko związanym, byli ponad 60 lat. Pewnie byliby nadal, gdyby nie śmierć doktora Skopka.
- Mama pomagała mu we wszystkim, tak, aby bez obciążeń mógł poświęcić się pracy. Był świetnym lekarzem, a ona o tym wiedziała. Nie przeszkadzało jej to, że tyle pracuje. Mama zawsze była i nadal jest niesłychanie ciepłym, dobrym człowiekiem. Chętnie pomagała, nie tylko swoim najbliższym. Jest bardzo wrażliwa na cudzą krzywdę. Teściową też zawsze była dobrą i kochaną, i to się nie zmieniło. Czasami mówię: „Mamuś, czy ci aureola nie przeszkadza w chodzeniu?” – uśmiecha się Hanna Skopek.
Huczna „setka”, a w 102. urodziny odwiedziny prezydent
Setne urodziny gdańszczanka obchodziła hucznie – z rodziną w jednym z sopockich lokali. Ale choć tak imponujący jubileusz często jest dla gdańszczan okazją do zaproszenia prezydent Gdańska do wspólnego świętowania, Irena Skopek wówczas... nie miała na to ochoty.
- Mama jest osobą bardzo skromną. Już przy okazji setnych urodzin była bardzo zawstydzona rozmiarem imprezy. Nie lubi wokół siebie rozgłosu, dlatego nie chciała, by informować prezydent Gdańska o tym wydarzeniu. Nie wyobrażała sobie, jak może angażować prezydenta w swoje urodziny – wspomina synowa.
Dlatego Aleksandrę Dulkiewicz rodzina gdańszczanki na życzenie pani Ireny zaprosiła dopiero z okazji 102. urodziny. Prezydent odwiedziła solenizantkę 23 maja. Radość była wielka, podobnie jak... zaskoczenie prezydent Gdańska.
- Mama jest w świetnej formie mentalnej i ruchowej. Mieszka samodzielnie, wiek jej nie ogranicza. Nikt nie daje jej tyle lat, ile ma – cieszy się Hanna Skopek. - Kiedy prezydent przyszła do mamy, ta powitała ją w drzwiach. Skonsternowana prezydent przywitała się i powiedziała „No dobrze, a gdzie jest szacowna solenizantka?”. Nie mogła uwierzyć, że kobieta, która przed nią stoi, i jest w takiej formie, to właśnie gdańska 102-latka. Myślała, że to jej córka.
Przepis na długowieczność? Otwartość na świat i ludzi. Oraz... tenis
Synowa podkreśla, że pani Irena jest niezwykle otwartą i kontaktową osobą. Uwielbia rozmowy, na przeróżne tematy - interesuje się muzyką, a w telewizji skrupulatnie śledzi rozgrywki tenisowe. To nie przypadek, bo przed wojną była wicemistrzynią Grudziądza w tenisie. Grała też w siatkówkę i jeździła na nartach. Ma też wyraziste poglądy polityczne.
- Otwartość mamy na świat i wiedzę pozwala jej aktywnie uczestniczyć w życiu. W ubiegłym roku chodziłyśmy razem do Polskiej Filharmonii Bałtyckiej na Ołowiance na koncerty. W tym roku nie było w programie nic na tyle interesującego, żeby mamę zaciekawiło. Ale niewykluczone, że jakbym zaproponowała „Mamuś, idziemy na taki, a taki koncert”, odpowiedziałaby: „Dobrze, Haniu. Kupuj bilety” - wspomina synowa.