Izabela Biała: Niedawno został pan współprzewodniczącym Rady Działalności Pożytku Publicznego przy Kancelarii Prezesa Rady Ministrów jako przedstawiciel organizacji pozarządowych. A jak zaczęła się pana przygoda z III sektorem?
Łukasz Samborski*: - Przez strażaków! Pochodzę z wiejskiej społeczności, a tam wszystkie najciekawsze wydarzenia współorganizują właśnie strażacy. Najpierw oczywiście chodziło tylko o te piękne, czerwone wozy, ale potem wciągnąłem się w wolontariat. Choć dopiero na studiach, szczególnie kiedy działałem w kołach naukowych, poznałem na serio świat organizacji pozarządowych, czyli NGO. Organizacje są świetnym miejscem rozwoju, z niższą barierą wejścia niż do biznesu, czy urzędu, a jeśli tylko ktoś jest chętny do działania i sprawny organizacyjnie, często może spełniać się właśnie w trzecim sektorze. Także hobbystycznie, bo mamy wiele stowarzyszeń, które zrzeszają na przykład fanów planszówek, miłośników jeży czy bębniarzy i to też jest forma zaangażowania w rozwój społeczności, nie musi być nią zaraz pomoc społeczna i realizacja zadań zleconych przez miasto.
Dyrektor Fundacji Regionalne Centrum Informacji i Wspierania Organizacji Pozarządowych (Fundacja RC), prezes Fundacji Rozwoju Społeczno - Gospodarczego PROSPEKT, ekspert Pomorskiej Pracowni Badań Obywatelskich, członek zarządu Pomorskiej Sieci Centrów Organizacji Pozarządowych - dużo tego! A jeszcze jest pan doktorantem i wykładowcą na macierzystym Wydziału Ekonomii Uniwersytetu Gdańskiego. Jak się to wszystko łączy?
- Oczywiście to może wydawać się jakoś bardzo skomplikowane, ale jednocześnie wszystko się ze sobą łączy. Przede wszystkim to co wykładam na uczelni w ramach przedmiotów ekonomicznych, staram się przekładać na działalność społeczną w NGO. Po drugie dzięki pracy w fundacjach oraz zaangażowanie w Sieć, które doradzają i szkolą inne organizacje pozarządowe, mam pełen ogląd na praktycznie wszystkie organizacje na Pomorzu. A warto wiedzieć, że wyróżniamy aż 33 różne obszary pożytku publicznego, w których trzeci sektor działa. Wszystkie te moje „zajęcia” dają mi styczność z ludźmi z różnych stron województwa, a ja mogę dostrzec jakie wyzwania, bolączki i sukcesy mają organizacje na lokalnym poziomie, by potem je naświetlić na poziomie krajowym.
Pamiętajmy, że między dużymi aglomeracjami a miejscowościami jak np. Władysławowo czy Sztum, jest duża różnica, jeśli chodzi o działalność pozarządową. Specyfika mikro generuje problemy, ale też ułatwienia. Nikt się tam na przykład nie przejmuje, że nie utrzyma kadry, bo jej nie ma po prostu. Ma za to kilku znajomych, z którymi co roku np. robi razem festiwal.
Jaka jest zatem rola Rady?
- Rada Pożytku pomagać ma organizacjom i obywatelom między innymi w egzekwowaniu ich praw i wspieraniu dążeń. Dostajemy też do zaopiniowania ustawy i wszystkie akty prawne dotyczące społeczeństwa obywatelskiego.
I wasz głos musi być uwzględniony?
- Nie musi być brany pod uwagę, ale musi być wysłuchany. Różnie bywa ze skutecznością, ale drążeniem tematów w ministerstwach przez długi czas wywalczyliśmy już kilka sukcesów. Trzeba pamiętać, że rada składa się z części pozarządowej, rządowej i samorządowej. Nie jesteśmy więc tylko przedstawicielami trzeciego sektora. Na co dzień stykamy się z ministrami i samorządowcami, rozmawiamy i przekonujemy, że są sprawy, które nic nie kosztują, a setkom tysięcy osób mogą ułatwić życie. Tak było na przykład ze zmianą, która wchodzi w życie od 2022 roku - do tej pory sprawozdania finansowe organizacji musieli podpisywać wszyscy członkowie zarządu, teraz wystarczy jeden podpis. Szczególnie hobbystom ułatwi to życie. Ostatnio spotkałem się z organizacją, która ma 40 osób w zarządzie i przy obecnym prawie, wszyscy muszą podpisać to sprawozdanie. To kuriozum.
Pracujemy przede wszystkim w zespołach tematycznych, w tej kadencji jest ich 14, w tym nowy - do spraw wolontariatu i społecznikostwa. Jest też m.in. zespół ds. interwencji, do którego każdy NGO`s może się zgłosić, jeśli ma jakiś problem z samorządem, np. niejasne zasady organizacji konkursu albo ich odwoływanie. Poprzez zespół Rady od razu można przekazać sprawę do ministra odpowiedzialnego za dany obszar.
A wolontariusz to nie to samo co społecznik?
- Społecznik to osoba indywidualna, często działająca dosłownie na swoim podwórku. W Gdańsku takie osoby obserwować można na przykładzie funduszu sąsiedzkiego, w którym wielu liderów pozyskuje mikrofinansowanie i robi rewolucje wokół siebie. Całkiem niedawno wasz portal pisał o nagrodach dla osowian roku - ich laureaci to właśnie stricte społecznicy, działający indywidualnie w swojej dzielnicy.
Wydaje mi się, że społeczników mało co powstrzyma w działaniu - oni także potrzebują prawnych ułatwień?
- Myślę, że potrzebują przede wszystkim docenienia, jak na przykład ta nagroda na Osowej, podniesienia tematu, że trzeci sektor, a mówiąc szerzej - społeczeństwo obywatelskie, to nie są tylko NGO'sy. To także wolontariusze działający wokół organizacji, nieformalne grupy i właśnie społecznicy. Chcielibyśmy, by szerzej o tym mówiono, że takie inicjatywy też są, także po to, by sami społecznicy, lub jak ich wolimy nazywać „animatorzy i animatorki społeczne”, zobaczyli, jak liczną grupą są. W Polsce mamy wciąż bardzo małe zaangażowanie i zaufanie społeczne - to duże wyzwanie. Nawet między organizacjami jest mało partnerstw i patrzy się na nie często jak na zło konieczne, sztuczne formy stworzone dla jakiegoś doraźnego celu.
Polacy w ogóle są chyba raczej indywidualistami. Nie umiemy pracować w zespole, nie ufamy sobie?
- To jest rola organizacji, by te więzy łapać, tworzyć. W mniejszych społecznościach zwornikiem często jest właśnie organizacja - nawet koło gospodyń wiejskich, wokół którego buduje się zaufanie społeczne, ludzie się poznają.
Gdańsk w dużym stopniu wspiera takie lokalne inicjatywy, choćby przez system domów sąsiedzkich - zresztą rozmawiamy właśnie w jednym z nich, w Domu Sąsiedzkim w Pałacu we Wrzeszczu. Zaraz zaczną się zajęcia tańca terapeutycznego dla seniorów, które cieszą się dużym zainteresowaniem. Oczywiście ruch jest bardzo cenny, ale już samo to, że ludzie przebywają ze sobą jest integrujące. Wspomniane przeze mnie wcześniej partnerstwa u nas, na Pomorzu też wychodzą.
Na przykład?
- Jedno z najlepszych to Fundusz Akumulator Społeczny, partnerstwo kilkunastu podmiotów działające od 2014 roku w całym województwie. Zajmuje się m.in. regrantingiem, przekazuje środki finanansowe do mniejszych społeczności. W każdym powiecie na Pomorzu jest jakiś mikro operator, który do niego należy. “Akumulator” to największe partnerstwo w kraju, przykład dla innych, że na Pomorzu się da.
Przyznam, że skład Rady po stronie organizacji pozarządowych mnie zdumiewa. Są tu organizacje promujące regiony, Federacja Banków Żywności, ale i Ordo Iuris, Związek Harcerstwa Polskiego oraz Akademicki Związek Sportowy - czy te podmioty mogą mieć wspólny interes, lobbować i mówić jednym głosem?
- To zróżnicowanie daje nam siłę w wielu kwestiach, bo Rada jest bardzo reprezentatywna - od poziomu mikro (małych społeczności) po duże federacje takie jak Ogólnopolska Federacja Organizacji Pozarządowych zrzeszająca ponad 100 podmiotów. Mamy więc różne perspektywy. Oczywiście wiele spraw wypracowywać trzeba drogą konsensusu, a wspomniane już zespoły są miejscem refleksji, pochylenia się nad danym problemem, wysłuchania różnych stron, bo członek rady jest trochę jak poseł, reprezentuje swoją społeczność. Ja jestem jedyną osobą z naszego województwa, muszę więc zbierać pomorskie głosy, skonsultować sprawę w terenie i często tak właśnie działamy. Jeśli jest jakiś temat związany z przykładowym już kołem gospodyń - pytamy w swoim regionie, bo nie jesteśmy ekspertami we wszystkim. Projekty ustaw, które trafiają pod dyskusje rady są bardzo zróżnicowane: od spraw związanych z łącznością radiową, ekonomią społeczną, po kwestie medyczne.
Ustawodawca stara się opisać w prawie każdy przypadek, który może zaistnieć w działaniu organizacji pozarządowych?
- Może to być też coś na styku, w przepisach pozornie nie dotyczących NGO`sów w jakiś sposób ich dotyczyć i to do nas trafia, żeby społeczeństwo obywatelskie - w tym wypadku poprzez Radę - mogło się wypowiedzieć. To często dla ustawodawcy łatwiejsze niż konsultacje społeczne, ponadto niejednokrotnie zdarza się tak, że więcej uwag przekazuje Rada, niż dzieje się to w ramach konsultacji.
Ze mną i sekretariatem rady przy Kancelarii Prezesa Rady Ministrów można się komunikować w sprawach, które ktoś chce podjąć: od społecznika, poprzez grupy nieformalne do organizacji. Można oczywiście także skontaktować się ze mną bezpośrednio, w Gdańsku. Tamta droga jest formalna, ta gdańska już nie - zapraszam.
Słuchając pana, mam wrażenie, że nazwa - Rada Działalności Pożytku Publicznego - nie do końca oddaje to, czym się ona zajmuje.
- Na początku była powołana by debatować o tym, czym jest ten pożytek publiczny, a czym nie, ale stała się de facto radą dotyczącą tematu całego społeczeństwa obywatelskiego, debatującą trochę o wszystkim, co nie jest biznesem, rządem i samorządem. Pracuję równolegle w zespole eksperckim, którego celem jest utworzeniem nowego gremium - Rady Dialogu Obywatelskiego, która mogłaby wychodzić z inicjatywą ustawodawczą.
Wy nie możecie?
- Możemy proponować, ale musimy znaleźć oparcie w Przewodniczącym Komitetu ds. Pożytku Publicznego, którymś z posłów, czy klubów parlamentarnych, nasze projekty i propozycje nie idą pod obrady sejmu z automatu. Działająca równolegle Rada Dialogu Społecznego, reprezentująca przedsiębiorców, ma dużo większe kompetencje.
Wiele zależy od tego, jak wiele jest osób w naszej radzie, którym chce się lobbować za zmianami, zbierać głosy “z terenu”, konsultować. Jeśli temat jest wytrwale pchany do przodu, jest szansa na wiele zmian.
A panu się chce?
- Nieprzypadkowo startowałem na współprzewodniczącego. Przyszedłem do Rady z konkretnym programem i pomorskim backgroundem. Gdy patrzę na inne regiony i miasta, widzę że jednak Pomorze w wielu kwestiach jest pierwsze, jak np. opracowanie i rozwijanie systemu domów sąsiedzkich w Gdańsku (jeszcze Warszawa ma się czym pochwalić w tej kwestii). Ten model można powtarzać w wielu miejscach, szczególnie w większych miastach.
Jaki postulat z pańskiego programu jest na początek najważniejszy?
- Sprawa konkursów dla organizacji na realizację zadań ogłaszanych przez samorządy. Większość z nich przeprowadzanych jest w trybie corocznym, co obciąża zarówno urzędników, jak i organizacje, choćby po prostu psychicznie. Powinny być realizowane na kilka lat, do czego mogłoby doprowadzić uchwalanie na szerszą skalę przez samorządy wieloletnich programów współpracy z organizacjami pozarządowymi.
To jest temat od lat podnoszony przez środowisko pozarządowe, prawda?
- Tak. W tym roku, po raz pierwszy w historii, w Gdańsku udało się przeprowadzić dwa konkursy trzyletnie: dotyczący prowadzenia wspomnianych domów sąsiedzkich oraz wspierania organizacji pozarządowych.
Chcemy, by ten cykl trzyletni stał się standardem, co, być może, wymagać będzie zmiany ustawy. Obecnie jest pełna dowolność - samorząd może mieć roczne programy współpracy z organizacjami albo wieloletnie, tymczasem w przypadku miejscowości powyżej np. 50 tysięcy mieszkańców zdecydowanie powinny być wieloletnie. Nie obciążałybym tą zasadą małych gmin, które mają 10 tys. złotych na współpracę.
Dlaczego to jest takie ważne?
- Bo tak jest lepiej, nie tylko dla organizacji, które będą mogły spokojnie budować proces działania, ale także dla samorządów. Praca ze społecznością (czy też danym tematem) najczęściej wymaga czasu, muszą minąć dwa, trzy lata, żeby projekt przyniósł rezultaty. Z konkursami wiążę się oczywiście także problem braku stabilność zatrudnienia w organizacjach, który także chciałbym podnosić. We Francji na przykład sektor pozarządowy zatrudnia ok. 8 proc. społeczeństwa, a w Polsce ok. 1 proc.
Z czego to wynika?
- Ze słabości trzeciego sektora. Mamy konstytucyjną zasadę pomocniczości, która oznacza, że pewne zadania powinny być jak najbliżej obywatela, czyli, że obywatel powinien robić jak najwięcej sam lub m.in. poprzez organizację pozarządową, która obywateli skupia. Państwo tylko wspiera, a nie na odwrót - że państwo realizuje wszystkie zadania. Świeży przykład, również z Francji, organizacji, które zajmują się reintegracją społeczną osób dotkniętych prostytucją. Zadanie wykonywane jest tam wyłącznie przez trzeci sektor, a NGO`sy zatrudniają często osoby reintegrowane, którym wcześniej pomogły “zejść z ulicy”. To idealny model i takie, często bardzo trudne, zadania na Zachodzie wypełniają właśnie organizacje.
Bez profesjonalizacji organizacje nie będą w stanie podejmować wielu tematów, ale żeby ją osiągnąć, muszą mieć stabilne i zdywersyfikowane źródła finansowania, stałe zadania, które realizują i jakieś umocowanie, np. wokół społeczności, domu sąsiedzkiego, czy innego miejsca.
Mówi pan o stałych zadaniach dla organizacji, ale z drugiej strony podleganie ciągłej ocenie przez instytucje finansujące wydaje się zdrowe, motywujące.
- Tak, ale nie przy częstotliwości co 3, 6,12 miesięcy. Co ciekawe, w wielu konkursach, jak choćby w Funduszu Inicjatyw Obywatelskich przy ocenie wniosków przyznaje się dodatkowe punkty za to, że organizacja jest np. z mniejszego ośrodka, albo podmiotom, które nigdy jeszcze nie dostały dofinansowania. Ma to ich zachęcić do składania projektów, żeby nie podlegali myśleniu, że “tamci robią to od 20 lat, wszyscy ich znają, my nie mamy szans”.
Takie mechanizmy odblokowywania aktywności społecznej też są na mojej liście tematów, bo obecnie jest to dowolność przeprowadzającego konkurs i - raczej wyjątek. Takie dodatkowe punkty zdarzają się również w fundacjach bankowych czy korporacyjnych.
No właśnie - jest jeszcze przecież opcja współpracy z biznesem, która u nas dopiero raczkuje, prawda?
- Raczkuje, ale coraz bardziej ta współpraca się zaczyna rozwijać. Mamy dobre przykłady siły trzeciego sektora w innych krajach. W Stanach jest on oparty głównie na współpracy z biznesem i na darowiznach, choćby zapisach testamentowych. Niejedna organizacja w Ameryce i Wielkiej Brytanii zbudowała swoją stabilność na takich zapisach, pozyskując w ten sposób np. dom z ogrodem, w którym prowadzi hospicjum, albo mieszkanie, którego wynajem gwarantuje jej stały dochód.
W krajach anglosaskich prawo podatkowe sprzyja decyzjom przekazania części majątku na rzecz społeczności. Oczywiście w Polsce majątkom zazwyczaj daleko jest do tych zachodnich, a temat uważany jest za dość kontrowersyjny, a niesłusznie, bo takie darowizny wzmacniają społeczności lokalne. Zresztą, sposób działania organizacji w Stanach jest modelowy. Ludzie przywiązują się tam do swojego miejsca zamieszkania i do organizacji, która towarzyszy im przez całe życie. Myślenie o tym, że warto ją wesprzeć, by towarzyszyła także moim dzieciom i wnukom jest tam naturalne.
Wróćmy do styku NGO - biznes...
- Dużym zadaniem do odrobienia jest znalezienia wspólnego języka między tymi sektorami i zobaczenia w takiej współpracy korzyści w szerszym kontekście, nie tylko tej marketingowej. Dużo się dziś mówi o dobrostanie pracowników, a wzmocnienie społeczności w otoczeniu firmy może mieć na to duży wpływ. Na przykład, jeśli pracodawca współpracuje z organizacją prowadzącą domy opieki, pracownik wie, że w razie potrzeby ta organizacja będzie mogła pomóc jego rodzicom, że nie musi liczyć tylko na państwowy system opieki.
To już jednak chyba wyzwanie dla firm, żeby dostrzegły tego rodzaju korzyści we współpracy z NGO`s. A jakie jest najważniejsze wyzwanie dla III sektora?
- Patrząc w perspektywie kolejnych 30 lat, bo tyle lat liczy sobie sektor pozarządowy w naszym kraju, takim wyzwaniem jest sprawić, by organizacje nie siedziały w przysłowiowej suterenie martwiąc się, czy najbliższy ulewny deszcz zaleje ich siedzibę. Żeby skupiły się na rozwiązywaniu problemów społecznych, a nie na myśleniu o tym, czy pod koniec roku stać je będzie na opłacenie czynszu. I żeby nie robiły zbiórek crowdfundingowych, żeby zapłacić za kolejny remont zalewanego lokalu. To absurd, aby organizacja robiła zbiórki, ponieważ nie jest w stanie z własnych środków za ten remont zapłacić. Traci w ten sposób energię społeczną, bo te pieniądze mogłyby przeznaczyć na zupełnie coś innego.
I co Rada może z tym zrobić?
- Radzić decydentom, by zaczęli pracować nad zmianami. Oczywiście, nie wszystko da się wprowadzić jedną ustawą (chociaż czasem może się nam tak wydawać…). Zmiany prawne pomogłyby np. zamortyzować koszty, ale rozwiązanie leży też po stronie samorządów, które zarządzają nieruchomościami. Moim zdaniem, mimo że mówi się, że Polacy się buntują, za rzadko wychodzimy z buntem w tych mniejszych sprawach, robimy to tylko w skrajnych sytuacjach (a i tak niezbyt licznie). Tymczasem często są mniejsze sprawy, które być może udałoby się od ręki załatwić, gdyby zrobić obywatelski protest, na przykład w sprawie nowej siedziby dla bliskiej sercom danej społeczności organizacji, która pracuje w fatalnych warunkach, w piwnicy.
Jako Rada także działamy przez nacisk społeczny, drążąc temat, wytrwale go podnosząc. Ustawą od zaraz świata nie zmienimy.
W 2022 roku Gdańsk będzie Europejską Stolicą Wolontariatu - co z tego wynika i jak się ma do organizacji pozarządowych?
- Na pewno jest to bardzo ważne, choćby dlatego, że jest to pierwsza stolica wolontariatu w Europie po tej stronie dawnej żelaznej kurtyny. Władze Gdańska same zresztą podnosiły, że jest to nagroda nie tylko dla miasta, ale i dla całej Polski. Wygrana, zwłaszcza z Madrytem - stolicą dużego, bogatszego od nas kraju, to duża satysfakcja.
Wolontariat jest w Polsce wciąż niedoceniany, traktowany trochę po macoszemu. Mamy wolontariuszy w organizacjach, ale często nie wiemy, jak nimi zarządzać, jak ich w tej aktywności utrzymać.
Początek pandemii to był chyba złoty czas wolontariatu?
- Zaangażowało się wówczas wiele osób, które nigdy wcześniej tego nie robiły. Ludzie szyli maseczki, robili przyłbice, dostarczali posiłki seniorom i medykom, robili zakupy i wyprowadzali psy, nie tylko swoich sąsiadów. Poruszenie widać było w całej Polsce. I… rozpłynęło się. Pod koniec 2020 roku rozmawialiśmy w większym gronie organizacji: że jest bardzo dużo fajnych przykładów, że to wielka szansa, że NGO`sy powinny zagospodarować ten potencjał. To nie nastąpiło, wróciliśmy do punktu wyjścia. Pandemia trwa, ale już się do niej przyzwyczailiśmy, dostosowaliśmy. Najłatwiej jest nam się jednoczyć w sytuacjach kryzysowych.
A regionalne centra wolontariatu, takie jak w Gdańsku? Czy nie ich rolą jest właśnie podtrzymywanie tej wolontariackiej iskry?
- W naszym województwie takie centra są w Trójmieście, Słupsku i Malborku. W terenie nie ma miejsc, w których ludzie się szkolą, jak zarządzać wolontariatem i nie ma też środków na to, by zatrudnić takiego koordynatora w poszczególnych organizacjach. Tymczasem wolontariat to budowanie i podtrzymywanie długoterminowych relacji. Korzyść nie jest tu finansowa, często nawet nie prestiżowa. Ludzie zniechęcają się przychodząc do organizacji, która nie potrafi z nimi współpracować. Wolontariusz musi czuć się częścią zespołu, a często trudno tę osobę w niego wkomponować. Trzeba potrafić to robić, a taka jest rola koordynatora. Trochę po to jest ten rok, by nagłośnić, że wolontariat jest cool, by nie opierał się tylko na punktowym zaangażowaniu w WOŚP czy Pola Nadziei, które oczywiście także jest bardzo ważne i niesie za sobą natychmiastowy efekt, dając wolontariuszom satysfakcję. Tymczasem wiele organizacji działa tak, że efekt i satysfakcja z działania przychodzi dopiero po dwóch, trzech latach. Podobnie jak przy społecznikach, docenienie wolontariuszy pokaże, że warto angażować się kilka, kilkanaście razy w roku, a nie jedynie raz na rok, czy raz na trzy lata.
Jak można docenić tych, którzy z definicji pracują za darmo?
- Korpus Solidarności przy Narodowym Instytucie Wolności rozwija już projekt Karta Wolontariusza z systemem zniżek. Systemowe rozwiązanie tego rodzaju: miejskie, dla całego województwa, czy też ogólnopolskie, wniosłoby wolontariat na wyższy poziom. Wiele instytucji publicznych mogłoby takie benefity zaproponować. Niech ten wolontariusz nawet nigdy z tego nie skorzysta, ale wie, że może i że jest doceniony.
Według mnie system powinien iść w stronę takich przywilejów, jakie mają honorowi dawcy krwi.
Objętość oddanej krwi jednak łatwiej zmierzyć, niż zaangażowanie wolontariusza...
- Wystarczy, by organizacja, czy instytucja deklarowała, ile godzin poświęcił jej wolontariusz w danym roku, to nie muszą być wygórowane kryteria. Moim zdaniem poza zniżkami do instytucji publicznych, wolontariuszom należą się ulgowe bilety na kolej i komunikację miejską - tak, jak honorowym dawcom.
Europejska Stolica Wolontariatu dla Gdańska to doskonała okazja by podnieść temat zaangażowania wolontariackiego na wyższy poziom i popularyzować jego różnorodność. Czy wie pani, że jesteśmy drugim województwem w kraju, które przyjmuje najwięcej wolontariuszy zagranicznych? Pierwsze miejsce ma Dolny Śląsk. Zagraniczni wolontariusze przyjeżdżają nie tylko do Gdańska, działają też świetnie w mniejszych społecznościach, choćby w Starogardzie, czy Kwidzynie.
W Pomorskiej Pracowni Badań Obywatelskich przygotowujemy się do “roku stolicy”, robiąc m.in. ogólno-pomorskie badanie o wolontariacie młodzieży, wolontariacie zagranicznym, innowacjach i trendach w wolontariacie. Sukcesem 2022 roku będzie, jeśli uda się nam podnieść rangę wolontariatu w świadomości społecznej. Gdyby większość Polaków poświęcała choćby godzinę raz na miesiąc w ramach wolontariatu, to byśmy mieli wokół siebie dużo ciekawszą społeczność, zaangażowaną i dbającą o przestrzeń wokół, i sąsiadów. Udałoby się w ten sposób wzmocnić społeczeństwo obywatelskie, które będzie zaangażowane nie tylko w sytuacjach kryzysowych, ale też w codziennej, prozaicznej pracy na rzecz dobra wspólnego.
*Łukasz Samborski ukończył Wydział Ekonomiczny na Uniwersytecie Gdańskim, obecnie jest tam nauczycielem akademickim. Z NGO związany jest od 9 lat. Działał jako koordynator wielu projektów społecznych oraz edukacyjnych realizowanych m.in. przez Fundację Rozwoju Społeczno-Gospodarczego Prospekt, której jest współzałożycielem i prezesem.
Od połowy 2020 roku jest członkiem Zarządu Pomorskiej Sieci Centrów Organizacji Pozarządowych, gdzie zajmuje się działaniami badawczymi i think tankiem współtworzonym z Fundacją RC – Pomorska Pracownia Badań Obywatelskich. Od 2018 roku związany jest z Fundacją RC, w której to, w styczniu 2021, został dyrektorem. Specjalizuje się w doradztwie dla organizacji w zakresie zarządzania projektami i dywersyfikacji źródeł finansowania, a aspekty ekonomiczne w III sektorze stanowią jego wyzwanie naukowe.