Sebastian Łupak: Jak wygląda obecnie białoruska propaganda?
Nadzieja Bielochwoscik, Media IQ: Moja znajoma wjeżdżała niedawno z Białorusi do Polski. Na przejściu granicznym, po stronie białoruskiej, stoją duże billboardy, które ostrzegają, że w Polsce po polach zamiast traktorów jeżdżą czołgi, Polacy niszczą własne pomniki, a polski rząd łamie prawo do wolnych zgromadzeń. Łukaszenka mówi, że w Polsce nie ma soli i kaszy gryczanej.
Białorusini w to wierzą?
Rodziny dzwonią z Mińska do Białorusinów, którzy uciekli do Polski i pytają, czy przysłać im jedzenie. Czyli propaganda działa.
Ciężko walczyć z tą propagandą, skoro nie ma na Białorusi wolnych mediów, a dziennikarze siedzą w więzieniach.
To prawda. W więzieniach jest 34 dziennikarzy - mają wyroki po 8-12 lat. Andrzej Poczobut 8 lat, dziennikarka Biełsatu Kaciaryna Andrejewa 8 lat, naczelna zamkniętego portalu tut.by Maryna Zołatawa 12 lat. Tyle samo, 12 lat, dostała Ludmiła Czekina z tut.by. W więzieniu siedzi też Irina Lewszyna z niezależnej agencji prasowej BiełaPAN.
Z wieloma osobami nie ma od 500 dni żadnej komunikacji - nie wiadomo, co się z nimi dzieje, gdzie siedzą, jak się czują, czy są torturowani, czy w ogóle żyją.
Tymczasem w przyszłym roku mamy na Białorusi kolejne wybory prezydenckie. Represje nie ustały. Władze boją się wszystkich, nie tylko dziennikarzy. Delegalizuje się wszelkie organizacje pozarządowe, nawet takie jak ornitologiczną Ochronę Białoruskiego Ptactwa. Łukaszenka boi się bowiem wszelkich przejawów niezależności, wszelkiej aktywności, której nie może kontrolować, wszelkich przejawów społeczeństwa obywatelskiego.
Przypomina to totalitaryzm…
Niestety. Dam kolejny przykład: w 2020 roku w Mińsku powstawały małe lokalne osiedlowe grupy, które skrzykiwały się na czatach, by napić się wspólnie herbaty, posłuchać muzyki, czy wysłuchać wykładu niezależnego historyka czy filozofa. Teraz administratorzy tych osiedlowych grup też są zamykani w więzieniach.
Masowo zwalnia się ludzi z pracy, pozbawia starszych ludzi emerytury, odcina od środków do życia. Aresztuje się dziś, po czterech latach, ludzi którzy protestowali latem 2020 roku. Tymczasem niezależni adwokaci stracili licencje do wykonywania zawodu, więc nie ma kto tych ludzi bronić.
Wystawa Niech Żyje Białoruś przed ECS
Czy przeciętny Białorusin ma szansę dowiedzieć się, co tak naprawdę dzieje się w jego kraju, w Polsce, Ukrainie, Europie?
Jeśli jesteś odważny i wiesz, jak zainstalować VPN na swoim komputerze czy telefonie, to możesz dotrzeć do niezależnych mediów
Inna sprawa, że milicja może cię zwinąć z ulicy i przejrzeć twój telefon. Mogą zobaczyć, jakie aplikacje masz zainstalowane, co czytasz, czy masz programy Telegram czy Signal. Nic dziwnego, że ludzie w metrze, w drodze do pracy, boją się pokazywać, co mają na ekranie. Nie wiadomo, kto siedzi przy tobie w wagonie.
Pani nie wytrzymała tych represji i uciekła z Mińska…
Pamiętam, że spakowałam się wtedy w małą walizkę, w ciągu kilku godzin. Myślałam, że za kilka miesięcy wrócę. Uciekłam w grudniu 2020 roku z Mińska przez Kijów do Warszawy. Jestem tutaj redaktorką naczelną portalu Media IQ, założonego przez Press Club Białoruś. Zajmujemy się analizą rosyjskiej i białoruskiej propagandy. Nasz działający w Polsce portal jest uznany przez reżim Łukaszenki za ekstremistyczny.
Gdański Tydzień Demokracji. Tłumaczyli uczniom rosyjską propagandę
Co to znaczy?
To znaczy, że gdybym wróciła na Białoruś, będę aresztowana. Mało tego, kary na Białorusi grożą nie tylko tym, którzy czytają media niezależne, ale też tym, którzy się dla nich wypowiadają. Jeśli ktoś udzieliłby wywiadu tzw. mediom ekstremistycznym, może trafić do więzienia.
Paradoks polega więc na tym, że białoruskie media niezależne, które działają na przykład z terenu Polski czy Litwy, zwracają się do swoich czytelników na Białorusi, żeby nie komentowali artykułów, nie lajkowali postów, nie zakładali subskrypcji, bo to jest bardzo niebezpieczne.
Łukaszenka w pewnym momencie wymienił nawet w państwowej telewizji dziennikarzy białoruskich na Rosjan. Jak wypadli?
To prawda. W 2020 roku, po masowych protestach na ulicach, z państwowej telewizji odeszło kilkuset dziennikarzy newsowych, sportowych, ekonomicznych i kulturalnych. Łukaszenka zastąpił ich "desantem" dziennikarzy z Rosji. A ci na paskach u dołu ekranu zamiast “Białoruś” pisali “Białorusia”, czyli tak, jak Rosjanie nazywają nasz kraj.
To się nie przyjęło. Kariery Rosjan były krótkie.
Czy Białorusini wierzą propagandzie płynącej z telewizji?
Nie mamy na Białorusi żadnego niezależnego ośrodka badania opinii społecznej. Staramy się prowadzić takie badania z Polski, wysyłając pytania przez internet do Białorusinów. Wynika z nich, że około 30-50 procent społeczeństwa ogląda propagandową telewizję białoruską. Nie wiemy, czy wszyscy jej wierzą.
Przed 2020 rokiem aż 60 procent społeczeństwa korzystało z mediów niezależnych, głównie z internetu. Pod tym względem różniliśmy się od Rosjan, którzy jednak głównie siedzieli z głową w telewizji. Ale tych niezależnych mediów teraz na Białorusi nie ma.
Oceniamy, że około 30 procent narodu wierzy Łukaszence, a około 25 procent jest w opozycji. Reszta, około 40-50 procent, to ludzie “neutralni”, a może raczej zdemoralizowani czy po prostu zmęczeni i nie mając ochoty wiedzieć, kogo znowu zamknęli, a kogo brutalnie pobili.
Gdański Tydzień Demokracji. Zobacz emisje z lekcji, spotkań i dyskusji na gdansk.pl
Co mówi propaganda białoruska o wojnie w Ukrainie?
Przez kilka dni, na początku wojny w lutym 2022 roku, licząc na to, że Kijów padnie w trzy dni, propaganda białoruska powtarzała tezy Putina: że Ukraińcy to banderowcy, faszyści i trzeba ich denazyfikować (oczyszczać z nazizmu - red.). Ale wojna trwa. Rosjanie pogrążeni w manii wielkości, mają swoje hasło: “Możemy powtórzyć!” Czyli w domyśle: możemy powtórzyć marsz na Berlin, jeśli będzie potrzeba.
Białorusinom średnio się to uśmiecha. Dlatego Łukaszenka przedstawia siebie jako mirotwórcę - niosącego pokój. Mówi Białorusinom: “ja jestem gwarantem, że u nas nie będzie wojny, dzięki mnie jest pokój, więc głosujcie na mnie”.
Natomiast o Ukrainie i o Polsce mówi się, że to marionetki w rękach USA i kolektywnego Zachodu.
Jak wygląda rusyfikacja białoruskiego społeczeństwa?
Łukaszenka nigdy nie cenił ani białoruskiego języka, w którym nie mówi, ani kultury, ani literatury. Pierwszą rzeczą, jaką zrobił po dojściu do władzy było zastąpienie flagi państwowej Białorusi, biało-czerwono-białej, oraz godła, Pogoni, na flagę i godło nawiązujące do czasów sowieckich, czyli rosyjskiej dominacji.
Po 2020 roku zlikwidował organizacje krzewiące kulturę białoruską i media używające tego języka. Praktycznie nie ma języka białoruskiego w szkołach czy telewizji, nie ma sklepów z symboliką, ornamentami białoruskimi. Na ulicach Mińska rosyjskie napisy, plakaty po rosyjsku. Jedyne czego jeszcze nie udało mu się zlikwidować, to ludzie wciąż mówiący między sobą w tym języku.
Ma pani na imię Nadzieja. Czy ma pani nadzieję, że coś się na Białorusi zmieni?
Mieliśmy nadzieję, że Rosja przegra wojnę z Ukrainą. Ale na to się nie zanosi. Teraz czujemy się jak Polacy w latach 1982-88. Też nie mieliście nadziei, że coś się zmieni, a ZSRR kiedyś upadnie. Jesteśmy w podobnym momencie. Ale skoro Polska się doczekała, to my też musimy w to wierzyć.