Odessa, czyli gdzie są te schody?
Spotkanie z Olegiem Bryndakiem, który pełni obowiązki mera Odessy, umówione było na środę 18 lipca rano.
Gdańszczanie przyjechali we wtorek pod wieczór, wzięli pokoje w hotelu i poszli na długi spacer.
Miasto na pierwszy rzut oka robi wrażenie zupełnej normalności: ulice pełne przechodniów i aut, gwarne ogródki kawiarń i restauracji. Dopiero w pobliżu portu można się przekonać, że Odessa jest wojenną fortecą. Przejścia w stronę morza zabezpieczone są foliowymi taśmami, rozstawiono wojskowe posterunki. Nie tylko nie da się przejść po słynnych Potiomkinowskich Schodach, ale bez specjalnych przepustek nie sposób je zobaczyć.
Gdański konwój humanitarny dotarł do Drużkiwki: "W oddali huczy artyleria"
Komendantska hodyna od północy
Obowiązuje zaciemnienie. O północy wszyscy muszą być już w domach i hotelach. Do godz. 5. rano trwa “komendantska hodyna”. Kto wyjdzie w tym czasie na ulicę, będzie miał kłopoty - patrole żandarmerii przemierzają miasto samochodami, na których koguty bezgłośnie pobłyskują pomarańczowym światłem.
Te zasady są powszechnie przestrzegane. Od początku rosyjskiej napaści miasto było wielokrotnie atakowane z powietrza. Putinowskie wojska nie są w stanie zagrozić Odessie za sprawą lądowej ofensywy - uderzają więc z dużych odległości, bojowymi rakietami i dronami. Obrona przeciwlotnicza miasta robi, co może, ale i tak część rosyjskich pocisków sięga celu. Śmierć i zniszczenie przychodzą zwykle w nocy.
Alarm słychać w całym kraju
Tak to wygląda w miastach całej Ukrainy. Rosjanie za dnia podrywają w powietrze swoje myśliwce, uzbrojone w rakiety manewrujące. Widać to na ukraińskich radarach, więc w całym kraju zaczynają wyć syreny alarmowe. Wtedy rosyjski myśliwiec ląduje. Nie strzela, bo za dnia celem jego lotu jest tylko dręczenie ukraińskich mężczyzn, kobiet i dzieci. Mają zadawać sobie pytanie “Co złego czeka mnie tej nocy?”.
Gdańska delegacja podróż do Ukrainy rozpoczęła 15 lipca od Lwowa. Dziesięć dni wcześniej rosyjskie pociski rakietowe Kalibr uderzyły tam w bloki mieszkalne. Zginęło ponad 10 osób, było czterdzieścioro rannych. Krótko potem Lwów odprowadził na cmentarz pisarkę Wiktorię Amelinę, która zginęła od ran po ataku rakietowym w Kramatorsku. Zostawiła po sobie między innymi wiersz “Alarm”.
Alarm przeciwlotniczy w całym kraju
Tak jakby za każdym razem prowadzono na rozstrzelanie
wszystkich
a celują tylko w jednego
przeważnie tego z brzegu
Dzisiaj to nie ty, alarm odwołany
(tłum. Aneta Kamińska)
Co zrobi Putin? Odessa czeka w napięciu
Droga z Lwowa na południe Ukrainy wiodła przez Krzywy Róg i Chersoń.
Już w trakcie podróży, w mediach zaczęły pojawiać się informacje, które nie zapowiadały dla mieszkańców Odessy niczego dobrego.
Najpierw atak na most Kerczeński, który łączy Rosję z okupowanym Krymem. Ta ważna trasa samochodowa została częściowo zniszczona przy pomocy pływających dronów, wypełnionych materiałem wybuchowym. Nie było wątpliwości, że Kreml będzie szukał zemsty na Ukraińcach.
Gubernator Odessy, Ołeh Kiper, zaapelował do mieszkańców, żeby podczas ataku nie zbliżali się do okien i nie umieszczali w mediach społecznościowych zdjęć, które mogłyby pomagać wrogowi.
Pierwsze po tygodniach przerwy rosyjskie uderzenie w Odessę nastąpiło w nocy z poniedziałku na wtorek 17/18 lipca. Użyto okrętowych pocisków manewrujących Kalibr i wystrzeliwanych przez samoloty pocisków manewrujących dalekiego zasięgu Ch-22.
Następnego dnia przyszła jeszcze jedna wiadomość, która nie zapowiadała niczego dobrego. Putin postanowił nie przedłużyć międzynarodowego porozumienia, które umożliwiało wywóz zboża z Ukrainy przez Morze Czarne. Eksport był prowadzony przy pomocy statków, które wpływały dotąd do dwóch sąsiadujących ze sobą portów: Odessa i Czernomorsk. W magazynach na nabrzeżach zostały tysiące ton ziarna. Zapowiedź Putina: każdy statek będzie bezwzględnie traktowany przez rosyjską marynarkę wojenną - tak, jakby przewoził broń.
Mrok, że oko wykol - i nagle łuna
Noc z wtorku na środę, 17/18 lipca, była upalna, grały cykady. Cała Odessa czekała z niepokojem.
O godz. 0.57 rozległy się syreny alarmowe na cztery. może pięć minut. Potem zaczęły docierać jakieś dźwięki odległe, pojedyncze, jakby głuche stuknięcia w powietrzu. Rozpoczynał się rosyjski atak na dwa ośrodki portowe Odessy.
Miasto było zaciemnione niemal doskonale, światła można było zobaczyć w bardzo nielicznych oknach. Poza tym mrok, że oko wykol.
Gdzieś od strony morza pojawiła się odległa łuna. Niebo zaczęły przeszukiwać reflektory obrony przeciwlotniczej.
Zaraz potem głośny wybuch i rozbłysk, gdzieś blisko hotelu. Zrobiło się groźnie.
Wkrótce kolejny wybuch gdzieś w powietrzu.
Żadnej pewności, gdzie uderzy pocisk
Na kilka minut zapada zupełna cisza i nagle zaczyna się prawdziwa kanonada! Silne wybuchy wstrząsają powietrzem. Ogień otwiera obrona przeciwlotnicza. W niebo lecą serie czerwonych punkcików, są ich dziesiątki, tną powietrze jeden za drugim. Niebem wstrząsają pojedyncze eksplozje. Fala uderzeniowa jest tak silna, że uruchamia alarmy samochodów, które zaparkowane są na dole, przy ulicy.
Ludzie w budynkach chronią się przed zagrożeniem na niższych piętrach i w piwnicach. Jest naprawdę strasznie, żadnej pewności, że pocisk nie uderzy w ten czy inny dom.
Po godz. 2 jeszcze jedna kanonada obrony przeciwlotniczej, zaraz pojedyncze wybuchy. Potem wszystko cichnie.
W sumie ponad godzina dramatycznych wydarzeń, które słyszane były w całym mieście i lęk, czy Rosjanie znowu nie uderzą. W końcu nadchodzi ranek, przychodzi spokój.
Spotkanie w niebezpiecznych czasach
To, co najbardziej imponujące - że Odessa zaraz po ataku po prostu wraca do życia. Tuż po godzinie szóstej słychać pojazd z obrotowymi szczotkami, który sprząta ulice.
Jakby nigdy nic zaczyna funkcjonować transport publiczny. Otwierają się sklepy. Młody mężczyzna sprzedaje na ulicy kawę z mobilnego stoiska.
Gdańska delegacja jedzie na spotkanie z Olegiem Bryndakiem, pełniącym obowiązki mera Odessy. Zaplanowano je w siedzibie Rady Miejskiej. Kolumnada zabytkowego gmachu ozdobiona jest niebiesko-żółtymi flagami. Vis a vis znajduje się plac, któremu patronuje pomnik Puszkina. Blisko stąd do Schodów Potiomkinowskich i do portu - przejście tam jest oczywiście niemożliwe.
To dzień sesji Rady Miejskiej. Spotkanie z Olegiem Bryndakiem nie jest długie, ale przebiega w serdecznej atmosferze. Lider samorządu Odessy jest chyba nieco ciekawy przybyszów, którzy w niebezpiecznych czasach zadali sobie sporo trudu, żeby do niego dotrzeć.
Gdańsk i Odessa są miastami partnerskimi od 1996 roku. Oleg Bryndak i Piotr Grzelak wyrazili nadzieję, że po zakończeniu wojny, będzie możliwe otwarcie nowego etapu współpracy.
Nie myśl o końcu, rób swoje
- Rosjanie próbują zmienić życie mieszkańców w koszmar. Odessa jest naszym miastem partnerskim, przyjechaliśmy, by okazać solidarność i odnowić naszą przyjaźń - mówi Piotr Grzelak, zastępca prezydent Gdańska.
Już po wizycie u Olega Bryndaka uczestnicy delegacji dowiedzieli się, jakie były skutki powietrznego ataku. Rosjanie używali rakiet i szturmowych dronów falami, z taką częstotliwością, by osłabić skuteczność obrony przeciwlotniczej. Aż dziesięć pocisków sięgnęło celu. Spłonął magazyn z 60 tysiącami ton zboża.
Na tym się nie skończyło. Kolejne noce przyniosły następne ataki.
Z soboty na niedzielę, 22/23 lipca, Rosjanie wysłali na Odessę jeszcze więcej rakiet i dronów. Trafiły w domy, także w zabytki miasta. Było 22 rannych, w tym dzieci. Zniszczona została największa świątynia Odessy, sobór Spaso-Preobrażeński.
Kiedy skończy się ta wojna - nienawiść Putina, szaleństwo Rosjan?
Odessa nie ma naiwnych odpowiedzi na te pytania. Jedyne, co może, to każdego ranka robić swoje. Samochód ze szczotkami jeździ sprzątając ulice, mieszkańcy idą do pracy, żołnierze ładują nabojami magazynki broni.