Wiele gdańskich rodzin ma korzenie kresowe, przyjechały w 1945 r. i później do Gdańska w ramach tzw. repatriacji. Kilka lat po wojnie było to blisko 20 procent mieszkańców miasta. Duża część tych osób nosiła traumę zsyłki na Sybir - słowo to w polskiej tradycji oznacza wiele więcej niż Syberię, bo także północne i wschodnie krańce sowieckiego imperium. Napaść III Rzeszy na Polskę 17 września 1939 r. umożliwiła ZSRR, w zmowie z Hitlerem, zajęcie ziem kresowych Rzeczpospolitej. W latach 1941-52 Sowieci wywieźli na Sybir, w ramach czystki narodowościowej, 132 tysiące Polaków - z tej liczby 28 tys. zmarło, najczęściej z mrozu, niedożywienia, wycieńczenia.
Pomnik Golgota Wschodu na cmentarzu Łostowickim wyobraża matkę, tulącą niemowlęta - więcej niż jest w stanie ochronić. Malutkie dzieci są również u jej nóg. To część życiowego doświadczenia wielu gdańskich sybiraków. Przeprowadzone przez Sowietów wywózki przeżyli jako dzieci - tracili rodzeństwo, dziadków, rodziców.
W poniedziałek, 17 września 2018 r. wokół Golgoty Wschodu na Łostowicach stanęli coraz mniej liczni uczestnicy i świadkowie tamtych wydarzeń, ich urodzone już po wojnie dzieci, wnuki i prawnuki, poczty sztandarowe i delegacje gdańskich szkół, a także harcerze z ZHP. Był Kordian Borejko, prezes Związku Sybiraków i Paweł Adamowicz, prezydent Gdańska, który sam pochodzi z rodziny o kresowych korzeniach. Były przemówienia. Orkiestra Morskiego Oddziału Straży Granicznej w Gdańsku zagrała hymn sybiraków i mazurka Dąbrowskiego. Oficer przeczytał apel poległych. Kompania reprezentacyjna Marynarki Wojennej RP oddała w niebo salwę z karabinów.
CZYTAJ TEŻ: Sybiracy przypominają o gehennie wojny