Czym jest kongres Solidarni w Rozwoju?
Dwudniowy Kongres Solidarni w Rozwoju - Aktywni dla Rozwoju stanowił jeden z najważniejszych punktów programu Gdańskiego Tygodnia Demokracji (GTD), rozpoczętego w poniedziałek, 12 września.
Gdański Tydzień Demokracji - dzisiaj dzień drugi. Poznaj PROGRAM: warsztaty, debaty i spotkania
Solidarni w Rozwoju to część zaplanowanego w listopadzie 2022 r. w Krakowie kongresu ekonomicznego Open Eyes Economy Summit.
Ustawa o wolontariacie powstawała 6-7 lat
W sesja plenarnej kongresu pod hasłem “Ustawa o pożytku i wolontariacie 20 lat później” wzięli udział: prof. Jerzy Hausner - przewodniczący Rady Programowej Solidarni w rozwoju/Open Eyes Economy Summit, Kuba Wygnański - socjolog, prezes fundacji Pracownia Badań i Innowacji Społecznych „Stocznia”, Piotr Choroś - dyrektor Biura Partycypacji Społecznej Urzędu Miejskiego w Lublinie, Elżbieta Rutkowska - trenerka i animatorka, prof. Hubert Izdebski - profesor nauk prawnych, SWPS oraz Monika Popow, koordynatorka ds. Europejskiej Stolicy Wolontariatu Gdańsk 2022.
Jerzy Hausner przypomniał, że pierwszy projekt ustawy dotyczący spraw związanych z wolontariatem miał charakter poselski i powstał na przełomie 1996/1997 roku. Sejm wówczas nie uchwalił tego prawa.
Przyznał, że ustawa z dnia 24 kwietnia 2003 r. o działalności pożytku publicznego i o wolontariacie była stosunkowo niewiele nowelizowana.
Co szwankuje w wolontariacie?
- I w zasadzie nigdy nie została poddana jakiejś zasadniczej kontestacji. Nie chcę powiedzieć, że wszystkie rozwiązania w tej ustawie i praktyki z nią związane, są dobre. Jednym z wielkich niepowodzeń jest dla mnie jeden procent. I doprowadzenie to tego, że ten jeden procent może być traktowany jako rzecz, o której myśmy wtedy myśleli - czyli, jak połączyć zachowanie jednostki z poczuciem odpowiedzialności za wspólnotę. Tylko, że jeden procent został w dużej skali sprywatyzowany. I dzisiaj strasznie ciężko jest się z tego sprywatyzowania wycofać - ocenił ekonomista.
Jerzy Hausner dostrzegł też negatywne aspekty relacji między władzami samorządami a organizacjami pozarządowymi. - Samorządy bardzo często traktują organizacje pozarządowe jako swoje jednostki wykonawcze, które uzależniają je za pomocą środków finansowych - ocenił.
- De facto nie potrafiliśmy też stworzyć podstawy do właściwych relacji między organizacjami pozarządowymi a biznesem - dodał przewodniczący Rady Programowej Solidarni w rozwoju/Open Eyes Economy Summit.
W Polsce zabrakło debaty o wolontariacie
Kuba Wygnański uważa, że sprawa wolontariatu i pomagania sobie nawzajem nabierze niedługo specjalnego znaczenia.
GTD. Twarze wolontariatu. Debata o zaangażowaniu społecznym w świecie po pandemii
- Czeka nas najtrudniejszy możliwy test, związany głównie z ubóstwem energetycznym. Przed nami są miesiące nędzy. Mówimy o solidarnych w rozwoju. Jestem ciekawy, czy będziemy solidarni w zwoju? Będziemy czołgać się, będą się działy naprawdę straszne rzeczy. I Polacy już przypomnieli sobie co to znaczy państwo, które upada. Sprzedają miejsce w kolejce po węgiel za 2 tys. zł za tonę. Już wymyślili, jak ominąć liczniki elektryczne. I na pewno wiedzą też, w jaki sposób uzyskać więcej dotacji na węgiel. Ten skrypt antypaństwowy, antysystemowy jest w Polsce od czasów zaborów bardzo skuteczny - mówił socjolog.
Zdaniem prezesa Pracowni Badań i Innowacji Społecznych „Stocznia”, w Polsce nigdy nie było poważnej dyskusji o idei wolontariatu.
- W Czechach była poważna dyskusja między Klausem a Havlem po co i czym jest społeczeństwo obywatelskie. Co zrobiliśmy dobrze, co zrobiliśmy źle po dwudziestu latach? Nikt nie jest tak odważny, żeby powiedzieć, że wszystko poszło dobrze, albo wszystko poszło źle. To jest kwestia roztropnej oceny. Nie było w Polsce prawdziwej dyskusji, czy mamy kopiować klasyczny model anglosaski, gdzie charity biorą wszystko, czego nie obsłuży rynek i państwo. Czy to ma być model welfare w stylu nordyckim, czy też może niemiecki model kontynentalny z zasadą pomocniczości. To była faza zapożyczeń. Dlatego, polski model jest trochę eklektyczny, który też uwzględnia naszą tradycję samoorganizacji - nadmienił Kuba Wygnański.
Kto to jest wolontariusz?
Elżbieta Rutkowska przyznała, że jej definicja wolontariusza bardzo się zmieniła w ostatnich pięciu latach.
- Ja bardzo mocno wolontariusza postrzegam jako osobę, która buduje społeczeństwo obywatelskie. Dużo szerzej powinniśmy patrzeć na to, kim jest wolontariusz i mieć na uwadze to, co on robi. Warto też zastanowić się nad językiem, czy wolontariusz chce być w ogóle kojarzony ze słowem wolontariusz. Bo być może to nie jest ważne. Bo istotne jest to, co ja robię w danym działaniu, że przychodzę i wspieram. Przychodzę i buduję pewną przestrzeń, żeby siebie dać komuś innemu, swój czas, ale też po to, żeby coś otrzymać. I to jest pytanie, co ja otrzymuję, kiedy idę np. na demonstrację? - mówiła trenerka i animatorka.
Cała moc w więziach społecznych
Monika Popow zwróciła uwagę na to, że siłą grup nieformalnych i różnego rodzaju zrzeszeń, w których mobilizują się obywatele, są więzi społeczne.
- I żadna ustawa tego nie wyreguluje. To jest cały czas też jakaś lekcja do przerobienia dla trzeciego sektora. Społeczeństwo często organizuje się poza strukturami, tam, gdzie to jest dobre doświadczenie wzmacniające, gdzie wartości są wspólne, gdzie ludzie czują się, po prostu, zaproszeni - stwierdziła Monika Popow.
ZAPIS FILMOWY DEBATY "20 lat później..."
Nieformalnie, czyli spontanicznie
W debacie pt. “Grupy nieformalne jako nowa forma organizacji społecznej” uczestniczyli: Michalina Rutka - Rodziny bez Granic, filozof z Uniwersytetu Gdańskiego, Alina Żmuda-Trzebiatowska - Młodzieżowy Strajk Klimatyczny, Grażyna Zagórny - anglistka, współtwórczyni Protestu z Wykrzyknikiem oraz Maciej Moskwa - fotoreporter.
- Dlaczego grupa nieformalna? Ona przede wszystkim może powstać spontanicznie. Można zacząć działać natychmiast. A po drugie, w naszym, akurat, przypadku, Protest z Wykrzyknikiem był takim ruchem no-name, no-face. Nikt wiedział, kto za tym stoi. Pojawiła się grupa na Facebooku i pojawiły się wykrzykniki w całej Polsce. Wszyscy je nosili, włącznie z prezesem Związku Nauczycielstwa Polskiego. Ale nikt mógł nas zaczepić, ani zatrzymać, bo nie było wiadomo kogo - wyjaśniła Grażyna Zagórny.
GTD. Debata o prawach człowieka i kryzysie humanitarnym: "Wolontariat to serce demokracji"
FILMOWY ZAPIS DEBATY "Grupy nieformalne..."
Bez zaufania ani rusz
W seminarium “Aktywne wspólnoty – w poszukiwaniu nowych możliwości rozwoju”, prowadzonym przez Fundację Batorego, wzięli udział: Piotr Choroś - dyrektor Biura Partycypacji Społecznej UM w Lublinie, Anna Dąbrowska - Stowarzyszenie Homo Faber, Anna Golędzinowska - radna miasta Gdańsk, Anita Pala - Stowarzyszenie Pszczyna Miasto Zielone (woj. śląskie), Robert Waraksa - burmistrz Olsztynka (woj. warmińsko-mazurskie), Joanna Wons-Kleta - wójt gminy Pawonków (woj. śląskie) oraz Krzysztof Wostal - Fundacja Transgresja.
- Jedyne, na czym można opierać współpracę z organizacjami społecznymi, to wzajemne zaufanie. I to, że my nie mamy ani siły, czasu i przestrzeni, żeby się wzajemnie kontrolować, choć oczywiście pewne formalności muszą być przeprowadzone. Podam na przykładzie Ochotniczej Straży Pożarnej. W naszej gminie jest 10 sołectw i 10 jednostek OSP. I zawsze był tarcia. A od czterech lat praktycznie ich nie ma ze względu na to, że wprowadziliśmy totalną jawność. Wszystkie wydatki w podziale na grupy strażackie są aktualizowane i wszyscy mają do tego dostęp. Ludzie mają zaufanie i poczucie, że nikt nie jest ograbiony z pieniędzy - mówiła Joanna Wons-Kleta.
Anna Golędzinowska zauważyła, że w Gdańsku sytuacja jest bardziej złożona, bo to jest miasto-archipelag.
- Jako urbanistka do tej dyskusji o aktywizacji społeczności lokalnej użyję wątku ekologicznego: “miasto krótkich odległości”. To znaczy miasto, gdzie mamy jakieś centrum własnych interesów. Niekoniecznie, to musi być zinstytucjonalizowane i mieć charakter formalnie wybudowanego domu kultury. Ale wiem, że jest jakaś grupa ludzi, z którą mogę współpracować przy projektach - objaśniła radna.
Od 700 do 7 tys. złotych
Anna Golędzinowska podała, że od kilku lat w Gdańsku funkcjonuje fundusz obywatelski dla seniorów i młodzieży w ramach integracji sąsiedzkiej.
- Jeśli jest to grupa nieformalna składająca się z minimum pięciu osób można dostać mały grant w wysokości 700 zł. Jeżeli to jest organizacja pozarządowa, minimalnie sformalizowana, posiadająca NIP, to wtedy jest 7 tysięcy złotych. Jak to startowało było ok. 120-140 projektów rocznie. W ubiegłym roku było ponad 300 projektów. Widać, że jakieś grono seniorek dowiedziało się, że ich koleżanki z sąsiedniej dzielnicy zorganizowały w kawiarni np. wieczór poetycki. To są projekty proste, nie wymagające dużo papierkowej roboty - wyjaśniła Anna Golędzinowska.
Czy warto uspołeczniać zarządzanie miastem?
W sesji zamykającej kongres Solidarni w Rozwoju, pt. "Czy możliwe jest zinstytucjonalizowanie energii społecznej? Podział odpowiedzialności pomiędzy społeczeństwem i państwem", wzięli udział: Monika Chabior - zastępczyni prezydenta Gdańska ds. rozwoju społecznego i równego traktowania, Piotr Olech - Towarzystwo im. Brata Alberta koło w Gdańsku oraz Piotr Frączak - Polska Fundacja im. Roberta Schumana program #prosteNGO.
Zastępczyni prezydent Gdańska zadeklarowała, że jest "fanką uspołecznienia procesów zarządczych" w samorządzie.
- To może nie powinna być dyskusja, czy są ruchy nieformalne i czy jako samorząd mamy je wspierać, czy nie wspierać, tylko o tym, że ta energia zawsze była, ale my strasznie próbowaliśmy ją zamknąć jak kanarka w klatce. Ja się cieszę z tej różnorodności na maksa. I tutaj widzę wielką naszą rolę jako samorządu w tworzeniu przestrzeni funkcjonowania tych ruchów. Czy to np. Domy Sąsiedzkie czy Centrum Aktywności Lokalnej na Ujeścisku. Te ruchy potrzebują różnych rzeczy: dajmy im, niech działają - przekonywała Monika Chabior.
Mieszkalnictwo pustynią dla organizacji pozarządowych
Piotr Olech zwrócił natomiast uwagę, że w mieszkalnictwie w Polsce udział strony społecznej jest minimalny.
- W obszarze kultury, edukacji, sportu, pomocy społecznej czy rynku pracy organizacji pozarządowych jest dużo. Tymczasem w obszarze mieszkalnictwa, tak ważnej potrzeby ludzkiej jak posiadanie domu, mamy zaledwie kilka organizacji orzeczniczych i lokatorskich, pełniących ważne funkcje kontrolne - dodał Piotr Olech.
Wyjaśnił, że jest to efektem struktury własnościowej rynku mieszkań, który jest zarządzany w ponad 90 proc. przez osoby i kapitał prywatny, a jedynie ok. 7-8 proc. stanowi mieszkalnictwo publiczne i społeczne na wynajem. Jako przykład właściwych proporcji w tym zakresie podał Holandię, gdzie zaledwie ok. 33 proc. mieszkań jest w rękach prywatnych.