W wyniku styczniowej ofensywy Armii Czerwonej, na początku 1945 roku do Gdańska zaczęły napływać falami dziesiątki tysięcy uciekinierów z Prus Wschodnich. Z tygodnia na tydzień ich sytuacja pogarszała się: w schronach brakowało miejsca, zaczęto odczuwać braki żywności. Szacuje się, że w połowie marca 1945 roku w Gdańsku łącznie z uciekinierami tłoczyło się w fatalnych warunkach milion osób.
Mimo tragicznej sytuacji ludności cywilnej, władze niemieckie postanowiły bronić miasta za każdą cenę. Rozkaz Hitlera z 25 marca nie pozostawiał wątpliwości: „Każdy metr kwadratowy obszaru Gdańsk-Gdynia winien być zdecydowanie broniony”.
Niemieckich dowódców w Gdańsku, generałów Spechta i Weissa, po wyrażeniu przez nich wątpliwości co do sensu samobójczej obrony, aresztowano i odesłano specjalnym samolotem do Berlina, gdzie zostali straceni. Szeregowi żołnierze i oficerowie dzielili ich los: dla nich był sznur i gałęzie drzew Wielkiej Alei Lipowej – Adolf-Hitler-Alee. Do nóg przyczepiano im kartki z napisem: „Tak będzie z każdym, kto opuści posterunek bez rozkazu”.
„Naczelny wódz Armii Czerwonej marszałek Związku Radzieckiego Józef Stalin w rozkazie skierowanym do dowódcy Drugiego Frontu Białoruskiego, marszałka Rokossowskiego i Szefa Sztabu generała pułkownika Bogolubowa wyróżnił wojska Drugiego Frontu Białoruskiego, które, kontynuując natarcie w kierunku Gdańska, zajęły miasta Lębork i Kartuzy, ważne węzły komunikacyjne i punkty oporu przeciwnika. Zwycięstwo to zostało uczczone w Moskwie 20 salwami z 22 dział”.
„Gazeta Lubelska” z 11 marca 1945
7 marca 2. Armia Uderzeniowa 2. Frontu Białoruskiego zdobyła Starogard, dzień później 49. Armia weszła do Kościerzyny, 10 marca do Kartuz. 23 marca 70. Armia zdobyła Sopot. Gdańsk znalazł się w morderczych kleszczach sowieckiego wojska. Rozpoczęto systematyczne naloty i ostrzał artyleryjski miasta.
Wolfgang Drost, mieszkaniec Gdańska, syn ostatniego dyrektora Muzeum Miejskiego w Gdańsku prof. Willego Drosta, wspomina: „9 marca: liczne pożary, płonie m.in. dom bractw kurkowych pełen uciekinierów, obóz jeniecki na Biskupiej Górce, barak szpitala miejskiego; 16 marca: ciężkie naloty, rozległe pożary, zniszczony kwartał między ulicami Ogarną, Słodowników i Zbytki, spichlerze na Wyspie Spichrzów, ulice Długie Ogrody, Szeroka, Wałowa; 18 marca: naloty, płonie Ratusz Głównego Miasta, muzeum miejskie, poczta przy ul. Długiej; 23 marca: naloty i ostrzał, zniszczenia na ul. Tkackiej, zagrożona Zbrojownia, zniszczenia w szpitalu św. Ducha, w Fabryce Farb i Lakierów w Oliwie; 24 marca: naloty i ostrzał śródmieścia i Wrzeszcza”.
Radzieckie Biuro Informacyjne komunikuje, że 13 marca wojska radzieckie na południowy wschód od Gdańska, posuwając się na północ wzdłuż wschodniego brzegu Wisły, zajęły szereg miejscowości, w tym: Prangenau, Neukirch i Reinerswalde.
„Na południowy zachód od Gdyni wojska mdzieckie w toku walk ofensywnych zajęty miejscowości: Reda, Osławin, Rundzau, Hallerowo i Chłapowo, biorąc do niewoli na tym odcinku frontu 1000 niemieckich żołnierzy i oficerów”.
„Gazeta Lubelska" z 14 marca 1945
Bombardowanie miasta trwało do 27 marca, zdobywcy pisali kredą na pociskach: „Specjalnie dla gdańskich Fryców”. Brały w nim udział nie tylko sowieckie bombowce i myśliwce, ale również lotnictwo alianckie (np. 19 i 20 marca). W wyniku bombardowań i ostrzału artyleryjskiego na terenie miasta zginęły tysiące mieszkańców Gdański i uchodźców, którzy tu szukali schronienia.
Mimo zmasowanych ataków, zniszczenia były stosunkowo niewielkie. Na początku marca miasto funkcjonowało w miarę normalnie; kursowały tramwaje, ulice w większości były przejezdne, dostarczano gaz, prąd i wodę, działały telefony, sprzedawano racje żywnościowe. Sytuacja Gdańska, a szczególnie jego ludności cywilnej pogorszyła się zdecydowanie, gdy wieczorem 25 marca przestały funkcjonować miejskie wodociągi. Straż pożarna nie miała czym gasić ognia – wąskimi, zatarasowanymi przez gruz uliczkami nie mogła dojechać do pożarów.
„Radzieckie Biuro Informacyjne donosi, że 23 marca wojska 3. Frontu Białoruskiego, kontynuując walki w celu zlikwidowania wschodniopruskiego zgrupowania wojsk niemieckich nad Zalewem Wiślanym w rejonie Heiligenbeil, poczyniły znaczne postępy terenowe. W toku walk na tym odcinku wzięto do niewoli ponad tysiąc sześciuset niemieckich żołnierzy i oficerów.
Wojska 2. Frontu Białoruskiego, następując w kierunku Gdańska, zdobyty miejscowość Sopoty i wyszly na brzeg Zatoki Gdańskiej między Gdynią i Gdańskiem, rozbijając tym samym okrążone wojska niemieckie na dwie części. W toku walk zostały zajęte miejscowości Ardschau, Gross-belken, Schmiral, Stolzenfeld, Greufuss, Marientall i Kolibken, wzięto przy tym do niewoli ponad tysiąc żołnierzy i oficerów niemieckich”.
„Gazeta Lubelska" z 24 marca 1945
24 marca Sowieci weszli do Oliwy, następnego dnia – do centralnej części Stogów. 26 marca zdobyli Wrzeszcz. Tego samego dnia podpalili gmach politechniki, w którym schroniły się setki mieszkańców i uciekinierów, głównie z Prus Wschodnich. Przed południem uczelnię opuścił jej ostatni rektor prof. Egon Martyrer.
Miasta broniono chaotycznie. Już wcześniej doborowe oddziały wycofano do Berlina, część niemieckich jednostek schroniła się na Westerplatte i na Helu. Z Sobieszewa, dokąd ewakuowało się dowództwo obrony, i z okrętów zacumowanych na Zatoce Gdańskiej Niemcy prowadzili bezładny ostrzał miasta.
„Radzieckie Biuro Informacyjne donosi, że 25 marca wojska 3. Frontu Białoruskiego, kontynuując operacje, mające na celu zniszczenie okrążonych w Prusach Wschodnich wojsk niemieckich, zajęty miasto Święta Siekierka (po niemiecku Heiligenheil), ostatni punkt obrony niemieckiej na południowy zachód od Królewca. (...) Wojska radzieckie, posuwające się w kierunku Gdańska, zajęły przedmieście Gdańska Oliwę. 24 marca wzięto do niewoli w tym rejonie przeszło tysiąc jeńców”.
„Gazeta, Lubelska," nr 42 z 26 marca 1945
Sowiecki korespondent wojenny N. Bielski tak pisał w relacji dla agencji TASS: „Dowództwo nasze przejmuje niemieckie radiogramy. Tam panika. W portach gdańskim i gdyńskim – wieża babilońska. Lotnicy opowiadają, że ulice tych miast są zatarasowane tysiącami aut, na przystaniach tysiące ciężarówek i tłumy ludzi. Dziesiątki okrętów załadowują się w szalonym tempie. Zabierają wartościowe rzeczy i rannych. Jeńcy z gdańskiego garnizonu opowiadają, że w porcie kilka łodzi podwodnych oczekuje do ostatniej chwili na wyższe dowództwo. (...) Powietrze na ulicach rozpalone jest od szalejących pożarów. Z hukiem padają na bruk wielopiętrowe budowle. Całe dzielnice toną w czarnym dymie. Nad miastem unoszą się chmury popiołu. Popiół osiada na odzienie, grubą warstwą kładzie się na ciężarówki, czołgi. Auta wzniecają kłęby czerwonego, ceglanego kurzu. (...) Wszystko, nawet ziemia sama, wypalona do źdźbła, mówi o bezkompromisowych, krwawych zmaganiach” (cyt. za: „Bitwa o Gdańsk. Wrażenia radzieckiego korespondenta wojennego”, „Dziennik Bałtycki” nr 344, s. 3).
Panika w Gdańsku nie dotyczyła jego gauleitera Alberta Forstera, który w tym czasie przygotowywał na Helu transport swoich cennych gdańskich mebli do Rzeszy.
„Niemieccy żołnierze i oficerowie! Nie macie już dokąd iść. Z powrotem – nie ma drogi, tam Rosjanie. Na lewo – śmierć, smażą się tam w kotle resztki waszej II Armii. Na prawo – również śmierć: tam tanki rosyjskie. Pójdziecie na wprost – daleko nie zajdziecie, wepchniemy was do Bałtyku. Poddawajcie się do niewoli!”.
Afisze w języku niemieckim rozlepiane przez żołnierzy sowieckich na przedmieściach Gdańska
Pierwsze oddziały sowieckie wspólnie z żołnierzami polskiej Brygady Pancernej im. Bohaterów Westerplatte wkroczyły do śródmieścia 27 marca, od strony Wrzeszcza i Siedlec. Wcześniej miasto zostało zasypane tysiącami ulotek w języku niemieckim, w których dowódca 2. Frontu Białoruskiego marszałek Konstanty Rokossowski gwarantował życie i zachowanie własności osobistej wszystkim, którzy wybiorą niewolę: „Oficerowie i żołnierze, którzy nie złożą broni, zostaną bez wyjątku w najbliższym szturmie unicestwieni. Na nich spadnie także odpowiedzialność za ofiary, jakie poniesie ludność cywilna”.
Jak realizowane były gwarancje Rokossowskiego, najlepiej mówią relacje tych, którzy przeżyli „wyzwolenie”. „Schowałam się w kącie piwnicy. Teraz przyszło wielu Rosjan. Przechodzili w tę i z powrotem... Panował »ruch tranzytowy«. Zabrano pierwsze kobiety. »Frau komm!«. Jak często miałyśmy to jeszcze usłyszeć. Popołudniem i wieczorem (...) przyszedł Rosjanin, chwycił moją ciocię, musiano zrobić miejsce, a on położył się z nią między nas. Musiał być to oficer, ponieważ gdy przyszli inni Rosjanie, coś krzyczał i oni szli dalej. Moja ciocia, która była zmuszona przez całą noc oddawać się mu, ochroniła nas pierwszej nocy od najgorszego. (...) Siedzieliśmy [w lesie – MA] ściśnięci obok siebie pod strażą żołnierzy, którzy chodzili wokół nas. Z doliny dochodzimy do nas strzały i krzyki. (...) Tak siedzieliśmy do świtu. Później pędzono nas z powrotem w dół, leżało tam wiele zabitych, zgwałconych kobiet. Popędzono nas do zagajnika. Stale przychodzili Rosjanie, zabierali ludzi. Dokąd? (...) Trzymałam się bardzo blisko mojej cioci, a chociaż sama bardzo się bała, chciała mnie zawsze ochraniać. Jej było wszystko jedno, ponieważ 28 marca została zgwałcona przez wielu Rosjan. Położyła się na mnie, trzymając w ramionach moje dziecko, tak było dobrze, ponieważ jeden żołdak kłuł bagnetem w wózek dziecinny” (z relacji Ingeborg Schuster, [w:] „Danzig Gdańsk 1945. Wspomnienia 50 lat później”, Gdańsk 1997).
Pani Inge M. (gdańszczanka od lat mieszkająca w Hamburgu), wspominając pierwsze dni po „wyzwoleniu”, mówiła mi w maju 1999 roku: „Do Gdańska Rosjanie wkroczyli. Gdańsk jedne gruzy. Smród do nieba, bo pod gruzami dużo trupów leżało. I pierwszy raz, kiedy mieliśmy odwagę wyjść z piwnicy i tak trochę się rozglądać po gruzach, spotkałam Helgę G. (...) Ucieszyłyśmy się, że przeżyłyśmy. Ja trochę lepiej, jak ona, bo ją Rosjanie zgwałcili i była ona w ciąży. (...) Ale to załatwili Szwedzi. Bardzo prędziutko przyjechali tutaj, urządzili szpital. Wszędzie były ogłoszenia: »Kobiety i dziewczyny mają się zgłosić do ośrodka na badania«. Bo były i w ciąży, i zarażone jakimiś chorobami wenerycznymi. Szanuję Szwedów do dzisiaj, że tak po cichutku tę sprawę załatwili. Ani jedno mongolskie dziecko się nie urodziło w całym Gdańsku. A zgwałcone były prawie wszystkie”.
Rzeczywiście, już w pierwszych tygodniach po wkroczeniu Armii Czerwonej do Gdańska w mieście pojawiły się szwedzkie i duńskie misje (m.in. Szwedzka Misja Europejska, Szwedzka Organizacja Pomocy, organizacje Czerwonego Krzyża), niosące pomoc ludności Gdańska. We Wrzeszczu m.in. powstały przychodnia lekarska i kilka punktów medycznych, żłobek dla osieroconych dzieci, wydawano posiłki, żywność, odzież i obuwie. Dzięki tej pomocy zmniejszono trochę skutki „gwarancji” Rokossowskiego.
„Na mocy dekretu Tymczasowego Rządu Rzeczypospolitej Polskiej z 30 marca 1945 r. utworzone zostało województwo gdańskie, w skład którego wchodzi: w całości terytorium byłego Wolnego Miasta Gdańsk oraz powiaty: gdyńsko-grodzki, kartuski, morski, starogardzki, kościerski i tczewski”.
Obwieszczenie wojewody gdańskiego z 30 marca 1945
28 marca polscy żołnierze zatknęli biało-czerwony sztandar na Dworze Artusa, ale sporadyczne walki w śródmieściu trwały jeszcze przez dwa następne dni (ostatnie oddziały niemieckie broniły się na Helu jeszcze po 8 maja, czyli po podpisaniu przez Niemcy bezwarunkowej kapitulacji).
Tego samego dnia rozpoczęła się planowa, dobrze zorganizowana sowiecka zagłada Gdańska. Z miasta wypędzono całą ludność, która zdołała przetrwać w schronach, piwnicach, kościołach. Wiele osób zamordowano, w bestialski sposób gwałcono kobiety i dziewczęta. Podgdańskie lasy i pola zapełniły się tysiącami mieszkańców Gdańska i uciekinierów.
W tym czasie Sowieci zaczęli systematyczne niszczenie miasta. Według relacji wypędzonych mieszkańców, którzy wrócili po kilku dniach, śródmieście 28 marca było zniszczone w 50 procentach, ale nadawało się do odbudowy. Po tygodniu było całkowicie zniszczone i splądrowane. Starówka płonęła jeszcze na początku kwietnia. Jednak w relacji N. Bielskiego wszystko wyglądało inaczej: „Ogromne miasto, podpalone pociskami z niemieckich okrętów i przez niemieckie pochodnie, płonie. (...) Obserwowałem walkę między grupą polskich robotników z zakładów budowy wagonów z podpalaczami. Do Polaków przyłączyli się dwaj sierżanci z Czerwonej Armii: było to na Neugarten. Podpalacze zostali zlikwidowani”.
Walki o Gdańsk i późniejsze planowe niszczenie miasta spowodowały ogromne straty. Nie wiadomo dokładnie, ilu żołnierzy po obu stronach poległo, ilu cywilnych mieszkańców i uciekinierów zginęło lub zostało zamordowanych przez zwycięzców. Wiadomo jedynie, że jeszcze przez długie miesiące wśród gruzów znajdowano setki trupów.
Śródmieście Gdańska zostało zniszczone w 90 procentach, ponad sześć tysięcy domów przestało istnieć, około 1300 budynków bardzo poważnie ucierpiało. Według niepełnych danych z 15 lipca 1945 roku, w całym Gdańsku zniszczono 19 665 budynków (w tym mieszkalnych – 15 600, gospodarczych – 3160, przemysłowych – 535). Zniszczone były centra Wrzeszcza, Nowego Portu, Stogów. Spośród 17 zabytkowych kościołów Starówki bardzo poważnie ucierpiało 14. Sowieckie pożary strawiły zabytkowe budowle śródmieścia, m.in. Ratusz Głównomiejski, Zbrojownię, Wielki Młyn, Żuraw, 20 spośród 36 mostów i wiaduktów zostało zniszczonych. Trakcja tramwajowa została właściwie kompletnie zniszczona (żaden wóz nie nadawał się do użytku, sieć elektryczna w 40 procentach była zerwana).
„Bijcie dzwony! Głoście światu,
Że skończyły się niedole,
Że nareszcie Polska Wolna,
Polska wreszcie – nur für Polen!
(...)
Że już nie jest »ur-deutsch« miastem
Stary Jagiellonów Kraków,
Że ta Polska, aż po Odrę,
Tylko, tylko – dla Polaków!”.
Fragmenty wiersza Bogdana Brzezińskiego „Polska – tylko dla Polaków”, „Gazeta Robotnicza”, Katowice, 19 maja 1945
Już w pierwszych dniach po "wyzwoleniu” Gdańska zaczęło się, zrazu „spontaniczne” i chaotyczne, wypędzanie dotychczasowych mieszkańców miasta. Początkowo nie wymagano bezwzględnego opuszczenia Gdańska i Sopotu przez ludność niemiecką, ale poprzez działania administracyjne i zastraszanie skłaniano wielu ludzi do „dobrowolnego” wyjazdu. Wielu dawnym mieszkańcom Wolnego Miasta konfiskowano np. niemieckie marki lub w sposób drastyczny zmniejszano przydziały żywności. Pojawiały się też realne groźby fizycznej likwidacji dawnych mieszkańców. Mówił o tym np. w swoim przemówieniu na plenum KC PPR w Warszawie (20-21 maja) sekretarz KC Władysław Gomułka: „Tow. Korczyński w Gdańsku [pierwszy szef Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Gdańsku płk Grzegorz Korczyński – MA] szykuje krematorium do palenia Niemców. Jest to przyjmowanie metod gestapowskich. Jeżeli Hitler poniósł klęskę, to m.in. i dlatego, że stosował gestapowskie metody. Jeżeli mamy argumenty do niszczenia Niemców, to m.in. i dlatego, że istniało gestapo” (cyt. za: D. Baliszewski, A. K. Kunert, "Ilustrowany przewodnik po Polsce stalinowskiej 1944-1956”, t. l, Warszawa 1999, s. 303-304).
W takiej atmosferze pierwsze indywidualne wyjazdy Niemców gdańskich z ich rodzinnego miasta miały miejsce już w kwietniu. Jednak na początku maja sprawa przesiedlenia ludności niemieckiej nabrała rozpędu. Bezwzględną walkę z „germańskim żywiołem” zapowiadali w oficjalnych wystąpieniach wysocy urzędnicy państwowi: „Oświadczam, że w najbliższym czasie niemcy [wówczas to słowo pisano małą literą! – MA] będą wysiedleni z naszych ziem. Wszyscy niemcy! (...) Brzydzimy się tych ludzi, którzy wykazali tak straszny upadek etyki. (...) Przez niemców nasze miasta przybrzeża cierpią głód. Żywność musimy mieć przede wszystkim dla osiedleńców i dla nas” – tak w wywiadzie dla „Dziennika Bałtyckiego” z 16 maja tłumaczył konieczność wysiedlenia Niemców wojewoda gdański Anatol, a minister administracji publicznej pułkownik Edward Ochab doprecyzował kilka dni później (25 maja) również na łamach „Dziennika”: „Prawda tak się przedstawia: niemcy mają prawo tylko do własności ruchomej i tę będą mogli z sobą zabrać. A wyniosą się wszyscy z Polski jeszcze w tym roku. Przed wysiedleniem mają w naszym kraju jeszcze to i owo do odrobienia. Polska po raz pierwszy w dziejach zostanie całkowicie uwolniona od destrukcyjnego elementu germańskiego”.
Zorganizowane wieloosobowe transporty rozpoczęły się w lipcu. W roku 1945 w transportach tych wysiedlono z Gdańska 63 786 osób, głównie narodowości niemieckiej, choć zdarzali się również Polacy, obywatele Wolnego Miasta Gdańsk.
W czerwcu 1945 roku w Gdańsku przebywało 123 932 Niemców, 8525 Polaków i 1572 cudzoziemców, ale już na początku roku następnego w mieście naliczono 82 705 Polaków, 39 797 Niemców i 637 cudzoziemców.
Gdańsk bardzo długo leczył swoje wojenne rany. Niektóre z nich nie zabliźnią się nigdy. Zwłaszcza te, które zadała bezbronnym ludziom barbarzyńska ręka najeźdźcy. Niezależnie od tego, z której strony przybył.
Mieczysław Abramowicz
Pierwodruk: „30 Dni” 3/2000