Z zaopatrzeniem nie było najlepiej już na wiele miesięcy przed wprowadzeniem stanu wojennego – mało towaru, a do tego drożyzna. W czerwcu 1981 roku doszło do tego, że kolejki ustawiały się już nawet po chleb, a bywało, że w sklepach brakowało octu. Obowiązywał system kartkowy. Obywatelki i obywatele wdrażali wiele strategii radzenia sobie z peerelowskim ubóstwem. Półtusza od kuzyna ze wsi, zakupy zlecone osobie trzeciej, solidarny podział dóbr, wymiana zdobyczy, zakupy na zapas… I te kolejki!
Intelektualista na zakupach
Wiktor Woroszylski – poeta, prozaik, tłumacz i recenzent filmowy, który w sierpniu 1980 roku dołączył do apelu 64 uczonych, pisarzy i publicystów, skierowanego do władz komunistycznych i wzywającego do podjęcia dialogu ze strajkującymi robotnikami – w swoich dziennikach wspaniale oddał niedostatki początku lat 80. w Polsce. Można by sądzić, że jeden z domowników nie robił nic innego tylko polował.
Wtorek, 1 kwietnia 1980. „Zakupy, między innymi miód (znowu podrożał, słoik 82,50 złotego) i w niekomercyjnym sklepie mięsnym na Filareckiej szynka surowa po cenach komercyjnych (160 złotych kilogram, wyszło 728 złotych). Jakaś kobieta: »Na samą szynkę tysiąc złotych, a na resztę?«. Złapałem zresztą ostatnią”.
Czwartek, 14 sierpnia 1980, wczasy w Sopocie. „Rano spacer na rynek; nędza. Kupiliśmy dwie sałaty po 8 złotych, potem – w kolejce do sklepu na [ulicy] Monte Cassino – pomidory (jedyne miejsce, gdzie były)”.
Środa, 29 października 1980. Spotkałem na ulicy kobietę z cukrem w siatce – zapytałem, skąd to, okazało się, że z »Delikatesów«, i pobiegłem stanąć w kolejce. Miałem trzy kartki, sprzedano mi tylko na dwie”.
Czwartek, 11 grudnia 1980. „Zajrzałem do sklepu spożywczego na Stawkach i stanąłem w formującej się kolejce wewnątrz sklepu. Ekspedientka siedziała za ladą i udawała, że nikogo nie widzi, a kobiety coraz bardziej się gorączkowały: okazało się, że przywieźli masło w bloku, a kierowniczka odmawia dzisiaj sprzedaży, bo zmarznięte i trudno kroić; niech przyjdą jutro rano. Bunt kobiet narastał i wreszcie kierowniczka uległa”.
Oddano hołd ofiarom stanu wojennego w Polsce. WIDEO i ZDJĘCIA
System kolejkowy
„Za czym kolejka ta stoi? / Po szarość... / Na co w kolejce tej czekasz? / Na starość... // Co kupisz, gdy dojdziesz nareszcie? / Zmęczenie... / Co przyniesiesz do domu? / Kamienne zwątpienie” – „Psalm czekających w kolejce” Ernesta Brylla powstawał między wrześniem 1978 i sierpniem 1979 roku. W lipcu 1980 roku dopisano refren do muzyki Wojciecha Trzcińskiego, komponującego musical „Kolęda Nocka”: „Bądź jak kamień / Stój, wytrzymaj / Kiedyś te kamienie drgną / I polecą jak lawina / Przez noc, przez noc”.
Kolejki przed sklepami są prawdziwym dziedzictwem PRL. Stano w pojedynkę i w systemie. Opatentowano komitety kolejkowe. Tworzono listy obecności i weryfikowano dane. Nie było to bezzasadne, żeby nabyć wyjątkowo pożądane dobra, przed sklepem trzeba było koczować niekiedy kilka dni i nocy. Można było też wynająć stacza.
Czwartek, 12 listopada 1981. Wiktor Woroszylski wypatrzył kolejkę przed mięsnym… „Przed rzeźnikiem na rogu stała grupka ludzi i jakiś mężczyzna wyczytywał z listy, usłyszałem: »Nie będę wyczytywał nazwisk, tylko numery, a nazwiska państwo będą mówili«; także przed rzeźnikiem na Filareckiej grupka ludzi i lista, ale jakby większy bałagan – a do otwarcia sklepów była chyba jeszcze godzina [...]; w »Delikatesach« […] przez szyby nie zauważyłem ani zbyt wielu ludzi, ani towaru poza bryłą masła; zalążek kolejki przed zamkniętym sklepem z obuwiem”.
Już za miesiąc władza przyjdzie po Wiktora Woroszylskiego. Będzie odsiadywał internowanie w Białołęce, Jaworzu, a potem Darłówku. Na wolność wyjdzie 18 października 1982 roku. Okaże się jednym z najdłużej przetrzymywanych pisarzy.
Prawdziwym dobrodziejstwem była więc rodzina na wsi albo znajomość z kimś, kto miał rodzinę na wsi. Mięso, ziemniaki, mleko, buraki…
Krewni na wsi
Państwo Wałęsowie zamówili na święta świniaka w rodzinnych stronach Lecha, 250 kilometrów od Gdańska. Był do odbioru 14 grudnia. Danuta w zaawansowanej ciąży, bez auta, obowiązuje zakaz przemieszczania się. Lech internowany.
„[…] jak tu jechać? Przecież jest wojna! Fiszbach [mowa o Tadeuszu Fiszbachu – I sekretarzu Komitetu Wojewódzkiego PZPR, uczestniku negocjacji, które doprowadziły do podpisania 31 sierpnia 1980 roku Porozumienia Gdańskiego – przyp. red.] dał mi samochód z kierowcą. Wystawiono mi zezwolenie na wyjazd […]. Na rogatkach przy wyjeździe z Gdańska stała blokada i odbywała się kontrola. Wyjeżdżających i wjeżdżających kontrolowały wojsko i milicja. Oczywiście pojawił się problem. […] Kazali czekać i czekaliśmy, aż oni z kimś się skomunikują i potwierdzą, że mogę jechać. W końcu nas puścili” – wspomina Danuta Wałęsa. Dojechali bez przeszkód. Świniaka zapakowali do bagażnika. W drodze powrotnej znów kontrola. Danuta niczego nie ukrywa, mówi, że wiezie świniaka na święta. Milicjant zagląda do bagażnika, prosi o dowód, wszystko wskazuje na to, że zaraz zarekwiruje mięso. „Ale ja byłam taka wkurzona, że zaczęłam krzyczeć, swoją metodą, bo zawsze krzyczałam na władzę: »Co mam zrobić?! Mam dzieci, jestem sama! Męża mi zamknęli. Mam dzieci nakarmić suchym chlebem albo kartoflami na wodzie?!«”. Ostatecznie eskapada zakończyła się powodzeniem.
„Trudne do uwierzenia?! Wojna, męża zamknęli, a żona zajmuje się świniakiem… […] Cóż, to jest samo życie! W związku z tym, że starego zamknęli, dzieci mają z głodu umrzeć?” – po latach komentowała Danuta Wałęsa.
Fałszerstwo zdemaskowane
System kartkowy obejmował wiele podstawowych produktów, m.in. mięso, masło, mąkę, kaszę, płatki zbożowe, ryż, proszek do prania, papierosy, słodycze, mydło, artykuły dla niemowląt. Posiadanie kartki nie gwarantowało jednak możliwości zakupu.
W lutym 1982 roku ceny żywności wzrosły średnio o 240 proc.
Mleko podrożało z 2,90 do 10 zł. Co gorsza, wysoka cena nie gwarantowała jakości. Media rządowe mówiły o „operacji cenowej”. Pięć miesięcy później ceny znów poszły w górę.
W styczniu, lutym, marcu… kupienie mięsa, kiełbasy i wędliny było jeszcze większą sztuką. W wyniku restrykcji państw zachodnich wstrzymano import, m.in. pasz, co doprowadziło do ograniczenia hodowli zwierząt w kraju. Bywało, że kotlety schabowe na niedzielny obiad trzeba było wystać od godz. 3 nad ranem.
– W kolejce ustawiał się któryś z kolegów z pracy, na długo przed otwarciem sklepu. Zmienialiśmy się rotacyjnie, żeby w odpowiednim momencie przybyć w pełnym składzie i zrobić zakupy, choć nie zawsze starczało towaru – Bożena Węclewska wspomina sceny ze sklepu mięsnego przy Grunwaldzkiej we Wrzeszczu, położonego najbliżej miejsca jej pracy, dziś już nieistniejącego Biura Projektów Kolejowych.
Trzeba pamiętać o tym, że ukrywający się działacze Solidarności poważnie obciążali budżety domowe ludzi, którzy ich gościli. Jak wspomina Bogdan Lis, dawny opozycjonista, dziś przewodniczący Rady ECS, który ukrywał się do czerwca 1984 roku, nie pieniądze były problemem, ale kartki. Kartki dostawali ludzie zameldowani i pracujący. Skąd mieli je brać niepracujący i ukrywający się? Kartki pozyskiwano od sympatyków związku, kupowano na czarny rynku, ale i drukowano na Zachodzie. Podrabiane kartki na benzynę przywożono np. ze Szwecji. Co ciekawe, nie zawsze próba druku na Zachodzie kończyła się powodzeniem. Podstawowym problemem był brak odpowiedniego materiału. Trudno było na Zachodzie zdobyć tak podły papier, jakiego używano w Polsce. Ładny papier, wyraźny druk, kolory… demaskowały fałszerstwo.
Galaretka w kolorze koniakowym
W dobie biedy nieocenione okazywały się wzajemne darowizny.
Agnieszka Sikorska wciąż pamięta, gdy w okolicy świąt w jej rodzinnym domu zagościła po raz pierwszy POLISH HAM. Nie, nie cała, w mikrokawałku. Oryginalnie puszka w kształcie migdała skrywała niemal pół kilo szynki oklejonej galaretką w kolorze koniakowym. Ojciec, dziekan Hydrotechniki na Politechnice Gdańskiej, przyniósł z pracy 1/5 albo 1/6 zawartości puszki. Okazało się, że ktoś zdobył POLISH HAM, po czym w dziekanacie pani Leokadia podzieliła ją na równe porcje. A nie było to łatwe zadanie, zważywszy na kształt szynki.
– Najtrudniej było sprawiedliwie podzielić galaretkę – śmieje się Agnieszka Sikorska. – Dzielenie szynki w dziekanacie stało się tradycją, a dla nas był to prawdziwy rarytas świąteczny, zawsze na nią czekaliśmy.
Tak jak opozycyjne wydawnictwa miały drugi obieg, tak i drugi obieg, nieoficjalną cyrkulację handlową miały towary. Praktyką codzienności było ukrywanie w sklepach towarów przed klientami, żeby obdzielić swoich, niedoważanie, wykupywanie towarów i wprowadzanie ich w ponowny obieg w cenach dalece zawyżonych.
Uprzywilejowane wojsko i milicja, które otrzymywały przydziały papierosów w ilościach niemal hurtowych, wprowadzały w powtórny obieg popularne wśród mundurowych papierosy „8½”. Żartowano, że nazwa papierosów oznacza ścieżkę kariery milicjanta: osiem lat podstawówki, pół roku przeszkolenia w szkole milicyjnej.
Handel deficytowymi dobrami stał się dla niektórych sposobem na życie. Władze odważnie, ale z mało spektakularnym efektem zwalczały podobne praktyki. Inwektywa „spekulant” bywała w niektórych kręgach pochwałą przedsiębiorczości.
Już w lutym 1981 roku Wojciech Jaruzelski, referując w Sejmie program stabilizacji kraju, określił „zwalczanie spekulacji jako jedno z głównych zadań”. W myśl uchwalonej siedem miesięcy później przez Sejm ustawy o zwalczaniu spekulacji była ona karalna. W domu państwa Haliny i Janusza Dębskich, żeby osłodzić dzieciom święta, robiło się czekoladę wg przepisu pani konstruktor, koleżanki z pracy – margaryna, mleko w proszku, kakao, cukier, woda. Bywał wariant z bakaliami, choć nie zawsze zaopatrzenie na to pozwalało. Minęło 40 lat, a tradycja tej domowej czekolady przetrwała już w trzecim pokoleniu. Bez niej nie ma świąt. Nastoletnia wnuczka Hania już trzy tygodnie przed Bożym Narodzeniem dopytuje: „Babciu, a zrobiłaś już czekoladę?”.
Autorzy:
Katarzyna Żelazek, dziennikarka i redaktorka współpracująca z ECS
Arkadiusz Bilecki, Dział Promocji i PR
/ Wiktor Woroszylski, „Dzienniki 1953–1982”, wyd. Ośrodek Karta, Warszawa 2017.
/ Danuta Wałęsa, „Marzenia i tajemnice”, oprac. Piotr Adamowicz,
Wydawnictwo Literackie, 2011.
/ Andrzej Zawistowski, „Bilety do sklepu. Handel reglamentowany w PRL”,
PWN, Warszawa 2017.
NIKT NIE WYJEŻDŻA A WRACA NIEWIELUDane liczbowe są bardzo rozbieżne, jedni podają, że w ostatniej dekadzie istnienia PRL kraj opuściło nawet milion osób, inni – powołując się na dane MSW – wskazują niewiele ponad 2 tys. internowanych, ok. 600 opozycjonistów i ok. 300 kryminalistów.
Emigrowali nie tylko opozycjoniści, ale również tzw. zwyczajni obywatele, jak Michał Bron, warszawiak, pracownik Instytutu Polityki Naukowej i Szkolnictwa Wyższego, który nie należał do Solidarności. Sylwetkę tę przywołuje na swojej stronie internetowej Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN, bo Bron, który nie wyemigrował po Marcu ’68, tym razem postanowił z Polski wyjechać.
|
Pod Pomnikiem Poległych Stoczniowców 43 znicze dla ofiar Grudnia '70
Władze miasta zapaliły znicze na grobach 14 ofiar zbrodni Grudnia 1970
Grudzień 1970. Co tak naprawdę wtedy wydarzyło się na ulicach Gdańska
Teksty i zdjęcia pochodzą z gazety jubileuszowej „GDAŃSK PAMIĘTA”, wydanej przez ECS w grudniu 2021 r.
|