Żył jak chciał i umarł tak jak chciał, wśród swoich bliskich - w Tel-Awiwie. Frank Meisler odszedł 24 marca 2018 r., w wieku 93 lat. Podczas pogrzebu kilka razy padło słowo Gdańsk, bowiem czuł się do końca związany ze swoim rodzinnym miastem. Z inicjatywy prezydenta Pawła Adamowicza był Honorowym Ambasadorem Miasta Gdańska w Izraelu.
Urodzony i wychowany w Wolnym Mieście Gdańsku, ocalał z Holokaustu dlatego, że rodzice sześć dni przed wybuchem wojny wysłali go do Wielkiej Brytanii. Gdańskowi zostawił swoje wspomnienia i pomnik, którego był twórcą.
Zaprzyjaźniona z Frankiem Meislerem i jego rodziną gdańszczanka Miłosława Borzyszkowska-Szewczyk mówi, że choć Frank w dzieciństwie wyjechał z Gdańska na zawsze, to do końca nosił w sobie żywe wspomnienie tamtego miasta, z jego budowaną przez wieki wielokulturowością. Był jak most łączący nas z tamtym, niedostępnym już światem.
- Dzisiejszy Gdańsk porównywał do filmowych scenografii Hollywood - mówi Miłosława Borzyszkowska. - Tamto dawne miasto zostało unicestwione przez wojnę. Dom rodzinny Franka Meislera stał na rogu Tkackiej i Długiej. Po 1945 roku został odbudowany, ale wszystko było inne: układ pomieszczeń, rozmiar okien. Każdy przyjazd budził bolesne wspomnienia. Franka nie było w 2013 roku na gdańskiej promocji jego autobiograficznej książki “Zaułkami pamięci. Gdańsk - Londyn - Jaffa”. Nie chciał, przyjazd byłby dla niego zbyt kosztowny pod względem zdrowotnym.
Zmierzch tamtego świata
W Wikipedii można wyczytać, że Frank Meisler pochodził z rodziny osiadłej w Gdańsku od 300 lat. On sam mówił, że protoplasta rodu ze strony matki przybył na te ziemie z Napoleonem i nosił nazwisko Boss. Był to ród, który mocno wrósł w Pomorze - Frank miał krewnych od Kartuz po Lębork, Starogard Gdański, Elbląg. Byli zasymilowanymi Żydami - czuli się Niemcami, na co dzień mówili po niemiecku.
Jego dziadek prowadził w międzywojennym Sopocie słynny w tamtych czasach kabaret “Kakadu”.
Ojciec Franka - Michał Meisler - był polskim Żydem z Łodzi. Studiował na Uniwersytecie Warszawskim. Do Gdańska przyjechał w 1920 r.
Rodzice starali się zapewnić Frankowi dobrą edukację, w pierwszych klasach uczył się w niemieckiej szkole. Jednak wkrótce coraz silniejsi hitlerowcy zaczęli wprowadzać swoje porządki - nie chcieli Żydów w szkołach. Wtedy rodzina wpadła na pomysł, że mały będzie chodził do Gimnazjum Polskiego. Frank uczył się w tej szkole od 1936 roku.
Po aktach przemocy i bezprawia przeprowadzonych przez nazistowskie bojówki w całych Niemczech w ramach tzw. “nocy kryształowej” (15 listopada 1938) społeczność żydowska w Wolnym Mieście Gdańsku zaczęła uświadamiać sobie powagę sytuacji.
W pierwszej kolejności postanowiono ratować najmłodszych - przedstawiciele europejskich organizacji żydowskich uzyskali pomoc Londynu, który zgodził się przyjąć na terytorium Wielkiej Brytanii 10 tysięcy żydowskich dzieci i młodzieży do 17. roku życia.
Wysyłano je koleją, w ramach tzw. kindertransportów. W Wielkiej Brytanii dzieci umieszczane były w rodzinach zastępczych i placówkach opiekuńczych. W razie niekorzystnego rozwoju sytuacji na kontynencie, w przyszłości miały wyjechać do Palestyny.
Z Gdańska wyjechało w sumie 100 żydowskich dzieci w czterech turach. Ostatni gdański kindertransport ruszył w drogę 25 sierpnia 1939 r. Było w nim piętnaścioro dzieci - wśród nich 14-letni Frank, jedynak z rodziny Meislerów.
Nie zobaczył już więcej rodziców. Mama i ojciec Franka zginęli w Auschwitz.
ZOBACZ FILM O HOLOKAUŚCIE - "PAMIĘCI NASZEJ STRZEŻCIE", PRZYGOTOWANY PRZEZ MUZEUM GDAŃSKA:
Owoce uratowanego życia
Podróż autobusem do Gdyni, następnie pociągiem, potem przesiadka na statek w Rotterdamie i zejście na ląd w angielskim porcie.
Frank pod koniec wojny zaciągnął się do Polskich Sił Zbrojnych w Wielkiej Brytanii. Później ukończył architekturę na Uniwersytecie w Manchesterze. W 1956 r. wyjechał do Izraela. Zamieszkał w dzielnicy artystów w Starej Jaffie w Tel-Awiwie. Tam żył z rodziną i tworzył.
Wśród największych jego dzieł są: wnętrze pierwszej synagogi wybudowanej w Moskwie w XXI wieku, rosyjski pomnik Wojny Ojczyźnianej, cykl pięciu pomników upamiętniających kindertransporty (Londyn, Berlin, Gdańsk, Rotterdam, Hamburg).
Jego rzeźby można zobaczyć także w przestrzeniach publicznych Jerozolimy, Los Angeles, Miami, Santo Domingo.
Przetłumaczona w 2013 roku na polski jego autobiograficzna książka “Zaułkami pamięci. Gdańsk - Londyn - Jaffa” po raz pierwszy ukazała się w Londynie w 2006 r. pod tytułem On the Vistula Facing East.
Frank Meisler był laureatem prestiżowych nagród. W roku 1999 Czeska Akademia Sztuki uhonorowała go Złotym Medalem Franza Kafki. W 2012 r. otrzymał niemiecki Orderem Zasługi I Klasy. W 2002 r. został honorowym członkiem Akademii Rosyjskiej, a następnie Ukraińskiej Akademii Sztuki.
Pomniki Kindertransportów miały w jego twórczości szczególne miejsce.
- Pierwszy stanął w 2006 r. w Londynie. Tytuł: “Children of the Kindertransport” (Dzieci Kindertransportu). Pomnik stoi na Hope Square obok Liverpool Street Station. To miejsce stacji końcowej dla Kindertransportów, znane Frankowi Meisler z własnego doświadczenia. Rzeźba przedstawia grupkę żydowskich dzieci z niewielkim podręcznym bagażem oraz szynę kolejową symbolizującą podróż w nieznane. Za pracę tę otrzymał nagrodę “Freedom of the City of London”.
- Drugi - w Berlinie. Odsłonięty w 2008 r. przy dworcu Friedrichstrasse. Tytuł: “Züge in das Leben - Züge in den Tod” (Pociągi do życia - pociągi do śmierci). Przedstawia dwie grupy dzieci na torach - mniejszą i większą. Ta mniej liczna grupa jedzie na Zachód - ku ocaleniu. Liczniejsza - na Wschód, do hitlerowskich obozów zagłady.
- Trzeci - w Gdańsku. Odsłonięty w 2009 r. jest zwieńczeniem cyklu. Tytuł: “Kindertransport - odjazd”. Figury dzieci czekających na pociąg w Gdańsku to te same postaci, które wysiadają na dworcu w Londynie. To początek drogi ku ocaleniu, ale zarazem pożegnanie z domem rodzinnym i utrata bliskich.
- Czwarty - w Rotterdamie, w dzielnicy Hoek van Holland. Odsłonięty w grudniu 2011 r. Tytuł: "Kindertransport - Channel Crossing to Life“ (Kindertransport - Kanał prowadzący do życia).
- Piąty - w Hamburgu, przed stacją Hamburg Dammtor. Tytuł: "Kindertransport - Der letzte Abschied" (Kindertransport - Ostatnie pożegnanie). Odsłonięty w maju 2015 r. przez burmistrza Olafa Scholza, który w całości sfinansował pomnik.
Zgiełk czasu, który przeminie
- Frank wcale nie był pewny, czy taki pomnik powinien być w Gdańsku, czy jest tutaj potrzebny - wspomina Miłosława Borzyszkowska-Szewczyk. - Miejsc z których wyjeżdżały kindertransporty było przecież wiele. Powiedziałam mu, że tak, że właśnie w Gdańsku jest miejsce dla tego pomnika.
Cały cykl był dla Franka czymś bardzo osobistym. Od kiedy jednak rzeźba “Kindertransport - odjazd” stanęła w Gdańsku, całe dzieło nabrało charakteru jawnie autobiograficznego. Tak, jakby jedna z figur przedstawiała małego syna Meislerów. Frank przyjechał do Gdańska na uroczyste odsłonięcie pomnika. Był maj.
Prawie dokładnie osiem lat później, pewnego czerwcowego poranka, do pomnika podszedł wysportowany 31-latek, mieszkaniec powiatu wejherowskiego. Był podpity i w towarzystwie kolegów. Włożył sporo wysiłku, by wyrwać z pomnika figurę chłopca. Fotografowali się z nią - zabawa musiała być przednia. Monitoring pomógł znaleźć sprawcę. Pomnik naprawiono.
- Frank bardzo przeżył ten incydent - opowiada Miłosława Borzyszkowska-Szewczyk. - Prosił mnie żebym sprawdziła czy pomnik dobrze naprawiono, czy jest zadbany, czyszczony. Wysyłałam mu zdjęcia.
Czym było zachowanie 31-latka spod Wejherowa? Aktem pospolitego wandalizmu? Przejawem antysemityzmu? We Franku Meislerze ożyły wspomnienia. Polskie Gimnazjum w Wolnym Mieście Gdańsku to nie była dla niego prosta historia, choć w swojej książce ten rozdział zatytułował nawet chyba z dozą czułości: “Mała Polska na Zaroślaku”. Miał jedenaście lat, gdy w 1936 r. po raz pierwszy przekroczył mury tej szkoły. Język polski znał słabo, podstawowych słów uczył się na korepetycjach w czasie wakacji. Konflikty narodowościowe w Wolnym Mieście Gdańsku narastały pośród dorosłych, ale i dzieci żyły w tej zatrutej złymi emocjami atmosferze. I oto żydowski chłopiec stanął pośród polskich uczniów. Mówił ledwo-ledwo, a do tego Żyd. Dostał “za swoje” nie raz. Żeby się bronić, zaczął nosić nóż. Dali mu spokój.
- Bał się polskiego antysemityzmu, ten strach wyniósł z dzieciństwa - mówi Miłosława Borzyszkowska-Szewczyk. - W szkole przyjaźniło się z nim tylko dwoje dzieci z kaszubskich rodzin. “Bubi” Szerszewski i Ewa, w której się podkochiwał. “Bubi” tak naprawdę nazywał się Joachim Gierszewski. Nigdy potem się nie spotkali.
W lutym 2018 roku Frank zadzwonił do Miłosławy Borzyszkowskiej-Szewczyk, by dowiedzieć się o co tak naprawdę chodzi z tą pisowską nowelizacją ustawy o IPN. Był to temat, który wzbudził w Izraelu duże emocje. Gdy Frank wysłuchał odpowiedzi, skwitował całą sprawę krótko i najwyraźniej z ulgą: “To tylko zgiełk czasu, który przeminie”.