Wigilię Bożego Narodzenia w 1933 roku Feliks Muzyk z żoną Bolesławą i córkami, jak co roku, spędził w Oliwie, u swoich teściów - Leszczyńskich. Na zdjęciu zrobionym tego dnia widać kuzynostwo. Dzieci nie zdążyły jeszcze rozpakować prezentów od pozującego wraz z nimi św. Mikołaja w kożuchu, trzymającego na rękach dzielnego bobasa, który nie przestraszył się jego czarnych jak smoła brwi.
Trzy dziewczynki z fotografii to siostry Muzyk: Budzia, Celinka i Janka. Jakie prezenty, oprócz widocznego na zdjęciu wózka dla lalek, mogły tego dnia otrzymać dzieci? Może praktyczne - szalik lub sweter, a może chłopcy dostali popularne wówczas metalowe żołnierzyki z warszawskiego domu towarowego braci Jabłkowskich? Może wśród darów był też bączek dla niemowlęcia?
Na zdjęciu zrobionym dzień później Muzykowie w komplecie są już w swoim domu przy ul. Pszennej. Wózek udokumentowany już podczas Wigilii był chyba najważniejszym prezentem tych świąt i wyraźnie ucieszył dziewczęta. Obok choinki z płonącymi świeczkami, ozdobionej lametą i skromnym wyborem bombek siedzi Bolesława Muzyk, Feliks patrzy na żonę.
Uchwyty, w których płonęły wówczas świeczki i oba zdjęcia są dziś w zbiorach Muzeum Strefa Historyczna Wolne Miasto Gdańsk. Przekazała je Jadwiga Michałkiewicz, najmłodsza z sióstr Muzyk, urodzona w 1937 roku. Zanim poprosimy ją o garść wspomnień, przypomnijmy, kim byli Muzykowie i że na kilka miesięcy przed Bożym Narodzeniem 1933 roku NSDAP wygrała wybory w Wolnym Mieście.
Oboje pochodzili z Gdańska. Feliks był absolwentem dyrygentury w konserwatorium, ale pracował jako urzędnik bankowy. Na początku lat 30-tych został wicedyrektorem gdańskiego oddziału The British and Polish Trade Bank. Muzycznie i patriotycznie spełniał się jako kierownik i dyrygent chóru Lutnia (od 1922 roku), działał także m.in. w Klubie Sportowym Gedania, Towarzystwie Gimnastycznym “Sokół” i Macierzy Szkolnej.
Bolesława Leszczyńska urodziła się w dobrze sytuowanej rodzinie, ona także była absolwentką konserwatorium. Zanim poznała Feliksa przez jakiś czas śpiewała w Operze Berlińskiej. Jej ojciec nie był zbyt zadowolony, że zaprzepaściła obiecującą karierę dla małżeństwa, a solowe partie w Berlinie zamieniła na występy w prowincjonalnym chórze. Ślub wzięli w 1922 roku, dwa lata później urodziła się ich pierwsza córka Budzimira.
- Ojciec zginął między innymi przez ten chór. Tuż przed wybuchem wojny “Lutnię” zaproszono do Malborka na występ, na co Niemcy nie chcieli pozwolić, a on mimo wszystko zdecydował się pojechać i dali tam latem 1939 roku koncert pieśni patriotycznych. To był wielki sukces, ojca prawie na rękach wynieśli z sali. A już 1 września… - mówi Jadwiga Michałkiewicz.
Po aresztowaniu 1 września Feliks Muzyk tak jak wielu polskich patriotów trafił najpierw do Victoriaschule, następnie do obozu dla Polaków w Nowym Porcie.
W Wigilię 1939 roku przebywał na robotach w gospodarstwie rolnym w Lasowicach Wielkich na Żuławach. Bolesławie pozwolono się spotkać z mężem. Przyjechała razem z dziewczynkami, nie przypuszczając, że będzie to ich ostatnie spotkanie. Feliks mieszkał w stajni, nocował na piętrowej pryczy. Tak wspomina ten świąteczny wieczór Budzimira (fragment książki “Jak pogoniłam Hitlera” Dietera Schenka): “W małym pomieszczeniu mama przygotowała wieczerzę i nakryła stół. Właściwie byliśmy bardzo zadowoleni, bo tatuś był pełen nadziei. W kącie stała nawet mała choinka. Mimo to nie mogliśmy oczywiście wyrzucić z pamięci wspomnień, jak świętowaliśmy Boże Narodzenie w poprzednich latach. Gdy spróbowaliśmy ciuchutko zaśpiewać kolędę, głos odmówił nam posłuszeństwa - po prostu nie dało się. Podzieliliśmy się opłatkiem, jak to u nas w zwyczaju, i życzyliśmy sobie nawzajem, byśmy w przyszłym roku znowu byli wszyscy razem.”
Wspólne świętowanie trwało niespełna godzinę. W styczniu 1940 roku Bolesława otrzymała od Feliksa pocztówkę z obozu koncentracyjnego Stutthoff, która na próżno budziła nadzieję o jego powrocie. Feliks został rozstrzelany wraz z grupą 45 innych zasłużonych Polaków w Wielki Piątek, 22 marca 1940 roku w lesie nieopodal obozu.
Kilka dni później do gdańskiego domu Muzyków zapukała nieznana Niemka i przekazała Budzimirze (która zamiast nieobecnej wtedy matki otworzyła drzwi), że jej ojciec został rozstrzelany.
- Budzia nie uwierzyła i długi czas ukrywała tę wizytę przed mamą. Miała nadzieję, że to nieprawda. Oficjalnie o śmierci taty dowiedziałyśmy się dopiero po wojnie - opowiada Jadwiga Michałkiewicz.
Prochy ofiar mordu ekshumowano w 1946 roku i złożono na cmentarzu na Zaspie. Od tego czasu do śmierci Bolesławy Muzyk w 1972 roku, matka i córki każdą Wigilię rozpoczynały właśnie w tym miejscu.
- Mama dzieliła się z tatą opłatkiem, co nas zawsze bardzo wzruszało. Dopiero później siadaliśmy do rodzinnego stołu, zawsze wspominając naszych pradziadków, dziadków i ojca - wspomina Jadwiga Michałkiewicz. - Dziś zostałam już tylko ja. Wszystkie moje siostrzyczki odeszły i teraz także je wspominamy podczas świąt u mojej córki Ewy. Jako ostatnia, w 2015 roku, zmarła moja ukochana Budzia. Między nami było 13 lat różnicy, była moją matką, siostrą i przyjaciółką, wszystkim dla mnie była. Tak mi jej brak. Tylko dwa razy w życiu nie spędziłyśmy razem Bożego Narodzenia.
Dziękuję panu Piotrowi Mazurkowi prezesowi Towarzystwa Przyjaciół Gdańska za inspirację i pomoc, pani Jadwidze Michałkiewicz - za ciepłe przyjęcie w przededniu świąt.