Młodszy, 30-letni, mieszkał na górze kamienicy przy Grunwaldzkiej 137. W piwnicy miał swój mały warsztat, w którym majsterkował dla domu, ale też żeby dorobić. Co tam trzymał?
- Różne narzędzia, najcenniejsza była chyba szlifierka, ale na pewno nie było warto ratować jej za cenę życia - mówi jeden z sąsiadów.
Zrozpaczonej matki 30-latka w piątek, 15 lipca, szukało wielu dziennikarzy. Złamana bólem nie chciała rozmawiać.
Starszy, 58-letni pan, był przyjacielem rodziny i mieszkał we Wrzeszczu, ale w innym domu. Wieczorem, gdy już mocno padało, postanowili zejść do piwnicy, żeby z niej wynieść co się da. Ta część Wrzeszcza nieraz doświadczała “podtopień” z powodu ulewnych deszczów - spływają wówczas masy wody, ul. Słowackiego zamienia się w rwącą rzeczkę.
Sąsiedzi widzieli, jak obaj - 30 i 58-latek - zaczęli wynosić rzeczy na górę. Powiedzieli sobie nawet “Dobry wieczór” i każdy poszedł w swoją stronę.
Co wydarzyło się później?
- To możliwe, że woda przyszła nagle i uderzyła z takim impetem, że błyskawicznie zalała piwnicę - mówi Jerzy, który jest wstrząśnięty mieszka po drugiej stronie ulicy, naprzeciwko miejsca tragedii. - Mogło tak się tam lać, że nie byli w stanie wyjść po schodach i się uratować.
- Mnie to się wydaje mało prawdopodobne - mówi jedna z sąsiadek. - Tam jeszcze coś musiało się stać. Może starszy dostał zawału serca i młodszy do końca próbował go ratować. A może jeden z nich się zachłysnął wodą, dał porwać strumieniowi i ten drugi, może młodszy a może starszy, próbował nie dopuścić do tragedii, za wszelką cenę, nawet własnego życia.
Spekuluje się również, że przyczyną śmierci obu mężczyzn mogło być porażenie prądem. Ostatecznej odpowiedzi powinna udzielić sekcja zwłok.