W siedzibie Europejskiego Centrum Solidarności (ECS) w Gdańsku odbyła się w poniedziałek debata pt. “Sprawdzian europejskiej solidarności”, zorganizowana przez Salon Młodopolski im. Arama Rybickiego.
Wzięli w niej udział: prof. Marta Koval, amerykanistka, działaczka Związku Ukraińców w Polsce; Frédéric Billet, ambasador Francji w Polsce; prof. Aleksander Hall, historyk i publicysta, działacz opozycji demokratycznej w PRL oraz dyrektor ECS Basil Kerski.
Marta Koval zwróciła uwagę na moment, kiedy prawie cały świat, w tym Stany Zjednoczone Ameryki, Kanada, Japonia i państwa europejskie, zaczęły na dobre i mocno wspierać militarnie Ukrainę.
- Możemy nawet powiedzieć, kiedy ta granica została przekroczona. Nie był to 24 lutego. Jest to pierwszy tydzień kwietnia, kiedy armia ukraińska weszła do miasta Bucza i po 2-3 dniach zdjęcia z tego miasta były już na wszystkich portalach informacyjnych całego świata. I już po Buczy nie wypadało mówić, że jest to konflikt wojenny. I nie wypadało bawić się w przeczekanie. Ten pierwszy tydzień kwietnia to był czas, kiedy wojna geograficznie tocząca się w granicach Ukrainy rozlała się już po całej Europie i nawet dalej - oceniła.
Działaczka Związku Ukraińców w Polsce przypomniała też, że wojna na Ukrainie nie wybuchła 24 lutego tego roku, ale toczy się już od 2014 r.
Jej zdaniem, Europa przez ten czas nie przeciwstawiała się stanowczo agresywnej polityce Rosji. - Jest to więc ósmy rok wojny, do której stara i dobra Europa się przyzwyczaiła. Odcięli Krym: “no nieładnie, wprowadzili trochę jakiś sankcji, ale trudno, no cóż”. Wspieranie separatystów na Donbasie: “znów nieładnie, ale to daleko od nas, tysiące kilometrów, przecież nie będziemy się tym tak przejmować” - mówiła.
W opinii Marty Koval, prezydent Rosji Władimir Putin kieruje się w swojej polityce "świadomością nie ukaranego zła".
- Rosja jako spadkobierczyni Związku Radzieckiego nigdy nie odpowiedziała ani za wielki głód na Ukrainie, ani za represje stalinowskie. Nie była pociągnięta do odpowiedzialności za aneksję terytorium suwerennej Gruzji - argumentowała.
Marta Koval podkreśliła, że obywatele Ukrainy są bardzo wdzięczni za pomoc, jaką otrzymują od europejskich narodów.
Na Ukrainie wyraźnie rozgraniczają solidarność, która idzie od strony społeczeństwa obywatelskiego i tzw. zwykłych ludzi. To bardzo się docenia. I tutaj w tym przypadku oczywiście, że Europa zdała egzamin na solidarność z dobrym wynikiem. A Polska z dobrym plus. Natomiast, jeżeli chodzi o ten poziom polityczny, to oczywiście, że obserwujemy przełom. Przełom ten jest zauważalny. Ale jest też świadomość tego, że ten przełom odbył się późno. I za ten przełom Ukraina zapłaciła bardzo wysoką cenę, cenę ludzkiego życia. Jest to cena zabitych kobiet, zamordowanych dzieci, zgwałconych dziewczyn. I jest to cena, którą Ukraina będzie, niestety, pamiętać. Bo nie da się o tym zapomnieć - uważa działaczka Związku Ukraińców w Polsce.
Dyrektor Europejskiego Centrum Solidarności Basil Kerski ocenił, że prezydent Rosji źle ocenił sytuację polityczną na Ukrainie oraz w państwach europejskich.
- Liczył się z dwoma scenariuszami. Po pierwsze, ze słabą Ukrainą i słabymi elitami politycznymi. Jednak to państwo i jego elity okazało się być silniejsze, bardziej lojalne niż jemu się wydawało. A druga rzecz, ważnym elementem scenariusza Putina była nasza pasywność Europejczyków. I w tym kontekście to, co się działo w ostatnich miesiącach jest jednak zaskakująco mocne. Można dziś otwarcie powiedzieć, że cztery duże państwa europejskie na kontynencie są demokratyczne i mają świadomość, że tej demokracji bronią nie tylko przed Putinem. To jest Francja, Niemcy, Polska i Ukraina. Mimo różnic, mimo problemów, które mamy, szczególnie w Polsce, ale okazało się, że to są jednak państwa, a szczególnie społeczeństwa, które w kwestii Ukrainy idą razem - ocenił szef ECS.
Basil Kerski ubolewa, że mało w polskiej debacie publicznej i mediach mówi się o zmianach, jakie względem Ukrainy następują wśród polityków niemieckich.
- Bardzo żałuję i nie mówię to jako ktoś, kto zna dobrze Niemcy, że nie dostrzegamy rewolucji w Niemczech dotyczącej Ukrainy. Wczoraj kanclerz Olaf Scholz, który nie jest charyzmatycznym politykiem, nie potrafi mobilizować sympatii, nie jest dla nas wymarzonym celebrytą, zrobił coś historycznego. Wykorzystał dzień 8 maja - wiemy, jaki to jest mit w Europie, wiemy jak, ta data została przez totalitarną, stalinowską Rosję wykorzystana, żeby legitymizować swoją władzę - odniósł się całkowicie krytycznie do Rosji. Stanął po stronie Ukrainy. A przewodniczący jego partii mówi, że nie wystarczy teraz rozliczać się z polityką wobec Putina, ale trzeba się zmierzyć z polityką wobec Chin. Więc ta polityka jest bardzo szybka - zaznaczył.
Dyrektor ECS jest też pozytywnie zaskoczony postawą Komisją Europejską, która zadeklarowała przekazanie miliarda euro na pomoc Ukrainie. - To są niesamowite rewolucje. Jestem przekonany, że Ukraina dzięki swojej odwadze, ale też solidarności europejskiej, wygra tę wojnę. Wierzę też w następną fazę solidarności Europejczyków, jeśli chodzi o długą, trudną i żmudną odbudowę Ukrainy - mówił.
- Unia Europejska może być dumna z tego, co zrobiła od początku tej wojny. I można powiedzieć, że Unia Europejska dziś jest u boku Ukrainy. I nie tylko dotyczy to państw członkowskich, ale również społeczeństw obywatelskich, które są zaangażowane w obronę wartości europejskich - stwierdził ambasador Francji w Polsce Frédéric Billet.
Prof. Aleksander Hall zauważył natomiast, że solidarność europejska wobec Ukrainy jest "stopniowalna".
"Z całą pewnością z punktu widzenia Ukraińców broniących swojej ojczyzny, zwłaszcza na tych najbardziej wysuniętych pozycjach, znajdujących się w tragicznej sytuacji tak, jak w Mariupolu to, co robi Unia Europejska i poszczególne państwa, to za mało. Ale zrobiono dużo i robi się dużo. Proces solidarności w Europie jest prawdziwy. I trzeba powiedzieć, że te sankcje, które są podejmowane one są także dotkliwe, dla tych, którzy je podejmują. A jednak one mają aprobatę tych rządów i społeczeństw - ocenił.
Aleksander Hall obawia się zarazem, że najgroźniejszym scenariuszem, który może uniemożliwić Ukrainie wstąpienie do Unii Europejskiej, w dającej się przewidzieć przyszłości, będzie “zamrożenie konfliktu” z Rosją.
- To znaczy utrzymanie sytuacji takiej “wojny - nie wojny”, zamrożenia działań wojennych, w której część terytorium Ukrainy będzie kontrolowana przez Rosjan. Dzisiaj postawa rządów i społeczeństw europejskich w olbrzymiej większości jest postawą świadomą powagi sytuacji. Ale znamy historie, że w pewnym momencie może następować zmęczenie. Mogą pojawić się politycy którzy powiedzą: “nie idźmy za daleko, nie możemy tak długo wymagać od społeczeństw ofiarności i zaangażowania" - stwierdził historyk.
Zdaniem dawnego działacza opozycji antykomunistycznej, taka perspektywa byłaby też bardzo niebezpieczna dla Europy i Polski.