Debata o edukacji, zorganizowana w czwartek, 9 marca, przez gdański oddział partii Razem, w hotelu So Stay przy ul. Kartuskiej, miała odpowiedzieć na pytanie, czy polską edukację można zreformować lepiej, niż robi to teraz PiS. Rozmowa wynikała z konieczności przemyślenia, jak najlepiej uchronić dzieci przed planowanymi przez Ministerstwo Edukacji Narodowej chaotycznymi zmianami. Zaniepokojeni reformą są bowiem rodzice, nauczycielki, dyrektorzy szkół i uczniowie, a także samorządy. Wszyscy zastanawiają się, jak wyjść z tej reformy z jak najmniejszym szkodami dla szkół, dzieci, finansów miast i gmin.
Agnieszka Tomasik, dyrektorka Zespołu Szkół nr 8 na gdańskiej Zaspie (podstawówka, gimnazjum i liceum) oraz szefowa Kreatywnej Pedagogiki, powiedziała, że jej zdaniem obecna reforma edukacji bierze się z nienawiści: - Sądzę, że ta reforma wzięła się z nienawiści. Nienawidzi się kobiet, które chcą być wolne i niezależne, więc pisze się ustawę przeciwko kobietom, przeciwko ich prawom reprodukcyjnym. Nienawidzi się obcych, więc się nie ich nie wpuszcza do Polski. Nienawidzi się wrzeszczących nastolatków, więc się likwiduje gimnazja. Rząd sądzi, że jak zlikwiduje gimnazja, to zlikwiduje problem hałaśliwych nastolatków. Ale nie, bo oni będą za wysocy, za wielcy i zbyt ekspansywni dla podstawówek! I znów będzie narzekanie, że są w niewłaściwym miejscu!
Tomasik przyznała, że gimnazja nie były idealne, ale były pierwszym, dobrym krokiem do zrozumienia, jak pracować z dorastającą młodzieżą.
- Nie idźmy w lukrowanie gimnazjów - mówiła Tomasik. - One nie były idealne. To nie jest tak, że każdy nauczyciel gimnazjalny wie, jak obsługiwać mózg nastolatka. Dla wielu dzieci szkoła jest nudna, stresująca, są fobie i depresje na poziomie gimnazjów. Nie jest wcale tak cudownie. Ale nikt w podstawówkach nie mógł wytrzymać z tymi dzieciakami i dlatego powstały gimnazja. W tym wieku pojawiają się bowiem wielkie emocje, burze hormonalne, przypływy i odpływy nastroju. To trudny wiek. Tu jest potrzebna specyficzna praca. Nauka to czasem ostatnia rzecz, którą gimnazjaliści chcieliby się zająć. Nasze zadanie to poznać takiego ucznia, zobaczyć, kim on jest, "podejść go" i namówić do nauki. Nauczyciel musi być mentorem takiego ucznia. Gimnazja to był dopiero początek tej drogi. Ale mimo wszystko dobry początek. Lepszy niż cofanie tych uczniów do podstawówki.
Tomasik mówiła też, jak radzi sobie z presją tak szybkiej reformy edukacji: - Zrobiłam w szkole burzę mózgów z rodzicami: zastanawialiśmy się, jaką ofertę przygotować, jak zorganizować klasę siódmą, rozmawialiśmy o 12- latkach, które zaraz zaczną dojrzewać. Gaszę ten pożar i dodaję ludziom otuchy. Chcę budować społeczeństwo obywatelskie, wbrew temu, co się teraz dzieje.
Z kolei Elżbieta Markowska, szefowa pomorskiego Związku Nauczycielstwa Polskiego (ZNP) mówiła, że polska szkoła potrzebuje więcej wolności i wsparcia: - Po tej reformie polska szkoła nie będzie autonomiczna, nie będzie autonomiczny ani dyrektor, ani nauczyciel. Będą zależeć jeszcze bardziej niż teraz od kuratora. A my zamiast nakładać kaganiec na nauczyciela, powinniśmy iść w kierunku wsparcia nauczycieli. W szkołach powinno być więcej psychologów, więcej pedagogów, więcej terapii, bo wraz z postępem cywilizacyjnym pojawiły się problemy, o których jeszcze kilkanaście lat temu nie słyszeliśmy. Niestety, widzę przyszłość edukacji w czarnych barwach. Burzymy, zamiast budować.
Dorota Budacz, członkini rady krajowej partii Razem, odpowiedzialna w partii za edukację, mówiła, że reforma edukacji mentalnie nas cofa, zamiast odpowiadać na trudne kwestie przyszłości: - Reformatorzy z MEN nie zadali sobie podstawowych pytań: jakie wyzwania społeczne staną przed nami za 30 lat i jak szkoła ma im sprostać. Jak będzie wyglądał rynek pracy w 2050 roku? Jak będzie wtedy wyglądał czas pracy? Jak będzie wyglądała praca? Dzisiejszy system szkolny wciąż odwołuje się do wojskowego drylu, do czasu pracy w fabryce, a przecież nie musi! Dziś dzieci już nie pomagają w czasie żniw latem! Czasy się zmieniają i musimy się zastanowić, jak im sprostać. Ale ta reforma nie odpowiada na takie pytania! Poza tym ta reforma zabiera to wielkie osiągnięcie ostatnich 15 lat, którym było wyrównanie szans dla dzieci ze wsi. Tam, gdzie były trudności w dostępie do książek, do kultury, to właśnie dzięki gimnazjom młodzież taki dostęp miała. Poza tym ilość nerwów, stresu, związana z tak prędko wprowadzaną reformą jest zbyt duża. Cały ciężar spada na nauczycieli. To się przekłada na pogorszenie ich zdrowia! Ilu nauczycieli nie wytrzyma tego nerwowo?! Takie eksperytmenty w takim tempie są nie do pomyślenia! Ta reforma powinna być przemyślana, negocjowana i wprowadzana stopniowo, bardzo powoli, przez kilka lat.
Budacz powołała się na przykład Finlandii: - Przykład fiński jest inspirujący: tam zawód nauczyciela jest zawodem o wysokim prestiżu. Rekrutuje się tam do zawodu najlepszych i sowicie się ich wynagradza. A potem oni sami piszą programy szkolne i to jest ich odpowiedzialność, ich ryzyko. U nas tego brakuje. U nas wciąż jest zbyt duża centralizacja.
Anna Kacmajor, matka dwójki dzieci i działaczka społeczna: - W Polsce edukacja wciąż ma charakter represyjny. Dzieci zaczynają się bać zadawać pytania. Z dziecka w szkole jest wykorzeniona ciekawość, chęć dopytania, dowiedzenia się czegoś więcej. Następuje produkcja pod jeden schemat. Dzieci powinny się też uczyć działać w grupie, współpracować ze sobą. Tego mi, jako matce, brakuje. Teraz dramatem jest to, że ogromny wysiłek nauczycielek idzie w tym kierunku, żeby minimalizować straty po reformie. Ten wysiłek powinien iść na coś lepszego: powinien być wykorzystywany dla dobra dzieci, a idzie na to, żeby nie było dramatu po reformie. To jest marnowanie sił, środków i zapału ludzkiego!
Czytaj także:
Jutro Strajk Rodziców. Ale będą lekcje z Pawłem Adamowiczem i Jackiem Taylorem
List Piotra Kowalczuka, zastępcy prezydenta Gdańska, do społeczności szkolnych