Anna Umięcka: W wywiadzie dla “Gazety Morskiej” w 2001 roku mówił Pan: “w tym co robimy, mamy jasną i klarowną opowieść o miłości i śmierci”. To też główne motywy poruszane w kulturze - przenikające się, jeden wynika z drugiego. Wciąż to pana najbardziej dotyka?
Leszek Bzdyl: - Teatr oparty jest na mitach Tanatosa i Erosa, do tego dochodzi decyzja człowieka. My zajmujemy się ciałem, ono jest głównym nośnikiem informacji.
Zaczynając pracę 30 lat temu u Henryka Tomaszewskiego, ale też jeszcze wcześniej w teatrze studenckim, miałem poczucie, że ciało i jego ruch tworzą życie. Nie jestem na scenie metaforyczny, choć wychodząc na scenę bez tekstu siłą rzeczy jestem narażony na taki odbiór przez widownię. Ale na scenie nie gram zewnętrznej idei, tylko tańczę życie. To podstawowa myśl teatralna.
Tekst, jeśli czasem pojawia się jest tylko dopełnieniem akcji, tak jak w najnowszym spektaklu “Dzisiaj, wszystko” słowa Eklezjastesa.
Henryk Tomaszewski mówił: “dotąd żyjemy, dopóki oddychamy.” Na scenie jest tak moment, gdy oddech zmusza mnie, żeby podjąć zadanie ruchowe. Wtedy się ruszam, śpiewam, moje ciało jest w ekspresji zewnętrznej, ono wyrzuca z siebie naddatek, nadmiar życia. Ruch jest elementem decyzji. Podejmuję decyzję, żeby w tej przestrzeni zasiać, zrobić architekturę, to początek stwarzania rzeczywistości. Myślę że wszystkie nasze wspaniałe osiągnięcia technologiczne są efektem obserwacji mechaniki ciała.
To bardzo ciekawe co pan mówi, bo obserwując fragment tego spektaklu moje pierwsze skojarzenia miały związek właśnie z architekturą. Budowanie sytuacji na scenie, poszczególnych figur przypomina wznoszenie architektonicznych konstrukcji.
- Za choreografię odpowiada Kuba Truszkowski, to jest jego doświadczenie, które wyniósł z 20 lat pracy w Belgii, w "Rosas" najważniejszym zespole na świecie, ale taki był pomysł na ten spektakl. Pomysł, którym starałem się zarazić wszystkich wykonawców. Eklezjastes, którego słowa słyszymy w spektaklu głosi pochwałę życia i prostoty.
Układ ruchu i kostiumy przywodzą skojarzenia ze skandynawską prostotą i czystym pięknem. Czy to jest też wniosek, do którego doszedł pan po latach praktyki na scenie, że prostota jest kluczem w komunikacji z widzem?
- To porównanie ze skandynawską prostotą jest słuszne, ale to tylko temat.
W przedstawieniu sprzed roku byłem rozhisteryzowanym punkiem, niedojrzałym człowiekiem, który wciąż tkwi w swoich punkowych butach. Tam był chaos, ciało nieuporządkowane, tym razem mamy bardzo egzystencjalne podejście do rzeczy, konkretne, w punkt. Jeśli coś się w przedstawieniu wybrzusza, to za chwilę wraca do tego momentu kiedy jesteśmy wpisani w geometrię, w podległość, w przestrzeń.
Jest jasne, że w treningu aktorskim, tanecznym, który mi towarzyszył pojawia się naturalna droga - kiedy się coś zgłębia, potem się to odrzuca. Szuka ekonomii, prezycji, adekwatności ruchu.
W spektaklu cytuje pan słowa Eklezjastesa: “nic nie wiemy o miłości, o nienawiści”...
- … bo to jest genialny autor. Mamy problem z wielkimi księgami, są obciążone rytuałami, nadinterpretacjami, coraz trudniej je zrozumieć. Ale kiedy czytamy jego słowa wprost to odkrywamy cudownego prekursora egzystencjalizmu: “jesteśmy z odchłani w odchłań, nie ma żadnej sankcji życia”. Ta refleksja nie jest niczym nowym, bo już wiele lat przed nim formułowano podobne myśli, ale on to ubrał w dobrą poezję, która została. To jest koegzystencja: żyj, rób, pracuj, oddychaj i ciesz się z tego co masz.
Wielkie księgi zebrały w słowa ludzkie doświadczenie.
Czy to jest pana motto na dziś, ta refleksja o marności świata?
- Eklezjastes jest ważny, bo on wielokrotnie mówi o głupocie i szaleństwie: “przewrotni z trudem się poprawiają, a głupich jest poczet nieprzeliczony, biada państwu, którym rządzi szalone dziecię.” “Nikt nie uważa głosów mędrca, słowa mędrca zamieniane są w rechot głupca, a głupca tworzą szaleństwo”. W pewnym sensie Eklezjastes jest odpowiedzią na to w czym funkcjonujemy od kilku lat.
Chociaż to nie jest na pierwszym planie, bo nie jest to spektakl, który z czymś dyskutuje.
Czyli na szaleństwo rzeczywistości mamy filozoficzną odpowiedź kryjącą się w prostocie?
- W prostocie i nazywaniu rzeczy po imieniu. Poprzednie dwa spektakle: Intro i Strategia mierzyły się z rzeczywistością, ten jest bardziej egzystencjalny.
Spektakl Intro miał premierę w 2015 roku. Już wtedy wyczuliście nadchodzący klimat...
- Tak, już po kilku miesiącach jego wymowa stawała się coraz bardziej aktualna, zaczęła tracić wymiar groteski, ultra fiction, a stawała się dziwną rzeczywistością. Ale tamta śmiechem podszyta opowieść i piosenki o śmierci “Nagrobków”: “wszystko prowadzi do przedwczesnej śmierci” (taka konkluzja jest też u Eklezjastesa) - to jest niepokój. Ten spektakl jest trochę odpowiedzią na to, co nas otacza.
Nie ucieczka w eskapizm, ale chęć nazwania jeszcze raz, po imieniu, rzeczy podstawowych. Byłem ciekawy jak słowa Eklezjastesa zabrzmią w ustach kolegów.
Taniec jako opowiadanie gestem towarzyszy człowiekowi od początku dziejów. To nasz immanentna potrzeba i umiejętność, ale jakbyśmy ją nagle utracili. Widzę dziś rozziew pomiędzy cywilizacją a naturą: ciało tancerza i zwykłego człowieka to dwie odrębne planety. Już nie umiemy się tak komunikować z drugim człowiekiem, nawet z własnym ciałem tracimy kontakt. Dlaczego?
- Ja sam do 22 uroku życia uprawiałem tylko tenis, biegałem. Taniec poznałem dopiero, gdy zostałem przyjęty do grupy Tomaszewskiego. I pamiętam te głębokie lata 80.: Henryk Tomaszewski i jego mimowie: piękne ciała, które zabijały urodą, półnadzy bogowie, oszałamiający widownię. Ale pod koniec tego okresu przyjechał do Polski zespół z Holandii. Patrzę na nich, a tam żaden z tancerzy nie podnosił wysoko nogi, nie tańczył piruetów, nie popisywał się. Jakieś dziwne zwierzęta ruchowe! Biegnę do nich po spektaklu, rozmawiamy: “ale jak wy się ruszacie”, zachwycam się! A jeden z tancerzy odpowiedział mi: “No tak, wy się tak jeszcze długo nie będzie ruszać, bo macie mnóstwo kompleksów.” Trafił w czuły punkt. Nasze ciała były sztywne, ale sztywne pancerzem ideologii, wychowania. Kiedy nastały lata 90. zaczęliśmy sami próbować, występować w różnych miejscach w Polsce. To się nie przebijało medialnie, ale na te warsztaty nowego ruchu, gdzie nie było puent, trykotów, estetyki tylko żywe ciało, przychodziły setki ludzi! Zaczynali tańczyć, bo to było naturalne. I wszystko szło pięknie, aż do roku 2005 kiedy pojawiały się reality show. I znowu taniec został zepchnięty w stronę popisów, konkursów, a tańczący stał się małpą do podziwiania w świetnych ujęciach kamery.
Wszyscy się znowu oddzielili od ruszania. To jest znów gimnastyka, żeby coś osiągnąć. Dzięki bogu na to miejsce pojawił się pilates.
Zresztą w naszym położeniu geograficznym, jesteśmy wciąż okutani i w ciężkich butach, tego typu komunikacja nie jest nam bliska. Nasz przodek, Słowianin zmarznięty, mieszkający w tych lasach, na bagnach, raczej nie tańczył.
Może bardziej przytupywał? Pierwowzór poloneza nazywa się przecież chodzony...
- Tak, to bardziej rytualna sytuacja spotkania. Polonez służył temu, żeby okrążyć całe obejście, przespacerować się, zajść do ogródka, do domu.
No to wpadliśmy na ciekawą myśl: zrobimy rewolucję, będziemy wolni, gdy zaczniemy tańczyć! Rozmowa o ciele jest więc rozmową o duszy?
- Z jednak strony tak, ale ciało to jest też lewicowy temat. Jak możemy ruszyć ciało, kiedy zaczynamy nakładać na niego kolejne pancerze? A dziś w Europie wielu spodobały się burki, chcą znów kobiety zamknąć w domach, żeby rodziły dzieci.
To lewicowa myśl liberalna stwarzała wolność - rewolucja roku ‘68 - ta nagość na sztandarach. Jak wtedy ubierali się ludzie!
Jestem przekonany, że jeśli nie rozpoznamy własnego ciała, to nie staniemy się wolnymi ludźmi.
“Dzisiaj, Wszystko” Teatru Dada von Bzdülöw. Spektakl o marności świata
DZISIAJ, WSZYSTKO Choreografia: Jakub Truszkowski Współpraca choreograficzna: Katarzyna Chmielewska Koncept: Leszek Bzdyl Muzyka: Łoskot - Mikołaj Trzaska, Piotr Pawlak, Olo Walicki, Macio Moretti Kostiumy: Katarzyna Piątek Reżyseria świateł: Michał Kołodziej W spektaklu występują: Katarzyna Chmielewska, Anna Steller, Katarzyna Ustowska, Leszek Bzdyl, Piotr Stanek, Jakub Truszkowski Premiera: 21 września na Scenie Malarnia Kolejne spektakle: 22 i 23 września na Scenie Malarnia Bilety: 30 i 40 zł |