Najsłynniejsza polska lektorka, znana przede wszystkim widzom telewizyjnym z dokumentalnych filmów przyrodniczych, do Gdańska przyjechała na zaproszenie organizatorów Octopus Film Festival - nowego filmowego wydarzenia na trójmiejskie mapie, pierwszego na Pomorzu festiwalu kina gatunkowego.
Zobacz: Octopus Film Festival - stanie się gratką dla miłośników kina? WYWIAD
- To, że słyszymy lektora jest polską specyfiką. Niektórzy uważają, że to jest démodé i powinno przestać istnieć, że powinniśmy wprowadzić napisy - przyznała Krystyna Czubówna podczas spotkania z fanami w sąsiadującej z klubem B90 Luks Sferze, w środę, 22 sierpnia. - Przynajmniej dwa razy były takie ataki na filmy telewizyjne, żeby zastąpić głos lektora napisami, jednak to się totalnie nie przyjęło. Tak się po prostu polscy widzowie przyzwyczaili.
Przyzwyczaili się też, że Krystyna Czubówna czyta tekst do filmów dokumentalnych. Jak tłumaczy lektorka, nie był to wyłącznie jej wybór, a sama chętnie podkładałaby głos np. do filmów akcji czy dramatów.
- Fabułę czytają faceci - zauważa Czubówna. - Zawód lektora od samego początku był zawodem męskim. Nie oznaczało to, że w polskim radiu nie było spikerek i lektorek, zawsze było jednak dużo więcej mężczyzn niż kobiet. Myślę, że to bierze się z tego, że mikrofon lubi niskie głosy. Prywatnie uważam też, że tak jak w filmie dokumentalnym możemy sobie pozwolić na interpretację tekstu, to w filmie fabularnym tekst powinien być czytany na biało, bez emocji. My, kobiety, jesteśmy z natury bardziej emocjonalne niż panowie.
Przypomniała, że na początku lat 70. podjęto w Polsce próbę wprowadzenia lektorki do fabuły - w radzieckim serialu telewizyjnym „Siedemnaście mgnień wiosny”.
- To był bardzo niefortunny wybór... Nie zatrudniono do tego osoby, która się na tym znała. To była spikerka telewizyjna, a nie spikerka czy lektorka radiowa, a to zawsze były i do dzisiaj są dwa osobne światy.
Sama Czubówna pracę w telewizji rozpoczęła w 1991 roku - współpracowała z nadawaną na antenie TVP2 „Panoramą”. Szczyt jej popularności przypadł na drugą połowę lat 90., kiedy widzom zaczęła się nierozerwalnie kojarzyć z narratorem filmów przyrodniczych.
- Kiedy w latach 70. program telewizyjny zaczął się wzbogacać, coraz więcej było zakupowanych filmów - nie tylko fabularnych, ale również dokumentalnych, zaszła potrzeba, żeby wprowadzić jakąś różnorodność. Zaczęto zapraszać również kobiety - do czytania dokumentów... To znaczy głównie zapraszano mnie - śmieje się Czubówna.
Przyznała, że nikt jednak nigdy jej nie zaprosił do przeczytania fabuły, czego ona sama bardzo żałowała. Dlatego tym chętniej przyjęła zaproszenie organizatorów do przeczytania na żywo, przed publicznością w Gdańsku, dialogów do filmu „The Room” Tommy'ego Wiseau... uznawanego za jeden z najgorszych filmów świata.
- W PRL-u odbywało się święto kina, festiwal Konfrontacje. Ogromnie zazdrościłam moim kolegom - dla nich był to czas żniw, których my, kobiety, byłyśmy pozbawione. Zdarzyło mi się niejeden raz rozmawiać z kierownikami kin, i mówiłam, że tak samo bym wypadła, jak moi koledzy, a nawet lepiej. Oni odpowiadali, że jeżeli telewizja wprowadzi taki zwyczaj, że kobiety będą czytały fabułę, to oni też zaprowadzą ten zwyczaj u siebie. To telewizja wyznaczała trendy.
Dziś Krystynę Czubównę usłyszeć nie tylko w filmach przyrodniczych - podkładała także głos m.in. do filmu „Asterix i Obelix: Misja Kleopatra” czy „Gdzie jest Dory”.
- Jestem bardzo rada, że dubbing on na nowo odżywa. Tak jak kiedyś mówiło się o polskiej szkole plakatu, tak samo mówiło się o polskiej szkole dubbingu. Byliśmy w tym fantastyczni. Potem czasy się zmieniły, to wszystko gdzieś się zapadło - mówi Czubówna. - Teraz odżywa na nowo, dotyczy to jednak przede wszystkim filmów dla dzieci, myślę, że to wiąże się z kosztami. Podobnie jest w przypadku czytanego przez jedną osobę audiobooka i słuchowiska - którego przygotowanie jest dużo droższe. Dlatego nikt się na to nie porywa.
Przy okazji, prowadzącemu spotkanie Błażejowi Hrapkowiczowi lektorka zdradziła, komu chętnie by podłożyła głos - gdyby miała śmiałość.
- Moją ukochaną aktorką jest Meryl Streep. Ale chyba bym się na to nie odważyła - przyznała.