Dominik Paszliński, fotoreporter: - Gosia nosi serce w aparacie. Widać to w jej zdjęciach. Każdy kadr to rozdział wielkiej opowieści...
Na czarno-białych fotografiach mali bohaterowie zajmują najczęściej centralne miejsca w kadrze. Wielkie oczy przyglądają się nam z uwagą. Dwaj chłopcy w chmurze papierosowego dymu, superman w masce gazowej, chłopczyk prężący się na krzesełku. Spod kaptura wystają cztery kółka: to oczy, usta i nos. Kopciuszek - chyba właśnie wrócił z balu, tiulowa sukienka trochę za duża, zsuwa się z ramienia. Zamiast złotych pantofelków - crocsy; w dłoniach - trzonek od miotły.
Rekwizyty bywają różne: piłki, kamyki, kartony i rowery. Jest i karabin z klocków lego. Dzieci tulą psy, trzymają w ramionach koty. W oczach zwierząt podobna do dziecięcej łagodność. A może rezygnacja? Scenografia też podobna - w tle górka, drzewo, schody do kamienicy. To Podwórko przy ulicy Strajku Dokerów 17. Wszystkie dzieci na zdjęciach są stąd albo mieszkają w okolicy.
Gosia Trzaskoś: - Czasami to są momenty, ale czasami dzieci chcą, żebym zrobiła im konkretne zdjęcie. Nie odmawiam. Ostatnio dziewczynki narwały naręcza kwiatów i chciały taką fotografię - zrobiłam. Czasem chcą ich nawet za dużo, wtedy tłumaczę - mam tylko 12 zdjęć na kliszy. Nie mogę ci zrobić zdjęcia, bo już takie masz.
Dzielnica
Wikipedia podpowiada, że Nowy Port to dzielnica Gdańska położona przy ujściu Martwej Wisły. Graniczy od zachodu z Brzeźnem, od południa z Letnicą, a przez Martwą Wisłę z Przeróbką. Ma charakter mieszkaniowo-portowy, dawniej mieszkaniowo-portowo-przemysłowy.
Najpierw zbudowano tu karczmy, jeszcze w XVI wieku. 100 lat później stało siedem domostw i dwie latarnie, ale w 1789 roku – już 40 i otwarto królewską szkołę elementarną dla 54 uczniów. W 1807 roku tutejsze reduty i widoczną przez rzekę twierdzę Wisłojście wizytował, zwyciężywszy nad oddziałami pruskimi, sam cesarz Napoleon Bonaparte. Wtedy w Nowym Porcie stały 94 domy i należał, niedługo, do Wolnego Miasta Gdańska. W XIX wieku bliskość rozwijającego się portu i strategiczne położenie spowodowały szybki rozwój dzielnicy: wznoszono domostwa, ale też karczmy, bary i tawerny (w roku 1868 naliczono ich aż 60), powstała wiślana kolej towarowa, fabryka spirytusu, cukrownia, spichlerze. Ułożono tory tramwajowe do Brzeźna. W 1924 roku miał już 13 339 mieszkańców, ale wojna położyła kres dobrej passie. W marcu 1945, podczas walk o Gdańsk, uległo zniszczeniu 60 proc. budynków.
Nowy Port pozostał niewielki: trzy lata temu statystyki odnotowały zaledwie 9665 osób. Nie dojeżdża już SKM-ka, po otwarciu nieopodal nowoczesnego tunelu zlikwidowano prom kursujący przez Martwą Wisłę, autobusy i tramwaje kończą bieg w zajezdni.
New Port - jak żartują mieszkańcy - dorobił się za to opinii trudnej okolicy. Może jest taki osobny, bo od innych dzielnic oddziela go pas pustkowia z nieużytkami i przemysłowym klimatem? A może dlatego, że portowa dzielnica zawsze kusiła marynarzy i barowe ćmy?
Ostatnie lata przynoszą jednak powolne zmiany.
Podwórko
“Perłę Bałtyku” (najbardziej znana restauracja w okolicy mieści się przy ulicy Oliwskiej) od Podwórka (przy Strajku Dokerów 17) dzieli krótki spacer. Zresztą tu wszędzie jest blisko. Planiści i urbaniści nazywają takie rozwiązania “15-minutowym miastem”: pieszo dojdziesz na pocztę, po chleb czy odebrać dziecko ze szkoły. Na pewno się nie zgubisz, zawsze ktoś zagada. Mieszkańcy się znają, choćby z widzenia. Fotografkę Małgorzatę Trzaskoś znają w okolicy wszyscy. I dorośli i dzieci mówią do niej Gosia.
Po drodze podbiega jakiś maluch: “Cześć Gosia!” - serwuje uśmiech od ucha do ucha. “Gosia, będziesz dzisiaj?” - pyta. Na Podwórku mały Łukasz pędzi w jej kierunku z wyciągniętą rączką. W zgięciu łokcia widać przyklejony plastrem opatrunek. Był na badaniu krwi, o czym informuje z dumą.
Gosia Trzaskoś: - To było pierwsze podwórko, na które weszłam. Zobaczyłam trzech chłopców i postanowiłam, że chcę im zrobić zdjęcia. Spodobało mi się i zaczęłam wracać. Podwórko znam zresztą od dzieciństwa, wychowałam się na Wyzwolenia. Tu zawsze dzieci było najwięcej. Chyba dobrze się tu czują.
Gosia przychodzi na Podwórko prawie każdego dnia od 12 już lat. Wizyty i spotkania z dziećmi traktuje jak zobowiązanie. I zawsze ma przy sobie aparat.
Gosia Trzaskoś: - Staram się być codziennie. Szczególnie, gdy jest cieplej, wtedy jest więcej dzieci. Zresztą one zawsze pytają czy przyjdę. A jak ja obiecam, to muszę przyjść!
Łukasz Głowala, fotoreporter: - To są proste zdjęcia, ale w tej prostocie – świetne. Siła całości tkwi w konsekwencji, długoletniej pracy. Jest jeszcze coś - Gosia jest stamtąd. Fotografuje swoją dzielnicę, codziennie ma kontakt z ludźmi ze zdjęć. Ludzie jej ufają, a ona nie traktuje ich przedmiotowo. To taki rodzaj fotografii, w której fotografujący ma cichą więź emocjonalną z fotografowanymi. Ona nie robi zdjęć tylko po to, by opublikować je na instagramie, ale z pożytkiem dla innych. Odbitki rozdaje.
Kałuża
Jeszcze rok, dwa lata temu Podwórko podtapiała woda. Na nierównościach formowały się w dwie wielkie kałuże, każda na innej wysokości. Dzieci zrobiły przekop i po spływie, jak po rwącej rzece, puszczały statki. Wymyślały też mnóstwo innych zabaw.
W ramach rewitalizacji kałuże zasypano i Podwórko nabrało miejskiego sznytu. Zasadzono kwiaty, wokół obsypano ziemię kamykami. Na miejscu parkujących samochodów - stanął ogród deszczowy. Ale już go nie ma.
Gosia Trzaskoś: - To jednak nie było to. Dzieci nadal próbowały się tam bawić, bo przedtem to było centrum ich świata. Biegały więc, przynosiły zabawki. Po jakimś czasie kwiaty się połamały, a kamyki znikły. Jak to dzieci - urządziły ten świat na nowo, po swojemu.
Dzieci
Wołają ją po imieniu, traktują jak przyjaciółkę, czasem zdradzają sekrety, a ona zawsze pyta, jak się czują, co w szkole. Interesuje się. Zdarza się, że musi rozwiązać problem, załagodzić konflikt pomiędzy podwórkami, albo kogoś upomnieć, gdy słyszy przekleństwa. Przypomina, że muszą się szanować.
Gosia Trzaskoś: - To nie jest łatwa dzielnica. Dzieci mają dużo czasu, ale nie mają łatwego życia. Ale w blokowiskach też tak jest, chociaż może tego nie widać. Uwielbiam je. Dużo rozmawiamy, poświęcam im czas. Czy słuchają mnie? Nie wiem. Kiedy jestem z nimi, starają się nie przeklinać. Dzieci mają swoje problemy, ale na Podwórku są szczęśliwe w swoim świecie. Na podwórku stoi kilka rowerów. Jeśli któreś z nich chce pojeździć - po prostu go bierze. Kiedyś Łukasz, ten od opatrunku, przyniósł na Podwórko paczkę delicji. Kiedy ja przyszłam, została już tylko połowa ostatniego ciastka. Wyciągnął rączkę i mówi: “Masz Gosia, z tobą zawsze się podzielę.” Nawet teraz, gdy o tym myślę, to się wzruszam. To są fajne dzieciaki i bardzo się cieszę, że wpuściły mnie do swojego świata, pozwalają mi w nim uczestniczyć.
Gosia mówi, że jedna z dziewczynek ze zdjęć chciałaby pójść do szkoły fotograficznej.
Gosia
Jest stąd. Urodziła się w Gdańsku Kolonii, a do Nowego Portu sprowadziła z rodzicami jako sześciolatka. Potem bywało różnie. Długo mieszkała w Brzeźnie, ale bardzo chciała wrócić. Udało się. Dwanaście lat temu odkryła na nowo Podwórko. Od tego czasu bywa tu regularnie.
Gosia Trzaskoś: - Na początku fotografowałam stare, opuszczone miejsca (coraz trudniej teraz takie znaleźć), ludzi na ulicy… Gdy weszłam po raz pierwszy na to Podwórko, zobaczyłam tych chłopców, poczułam, że chcę robić takie zdjęcia!
Na początku przedstawiałam się, tłumaczyłam o co mi chodzi. Musiałam zdobyć zaufanie dzieci i rodziców. Jak? Otworzyłam się po prostu. Był taki czas, że dzieci mnie zaczepiały i pytały: “Gosia masz żelki?” Bo ja “żelkowa” jestem [śmiech]. Wiedziały, że je mam w torbie i krzyczały już z daleka. Gdy zdarzyło się, że ich zabrakło, słyszałam: “szkoooda”. Na początku przychodziłam z synem. Był jeszcze mały i bawił się z dziećmi. Przynosiłam różne rzeczy, żebyśmy mogli coś robić razem na Podwórku. Byłam z nimi. Może było mi łatwiej, bo też wychowałam się tutaj? Teraz rodzice traktują mnie jak swoją. Robię zdjęcia, ale zawsze czekam na zgodę rodzica i dziecka. Chcę uszanować ich zdanie.
Zabawa
Gosia Trzaskoś: - Naszą tradycją są zdjęcia na Halloween. Przynoszę im stroje, ale ja też muszę się przebierać i idziemy zbierać cukierki. Jest bardzo miło, starsze osoby czekają z przygotowanymi paczuszkami. Siedem lat temu byliśmy nawet w Straży Pożarnej. Pan strażak wyprowadził wóz strażacki, dzieci mogły usiąść w środku. Włączył syrenę, dźwig zaczął się podnosić. Na koniec dnia poszliśmy do “Perły Bałtyku” na “krwawe spaghetti”, które przygotowała pani Iwona. Pływały w nim palce ze szponami!
Mniej przyjemne momenty też się czasem zdarzają - ludzie przeganiają dzieci albo dają pieniądze. Raz ktoś dał listek tabletek. Wtedy idę do takiego człowieka z dziećmi i każę zwrócić "prezent". Na tego od tabletek nakrzyczałam.
Aparat
Gosia używa starej, analogowej Yashici i czarno-białej kliszy z 12 klatkami. Tylko na początku robiła zdjęcia aparatem cyfrowym.
Gosia Trzaskoś: - Zaczęłam cyfrą, ale szukałam czegoś innego. Chciałam innej plastyki zdjęć. Trafiłam na kliszę i stwierdziłam, że to jest to. Pewnego dnia wzięłam dwa aparaty - analogowy i cyfrowy, żeby porównać te same ujęcia. To mnie przekonało ostatecznie. W biało-czarnych zdjęciach jest to “coś”, pasuje do Podwórka. Dzieci też je pokochały. Kiedy robię im zdjęcia, czują się ważne. Zdarza się, że same pytają czy przyjdę i czy zrobię im zdjęcia tym “starym” aparatem.
Fotografowania uczyła się sama.
Gosia Trzaskoś: - Kupiłam pierwszy analogowy aparat na allegro. Aukcja kończyła się w dniu moich urodzin - pomyślałam: “Musi być mój!” I wygrałam! Przyszedł w stanie idealnym. Na początku bardzo dużo rolek zniszczyłam, ucinałam kadry, prześwietlałam klisze, zdjęcia wychodziły zamazane. Raz pan Andrzej Sudara, do którego zawsze woziłam filmy do wywołania, zapytał: “Jak ty to zrobiłaś? Rolka jest nawinięta odwrotnie.” [śmiech].
Na Gdańsk Press Photo w 2014 roku dyplom wręczał fotografce prezydent Paweł Adamowicz.
Wystawa
Gosi robi zdjęcia dzieciom i rozdaje je za darmo. Nie odmawia, gdy proszą ją o fotografowanie na chrzcinach czy na weselu. Wystawa otwarta w maju podczas festiwalu Open House Nowy Port, była jej pierwszą indywidulaną wystawą. Na wernisaż, przyszło mnóstwo ludzi - sąsiedzi, koleżanki i cała ekipa dzieciaków. Były kwiaty i łzy.
Gosia Trzaskoś: - Wystawa to było marzenie, opowiadałam o nim dzieciom. Aż spotkałam Dianę i ona zaproponowała, żeby pokazać zdjęcia. Wystawa jest dla nich też ważna. Chcą je oglądać, czują się sławne [śmiech].
Diana Lenart, kuratorka festiwalu Open House: - Przede wszystkim musiałam się dopraszać o to, żeby niezwykle skromna Gosia pokazała mi więcej swoich prac. Przedziwnie i niezwykle przyjemnie jest pracować z osobą, która swój wielki talent pokazuje raz na jakiś czas, ale nie ma tu próby grania na zwłokę, zabiegów marketingowych - to jest po prostu jej czas. Bardzo poważnie traktuje fotografowanie, bo poważnie traktuje bohaterów swoich prac, ale wie, że nie jest nic winna odbiorcom, bo nie umie i nie chce promować siebie.
- Open House Gdańsk 2021. Otwarty Nowy Port czeka na was jeszcze dziś. Jak było wczoraj?
- Open House w Oliwie - rozmawiamy z Dianą Lenart, kuratorką gdańskiej edycji festiwalu architektury
- IV Open House w Nowym Porcie. Zajrzymy do wnętrz, poznamy historię, odwiedzimy mieszkańców w ich domach. 21-23 maja
Kolekcja
Diana Lenart: - Kiedy byłam u Gosi, widziałam te pudła ze zdjęciami. Jest ich mnóstwo. Wiem, że niewywołanych zdjęć jest dużo więcej i będzie to dla mnie i dla wielu osób wielkie święto, kiedy je w końcu zobaczymy. Ja na pierwszy rzut oka widzę albo nie widzę talentu autorki lub autora. To jest geniusz, wszystko inne blednie.
Gosia Trzaskoś: - Nie wiem ile ich jest. Nie liczyłam. Cztery pudła i dużo rolek, jeszcze nie wywołanych. Trzymam wszystkie w domu. Wywoływał mi je pan Andrzej Sudara na wrzeszczańskim Manhattanie, ale już zamknął interes. Kiedyś kupiłam nawet piękne segregatory, chciałam uporządkować zdjęcia i podpisać. Ale nie mam czasu. Ale wszystkie zdjęcia skanuję, mam więc spory zbiór. Ktoś mi mówił, że powinnam mieć własną ciemnię.
Mam dużo nie wywołanych zdjęć, bo gdy staję przed wyborem - wywołać film czy kupić kliszę, kupuję kliszę, bo coś mnie może ominąć na podwórku. To są przecież chwile.
Diana Lenart: - Ja się realnie bałam patrzeć na te zdjęcia. Nie ukrywam, że byłam pod takim wrażeniem zdjęć i tematu, że przepłakałam wiele godzin, o czym nikt nie wie. To jest reakcja na prawdę, na prawdziwy talent i na fakt, że może nie zobaczę już nigdy nic lepszego.
Zmiana
Podwórko na zdjęciach jest jak z naszego dzieciństwa. Zawody, sekrety, krwawiące kolana. Wolność. Matki wołające z okien, przeciągle: “Ola, Wojtek, Kasia, ooobiad!”.
Gosia Trzaskoś: - Ja też w dzieciństwie nie miałam dodatkowych zajęć, ale takie latanie po podwórku, jak tutaj. W ciepłe weekendy rodzice robią grilla, rozmawiają, a dzieci obok, wymyślają różne zabawy. Wszyscy są w kupie. To mi się bardzo podoba. I to, że dzieci trzymają się razem. W grupie zawsze były dzieci w różnym wieku: trzy, dziesięcio- i jedenasto-letnie. Pilnują się nawzajem i bawią. Nie było i nie ma podziału na wiek czy grupy. Zawsze były fajnie zżyte.
Ale już nie ma takiego dzieciństwa i coraz mniej podwórek. Dzieci, które biegają same po ulicach przeszkadzają dorosłym. Coraz częściej zostają więc w domach, pograć na telefonie.
Gosia Trzaskoś: - Nowy Port też się zmienia. Ludzie tylko zostali tacy sami, to jak mała wioska. Jak wyjdziesz latem w piżamie i z wałkami na głowie - nikt nie skomentuje. Jesteś u siebie. Kilka dni temu idę ulicą, a w bramie stoi taki pan, lekko “wczorajszy” i pyta: “Jak pani się czuje? Jak minął pani dzień?” I wcale nie oczekuje, że dasz mu “piątaka” na wino. Ja to uwielbiam.
Pamięć
Anna Umięcka: - Kolekcja ma już 12 lat, co Ty robisz z tymi zdjęciami?
Gosia Trzaskoś: - Chowam do szuflady. Czasem pokazuję na facebooku czy instagramie. Czasem rozdaję dzieciom, ale dopiero po jakimś czasie. Chcę, żeby te zdjęcia troszkę poleżały, a dzieci były większe. Gdy je dostają po jakimś czasie, wracają wspomnienia, emocje: “Łał! Jak ja wyglądałem!”. Tego chciałam. Fotografowanym dzieciom chcę w przyszłości coś dać, żeby pamiętały swoje dzieciństwo, zapamiętały je jak najlepiej. Kiedyś myślałam, że gdy moi bohaterowie dorosną, będą mieli po 18 lat to skończę z tym fotografowaniem, ale wciąż przychodzą na Podwórko nowi, więc jednak nie. Nie przestanę robić zdjęć, dopóki będą mogła.