Na Youtube obejrzeć można filmik nakręcony kilka lat temu w zimowej Kopenhadze. Jest śnieżyca, wieje silny wiatr, na ulicy już leży spora warstwa śniegu. A sznur rowerzystów nieprzerwanie mija uliczny punkt pomiaru ruchu rowerowego, nabijając kolejne przejazdy. Ludzie jadą jak gdyby nic - dzień jak co dzień, co jakiś czas ktoś pomacha do kamery.
Tymczasem w Gdańsku zimą liczba użytkowników dróg rowerowych drastycznie spada. W styczniu 2016 r. w punkcie pomiaru przejazdów rowerowych przy al. Grunwaldzkiej we Wrzeszczu odnotowano osiem tysięcy przejazdów, podczas gdy w czerwcu ten sam punkt minęło prawie 76 tys. osób. Jeśli jeździsz w zimie to albo spotykasz się z podziwem znajomych i rodziny, albo z niedowierzaniem i żartami typu: „a masz zimowe opony?”. Kim są ci, którzy nie boją się zmierzyć z zimnym deszczem, mrozem i ze śniegiem? I w dodatku poruszanie się na rowerze wciąż sprawia im przy tym przyjemność?
Nie mam ochoty przestać
Justyna Malinowska przestała odstawiać rower na zimę trzy lata temu.
- To nie jest tak, że nagle postanowiłam zacząć. Raczej, przyzwyczajona do jazdy latem i jesienią, nie miałam ochoty przestać – opowiada Justyna Malinowska, która dziewięć lat temu przyjechała do Gdańska na studia i dopiero wtedy zaczęła regularnie jeździć na rowerze, zachęcona siecią dróg rowerowych. - Zamiast jednej decyzji „będę jeździć zimą” było wiele mniejszych: „dziś też idę na rower”.
Dodatkową zachętą było dla niej zimne mieszkanie, w którym wówczas mieszkała: - Wyjście na rower było dla mnie sposobem na to, żeby się rozgrzać – śmieje się.
Jaka jest największa zaleta jazdy zimą? - Niewielka liczba innych rowerzystów. Nareszcie można mieć ulubione ścieżki tylko dla siebie! W dodatku jadąc do pracy rowerem marznę o połowę krócej, niż bez roweru – odpowiada Justyna Malinowska.
Na co dzień pracuje w biurze kancelarii prawnej, prowadzi też „Blog z miasta”, na którym pisze na tematy związane z rowerem w mieście i z miastem widzianym z perspektywy rowerzysty.
Korzystając z roweru w zimie, blogerka ubiera się tak jakby miała iść do pracy na piechotę. Zamienia tylko płaszcz na niekrępującą ruchów kurtkę. Na co dzień porusza się na rowerze miejskim (Gazela, rocznik 1985). Jeśli śnieg sypnie mocniej, zamienia sędziwą damkę na górala, którego opony lepiej radzą sobie w takich warunkach.
- Moim hitem na większe mrozy jest kominiarka, dzięki której odpada problem zsuwającej się czapki czy luźnego szalika - zdradza Justyna Malinowska. - Jeśli chcemy uniknąć podejrzliwych spojrzeń sąsiadów, najlepiej zakładać ją już po wyniesieniu roweru z mieszkania - śmieje się.
Rowerzyście w zimie najbardziej marzną stopy i dłonie. Z doświadczeń Justyny Malinowskiej wynika, że najlepiej sprawdzają się buty trekkingowe (plus dodatkowa para skarpetek) oraz rękawice narciarskie (przy mniejszym mrozie zakłada dwie pary zwykłych rękawiczek – krótkie i długie). Zimowy ubiór musi przy tym pozostać wygodny, by nie utrudniał manewrów i obsługi roweru.
- Bardzo ważne, aby szczególnie jesienią i zimą dbać o swoją widoczność na drodze. Wielu kierowców zupełnie nie spodziewa się rowerzysty o tej porze roku – podkreśla. - Zawsze miejmy lampki, na tyle mocne żeby było nas widać (wg. przepisów z odległości150 metrów), ale tak ustawione, by nie oślepiać innych. Zimą staram się też wybierać bardziej jaskrawe kurtki, a gdy jadę w słabo oświetlone okolice zakładam kamizelkę odblaskową.
A deszcz? Deszcz jest słabością Justyny Malinowskiej - przyznaje, że kiedy pada, zostawia rower w domu.
Nie pamiętam kiedy miałem katar
Jerzy Went na wypadek opadów zawsze ma przy sobie cienką kurtkę przeciwdeszczową w rowerowym bagażniku.
- Przecież od deszczu się człowiek nie ulotni, no co mi deszcz zrobi – pyta 78.letni gdańszczanin (od 20 lat na emeryturze). - Codzienna jazda na rowerze to frajda w każdą pogodę. To jedna z moich aktywności sportowych. Jeżdżę także na łyżwach, często z moim wnukiem Kostkiem i pływam.
Jerzy Went mieszka na Przymorzu i od lat systematycznie jeździ po Gdańsku na rowerze przez cztery pory roku. Pierwszym z jego podstawowych kierunków jest Park Reagana (tutaj przystanek na godzinkę ćwiczeń w siłowni pod chmurką) plus przejażdżka po nadmorskiej drodze rowerowej - w lecie zawsze kończy ją kąpielą w okolicach molo w Brzeźnie.
- Droga wzdłuż morza jest nieraz lepiej odśnieżona niż chodniki w mieście, więc jeździ się bez przeszkód – przekonuje. - Zawsze jednak z początkiem sezonu zimowego sprawiam sobie nowe opony rowerowe, takie z porządnym bieżnikiem. Warto, to żadne pieniądze, a jest bezpieczniej.
Poza tym kursuje głównie w kierunku Oliwy, gdzie mieszka jego córka z rodziną, a także na działkę w okolicach cmentarza Srebrzysko.
- Niezależnie od aury, nigdy nie jest mi zimno. Nie pamiętam już kiedy miałem choćby katar - twierdzi gdańszczanin. - Kiedy byłem młodszy, jeździliśmy na rowerach całym gronem znajomych. Teraz wszyscy już stali się dziadkami. A i mnie się nie chce wierzyć, że metryka wskazuje 78 rok życia...
Jaka jest jego recepta na ciepło przy mrozie? Zakłada buty za duże o jeden numer (wtedy stopy nie marzną) i ubiera się „cebulkowo” - pod spodniami zawsze ma kilka par kalesonów. Plus porządna czapka i grube rękawice, najlepiej z jednym palcem.
- Czapka powinna mieć obowiązkowo „duży dach”. W razie śniegu czy deszczu okulary nie mokną i człowiek ma szerszy horyzont patrzenia - radzi Jerzy Went.
Lepszy mróz i deszcz niż upał
Gdański fotoreporter Krzysztof Mystkowski żartuje, że nie jest najlepszym przykładem zimowego rowerzysty, bo woli jazdę przy minus 15, niż przy plus 30 stopniach.
- Jeżdżę na rowerze przez cały rok chyba od zawsze, a już na pewno od dwudziestu lat i nigdy nie przejmowałem się specjalnie pogodą - opowiada. - Kiedy jest gorąco wcale nie jest lepiej niż kiedy pada. Na deszczu może zmokniesz, ale za to się nie zgrzejesz.
Nie przejmuje się też śniegiem, którego w Gdańsku coraz mniej i specjalnie nie szykuje roweru na spotkanie ze śniegiem. Główny punkt ciężkości przygotowań kładzie na odzież: przez cały rok nosi lekkie ubrania powstrzymujące wiatr i deszcz.
Na marznące w zimie stopy przydają się ortalionowe ochraniacze na buty (zwłaszcza jeśli ma się rower z butami wpinanymi w pedały, których podeszwy są na tyle sztywne, że stopa nie pracuje). Czapkę na głowie dobrze przytrzymuje kask, a także nauszne słuchawki, które dodatkowo chronią uszy przed wiatrem.
Zresztą to właśnie wiatr jest największym wrogiem gdańskiego rowerzysty.
- Jakoś tak się składa, że w naszym mieście prawie zawsze jedzie się pod wiatr – śmieje się Krzysztof Mystkowski.
Jazda na rowerze to dla niego codzienny trening (jeździ także po lasach) i środek lokomocji po mieście.
Metoda małych kroków
Remigiusz Kitliński, pełnomocnik prezydenta Gdańska ds. komunikacji rowerowej oczywiście chętnie widziałby Gdańsk jak Kopenhagę ze wspomnianego zimowego filmu: - Obserwujemy umiarkowany wzrost ruchu rowerowego jesienią i zimą, nieco mniejszy niż w innych miastach Polski, a warto byłoby żeby gdańszczanie powoli wydłużali swój sezon jazdy - przyznaje. - Za to przyrost rowerzystów wiosną i latem mamy wciąż bardzo dynamiczny. Nasze kampanie mające zachęcić do korzystania z roweru (Rowerowy Maj i European Cycyling Challenge - red.) póki co odbywają się w maju i najbliższych latach na pewno nie będzie “Rowerowego Stycznia”.
Według gdańskiego oficera rowerowego najważniejsze jest to, że kampanie odnoszą skutek i miasto ma wciąż duży napływ nowych rowerzystów, którzy w wakacje zaczynają jeździć rekreacyjnie.
- A później decydują się na jeżdżenie komunikacyjnie, bo taka jest najczęściej droga - tłumaczy Remigiusz Kitliński. - W ten sposób wytwarza się potencjał rowerowy” w mieście. Z czasem uczniowie czy pracownicy, którzy korzystają z roweru w maju, wydłużą swoje sezony o kolejne miesiące.
Aby dorównać zimowej Kopenhadze, poza potrzebą zmiany mentalności mieszkańców, ważny jest jeszcze jeden aspekt - charakter zabudowy miasta. Remigiusz Kitliński zwraca uwagę, że stolica Danii pod względem liczby mieszkańców jest większa od Gdańska (o 100 tys. obywateli), zajmując jednocześnie trzykrotnie mniejszą powierzchnię.
- Kopenhaga jest miastem zwartym, o bardzo gęstej zabudowie śródmiejskiej. Są tam więc krótsze dystanse do pokonania, między innymi dlatego jest tam tylu zimowych rowerzystów. Jest im po prostu łatwiej, krótszy dojazd powoduje mniejszą uciążliwość niskich temperatur czy opadów - uważa pełnomocnik prezydenta ds. komunikacji rowerowej.
I pod tym względem jest światełko dla rowerowego Gdańska.
- Następuje powrót nowych inwestycji mieszkaniowych na dolny taras. Coraz więcej mieszkań powstaje na Zaspie czy we Wrzeszczu - przypomina Remigiusz Kitliński. - Coraz więcej osób więc będzie miało bliżej do pracy, przez co częściej i chętniej będzie korzystać z roweru.
Czytaj także:
Rowerowy Maj 2016 dojechał do mety. Kto był najlepszy?
Rowerowy nokaut - Gdańsk znów bierze wszystko!!!
Rowerzyści to potęga. Teraz już w całej metropolii
Po prostu - nie przestawaj
Całoroczni rowerzyści zachęcają do zmiany nawyków już teraz.
- Myślę, że najlepiej zacząć (albo po prostu nie przestawać) jeździć jesienią, póki dni są jeszcze ciepłe, a pogoda zachęca do wychodzenia na zewnątrz, i stopniowo przyzwyczajać się do jazdy przy coraz niższych temperaturach - radzi Justyna Malinowska. - Ani się obejrzymy, a kilka stopni na minusie nie będzie aż tak przerażające. Warto chociaż spróbować. Kto wie, może okaże się, że jazda na mrozie odpowiada nam dużo bardziej niż w 30-stopniowym upale?
- Dla mnie siedzenie jak grzyb przed pudłem (czyli telewizorem - red.) to życiowa ostateczność, dlatego póki mogę jestem aktywny - dodaje Jerzy Went. - Kiedy czuję w kościach przejechane kilometry i wysiłek fizyczny, lepiej siada mi się do książki i krzyżówki. Myślę, że dzisiejsi młodzi potrzebę wysiłku mają we krwi i nie trzeba ich przekonywać, że warto. A na rowerze warto zwłaszcza, bo zawsze jest przyjemnie.
- Dzięki rowerowi jako środkowi lokomocji pozbyć się można wielu niepotrzebnych stresów: nie ma problemu z parkowaniem i obawy, czy dojadę na czas - zaznacza Krzysztof Mystkowski.
A jak to jest z zimowymi oponami na rower? Czy istnieją naprawdę?
- Owszem, ale przy naszym mało śnieżnym klimacie zakup typowych zimówek nie ma większego sensu, zwłaszcza że to drogi interes - uważa Piotr Bieliński z firmy Serwis Rowerowy Zbigniew Lewicki. - W zimowe opony (każda kosztuje średnio 150 zł) wklejane są stalowe kolce, które doskonale sprawdzają się na lodzie i śniegu, ale jazda po suchej nawierzchni spowoduje ich wyrwanie. Radzę zadbać o lepszą przyczepność regulując ciśnienie w gęsto bieżnikowanych zwykłych oponach - warto je spuścić do 2,2 - 2,5 bara.