Gdańskie Targi Książki. Będzie 70 wydawnictw, ponad 60 autorek, autorów i zaproszonych gości
W branży są ponad 20 lat, pięć lat temu założyli własne wydawnictwo “Części Proste”. Chociaż przyznają, że nie jest łatwo funkcjonować małej firmie wydawniczej na rynku.
Anna Umięcka: - Czy nominacje waszych książek do najważniejszych literackich nagród były dla was zaskoczeniem?
Małgorzata Ogonowska: - Kolosalnym! Mimo że zgłosiliśmy je przecież i wiedzieliśmy, że są świetne. Poczuliśmy się przez chwilę, jakbyśmy podważyli zasadę prawdopodobieństwa. To niemożliwe: dwie nominacje w ciągu tygodnia? Byliśmy w euforii, chociaż zdawaliśmy sobie sprawę, że to nominacje, nie nagrody, a konkurencja jest znakomita.
Artur Rogoś: - Tym bardziej że w Polsce wydaje się strasznie dużo książek. Określenie „strasznie” jest adekwatne, bo są to liczby nieprawdopodobne – około 30 tysięcy tytułów w każdym roku.
Czy to nie paradoks w kraju, w którym wg badań GUS w pierwszym kwartale 2022 roku zaledwie 39 proc. Polaków kupiło dla siebie jedną książkę, w co wlicza się książki kucharskie i poradniki?
AR: - Rzeczywiście, dane dotyczące czytelnictwa są złe. Mamy 37 milionów mieszkańców, a czytających – jak na lekarstwo. A wracając do naszej radości: organizator Nagrody Literackiej Gdynia ogłosił w kwietniu, że do konkursu zgłoszono 586 tytułów, więc – mimo rozmaitych nadziei – zmieszczenie się w dwudziestce było dla nas i wielkim szczęściem, i zaskoczeniem.
Jak to się stało, że Tymon Tymański zdecydował się pracować z niewielkim lokalnym wydawnictwem?
AR: - Tymon pisał bardzo szybko i szukał wydawcy. W pracy pomogła mu pandemia, bo książka chodziła mu już jakiś czas po głowie i w końcu miał okazję do niej usiąść.
Wspieraliście, motywowaliście go do pracy?
AR: - Nie, na tym etapie nawet się nie znaliśmy. Ale jak to w takim małym mieście bywa, mieliśmy mnóstwo wspólnych znajomych i jeden z nich zapytał, czy bylibyśmy zainteresowani. Nie ma co ukrywać, nie byliśmy pierwszym wyborem autora. Po jakimś czasie Tymon zadzwonił i przyniósł gotowy materiał. Bardzo nam się ten tekst spodobał, byliśmy zachwyceni tym, jak Tymon go skonstruował i jak fantastycznie panuje nad językiem.
Mówisz o panowaniu nad językiem, a Tymański w książce pisze o sobie: „chaotyk i dygresjonista, skłonny do niekończących się introspekcji”. Jak więc udało się wam poskromić autora o tak rozbuchanej osobowości?
MO: - Pracowało się wspaniale, chociaż rzeczywiście mieliśmy trochę obaw, gdy zorientowaliśmy się, że tę książkę trzeba mocno skrócić. Zaproponowaliśmy też zmiany, niewielkie, bo jak powiedział Artur, ona jest precyzyjnie skonstruowana, przy czym nitki, które łączą ją w całość, bywają dość głęboko ukryte. Ale gdy czyta się uważnie, widać, jak jest to spięte. Przyznam, że jestem wielką miłośniczką rozszyfrowywania różnych konstrukcyjnych zagadek – „Sclavus” jest jedną z nich.
Koronnym dowodem na precyzyjną formę tej książki może być to, że chociaż Tymon zgodził się na ingerencje, ostatecznie skróciliśmy tekst dużo mniej niż pierwotnie zamierzaliśmy. Bo gdy głęboko wnika się w treść, okazuje się, że nawet niepozorna informacja, wydająca się na początku tylko wykwitem strumienia świadomości, powraca w różnych miejscach i konfiguracjach książki – z nowymi znaczeniami i nową wartością. Przy czym w kształtowaniu narracji i w konstrukcji udało się Tymonowi połączyć powagę z niezwykłym poczuciem humoru. W jednej z recenzji pojawiło się też określenie, że ta powieść jest „zlewna” – jak Totart. Ale to tylko jedna z prawd.
AR: - Powiedziałbym, że jest to reżyserowany strumień świadomości.
Gatunkowo również jest trudna do określenia. Nie jest biografią autora i chociaż opowiada o Totarcie, nie jest biografią zbiorową. Uznaliście, że najbliżej jej do powieści.
MO: - To wielogatunkowa, wielostylistyczna powieść. Niektórzy piszą, że są to wspomnienia, ale – nie. Rzeczywistość jest w niej wykreowana, podobnie jak i pierwszoosobowy narrator – w jakimś sensie alter ego autora. A trzon, który stanowi opowieść o Totarcie, można uznać za wręcz reportażowy. Tymon oddaje głos aktorom tego środowiska, ale często wokół faktów pojawiają się przeróżne inscenizacje, jak w opowieści o fuzach, które młody muzyk zostawia w tramwaju. A one potem ulatują w kosmos. Istotą tej książki jest więc przenikanie się opowieści o Totarcie, bardzo rzetelnej w warstwie dokumentalnej, z wykreowanymi elementami. Czytelnik będzie się przez ten splątany świat przedzierał.
Czy ktoś, kto nie zna tego środowiska, upora się z tym materiałem?
MO: - Będzie miał nawet większą frajdę, bo łatwiej mu będzie ją czytać jako powieść. W Gdańsku przeszkodą dla pełnego docenienia tej powieści może być odszukiwanie znanych nam ścieżek, miejsc, osób. Tak też można ją oczywiście odbierać, ale trzeba pamiętać, że jest to pewna wizja artystyczna.
Tymon Tymański jest muzykiem i może tu znajduje się klucz do konstrukcji powieści: szerokie frazy, ozdobniki, synkopy w postaci scen wyobrażonych.
AR: - Tak, myślę, że ta opowieść o Totarcie byłaby inna, gdyby autor nie był od wielu lat twórcą muzycznym. To panowanie nad językiem i reżyserowanie chaosu przywodzi na myśl jego yassowe dokonania.
MO: - Muzyczny talent słychać nawet w krótkich zdaniach, w zaskakujących zestawieniach słów i w tym, jak świetnie Tymon włada interpunkcją. To się bardzo rzadko zdarza u kogoś, kto nie pisze zawodowo. A i zawodowi autorzy mają z tym kłopot.
Tymański nominowany do Nike. W Manhattanie opowiedział o „Sclavusie” i Totarcie
Czy wiecie coś na temat warsztatu autora? Tymon wraca do historii Totartu, genius loci Gdańska, ale ta formacja artystyczna narodziła się w latach 80. Robił notatki czy jest obdarzony tak doskonałą pamięcią?
AR: - Notatek chyba nie robił, ale pracując nad książką, konsultował się z uczestnikami ruchu. Radził się, rozmawiał. Prowadził korespondencję na ten temat, korzystał też z ogromnej dokumentacji z epoki, którą ma Konjo. Paweł Konnak jest takim nieformalnym kronikarzem Totatru.
Drugiej książki, której jesteście wydawcami i którą wyróżniono literacką nominacją – „Notatki z terenu” Marcina Dymitera – na pozór nic nie łączy z pracą Tymona Tymańskiego. Są nieporównywalne objętościowo, a jednak mają wspólny mianownik. Jest nim muzykalność obu gdańskich autorów. Dymiter to również i przede wszystkim twórca muzyczny. Jak doszło do tej współpracy?
MO: - W tym wypadku było nieco inaczej, bo pracowaliśmy już razem. Czasami pomagałam Marcinowi przy jego krótszych tekstach, chociażby na potrzeby jego projektu field notes. Szalenie mi się to pisanie podobało i trochę drążyłam, żeby coś z tego zrobić, ale on się opierał. Aż w końcu dostaliśmy coś całkiem innego. Zaczęliśmy czytać i USŁYSZELIŚMY to wszystko, bo on potrafi w wyjątkowy sposób pisać o słuchaniu.
3. Control Room. Pomiędzy muzyką a sztuką dźwięku - rozmowa z kuratorem Marcinem Dymiterem
AR: - Wydaje się oczywiste, że słuch jest najważniejszym z naszych zmysłów: słuchamy, słyszymy, większość z nas lubi muzykę, nie przepada za hałasem, jest jakoś wrażliwa dźwiękowo. Ale tylko pozornie. Bo jak się dłużej zastanowić, okazuje się, że funkcjonujemy w środowisku, które słuch bardzo deprecjonuje, nie szanuje go, nie zwraca uwagi na takie zjawiska jak hałas, ekologia dźwiękowa. W mieście wszystko jest mocno podporządkowane sferze wizualnej i wzrokowej – Gdańsk jest przecież jednym z niewielu miast, które ma przegłosowaną uchwałę krajobrazową – ale wciąż mamy kłopot, żeby szanować słuch.
W mieście trudno o taką higienę, bo samochody i tramwaje, ale często kaleczymy się sami. Wystarczy wybrać się latem na plażę – zamiast szumu fal otacza nas wrzask z głośników.
AR: - A restauracje i knajpy, w których, żeby ludzie mogli rozmawiać i czuć się bardziej intymnie, podgłaśnia się muzykę? Nie tylko otacza nas hałas, ale także charakteryzuje brak wrażliwości na sferę dźwiękową wokół: czy zastanawiamy się, jak brzmi las, tereny pośrednie, dzielnice, świat o różnych porach dnia? My mamy to szczęście, że mieszkamy w centrum Wrzeszcza, ale od głównej ulicy dzielą nas trzy rzędy domów i dwa drzewa, i jest bardzo cicho. Ale to nietypowe.
Wyznajecie na stronie, że wasze książki są dla mieszczuchów, lokalnych patriotów i że właśnie miasto, jego różne aspekty, zainspirowały was do założenia wydawnictwa.
AR: - Miasto nas fascynuje, bo w nim żyjemy. A ja szczególnie. Nie znam życia wiejskiego nawet z opowiadań rodzinnych, nie miałem dziadków na wsi, nie jeździłem tam na wakacje i do dziś zwierzęta gospodarskie są dla mnie takim samym zagrożeniem, jak dzikie. Miasto więc interesuje nas w organiczny sposób. Od paru lat obserwujemy też wzrost zainteresowania tematyką miejską na wielu poziomach. Oczywiście nie zamierzaliśmy wyważać otwartych drzwi, nie chcieliśmy pisać o architekturze czy o urbanistyce. Bardziej interesuje nas to, co z miasta wynika nie wprost, i to, co się w związku z nim realizuje w sztuce i kulturze.
Zjawiska, miejski ferment?
MO: - I styki nieoczywiste. Miasto – awangarda, miasto – transgresja. O tym była pierwsza nasza książka: Anioły nie znają wstydu. Transgresja w kinie Nowego Jorku Marcina Borchardta, która na wielu poziomach koresponduje ze „Sclavusem”.
Opowiada o innym rodzaju twórczości artystycznej, ale u podstaw leży to samo: bunt, potrzeba ekspresji, narastająca w człowieku eksplozja intelektualnych i emocjonalnych fermentów, które muszą znaleźć ujście, nawet wtedy, jeśli powstająca w efekcie sztuka może wydawać się pokraczna. Książkę Marcina Borchardta czyta się jednym tchem i bardzo chce się omawiane filmy zobaczyć. A potem, oglądając je, myślisz: „One są lepsze i bardziej interesujące w opisie Marcina niż w rzeczywistości”. Ale mimo wszystko całe zjawisko jest fascynujące. Płaszczyzną, która najbardziej łączy te pozycje, jest potrzeba kreacji…
AR: …i wolnościowej transgresji.
Wolnościowy aspekt można też znaleźć w książce Dymitera. Tylko że on wskazuje, jak znaleźć ją w sobie. Książka o dźwiękach jest rodzajem przewodnika, który pomaga nam uwolnić się otaczającego zgiełku i otwiera na uważność.
MO: - To bardzo ważne, co mówisz. W „Aniołach” i w „Sclavusie” wolność jest bardziej ekspresyjna. W książce Dymitera jest wolnością introwertyka. Człowieka, który z mniejszym gniewem, ale z większą czułością ogląda świat.
AR: - Takie jest słuchanie. Wymaga zatrzymania się, choćby metaforycznego, a później jakiejś refleksji i dopuszczenia czegoś do siebie, a nie tylko wyrzucania na zewnątrz.
MO: - Możemy zdradzić, że rozmawiamy z Marcinem o kolejnej książce, która jak dobrze pójdzie, mogłaby się ukazać w przyszłym roku.
Wasze wydawnictwo rozwija się. Poszerzyło się o kolejną markę „Słowa na Wybiegu”. Czego mogą spodziewać się czytelnicy?
AR: - W Słowach na Wybiegu właśnie ukazują się aż trzy tytuły. Przełożony przez gdańską tłumaczkę Olgę Kubińską tomik wierszy kanadyjskiej poetki Anne Carson „Piękno męża”, historia o miłości, małżeństwie i rozstaniu. Całość zaprojektowała nasza ulubiona gdańska artystka – Ania Witkowska, z którą współpracujemy od pierwszej książki. Kolejne tytuły to biografia niesamowitej osoby – śpiewaczki Haliny Mickiewiczówny – zatytułowana „Ciepło głosu i serca”, napisana przez Katarzynę Igę Gawęcką, a także tom opowiadań Tymoteusza Skiby „Worstseller”. A wiosną 2023 w Częściach Prostych wydamy rzecz absolutnie wyjątkową: powieść Bartka Połońskiego, Polaka z Wilna. Niezwykłą, bo napisaną współczesnym językiem młodych wilnian o polskiej narodowości, z mocnymi akcentami litewskiego, rosyjskiego i angielskiego. I znów odnajdziemy tu muzyczne konotacje, tym razem hip-hopowe.
Od piątku, 16 września, rozpoczynają się Gdańskie Targi Książki. Wśród 70 wydawnictw czytelnicy znajdą też wasze?
AR: - Tak, oczywiście będziemy. Targi to zawsze okazja na spotkanie z czytelnikami i przyjaciółmi. Z myślą o czytelnikach organizujemy także spotkania targowe z naszymi autorami: Tymonem, Katarzyną Gawęcką i Tymoteuszem Skibą.
Spotkania autorów wydawnictwa Części Proste na Gdańskich Targach Książki (wstęp wolny):
Tymoteusz Skiba - sobota 17 września, godz. 15-15.45
- Tymoteusz Skiba, autor książki „Worstseller”
- spotkanie prowadzi | Piotr Sitkiewicz
- miejsce | ECS, sala warsztatowa nr 5 (3 piętro)
Tymon Tymański - sobota, 17 września, godz. 16-16.45
- Tymon Tymański, autor książki „Sclavus”.
- spotkanie prowadzi | Natalia Soszyńska
- miejsce | ECS, sala warsztatowa nr 5 (3 piętro)
Katarzyna Iga Gawęcka - niedziela, godz. 13-13.45
- Katarzyna Iga Gawęcka, autorka książki „Halina Mickiewiczówna. Ciepło głosu i serca”.
- spotkanie prowadzi | Hanna Wilczyńska-Toczko
- miejsce | ECS, biblioteka (1 piętro).
Szczegółowy program wszystkich spotkań na Gdańskich Targach Książki znajdziesz tutaj