Większość z nas pożegnała rok 2020 bez żalu. Pandemia koronawirusa zmieniła nasze życie - napełniła je lękiem, zabrała nie tylko przyjemności, ale też bliskość, zdrowie, często pracę, przyczyniając się do tragedii wielu osób. Higiena, antybiotyki i szczepienia ochronne uważane są za jedne z największych osiągnięć współczesnej medycyny, ale nasi przodkowie z tyle szczęścia nie mieli - w XVI, XVII, XIX wieku choroby zakaźne szybko się rozprzestrzeniały, wybuchały epidemie ospy, odry i krztuśca - o czym opowiada dr Piotr Paluchowski, historyk z Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego.
Noszenie maseczek, rękawiczek i mycie rąk wydaje się nam oczywistym zabezpieczeniem w czasach epidemii, ale odkrycie zależności pomiędzy antyseptyką a śmiertelnością pacjentek sięga zaledwie lat 40. XIX wieku. To Ignaz Semmelweis, ordynator oddziału położniczego wiedeńskiego szpitala, rozpoczął wśród lekarzy batalię na rzecz mycia rąk. Zauważył zbieżność pomiędzy gorączką połogową a prostym rytuałem i uratował wiele ludzkich istnień. Ale jego odkrycie nie spotkało się natychmiast ze zrozumieniem ze strony ówczesnego świata medycyny. A sam Semmelweis zmarł w szpitalu psychiatrycznym z powodu... zakażenia, jakie wdało się w jego ranę.