Roman Daszczyński: To Ty byłaś tą dziewczyną, która w sierpniu 1980 roku w Stoczni Gdańskiej prowadziła modlitwy dla strajkujących. Ile miałaś wtedy lat?
Bożena Rybicka-Grzywaczewska: - Dwadzieścia trzy. Ale sama tych modlitw nie prowadziłam, robiłyśmy to razem z Magdą Modzelewską.
Dwadześcia trzy lata. Już nie dzieciak, ale wciąż naprawdę młoda osoba. Dlaczego to robiłaś? Twoi rówieśnicy w tym czasie na ogół woleli korzystać z uroków wakacji.
- To już była pewnego rodzaju tradycja. Wspólnie z Magdą Modzelewską prowadziłyśmy modlitwę w 1979 roku, w Bazylice Mariackiej. Później w 1980 roku, po manifestacji 3 Maja, gdy przez SB zostali zatrzymani Dariusz Kobzdej i Tadeusz Szczudłowski. Był to cały cykl spotkań modlitewnych, który trwał trzy miesiące w Bazylice Mariackiej, przychodziło dużo osób, w tym Anna Walentynowicz i Lech Wałęsa. I ta modlitwa skończyła się 3 sierpnia 1980 roku. Jak wybuchł strajk sierpniowy, to ja od pierwszych dni byłam w stoczni z braćmi i przyjaciółmi z Ruchu Młodej Polski. I nie pamiętam kto - chyba któryś ze stoczniowców - poprosił mnie i Magdę, żebyśmy również taką modlitwę prowadziły, dla strajkujących. Taka jest historia.
Miałaś wtedy świadomość że to może się jakkolwiek skończyć: źle czy dobrze?
- Raczej myślałam, że się skończy źle. Nie miałam wiary w sukces strajku. Zaledwie dziesięć lat wcześniej komuniści krwawo stłumili protesty Grudnia. I choć w Sierpniu zaczęło dziać się coś niezwykłego, Gdańsk nie był osamotniony, zaczęły dołączać kolejne zakłady pracy i kolejne miasta, to jednak nie było przeświadczenia, że to się skończy sukcesem, że będzie można zrobić krok w drodze do wolności. I ja nie miałam takiego poczucia. Atmosfera w stoczni była oczywiście rewolucyjna, ale była też pełna niepokoju, strachu o to, co się stanie z uczestnikami strajku, ale też o to, co będzie się działo na zewnątrz, jak rodziny to przetrwają. Było dużo takiego napięcia i tak pomyślałyśmy z Magdą, że ten moment takiego modlitewnego wyciszenia, refleksji, odniesienia się do sił wyższych, że to jest potrzebne.
Gdyby wtedy podszedł do Ciebie ktoś z darem przepowiadania przyszłości i opowiedział Twoje dalsze życie, zwycięstwo Solidarności, przemiany, jakich doświadczy Polska przez te cztery dekady - uwierzyłabyś? Mieściłoby się to w głowie?
- Nie, z całą pewnością nie. Nie mieściłoby się. W momencie, gdy z jakichś helikopterów i samolotów zrzucane są ulotki, że “elementy antysocjalistyczne” namówiły do strajku robotników, stoczniowców, że trzeba się od tego odciąć. Informacje, że trwają aresztowania osób znanych z działalności w demokratycznej opozycji w latach wcześniejszych. To wszystko naprawdę nie wróżyło nic dobrego. Jak już doszło do tego momentu, że przyjechała delegacja rządowa, trwały negocjacje i było podpisywane porozumienie gdańskie, to wydawało się niewiarygodne. Wciąż myślałam, że wszystko się skończy za pierwszym zakrętem.
Droga nie była łatwa: stan wojenny po szesnastu miesiącach, beznadzieja lat osiemdziesiątych. Jednak dzisiaj mamy zupełnie inną, wolną Polskę, w Gdańsku obchodzimy uroczyście kolejne rocznice Sierpnia. Trwa właśnie Święto Wolności. We wtorek, 31 sierpnia, o godzinie 10. będziesz obok Lecha Wałęsy jedną z osób, które uroczyście otworzą Bramę numer 2, przy której odbywały się te historyczne wydarzenia. Czujesz dumę?
- Czuję przede wszystkim współodpowiedzialność za to, co się dzieje w naszym społeczeństwie. Otwarcie Bramy nr 2 to pełen symboliki pierwszy akord wtorkowych uroczystości. Potem, o godzinie 18. pójdzie Marsz Porozumienie 2021 spod pomnika Sobieskiego do Bramy nr 2. I tam, o godz. 19 odbędzie się “Wiec dla Europy. Głęboko czujemy wspólnotę naszych losów”. Oprócz gdańszczan, w wiecu będą uczestniczyli przedstawiciele społeczności migranckiej z Białorusi, Ukrainy i Rosji. Będą z nami również Vera Jourova, Żanna Niemcowa i Adam Bodnar.
Marsz ruszy spod Sobieskiego…
- I warto zauważyć, że nie jest to przypadkowe miejsce. Przed 1980 rokiem różne ugrupowania opozycyjne, wtedy byliśmy jednością, właśnie pod Sobieskim manifestowaliśmy 3 Maja, 11 Listopada. Zanim zaczął się strajk w stoczni i wybuchł Sierpień, były ścieżki całe lata wydeptywane przez ludzi z opozycji demokratycznej, jeszcze przedsierpniowej.
Ten marsz i wiec, to wszystko się dzieje w okolicznościach dramatycznych, które jeszcze kilka lat temu też by chyba nikomu nie przyszły do głowy. Jedność Europy jest zagrożona, ciągłość przemian demokratycznych w Polsce jest zagrożona, nasze społeczeństwo chyba nigdy po przełomie ustrojowym nie było tak głęboko podzielona, jak dzisiaj.
- Dokładnie tak, i dlatego nie chcę przyglądać się temu bezczynnie. Ten marsz i ten wiec są właśnie po to, by pokazać, że nie jest nam obojętne. Stąd tytuł: “Wiec dla Europy. Głęboko czujemy wspólnotę naszych losów”. Nigdy nie powiedziałabym, że ktoś powinien coś zrobić, bo to jest zawsze kwestia sumienia i poczucia postawy obywatelskiej. Mam po prostu nadzieję, że w tym naszym marszu i wiecu będzie uczestniczyło wiele osób. Ja osobiście przywiązuję wielką wagę do słowa solidarność pisanego i mówionego przez małe “s”. Mam wrażenie, że przez te czterdzieści lat słowo “Solidarność” straciło swoją duszę. Może to brzmi patetycznie, ale tak było: Sierpień nadał słowu “Solidarność” istotną treść i to zostało za nami, jako wydarzenie historyczne. Jesteśmy zdolni do wielkich zrywów, natomiast z naszą codziennością jest jakiś problem, brakuje nam właśnie solidarności codziennej, przez małe “s”. Przeciez ten egzamin zdajemy każdego dnia, szczególnie po roku pandemii. Chodzi o coś więcej niż odruch, czy jakiś gest od czasu do czasu. Solidarność to tak naprawdę codzienne poczucie odpowiedzialności za los wspólnoty, jaką jest nasze społeczeństwo, i szerzej - poczucia odpowiedzialności za losy Europy i świata.
Przez te czterdzieści lat od Sierpnia wyrosło już całe nowe pokolenie, i rośnie kolejne. Myślisz, że młodzi to czują?
- Oczywiście, że tak. Kiedyś pytałam młodych, również moją córkę, jak oni ze swojej perspektywy - przecież Sierpnia nie mogą pamiętać - jakie słowo, jakie pojęcie, najbardziej pozytywnie kojarzą z tamtym czasem. I ich odpowiedź to było słowo porozumienie. Dlatego ten obywatelski marsz, który od kilku lat co roku idzie przez Gdańsk, nosi właśnie taką nazwę: Porozumienie. To ma swoją głęboką treść, bo żeby się porozumieć, trzeba się rozumieć nawzajem. A żeby się rozumieć, trzeba najpierw ze sobą rozmawiać. Bez rozmowy się nie da. To jest oczywiście taka próba nawiązania do Sierpnia i tych porozumień gdańskich, tamtych postulatów, które - jak się je czyta po latach - ujawniają zaskakująco uniwersalną treść. Są bardzo aktualne.
Tak więc we wtorek, o godzinie 18., pod pomnikiem Jana III Sobieskiego?
- Serdecznie zapraszam wszystkich, którzy mają chęć i wolny czas. To nie jest marsz i to nie jest wiec przeciwko komukolwiek. Będziemy manifestować potrzebę wspólnotowości, naszą codzienną solidarność. Zachęcam wszystkich oczywiście, ale w szczególności kobiety - chciałabym pokazać i zaznaczyć obecność kobiet, które uważam że odegrały fundamentalną rolę nie tylko w strajku Sierpnia, ale w budowania znaczenia słowa solidarność. Wystarczy pomyśleć o stanie wojennym, o powodziach, które nam się przydarzyły przez te lata, o kataklizmach pogodowych - między innymi na Kaszubach - czy właśnie o pandemii, której doświadczamy w ostatnim czasie. Kobiety są zawsze na pierwszym froncie tej codziennej solidarności. Będzie z nami Danuta Wałęsowa w pierwszym szeregu, i tym razem pójdziemy z własnym transparentem, który zaprojektował Jerzy Janiszewski, twórca znaku “Solidarność”.
Na transparencie jakiś nowy znak będzie?
- Nowy, świeżutki, dopiero co go dostałam.
I nikt oprócz Janiszewskiego, i Twoich najbliższych go nie zna?
- Tak, nikt go nie zna, oprócz kilku osób. To będzie niespodzianka.
Czy Twoim zdaniem w tej naszej Polsce, tak głęboko podzielonej - myślę tutaj o rozerwaniu więzi międzyludzkich, rodzinnych, sąsiedzkich - możliwe jest porozumienie?
- Nie chciałabym powiedzieć, że nie jest możliwe. Pewnie w krótkim czasie, z dnia na dzień, się nie da, ale w dłuższej perspektywie chciałabym wierzyć, że tak. Społeczeństwa potrafią się odbudowywać po większych traumach niż te nasze, polsko-polskie. Podstawa, to zacząć ze sobą rozmawiać. Takie rozdarcie, w jakim obecnie tkwimy, to jest droga donikąd. Jako naród, jako obywatele, nie wiemy przed jakimi wyzwaniami jeszcze staniemy. Być może pandemia nie jest jeszcze tym największym wyzwaniem od wielu, wielu lat. Być może czekają nas większe wyzwania. Rozbite, podzielone społeczeństwo jest społeczeństwem słabym po prostu. Takie społeczeństwo zawsze gorzej będzie sobie radzić z wielkimi wyzwaniami, kryzysami. Ja odwołuję się chętnie do słów Jana Pawła II o solidarności, które wszyscy znamy, ale najwyraźniej trzeba je powtarzać: “nigdy jeden przeciw drugiemu”. To widać w różnych codziennych sytuacjach, że jest z naszym społeczeństwem coś nie tak. Choćby szczepienia, albo noszenie maseczek. Wiele osób mówi “ja tego nie zrobię” i mają oczywiście swoje mniej lub bardziej dziwne uzasadnienia. Ale co to znaczy “ja tego nie zrobię”? Że ten ktoś myśli wyłącznie o sobie, jest mu obojętne, że gdzieś na końcu jakiś stary, a może młodszy człowiek, umrze, choć mógłby jeszcze żyć. Nie wiemy, co przyniesie przyszłość. Jeśli nie odbudujemy wspólnoty, będziemy bezbronni, i na pewno przygotujemy trudny los naszym dzieciom.