Adolf Hitler ma pewny siebie wyraz twarzy i patrzy na świat, jakby był przekonany, że jego władza będzie trwała tysiąc lat.
Nic dziwnego, bo przecież jego portret wykonał doskonały niemiecki (choć urodzony w Austrii) rzeźbiarz Josef Thorak. Rzeźba pochodzi z 1942 roku (bok zdobi napis „Thorak 1942”). Nie jest wykluczone, że sam fuhrer pozował artyście w jednym ze swoich gabinetów. Rzeźbiarz miał za zadanie oddać pewność siebie i wizjonerstwo wodza III Rzeszy. Trzeba przyznać, że zrobił to solidnie. W kategoriach czysto estetycznych to ważne dzieło.
Jak jednak oddzielić walory estetyczne i historyczne od naszej wiedzy o zbrodniarzu, który wymordował miliony niewinnych osób? Jak oceniać odkopaną właśnie w ogródku Muzeum Narodowego w Gdańsku rzeźbę? Gdzie ją pokazywać? A może lepiej schować w piwnicy?
Artysta dobry, model – nie!
Nie wiadomo, gdzie rzeźba stała w czasie wojny. Na Biskupiej Górce było schronisko Hitlerjugend. Czy młodzież Hitlera, w tym młody Gunter Grass, oddawała hołd portretowi wodza wyprostowanym ramieniem? A może popiersie stało w budynku, w którym mieści się dziś Urząd Marszałkowski, a który w czasie wojny był jednym z urzędów III Rzeszy. Czy Hitler miał inspirować ówczesnych urzędników do lepszej pracy w wojennej biurokracji? Czy też stał po prostu w muzeum, jako dzieło sztuki, tu bowiem został zakopany, w wewnętrznym ogrodzie klasztornym i tu, przy okazji prac drenażowych, został odkryty przez robotników.
Teraz Adolf stoi w korytarzu Muzeum Narodowego, nieco na uboczu, i nikt już nie oddaje mu hołdów. Za to pielgrzymują do niego dziennikarze z Gdańska i całej Polski: Adolf, nawet 70 lat po wojnie, jest gorącym newsem. Przez parę dni zapanowała tutaj prawdziwa „Hitler-mania”. Redakcje i kamerzyści przepychali się wokół rzeźby. Muzeum dawno nie miało tylu ekip medialnych.
W Muzeum Narodowym w Gdańsku przy ul. Toruńskiej wiedzą jedno: Hitlera trzeba oczyścić z ziemi, doprowadzić do lepszego stanu, a potem skatalogować i opisać. A co najbardziej ekscytujące: przeprowadzić dochodzenie a la Dan Brown, czyli dowiedzieć się, w jakich okolicznościach rzeźba powstała, jak tu trafiła, gdzie mogła stać, i kto i dlaczego ją zakopał.
Czy to się uda? Zadania podjął się kustosz Lech Łopuski z pracowni mebli i rzeźb. Łopuski - elegancko ubrany w czerń i granat - nie ukrywa, że jest zadowolony z nowego zadania. Już zaczął śledzić życiorys Thoraka, będzie też uważnie studiował publikacje na jego temat, zwłaszcza rok 1942. Pytam go, czy jako historyk sztuki ma wątpliwości natury etycznej: w końcu mówimy o największym, obok Stalina, zbrodniarzu w dziejach świata.
- Nazwisko rzeźbiarza, niezależnie od pozującego modela, jest dosyć dobre, więc podchodzimy do tego jako do dzieła sztuki i kawałka historii, której się już nie zmieni – mówi Łopuski. - To nie jakiś bezimienny odlew, jeden z dziesiątków podobnych, ale jednostkowe, wyjątkowe i dobrze zrobione dzieło sztuki.
Czy rzeźba może stanąć w Muzeum Narodowym? - Nie mamy kontekstu, żeby Hitlera pokazywać tutaj – mówi Łopuski. - Może w nowo budowanym Muzeum II Wojny Światowej taki kontekst się pojawi?
Historyk sztuki Jacek Friedrich mówi, że czy nam się to podoba czy nie Thorak był wybitnym przedstawicielem sztuki totalitarnej: - Pytanie brzmi: na ile sztuka totalitarna powinna dziś żyć w naszej wyobraźni. Istnienie takiej sztuki było faktem historycznym i musimy się z nim mierzyć. Moim zdaniem głowy Hitlera Thoraka nie należy pokazywać w kontekście artystycznym, czyli nie w muzeum sztuki, żeby uniknąć gloryfikowania już nawet nie Hitlera, co oczywiste, ale nawet Thoraka i sztuki narodowo-socjalistycznej. Dlatego najlepszym kontekstem jest kontekst historyczny, czyli pokazywanie tej rzeźby z odpowiednim komentarzem np. w Muzeum II Wojny Światowej.
Friedrich mówi, że sytuacja jest łatwiejsza w przypadku architektury, nazistowskiej, faszystowskiej czy stalinowskiej: - Przecież w warszawskie osiedle MDM nie jest wpisana gloryfikacja terroru stalinowskiego. Podobnie jak włoskie budynki budowane dla gloryfikacji Mussoliniego można było zamienić po wojnie w posterunki karabinierów i zmienić ich kontekst, bo jednak architektura jest abstrakcyjna. Ale tu mamy do czynienia z głową zbrodniarza, rzetelnie i profesjonalnie wykonaną, ale jednak. Tu kontekst jest jasny.
Kto podejmie decyzję o dalszym losie Hitlera Thoraka? Władze muzeum, ale przecież głos mają też ministerstwo kultury, marszałek województwa, a nawet wojewódzki konserwator zabytków. Na razie marmurowego Adolfa trzeba więc dobrze wypucować, skatalogować, a potem zdecydować o jego dalszym losie.
Karierowicz w zameczku
Co łączyło Hitlera i Thoraka?
Nie można wykluczyć, że relacja wodza III Rzeszy z rzeźbiarzem była podlana sosem sentymentalizmu. 25-letni Thorak w 1914 r. został studentem Akademii Sztuk Pięknych w Wiedniu, gdzie Hitler próbował dostać się na malarstwo - bezskutecznie. W 1913 r. po drugim oblanym egzaminie przyszły fuhrer wyjechał do Monachium, został pruskim żołnierzem w okopach I wojny światowej i rozpoczął karierę polityczną.
Thorak też poszedł niemieckim szlakiem - rozpoczęte w Wiedniu studia kontynuował w Monachium, a ukończył w Berlinie. Jako rzeźbiarz odnosił sukcesy zanim naziści doszli do władzy. Jednak to Hitler osobiście uczynił go profesorem Akademii Sztuk Pięknych w Monachium.
Czy rzeźbiarz był po prostu dobrym artystą, czy też zapiekłym ideologiem? Niemcy pogrążone były w kryzysie, pierwsze prace młody Thorak rzeźbił więc w... wosku, bo nie było pieniędzy na kosztowniejszy kruszec. - W 1933 roku naziści dali mu pieniądze na ogromną pracownię, naprawdę pokaźnych rozmiarów atelier, gdzie powstawały jego monumentalne prace – mówi Łopuski. - Był, obok Arno Brekera, profesora berlińskiej ASP, jednym z nadwornych rzeźbiarzy fuhrera. Jeden z Niezastąpionych, jak ich nazywano. Na pewno, po latach rzeźbienia w wosku, był wdzięczny nowym, hojnym mecenasom za pieniądze i wyróżnienia.
Hojność Hitlera dla ulubionych artystów nie znała granic. Zamawiał u niego zarówno swoje popiersia, ale też kupował za dziesiątki tysięcy marek inne jego prace. Partia NSDAP chwaliła jego prace w swojej prasie i organizowała mu wystawy. O rzeźbiarzu nakręcono film dokumentalny, którego producentem była Leni Riefenstahl - też wybitna postać świata totalitarnej sztuki, ulubienica Hitlera. A co być może najistotniejsze, prace Thoraka dopełniały budynki zaprojektowane przez Alberta Speera, kolejnego pupila fuhrera. Speer mówił o Thoraku „mój rzeźbiarz”.
W 1936 roku prace Thoraka stanęły w okolicach stadionu olimpijskiego w Berlinie; na igrzyska, które stały się tryumfem propagandy narodowych socjalistów. Thorak, od 1941 roku członek NSDAP, był już w czasie wojny tak bogaty, że mógł sobie pozwolić na kupno malowniczego zameczku Schloss Prielau w Alpach nad równie ślicznym jeziorkiem. Na brak wygody w czasie największej zawieruchy w historii nie mógł narzekać.
Ślady jego popularności - te mniej zideologizowane niż głowa Hitlera - przetrwały do dziś. Łopuski wylicza: rzeźba „Macierzyństwo” (niem. „Mutter und Kind”) stojąca w Zaskoczynie, w ówczesnym szpitalu żołnierzy Luftwaffe; pomnik Kopernika dla Torunia, stojący jednak w Salzburgu; pomnik na 80 urodziny niemieckiego dramaturga i noblisty z 1912 roku, Geharta Hauptmanna, postawiony w Jagniątkowie (dziś dzielnica Jeleniej Góry), gdzie pisarz wtedy mieszkał. No a teraz ten Hitler z Muzeum Narodowego. 1942 był dla Thoraka wyjątkowo pracowitym rokiem.
Kręte ścieżki nazisty
Jak bliska była jednak Thorakowi ideologia narodowych socjalistów? - Pewnie nie aż tak bliska – mówi Łopuski. - Żona Thoraka była wszak Żydówką. Przez to, że rzeźbiarz cieszył się prestiżem samego Hitlera, pozwolono jej wyjechać do Anglii, i nie trafiła do obozu zagłady.
Rzeczywiście w latach 1929-39 Thorak był żonaty z Hildą Lubowski, z którą rozstał się dla wygody, pieniędzy i kariery w Rzeszy. Był na tyle w porządku, że ułatwił jej wyjazd przez swoje znajomości.
Jednak wiele wskazuje na to, że był jednocześnie gorliwym hitlerowcem. Interesujący wątek można znaleźć w wydanych niedawno w Polsce dziennikach Josepha Goebbelsa. Pod datą 27 lipca 1941 znajduje się zdanie: „Znakomitymi pracami błyszczą Breker, Klimsch i Thorak w rzeźbie”. Przypis do tego fragmentu wskazuje, że Thorak „Uchodził za wielkiego entuzjastę Hitlera i narodowego socjalizmu, co owocowało lukratywnymi zamówieniami”, a ponadto: „Brał też udział w zorganizowanym rabunku dzieł sztuki na ziemiach okupowanych przez Trzecią Rzeszę”.
Po wojnie Thorak przeszedł kilka procesów denazyfikacyjnych: sądy stwierdziły, że był zwykłym urzędnikiem, a w działaniach III Rzeszy uczestniczył w stopniu „normalnym”. Dostał emeryturę, mieszkał w pobliżu Salzburga, miał tam wystawy i otrzymywał zamówienia, na przykład z klasztoru w Linzu na figury religijne. Część jego prac została jednak skonfiskowana z jego pracowni i przetopiona. Zmarł z 1952 roku. Po śmierci uznano go po prostu za utalentowanego karierowicza i oportunistę. Pozbawionego sumienia, jak wielu Niemców.
O Thoraku zrobiło się głośno wiosną 2015 r. - za sprawą „Stępających koni”. Są to dwa odlane z brązu rumaki o nienaturalnej muskulaturze, które zdobiły wejście do nowego gmachu Kancelarii Rzeszy w Berlinie. Były ustawione tak, by Hitler mógł się nimi zachwycać z okien swojego gabinetu.
Ocalały z wojennej pożogi, do 1989 r. stały przy boisku jednej z radzieckich jednostek wojskowych w NRD. Potem zaginęły. W maju odnalazła je niemiecka policja w jednym z magazynów i zarekwirowała jako skradzione dzieła sztuki. Rozbito „gang handlarzy”, z których najstarszy ma 79 lat. Wystawili rumaki Hitlera na czarnym rynku w cenie półtora miliona euro za sztukę. Sam brąz z którego odlano obie rzeźby ma wartość 100 tys. euro.
Gdańskie znalezisko - popiersie Hitlera - od razu zauważono poza granicami Polski. Informacja na ten temat pojawiła się już m.in. w niemieckojęzycznym biogramie Thoraka w Wikipedii.
A teraz spekulujemy z Łopuskim, skąd ten Hitler Thoraka w Gdańsku: czy rzeźby zażyczył sobie sam Hitler, a potem podarował miastu Danzig? Czy zadziałał gauleiter Albert Forster i było to jego zamówienie? Na razie tego nie wiemy. Gdański Hitler jest zagadką. Łopuski obiecał ją rozwikłać.