• Start
  • Wiadomości
  • Amerykańska burmistrz zapewnia w Gdańsku: "Polacy i muzułmanie potrafią się dogadać"

Amerykańska burmistrz zapewnia w Gdańsku: "Polacy i muzułmanie potrafią się dogadać"

W Gdańsku gościła polska Amerykanka Karen Majewski, która od 12 lat jest burmistrzem miasta Hamtramck w stanie Michigan (USA). Miasto jeszcze w latach 1970. było w 90 proc. polskie, a teraz jest w większości muzułmańskie. Jednak, jak zapewnia Majewski, polscy Amerykanie potrafią żyć obok ludzi, którzy przyjechali do Stanów Zjednoczonych z Jemenu, Bangladeszu i Bośni. I to mimo modlitw nadawanych przez głośnik z minaretu...
05.07.2017
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl

 

Polska parada w amerykańskim mieście z udziałem dzieci z Jemenu. Hamtramck potrafi integrować społeczności z całego świata

 

Miasto Hamtramck [czytaj hemtremik] jest w centrum zainteresowania mediów na świecie. Reportaże z Hamtramck robił i CNN, i BBC, i Fox News. Pisał o mieście The Washington Post. To w sumie tylko małe, 22-tysięczne miasteczko, położone w granicach miasta Detroit w stanie Michigan. Ale w 2015 roku Hamtramck zostało pierwszym w USA miastem, w którym w radzie miasta zasiada większość muzułmańska: to imigranci z Bangladeszu i Jemenu (jest ich czterech w sześcioosobowej radzie miasta).

Burmistrzem miasta jest jednak Amerykanka polskiego pochodzenia Karen Majewski. Katoliczka, ale i feministka. Majewski jest burmistrzem od 12 lat i mówi, że prawdopodobnie wygra kolejne, nadchodzące wybory. Głosują na nią bowiem mieszkańcy Hamtramck, niezależnie od tego, czy są z Polski, Ukrainy, Bangladeszu, Jemenu, Bośni, Iraku czy Albanii.

Majewski do poniedziałku, 3 lipca, była w Gdańsku, gdzie wzięła udział w konferencji “Miasta zintegrowane”. Przy okazji udzieliła wywiadu portalowi gdansk.pl.

Jak całe Detroit, Hamtramck było jeszcze w latach 50., 60. i 70. centrum amerykańskiego przemysłu samochodowego: Była tu ogromna, zatrudniająca 40 tysięcy ludzi fabryka marki Dodge (zamknięta w 1980). Wtedy w Hamtramck mieszkało 90 procent Amerykanów polskiego pochodzenia. Teraz Polaków jest 11-12 procent, a większość stanowią muzułmanie, którzy zaczęli się tu wprowadzać, gdy Polacy wynieśli się z centrum miasta na przedmieścia.

Dziś świat “szokują “ zdjęcia kobiet w hidżabach chodzących po ulicy Sobieskiego czy Pułaskiego, albo arabskiej młodzieży stojącej pod pomnikiem Jana Pawła II, który odwiedził Hamtramck w 1987 roku.

 

Cały świat za progiem domu: w Hamtramck powiewają flagi USA, Polski, Bangladeszu, Bośni i Hercegowiny, Jemenu i Armenii

 

Mała Warszawa stała się Małą Saną (stolica Jemenu). Prawicowe media, także w Polsce, biją na alarm, że Hamtramck to przykład tego, co czeka świat: jeśli się nie przeciwstawimy, biedni Polacy zostaną zastąpieni ekspansywnymi Arabami, a zachodnimi miastami zacznie rządzić szariat.

Karen Majewski, polska burmistrz “muzułmańskiego” miasta (choć przecież miasto jest tak naprawdę amerykańskie) mówi, że nie ma się czego bać, a opowieści o islamizacji i szariacie to nieodpowiedzialne straszenie ludzi. Mówi, że Hamtramck jest przykładem miasta, gdzie Polacy mogą żyć obok muzułmanów i gdzie nie dochodzi do większych konfliktów. Jak to możliwe?

Niżej rozmowa z burmistrz Karen Majewski (jej nazwisko czyta się po polsku, a nie "Madżełski"!) 

 

Najlepsze placki, gołąbki i naleśniki w Hamtramck tylko u Dudka

 

Sebastian Łupak: Czy rzeczywiście fakt, że rada miasta Hamtramck jest teraz w większości muzułmańska, to był tak szokujący news?

Karen Majewski, burmistrz Hamtramck: - Myślę, że to kamień milowy w dziejach miasta i rozumiem, dlaczego ludzie się tym tak interesują. Po prostu zmienia się demografia miasta. Zawsze byliśmy miastem imigracji, jeszcze do 1990 roku najwięcej było w Hamtramck Amerykanów polskiego pochodzenia. Ludzie zawsze do Hamtramck przyjeżdżali i dalej przyjeżdżają, tylko zmienił się kierunek migracji. Trzeba zrozumieć, że demografia w Hamtramck odbija zmiany w całym USA. W szkołach w Hamtramck mówi się 26 językami! Ale jeśli pojedziesz do jakiegoś małego miasteczka w polu kukurydzy, gdzieś na Środkowym Zachodzie, to tam też już pewnie mówi się w szkołach 26 językami. Oczywiście w dużym mieście te społeczności są rozdzielone: tu jest dzielnica polska, tam somalijska, a tu wietnamska. Wyjeżdżasz do pracy autem, wracasz do domu i cały dzień nie widziałeś swoich wietnamskich sąsiadów. Ale Hamtramck jest małe, więc wszyscy żyjemy obok siebie, nie ma jak uniknąć sąsiadów. W Hamtramck wszyscy jesteśmy tak naprawdę zmieszani: na jednej ulicy masz Polaków, Ukraińców, ludzi z Bangladeszu, Afro-Amerykanów. A do tego coraz więcej hipsterów i artystów, bo Hamtramck ostatnio stał się popularny wśród hipsterskiej młodzieży, która się tu sprowadza, zakłada swoje pracownie, kawiarnie. Nie możemy się więc nawzajem ignorować, musimy nauczyć się dogadywać i to robimy. To jest nasza lekcja dla świata: nie zrobisz muzeum z miasta, w którym zachowasz życie, jak za czasu twoich pradziadków. Musisz się skonfrontować ze zmieniającą się rzeczywistością.

Udaje się wam? Przecież pierwsza myśl wielu ludzi to: skoro muzułmanie przejęli radę miasta Hamtramck, to, wiadomo, wprowadzą prawo szariatu i przepisy koraniczne. Już zaczęli te zmiany?

- No wiesz, wciąż można u nas napić się piwa, bary są otwarte! (śmiech) Przede wszystkim żyjemy w Ameryce, i mamy tu Konstytucję. To ona jest najważniejszym prawem. Nigdzie na terenie USA nie obowiązuje prawo szariatu. Ci, którzy mówią o szariacie nie mają zielonego pojęcia, jak działa rząd, jak działają samorządy, czym jest państwo prawa, kim są imigranci. Ludzie przyjechali z krajów muzułmańskich do USA w poszukiwaniu wolności, dobrobytu i życia w zachodnim systemie.

 

Nasz człowiek w Hamtramck: burmistrz Karen Majewski

 

Czy muzułmańscy imigranci nie zamykają się w gettach, nie trzymają tylko ze sobą?

- Po pierwsze: to normalne, że jak przyjedziesz do nowego miejsca, to chcesz być wśród ludzi, którzy mówią w twoim języku, choćby po to, żeby lekarz zrozumiał, co ci dolega. Trzymasz ze swoimi. Ale już kolejne pokolenie wychodzi z tej lokalnej społeczności: idzie do college’u’, na studia, do pracy, poza swoją etniczną grupę. Proces zawsze jest taki sam. Ja jestem polską Amerykanką w czwartym pokoleniu i jak idę na polski wieczorek to jest dla mnie bardzo ważne, ale w codziennej pracy nie myślę o tym. To normalny proces wrastania w nowy kraj. Nie musisz przy tym tracić języka i swojej tożsamości. Możesz być Polish American, Irish American czy Yemeni American. To jest coś, co wzbogaca kraj. Ja chcę i lubię mieszkać w miejscu, gdzie słyszę na ulicy inne języki, gdzie mogę wybierać z wielu etnicznych restauracji, gdzie ludzie ubierają się w różne stroje. Mam tu cały świat, wystarczy, że wyjdę z domu. Oczywiście taka mieszana społeczność stwarza duże wyzwania i nie zawsze jest łatwo. Ale koniec końców to wzbogaca miasto i życie naszych dzieci jest wtedy lepsze.

Jak korzystają na tym dzieci?

- Uczą się o innych kulturach, uczą się być z odmiennymi ludźmi, którzy nie są jak oni, zaczynają odbierać różnorodność jako coś normalnego i pozytywnego. To przygotowuje nasze dzieci na nowoczesny świat, gdzie granice są płynne.

 

Dzieci imigrantów w szkole w Hamtramck wierzące w prawo do życia, wolności i poszukiwania szczęścia

 

Jeden z podstawowych zarzutów wobec muzułmańskich imigrantów jest taki, że każdy muzułmanin to rzekomo terrorysta...

- Naprawdę nie martwimy się, czy sąsiad wysadzi miasto! Uwierz mi, że to ostatnia rzecz, o której myślimy w Hamtramck. Wiemy, że ludzie przyjeżdżają do USA bo uciekają przed terroryzmem, przed niebezpieczeństwem. Ludzie z Jemenu uciekają przed wojną domową, która tam trwa. Nie boimy się, że sąsiad nas wysadzi, choć czasem nieźle nas wkurzy…

No właśnie. Na pewno są tarcia między Polakami, Afro-Amerykanami, Jemeńczykami. Czytałem, że mieszkańców Hamtramck denerwowało zbyt głośne nawoływanie do modlitwy z minaretu. Pięć razy dziennie!!!

- Tak było, ale to nawoływanie po arabsku zostało już ściszone, więc problemu nie ma. Hamtramck to nie jest jakiś etniczny Disneyland - są tu konflikty, problemy. Często są to proste rzeczy: ktoś źle zaparkuje samochód, albo młodzież zachowuje się za głośno. Sąsiad nie przycina trawy? "No tak, ci ludzie z Bangladeszu już tak mają, czego się po nich spodziewać?" Ale tak naprawdę nie ma to podłoża etnicznego.

Ile jest meczetów w Hamtramck?

- Mamy siedem meczetów, ale też trzy kościoły katolickie, plus jeden kościół polsko-katolicki. Tak naprawdę trzeba zrozumieć, że nie ma jednej wspólnej grupy, którą możnaby nazwać muzułmanami w Hamtramck. Są muzułmanie z Jemenu, Bangladeszu, Bośni, Albanii, muzułmanie afroamerykańscy. Oni nie chodzą do meczetu razem: mają inne języki, inne kultury, inne historie. Z muzułmanami jest jak z Polonią w USA: są konflikty wewnętrzne, jest walka o wpływy, o władzę, więc zamiast mieć jeden wspólny meczet, masz siedem różnych. Takie jest życie. Ale tak samo jest z chrześcijanami, inni są Polacy, inni Irlandczycy, inni Włosi. Może z zewnątrz wygląda to jako jeden monolit muzułmański, ale tak nie jest.

 

Budynek banku przerobiony na meczet w Hamtramck

 

Ortodoksyjni katolicy w Polsce chcą cenzurować sztuki teatralne, filmy, chcieli w 2012 roku bojkotu koncertu Madonny w Warszawie. Niektórzy muzułmanie też są znani z niechęci do wolności słowa (patrz powieść Salmana Rushdiego), czy karykatur Mahometa. Czy w Hamtramck działa cenzura prewencyjna?

- Był jeden przypadek, gdy polscy katolicy oraz muzułmanie z Jemenu i Bangladeszu zadziałali wspólnie, by odrzucić uchwałę rady miasta dającą większe prawa społeczności LGBT [lesbijki, geje, bi, transseksualiści - red.]. Chodziło o prawa antydyskryminacyjne dotyczące zatrudnienia, mieszkań. Polscy księża w Hamtramck dogadali się z imami i udało im się odrzucić tę uchwałę. Domagali się wspólnie referendum, takowe się odbyło i przegraliśmy. To, co wspólnie mówili, było z mojego punktu widzenia, okropne. To było nasze spore niepowodzenie. Z drugiej strony, gdy były skargi na zbyt głośne nawoływanie do modlitwy z minaretów, katoliccy księża poparli prawo muzułmanów w tej kwestii, cytując wezwanie Jana Pawła II do ekumenizmu.

Podobno w pewnym obszarze wokół meczetów nie można sprzedawać alkoholu? Nie chcecie chyba, by Hamtramck został miastem abstynentów? Może Polaków jest teraz tylko 11 procent, ale na to na pewno nie pozwolą!

- Tak naprawdę chodzi o prawo stanowe, które mówi, że w pobliżu kościołów, meczetów i szkół nie można sprzedawać alkoholu w promieniu 500 stóp (około 150 metrów). Hamtramck był tradycyjnie, co chyba zrozumiałe, miastem, w którym bar stał na każdym rogu. Wciąż mamy ich mnóstwo, z alkoholem, z muzyką na żywo. Ale rzeczywiście mamy coraz więcej meczetów, które “pożerają” miejsca, gdzie mogłyby być bary czy restauracje. Nie jest tak, że dotychczasowe bary są zamykane, ale jest problem dla nowych, które mogłyby być otwarte. Ale tak jak mówiłam, chodzi o prawo stanowe. Zobaczymy, jak to się potoczy. Na razie to problem teoretyczny.

Niemcy, gdzie jest wielu imigrantów, chcą zakazania w miejscach publicznych kobiecej burki, zakrywającej wszystko, poza oczami. Niemcy uważają, że zachodnia kultura wymaga pokazania twarzy, że zakrywanie jej jest wbrew obyczajowi zachodniemu. Jak to wygląda w Hamtramck?

- U nas kobiety mają prawo nosić na ulicach, co chcą. Nie mamy nad tym kontroli. Pięć lat temu sędzia w Hamtramck nakazał muzułmance w sądzie, by pokazała twarz, żeby ława przysięgłych mogła widzieć jej wyraz twarzy w czasie składania przez nią zeznań. Ona zaskarżyła sąd i przegrała. Ale jeśli chodzi o wychodzenie na ulicę, to w USA nie będzie prawa, które nakazywałoby odkryć twarz, bo byłoby to sprzeczne z Konstytucją USA. Moim zdaniem tradycja zakrywania twarzy zacznie znikać wraz z kolejnymi generacjami: młode kobiety z Jemenu, które dopiero do Hamtramck przyjechały, pójdą do college’u i zaczną się edukować. Nie wierzę jednak, żeby miasto mogło regulować strój kobiecy.

Co mi przypomniało o szkolnych balach tylko dla dziewcząt w Hamtramck. Chodzi o młode muzułmanki, które nie mogą iść na tradycyjny amerykański prom night - bal na zakończenie szkoły - bo nie mogą tam tańczyć z chłopcami. Szczerze, to szkoda mi tych dziewcząt…

- Ja jestem za takimi balami tylko dla dziewcząt. To jest ich pomysł, ich organizacja i jeśli czują, że to dla nich ważne i same sobie to przygotowują, to brawa dla nich! Oczywiście, przykro, że nie mogą iść z resztą klasy, z kolegami i koleżankami, na normalny bal, ale to może to się z czasem zmieni? W collegu nikt nie będzie przecież kontrolował, na jaką imprezę pójdą. Są w Hamtramck szkoły muzułmańskie, które rozdzielają klasy ze względu na płeć. Ale czy nie działo się tak też w szkołach katolickich? Tam też były takie klasy, czy całe szkoły, tylko dla chłopców czy dziewcząt. Nie mi wnikać, jak działają szkoły religijne. Nie mogę wkraczać na teren zarezerwowany dla rodzin i mówić im, jak mają organizować swoje życie. Jako feministka chcę widzieć silne, wyedukowane kobiety, które mają takie same szanse, jak mężczyźni. Doceniam siłę wewnętrzną tych młodych muzułmanek i wierzę, że znajdą swoje miejsce w życiu, szkole i społeczeństwie. Walka o prawa kobiet, jak widać, nigdy się nie kończy!

Na polskich portalach prawicowych można przeczytać, że w Hamtramck “Polacy stracili miasto, bo wyparli ich muzułmanie”, którzy chcą się teraz “rozprawić z Polakami”. Ktoś Polaków z Hamtramck na siłę wygnał, wyparł, a teraz reszta jest narażona na szykany?

- Nikt nigdy nie zmuszał Polaków do wyjazdu! W latach 1950-tych w USA zaczął się wielki boom na życie na przedmieściach, bo tam będziesz miał domek z ogrodem i duże auto czy dwa. Wspaniały materialistyczny sen, jak dla mnie bez duszy. To sprawiło, że Polacy zaczęli się wyprowadzać z centrum. Zostali starsi. Poza tym Detroit i Hamtramck zostały bardzo mocno dotknięte przez kryzys ekonomiczny. Pozamykano wielkie fabryki samochodowe, albo zostały one przeniesione. Ludzie w poszukiwaniu lepszego życia zaczęli wyjeżdżać. A nowi Polacy przyjeżdżają tu coraz rzadziej. Ich miejsce zajęli inni imigranci: z Bangladeszu, z Jemenu, bo jest tu tanio, można pozwolić sobie na mieszkanie, a wokół dużo ludzi mówiących w twoim języku. Ja zawsze powtarzam Polakom: “Zostańcie!” Polacy, którzy lata temu wyprowadzili się do domków na przedmieścia, teraz zaglądają tu od czasu do czasu i mówią: “Ojej, ale tu się pozmieniało! Za moich czasów, w 1965, było inaczej.” No cóż, ja tu zostałam i jako burmistrz muszę dbać o miasto! Nie mam cierpliwości do tych, którzy wyjechali, a teraz narzekają! Na całe szczęście dla Hamtramck, ktoś inny tu przyjechał, kupił te domy, zakłada biznesy i płaci podatki. Co byłoby lepsze? Martwe miasto?!

 

Darmowa wiedza dla wszystkich: młodzież z Hamtramck w czasie parady niesie transparent reklamujący publiczną bibliotekę

 

Pani przykład pokazuje, że Polka, choćby amerykańska, nie musi wcale być uprzedzona, nie musi być ksenofobem, niechętnym obcym i uchodźcom...

- Polacy mają niestety reputację narodu pełnego uprzedzeń. Ale to nie jest takie proste! Spójrzmy, kto mieszka w Hamtramck i Detroit? Polacy! Detroit było i wciąż jest w większości czarne, Afroamerykańskie, ale Polacy tam zostali, nie uciekli! Więc czy rzeczywiście jesteśmy tacy uprzedzeni do innych? I nie chodzi tylko o mnie, jest nas więcej! Mi też jest ciężko, bo ja kocham Hamtramck, kocham Polonię amerykańską, kocham polskie tradycje i smutno mi, że będę prawdopodobnie ostatnią polską burmistrzynią w Hamtramck. Ale niestety nie widzę następców, nowych liderek w młodym polsko-amerykańskim pokoleniu...

Skoro jest pani burmistrzem, to znaczy, że muzułmanie na Panią głosują...

- Tak! Wszyscy ludzie chcą dobrego przywództwa. Muzułmanie mają swoich ludzi w radzie miasta, co zrozumiałe, tak jak Polacy przez lata ich mieli. Ja udowodniłam przez kilkanaście lat, że reprezentuję wszystkich. Przed wyborami bywam w meczetach i mam spotkania z wyborcami, z mężczyznami, na ich piątkowych modlitwach. Słuchają! Próbuję też docierać do młodych muzułmanek i namawiam je, żeby były liderkami w swoich społecznościach, żeby były aktywne.

 

Jak na Polish sausage to tylko do Kowalskiego

 

Jaka lekcja płynie z Hamtramck dla świata, w tym dla Polaków, którzy tak się boją muzułmanów i uchodźców, że nie chcą przyjąć nikogo z Syrii?

- Każdy szuka bezpieczeństwa i lepszego życia dla swojej rodziny. Jako ludzie mamy obowiązek kochać bliżiego, czy jesteśmy religijni czy nie. Ten bliźni, który przyjeżdża do twojego kraju, ma mnóstwo problemów. Ci ludzie martwią się o życie w nowym kraju i o rodzinę, która została w ich ojczyznach. Polacy w USA też to kiedyś przeżyli, a teraz przeżywają na imigracji w Europie. Proces dostosowania się kulturowego i psychologicznego jest taki sam dla Polaka w Anglii i Jemeńczyka w USA. Postawcie się w pozycji tych ludzi: wokół wszyscy mówią w innym języku, wszystko wygląda inaczej, jesteś zdezorientowany, a twoi dziadkowie zostali gdzieś daleko. Wszystko, co robisz w nowym społeczeństwie, robisz po raz pierwszy. Czy przetrwam, czy ja i moja rodzina będziemy mieli co jeść? A do tego ludzie na ulicy dziwnie na ciebie patrzą. Najepsze, co możemy dać tym ludziom, to nasza empatia, zrozumienie i uprzejmość. To jest nasza najsilniejsza broń, a nie wrogość i strach.

Niektórzy krytycy na prawicy, twierdzą, że amerykańska idea “melting pot”, kotła kulturowego, tygla, w którym wszystkie kultury "topią się" w jedną amerykańską kulturę, nie zdała egzaminu...

- W USA wciąż trwa nad tym debata! Udało nam się czy nie? “Melting pot” znaczyło, że wszyscy rozpuszczą się w jednej, ujednoliconej kulturze. Polacy mieli pozbyć się swojej tożsamości, zapomnieć języka, stać się Amerykanami, takimi jak wszyscy inni. Ale to nie działa. Bo zobacz, cztery pokolenia później, a ja wciąż czuję związek z Polską. Teraz więc mówimy w USA bardziej o “salad bowl” - misce z sałatką - a nie o stapiającym wszystko kotle. Mieszkamy obok siebie, ale każdy “składnik” zachowuje swój smak. Każdy definiuje siebie na różnych płaszczyznach: Polka, feministka, katoliczka, europejka, ekolog, liberał. Nie ma potrzeby poskramiania tego. Ale i tak inni ludzie, odmienni kulturowo, zawsze będą mieli na nas jakiś wpływ. Nie odetniemy się od nich. Będziemy mieli różne poglądy, ale dialog musi się toczyć, debata musi trwać, bo ona nas umacnia.

Skąd właściwie pochodzą Pani przodkowie?

- Z Przemyśla i Krakowa. Ja urodziłam się w Chicago. Studiowałam na Uniwersytecie Michigan w Detroit i mam doktorat z kultury amerykańskiej. Wydałam książkę o polskiej literaturze pisanej przez Polonię amerykańską. Wielu ludzi uważa, że polscy imigranci to byli tylko prości chłopi i robotnicy, bez wykształcenia, którzy przyjechali do USA za księdzem. Ale ci ludzie pisali książki, a ja o tej zapomnianej polskiej literaturze przypomniałam w mojej pracy “Traitors and True Poles” (Zdrajcy i prawdziwi Polacy). Pracowałam przez lata jako wykładowca na Uniwersytecie Michigan oraz St. Mary's College w Orchard Lake. Przeprowadziłam się do Hamtramck, zostałam radną, a potem burmistrzem. A poza tym mam też własny sklep z odzieżą vintage. Nazywa się Tekla.

Dlaczego akurat Tekla a nie Marysia?

- Tekla to dla mnie imię polskiej babci, nikt już tak przecież nie nazywa córki! Ale jest w tym imieniu coś bardzo mocnego. Miałam szansę na kupienie sklepu, który przez kilka lat stał pusty. A jako, że moim hobby było zbieranie odzieży vintage, postanowiłam pomóc i sobie i miastu. Polskość wciąż jest obecna w Hamtramck. Mamy cztery kościoły, mamy neony i napisy po polsku, jest tu pomnik Jana Pawła II, polskie sklepy, restauracje, murale. Polacy wciąż tu są, choć już nie dominują. Naprawdę nie jestem ostatnią żywą Polką w Hamtramck.

TV

Finał świątecznej akcji „Każdy może pomóc”. Wymarzone prezenty jadą do dzieci i seniorów