Złościli się, gdy ich porównywano do The Doors (“Bardzo szanujemy ten zespół, ale nigdy nie było u nas vibe'u Doorsów, po prostu mamy organy”), ale krytycy odnajdowali w ich muzyce też inne klimaty: Radiohead, Pink Floyd, Grizzly Bear czy Sonic Youth. Oni sami przyznają się do fascynacji The Beatles i The Velvet Underground. Najlepiej jednak nie porównywać, tylko posłuchać samemu.
Grają od siedmiu lat, mają na koncie cztery płyty, piąta wkrótce, ale przełomem było wydanie “Headache”. To wtedy zauważyli ich krytycy za granicą.
Słynny dziennikarz muzyczny Sasha Frere - Jones (publikuje w pismach: Los Angeles Times, New York Times, Pitchfork czy Observer) na łamach “LA Times” uznał “Headache” za jedną z najlepszych płyt 2015 roku. Ten album zbierał zresztą znakomite recenzje u profesjonalistów na całym świecie m.in. w magazynie Rolling Stone, The Quietus czy Tiny Mix Tapes. Amerykański krytyk muzyczny Ron Hart (publikujący w tytułach takich jak jak: Billboard, Pitchfork, Rolling Stone, Observer, VICE czy Paste Magazine) mówi o nich: “Jeden z moich ulubionych zespołów z Europy to Trupa Trupa z Gdańska”, a o ich najnowszej płycie: “Właśnie wydali pierwszy singiel "To Me ", który brzmi jak "Surf's Up" zespołu Beach Boys złamany przez numer “Loveless” My Bloody Valentine.”
Dla kogoś, kto zna te zespoły wystarczy tych poleceń, kto jeszcze ich nie odkrył - czeka go fascynująca muzyczna przygoda.
Brzmią w eterze m.in. na Wyspach, w Stanach i we Francji. Singiel „To Me” promujący najnowsze wydawnictwo - krążek “Jolly New Songs", który ukaże się pod koniec października 2017, “wystąpił” m.in. w porannej audycji Jima McGuinna na antenie amerykańskiego publicznego radia The Current. Można ich usłyszeć też u Toma Ravenscrofta w BBC Radio 6 Music - to kultowa stacja BBC dla słuchaczy muzyki bardziej wyrafinowanej: alternatywnej, jazzu, funky, indie czy klasycznego rocka.
W polskim radiu również ich zauważono. “To Me” emitowany jest na antenie radiowej Trójki w audycjach Agnieszki Szydłowskiej i Piotra Metza, na antenie radia TOK FM w audycji Kamila Wróblewskiego, a na antenie Radia Gdańsk gra go Kamil Wicik.
Koncert “Trupa Trupa” to zawsze święto dla fanów gdańskiego zespołu, który choć zbiera wyróżnienia i nagrody (m. in. został zgłoszony do Paszportu Polityki, jest laureatem nagrody Splendor Gedanensis czy nagrody kulturalnej Gazety Wyborczej Sztorm Roku), nie rozpieszcza fanów koncertami. Zapowiadają, że to zmienią, szczególnie że za promocję płyty “Jolly New Songs" odpowiadają dwie wytwórnie - francuska i brytyjska, czyli Ici d'ailleurs i Blue Tapes and X-Ray Records. W Polsce reprezentuje ich Antena Krzyku i też na ich stronie www.antenakrzyku.pl można będzie kupić ich najnowszy album.
Jak będzie, zobaczymy. Na razie na pewno można ich usłyszeć w Klubie Żak w piątek, 6 października 2017, o godz. 20.
Wywiad z Grzegorzem Kwiatkowskim, członkiem zespołu “Trupa Trupa”
Anna Umięcka: - Jesteście dość nietypową grupą muzyczną, bo każdy z członków grupy jest też autonomicznym artystą: Wojtek Juchniewicz jest malarzem, Tomek Pawluczuk - grafikiem, Rafał Wojczal - filmowcem, a ty poetą. To sprawia, że jesteście samowystarczalni - nie tylko sami tworzycie teksty i muzykę, co dość oczywiste, ale też projektujecie okładki i tworzycie teledyski. Czy wynika to z tego, że - waszym zadaniem - najlepiej rozumiecie swoje potrzeby?
Grzegorz Kwiatkowski: - Jesteśmy rzeczywiście mocno samowystarczalni, ale czym wchodzimy głębiej w ten świat muzyczny, tym bardziej część odpowiedzialności przejmują inne osoby, które się na tym bardziej znają. Na przykład od sierpnia za kontakty z mediami odpowiadają zagraniczne wytwórnie, wydawcy naszej płyty: francuska Ici d'ailleurs oraz brytyjska Blue Tapes and X-Ray Records. Za polską dystrybucję i polską promocję odpowiedzialne jest z kolei wydawnictwo Antena Krzyku. Ale okładkę zaprojektowaliśmy sami i połowę klipów zrobiliśmy również sami. Sytuacja, w której my sami albo nasi przyjaciele robimy prawie wszystko jest idealna, bo tworzy się rodzinna sytuacja, pełna zaufania. Ale ma też pewne minusy i na pewnym etapie trzeba zaufać również innym, co właśnie przy okazji tej nowej płyty robimy.
Drugą cechą dla was charakterystyczną jest bardzo mała liczba granych koncertów, jak sam mówisz - to nie więcej niż 10 rocznie. Nie jest wam potrzebny kontakt z publicznością, energia płynąca z tłumu? Zazwyczaj zespoły chcą usłyszeć jak rezonuje ich twórczość w sercach fanów, to ich napędza do tworzenia. Nie mówiąc już o korzyściach płynących z popularności...
- Mówiąc szczerze - nie. Zaraz wyjdzie na to, że jesteśmy takimi narcyzami, że poza lustrem nie potrzebujemy niczego więcej! To może być po części... prawdą [śmiech], ale poważnie - chodzi o to, że lubimy sytuacje raczej wysokojakościowe i denerwujemy się kiedy coś nie wychodzi. Mieliśmy bardzo często złe doświadczenia na koncertach, gdzie natykaliśmy się na dziwne warunki sceniczne, nie działające odsłuchy i trochę zraziliśmy się do grania. Nie dawało nam to przyjemności, bo uważaliśmy, że i my się kiepsko na scenie słyszymy i publiczność kiepsko nas słyszy. Teraz to się zmieni. Doszliśmy do wniosku, że bardzo dobry zespół powinien umieć grać w każdych warunkach, nawet przy fatalnej aparaturze technicznej. Jesteśmy więc otwarci na przejście przez taki koncertowo - akustyczny poligon.
Skoro dajecie 10 koncertów rocznie, to jak często spotykacie się na próbach?
- Próby mamy raz albo dwa w tygodniu. Warto dodać, że od płyty “Headache” zaczęło się wokół nas dziać wiele zaskakujących rzeczy i to też często sytuacje zjadające nasz czas.
1 września premierę miał singiel z płyty i teledysk TO ME, wyreżyserowanego przez norweskiego artystę Benjamina Fingera.
Dostaliście za tę płytę fantastyczne recenzje, pisała o was zagraniczna prasa a znakomici amerykańscy krytycy muzyczni Ron Hart piszący dla m.in. Rolling Stone i Billboard’a, i Sasha Frere-Jones z “Los Angeles Times” chwalą wasze dokonania. Hart napisał: „One of my favorite bands out of Europe these days is Trupa Trupa out of Gdansk, Poland. W Polsce nie mówi się o tym zbyt wiele...
- Od kilku tygodniu nasze piosenki lecą też w BBC Radio 6 i w WFMU i KEXP i The Current, u słynnych DJ-ów, w dobrych porach dnia. To raczej niezwykłe i zaskakujące. Ale i tak, najważniejsza pozostaje dla nas sama treść duchowa muzyki, czyli próby, komponowanie i nasza przyjaźń. Może jeszcze nagranie płyty i od tego roku koncerty. Sprawy wydawnicze stawiamy na drugim miejscu, tak jak kwestie PR-owo - medialne, chociaż to wszystko co się dzieje jest bardzo miłe.
Dobre recenzje mogą świadczyć o tym, że wasza strategia - najpierw doskonalenie warsztatu, potem występowanie na koncertach - dała dobre rezultaty.
- To, że graliśmy tak mało miało swoje plusy - więcej czasu spędzaliśmy w sali prób i po prostu ćwiczyliśmy, a każdy koncert zabiera go jednak dużo, bo przejazdy, organizacja... Ten czas byłby nieco zmarnowany. Teraz jednak też nie mamy zamiaru grać bardzo dużo, raczej obie te rzeczy wypoziomować.
Czy nowa płyta “Jolly New Songs” (ukaże się 27 października) jest stylistycznie odmienna od “Headache”. Singiel “To me” zapowiadający to wydawnictwo charakteryzuje też inne podejście do tekstu, który tutaj jest zredukowany do czterech słów. Czy jako poeta postanowiłeś się ograniczać i na pierwszym planie stawiasz muzykę?
- Wydaje mi się, że to ograniczenie bierze się z jakiegoś rodzaju świadomości tekstowo-muzycznej. Nie trzeba dużo, żeby było lepiej. Czasami mniej znaczy więcej - szczególnie w przypadku singla “To me” granego głównie poza polską, a oznacza to zapewne, że jest dla anglików i amerykanów odczytywalny, czyli w jakimś sensie językowo działa. Komunikuje się.
Jesteś poetą. Czy kiedy piszesz, myślisz o muzyce? O tym, jak to wybrzmi na scenie czy są to dwa oddzielne światy - pisanie wiersza, a potem szukanie odpowiednich do słów dźwięków?
- Te dwie rzeczy łączą się o tyle, że sobie pomagają. Obie są oparte na słuchu i intuicji. Coś się podoba, warte jest zapisania i zagrania, albo nie. To że siedzę mocno w literaturze na pewno pomaga mi w takiej absurdalności tekstowej, jak w singlu, o którym mówimy - “To me”, czyli w użyciu czterech słów w obrębie całej piosenki.
Czekamy na wasz koncert 6 października, który otworzy jesienny sezon muzyczny 2017 w Klubie Żak. To już tradycja, że każdą premierę płyty gracie właśnie tu. Skąd to przywiązanie?
- Bardzo dobrze pracuje się nam z ekipą Żaka - akustykami, oświetleniowcami. W ten sposób wyobrażamy sobie odświętne premiery i mam nadzieję, że teraz będzie tak samo.
A publiczność jaka jest?
- Specjalna, bo to premiery i zawsze przychodzi dużo znajomych i rodzina.
To taka bezpieczna przestrzeń.
- Tak, bezpieczna i odświętna.
W październiku zagracie jeszcze w Warszawie, a potem wyjeżdżacie do Francji na dwa festiwale - Festival SOY w Nantes i Rockomotives Festival w Vendôme. Czy potem będzie można was usłyszeć znów w Polsce?
- Po powrocie z Francji zagramy jeszcze w Białymstoku, a potem szykujemy dwutygodniową trasę koncertową po Europie.
Trupa trupa wystąpi 6 października o godz. 20 w Klubie Żak. Będzie to pierwszy koncert sezonu 2017/2018 i 60. w historii Żaka. Urodzinowym tortem Żak częstował już publiczność kilka dni temu, a teraz proponuje ucztę duchową. Oprócz “Trupy” tego wieczoru usłyszymy też Jana Emila Młynarskiego, który koncertował z najlepszymi muzykami w kraju, stworzył autorski zespóły – „15 Minut Projekt“ oraz Warszawskie Combo Taneczne, jest liderem i producentem projektu Młynarski Plays Młynarski, a teraz zbiera matriał do kolejnej płyty.
Bilety: 23 do 45 zł.
Trupa Trupa to zespół, który tworzą od siedmiu lat: Grzegorz Kwiatkowski – wokal, gitara; Wojtek Juchniewicz – bas, wokal; Tomek Pawluczuk – perkusja i Rafał Wojczal – klawisze, gitara.
|
Jesienną Nudę pod Nóż wezmą też w ten weekend w Żaku Pablopavo i Ludziki. Koncert zespołu odbędzie się 7 października o godz. 19. Zagrają materiał z najnowszej płyty “Ladinola”. Bilety: 13 do 45 zł. W Żaku jesienny sezon rozpoczyna też Gdański Festiwal Tańca 2017. Zobaczymy spektakl REVOCO Trójmiejskiego Punktu Tanecznego - godz. 19. „Zamiast opierać się zmianom, poddaj im się. Niech życie będzie z tobą, nie przeciw tobie” to cytat Shams z Tabrizu, który przyświeca spektaklowi. Pomysł, reżyseria, kostiumy, scenografia i światła: Anna Haracz, choreografia: Anna Haracz z zespołem. Wykonawcy: Anna Haracz, Sylwia Nosarzewska, Justyna Szczepanik, Natalia Szafrankiewicz, Kalina Porazińska, Natalia Murawska, Klaudia Janus. Muzyka: Sylwia Nosarzewska i Anna Haracz. Bilety: 5 do 20 zł. |