ZOBACZ ZWIASTUN:
Gest wobec Gdańska
Dlaczego ECS przed Warszawą i Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN, dla których te zdjęcia i ten film są jak powrót do domu, który niegdyś został spalony i zamordowany? Z powodu Macieja Grzywaczewskiego, który jest gdańszczaninem z krwi i kości. Za młodu - działacz demokratycznej opozycji w PRL, związany z Ruchem Młodej Polski, uczestnik sierpniowego strajku w Stoczni Gdańskiej. Później - producent filmowy, jeden z fundatorów Video Studio Gdańsk.
Związki z Gdańskiem ma też Jan Czarlewski, reżyser filmu, który urodził się we Francji, ale przez rodziców zaprzyjaźniony jest z Maciejem Grzywaczewskim i jego rodziną.

Ekran, głębokie skupienie
W piątkowy wieczór audytorium ECS zamieniło się w salę kinową, która była pełna. Wśród publiczności - ludzie, którzy tworzą trzon obywatelskiego Gdańska: dawni członkowie Ruchu Młodej Polski, dwaj z liderów sierpniowego strajku w Stoczni Bogdan Lis i Jerzy Borowczak, przedstawiciele świata kultury, przedsiębiorcy. Także - gdańska reprezentacja samorządowa: prezydent Aleksandra Dulkiewicz, wiceprezydenci Monika Chabior i Piotr Grzelak, radni Andrzej Kowalczys i Maximilian Kieturakis.
Na widowni byli też dwaj ex-prezydenci: Gdańska - Tomasz Posadzki i Gdyni - Wojciech Szczurek.
W czasie projekcji filmu w sali panowała grobowa cisza. Nie brakowało łez - wobec losu bezbronnych żydowskich mieszkańców getta i bezmiaru zła w wykonaniu zbrodniarzy, którzy swoje sumienia zamienili na ideologię niemieckiej III Rzeszy.

Leszek przemycił aparat
To nie są kolejne 33 zdjęcia z płonącego getta w Warszawie, których po prostu wcześniej nie znano. Każdy nowy ślad tamtej rzeczywistości po upływie 80 lat stanowi sensację. O fotografiach, znalezionych przez Macieja Grzywaczewskiego, mówiły media o światowym zasięgu.
Sensacja tym większa, że - jak sądzono - życie i śmierć getta dokumentowali jedynie hitlerowscy oprawcy. Teraz okazało się, że wśród polskich strażaków, których Niemcy sprowadzili do gaszenia płonących budynków wiosną 1943 roku, był ukryty fotoreporter. 23-letni Leszek Grzywaczewski przemycił do getta aparat fotograficzny, zdjęcia robił ukradkiem. W obliczu niewyobrażalnej tragedii zdobył się na samobójczą niemal odwagę - gdyby Niemcy to zauważyli, zostałby na pewno zabity. Musiał mieć świadomość zagrożenia.

Zdjęcia przemówiły
80 lat, jakie minęły od tamtych wydarzeń, to ogrom czasu, który okazał się dla twórców filmu zarówno problemem jak i błogosławieństwem. Z jednej strony, prawie nie ma już ludzi, którzy byli świadkami i uczestnikami tamtych wydarzeń. Jeśli ktoś może coś powiedzieć, to dlatego że jako małe dziecko coś słyszał, widział, zapamiętał jakieś okruchy. Jest też następne pokolenie, dla którego tamte losy są tym bardziej nieuchwytne, choć oczywiście warto próbować rodzinnej archeologii.
Z drugiej strony - dokonał się tak niesamowity postęp technologiczny, że zdjęcia da się dziś ożywić za pomocą sztucznej inteligencji. To sztuczka, ale bardzo sugestywna. Dzięki temu, w filmie te fotografie przemawiają same, z mocą, której wcześniej mieć nie mogły. Są też naukowcy, znawcy Holokaustu, którzy dzisiaj - lepiej niż kiedykolwiek - mają rozpoznane mechanizmy prowadzące do ludobójstwa.
Tak więc za sprawą filmu, dość niespodziewanie, po wielu latach, otrzymujemy ważny list z zamordowanego świata. Jest w nim ostrzeżenie, żeby nie bagatelizować, nie być obojętnym i bezczynnym - bo tym właśnie karmi się Zło, które pod pozorem gry politycznej sieje nienawiść, obiecuje lepsze życie, jeśli tylko uda się zrobić “porządek” z tymi lub innymi ludźmi. I w końcu ten "porządek" robi, jeśli tylko dostanie szansę.
ZOBACZ NASZĄ FOTOGALERIĘ Z PRAPREMIERY:
Historia dwóch aparatów
Po projekcji odbyła się dyskusja, którą moderowała Agnieszka Michajłow. Była mowa o kulisach realizacji filmu, o ludzkich losach, wplątanych w Historię, ale też o przedmiocie, dzięki któremu powstały te 33 zdjęcia. Aparat fotograficzny, którym Leszek Grzywaczewski dokumentował śmierć getta, nie zachował się do naszych czasów.
Takiego aparatu długo szukał Mirosław Bork, producent filmu. W końcu znalazł - w Niemczech. Chciał dowiedzieć się więcej na temat jego pochodzenia. Okazało się, że aparat służył komuś, kto w latach wojny należał do wojsk okupacyjnych i pracował na rzecz hitlerowskiej propagandy.
Taki sam aparat i dwie zupełnie różne ludzkie historie. Tę pierwszą warto poznać, druga - niech skazana będzie na zapomnienie.
33 zdjęcia z getta
Film dokumentalny Max Original
Reżyseria: Jan Czarlewski
Produkcja: TVN Warner Bros. Discovery, MWM Media, PISF, Instytut Kultury Miejskiej w Gdańsku, operator Gdańskiego Funduszu Filmowego.