"3-4 procent szans na przeżycie". Zeznania lekarki na procesie ws. zabójstwa prezydenta Gdańska

- Stan prezydenta Pawła Adamowicza był bardzo ciężki, doszło do zatrzymania krążenia. Miał wtedy 3-4 procent szans na przeżycie - mówiła w czwartek, 8 września, przed Sądem Okręgowym w Gdańsku lekarka z pogotowia ratunkowego, która została wezwana na miejsce zamachu. Była to 16. rozprawa w procesie dotyczącym zabójstwa prezydenta Gdańska.
08.09.2022
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl
Od początku procesu, który rozpoczął się pod koniec marca 2022 r., oskarżony Stefan W. nie odezwał się ani słowem
Od początku procesu, który rozpoczął się w marcu 2022 r., oskarżony Stefan W. nie odezwał się ani słowem
fot. Grzegorz Mehring/ gdansk.pl

Wezwanie na pogotowie - człowiek ugodzony nożem

Jednym ze świadków była 69-letnia Elżbieta L., lekarka, która wieczorem 13 stycznia 2019 r., pełniła dyżur w pogotowiu ratunkowym w Gdańsku. 
 
Elżbieta L. zeznała, że wezwanie dotyczyło ugodzenia nożem, które może zagrażać życiu. Jadąc na sygnale załoga karetki pogotowia w chwili wyjazdu z ul. Orzeszkowej na Targ Węglowy nie wiedziała, że zaatakowany został prezydent Gdańska. 

Opinia biegłych psychiatrów: zabójca prezydenta Gdańska jest zdrowy i może uczestniczyć w procesie

- Kiedy stanęliśmy tuż pod sceną, wtedy dowiedzieliśmy, że osobą, do której przyjechaliśmy jest pan prezydent Adamowicz. Pokierowano nas bocznym wejściem. W miejscu, gdzie leżał pan prezydent był półmrok, światła na scenie były już wygaszone. Prezydent był słabo widoczny, a my potrzebujemy dobrego światła, żeby wykonać niezbędne czynności ratownicze. Osoby tam będące przyświecały nam latarkami z telefonów komórkowych - mówiła lekarka z ponad 40-letnim doświadczeniem. 

Rany były zaopatrzone

Świadek zeznała, że pierwsze czynności ratownicze podjęła wcześniej, będąca na miejscu podczas koncertu, ekipa z ambulansu medycznego. - Wszystkie rany były już zaopatrzone - dodała. 
- Do mnie, ratownika i pielęgniarki, należało takie zabezpieczenie, żeby osoba mogła być bezpiecznie przetransportowana do szpitala. Musieliśmy m.in. zaintubować i założyć kłucia dożylne i odpowiednio ułożyć osobę na noszach - dodała Elżbieta L. która zdecydowała, aby zawieźć ciężko rannego prezydenta do Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego przy ul. Smoluchowskiego.
 
Wyjaśniła, że tam Paweł Adamowicz mógł liczyć na bardziej profesjonalną opiekę lekarską, niż w znacznie bliższym miejsca tragedii szpitalu przy ul. Nowe Ogrody. 

Tylko 3-4 proc. szansy na przeżycie

Lekarka przyznała, że stan Pawła Adamowicza był bardzo ciężki. 
 
- Było zatrzymanie krążenia. Koleżanka lekarka powiedziała mi, że przed naszym przyjazdem prowadzili masaż serca. Chciałabym powiedzieć, że my w trakcie akcji ratowniczej walczyliśmy o 3-4 procent szansy, jakie daje się pacjentom na przeżycie w tego typu przypadkach. Sytuacja była dramatyczna - podkreśliła.

Oświadczenie brata zamordowanego prezydenta

Po wystąpieniu lekarki głos zabrał oskarżyciel posiłkowy Piotr Adamowicz, brat zamordowanego prezydenta Gdańska. 
 
Przypomniał, że prokuratura badała prawidłowość zachowania służb medycznych na scenie, przed przewiezieniem Pawła Adamowicza do szpitala UCK.  

Zaczął się proces zabójcy prezydenta Pawła Adamowicza. Stefan W. milczał, odczytano protokoły przesłuchań

- Wszystkie wątpliwości zostały rozwiane. Postępowanie zostało umorzone. I my jako cała rodzina po analizie zebranego materiału publicznie oświadczyliśmy, że nie będziemy wnosić zażalenia od decyzji prokuratury. Personel ratowniczy i medyczny zrobił wszystko, co można było zrobić dla ratowania życia w tej tragicznej sytuacji - stwierdził Piotr Adamowicz. 

Oskarżony udaje, że jest dyrektorem aresztu

Oskarżony Stefan W. napisał do sądu trzy wnioski, w których domaga się uchylenia aresztu tymczasowego. W jednym z pism stwierdził, że to “był mord polityczny, a prokuratura PiS-u to zatuszowała”. W innym zaś wniosku zabójca prezydenta podał się za dyrektora Aresztu Śledczego w Gdańsku. "Co my mamy z nim zrobić, bo on jest jedyny polityczny, a izolacja trwa już zbyt długo i są skutki uboczne” - napisał własnym charakterem pisma Stefan W. udając szefa Aresztu Śledczego. 

Z rękawa płynęła krew

Podczas czwartkowej rozprawy zeznawała też m.in. Anna Cz., która trzy lata temu obsługiwała finał WOŚP w Gdańsku jako dziennikarka TVN24.
- Stałam z tyłu przy schodach, więc niewiele widziałam. Pamiętam moment, że ktoś wbiegł na scenę, ciężkie kroki. Potem zauważyłam, że nieznany mi mężczyzna przeprowadził prezydenta w kierunku jakiegoś głośnika i tam go posadził. Zapamiętałam, że prezydentowi paliło się ubranie, sztuczne ognie przyczepiły się do jego płaszcza, które następnie upadły na podłogę, gdzie wypaliły się do końca. Kiedy prezydent podniósł głowę zauważyłam, że ma odpływające spojrzenie. Widziałam też, jak prezydentowi z rękawa wypływa krew - mówiła b. dziennikarka TVN24.
 
Następna rozprawa w procesie zabójcy prezydenta Gdańska odbędzie się 29 września.

 

TV

Wieczór dla tramwaju widmo