Historie zwierząt z gdańskiego zoo. Iga - oswojona lwica, która uwielbiała ludzi

W najbliższą środę 27 maja, o godz. 15.00, w cyklu Historie zwierząt z gdańskiego zoo rozmawialiśmy o Idze, która była maskotką pracowników i gości ogrodu w latach 70 - tych XX wieku. Choć dzisiaj trudno to sobie wyobrazić, mała lwica spacerowała po gdańskim zoo niczym urokliwy psiak. Była głaskana i przytulana przez zwiedzających zoo, przez co szybko stała się ich ulubienicą.
46:22
2020-05-27
Produkcja:

Gdańskie Centrum Multimedialne

Kategoria: Puls miasta
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl

Iga urodziła się 1973 roku w warszawskim zoo. Odrzucona przez matkę, znalazła opiekę i dom w Gdańskim Ogrodzie Zoologicznym. 

- To były czasy w których, mimo że sieć polskich ogrodów zoologicznych była ze sobą bardzo zżyta, powiedziałbym nawet zaprzyjaźniona (...), panowała zasada sprzedaży zwierząt. Dzisiaj już takich działań się nie praktykuje. Tam, gdzie są dobre warunki, do ogrodów zrzeszonych w polskim i europejskim stowarzyszeniu, zwierzęta oddaje się - mówi Michał Targowski, dyrektor Gdańskiego Ogrodu Zoologicznego. 

Michał Targowski mówił także, że w dokumentach potwierdzających sprzedaż lwicy nie ma informacji o kwocie, ale dyrektor zoo szacuje, że mogły to być pieniądze zbliżone do dzisiejszych dwóch tysięcy złotych. Kto śledził nasze poprzednie rozmowy z cyklu “Historie zwierząt z gdańskiego zoo” może być zaskoczony tą informacją, ponieważ wartość lwicy była znacznie mniejsza niż wartość słonia (kilka tysięcy dolarów) czy kondora za którego można było oczekiwać pieniędzy rzędu dzisiejszych 10 czy 15 tys. euro. 

- Zwierzęta cenne, rzadkie, niespotykane w ogrodach, były w pikantnych cenach - wyjaśnia Michał Targowski. 

Gdy Iga trafiła pod wikt pracowników działu hodowlanego, miała niespełna cztery miesiące. Została odchowana i oswojona przez człowieka, przez co szybko i trwale weszła w przyjacielskie relacje z ludźmi. 

- Iga wychowywała się w pokoju gościnnym, ale ponieważ takie 3,5 miesięczne kocię jest w miarę samodzielne, chodziła sobie po biurze, przez co nawiązała bardzo bliski kontakt z pracownikami. Kiedy nastał sezon, zaczęła chodzić po ogrodzie. Kupiono jej zwyczajną smycz, jak dla psów. Do tego stopnia nauczyła się chodzić ze smyczą, że po czasie, gdy tę smycz wyeliminowano, ona trzymała się nogi opiekuna niczym pies. Szalenie lubiła się bawić. Iga była rozchwytywana przez fotoreporterów. 

Iga była też rozchwytywana przez gości zoo i bardzo szybko stała się ulubienicą zarówno dzieci, jak i dorosłych. Spacery z Igą po zoo odbywały się bardzo często i każdy, kto chciał, mógł w nich uczestniczyć. 

- Iga ponad rok biegała po lasach oliwskich, oczywiście w ramach ogrodzenia ogrodu, który ponad 130 hektarów. Można było ją gonić, przewracać, Iga rzucała się na opiekuna i lizała go. Strach pomyśleć, gdyby dzisiaj taką odpowiedzialność wziąć podczas zabawy z dzikim, niebezpiecznym zwierzęciem - opowiada Michał Targowski. 

Dyrektor Targowski podkreślał także, że w przypadku drapieżników, nawet oswojonych, natura można dać o sobie znać i zwierzę, któremy instynkt przypomina o potrzebie dominacji, może stać się niebezpieczne dla otoczenia. Dlatego podjęto decyzję, że Iga trafi na wybieg dla lwów. 

W latach 70-tych w gdańskim zoo mieszkała para lwów. Iga ze względów bezpieczeństwa nie została z nimi połączona, ale miała z nimi kontakt. Gdy starsza samica padła, pracownicy zoo wyczekiwali czasu, kiedy Iga będzie miała ruję. 

- Wtedy wszelkie animozje odchodzą na bok, decydują feromony i samiec na szczęście samicę zaakceptował - dodaje Michał Targowski. 

Pomimo połączenia z samcem, Iga nigdy nie straciła dobrego kontaktu z opiekunami, w szczególności z ówczesną kierownik działu hodowlanego - Marią Szlenk. 

- Kiedy było bardzo dużo ludzi pani Szlenk potrafiła wejść pomiędzy barierkę a klatkę, wołała “Igusia” i ta biegła do niej niczym oswojony piesek. Iga przylegała mocno do krat, pani Maria ręce wkładała do środka, drapała ją za uszami, pod brodą, Iga to uwielbiała. Myślę, że gdyby pani Maria weszła do klatki, to Iga nic by jej nie zrobiła. 

Michał Targowski był w tamtych latach asystentem działu howolanego i nie miał pozwolenia na zachowania, które praktykowała pani Maria. Jak przyznał jednak w naszej rozmowie, głaskał Igę, gdy nikt nie widział. 

Iga przeżyła w Gdańskim Ogrodzie Zoologicznym 12 lat. Nie doczekała się potomstwa, przyczyną jej śmierci było ropomacicze. 

Rozmawiała: Natalia Gawlik
 

Powiązane:
Więcej z: Puls miasta