- Kangury to zwierzęta bardzo płochliwe, nieprzewidywalne w swoim zachowaniu, nawiązanie z nimi bliskiego kontaktu zdaje się być niemożliwe, chociaż w życiu ogrodu zoologicznego zdarzają się cudowne wyjątki i takim wyjątkiem było odchowanie Gacka przez Andrzeja Gutowskiego, naszego długoletniego szefa działu zwierząt kopytnych - mówi Michał Targowski, dyrektor Gdańskiego Ogrodu Zoologicznego.
Kangury nie mają oczywiście nic wspólnego ze zwierzętami kopytnymi, podział ten wynika z wewnętrznych ustaleń związanych z systemem pracy w gdańskim zoo.
Gdy kangur się rodzi, jest wielkości małej fasoli. Dzięki “ścieżce” ze śluzu utworzonej przez matkę, maleństwo przedostaje się do jej torby, gdzie spędza od 7 do 9 miesięcy. Gdy jednak młody kangur wypadnie z torby matki, często zdarza się, że nie ma już możliwości powrotu, co równoznaczne jest ze śmiercią. Taka sytuacja miała miejsce w 2003 roku, gdy w Gdańskim Ogrodzie Zoologicznym urodził się Gacek. Choć mały kangurek nie miał jeszcze sierści, jego ciało było już w pełni wykształcone. Właśnie dlatego w gdańskim zoo podjęto próbę uratowania i odchowania Gacka.
- Odchować sztucznie kangura to rzecz bardzo trudna, w 90 proc. nie udaje się. Jest trudno szczególnie wtedy, gdy na wybiegu znajdziemy maleństwo, które jeszcze nie ma owłosienia. Młode wyrzucone z jakiegoś powodu z torby matki, narażone jest na przykład na niską temperaturę. (...) Próby umieszczenia kangura w torbie i przytwierdzenie go do gruczołu sutkowego, zazwyczaj nie udają się, bo samica jest już tak zdenerwowana faktem, że grzebie w jej torbie, że umiejętnym i wyćwiczonym ruchem mięśni brzucha wyrzuca młode - wyjaśnia Michał Targowski.
Takiego, wurzuconego przez samicę malucha, znalazł w 2003 roku Andrzej Gutowski. Choć szanse kangura na przeżycie były znikome, każdy dzień przynosił nadzieję, że będzie to historia ze szczęśliwym zakończeniem.
- Gacek dostał piękną torbę, którą Andrzej sam uszył. Przywiązał ją do brzucha i swoim ciałem ogrzewał kangurka - dodaje Michał Targowski.
Pan Andrzej opiekował się Gackiem jak własnym dzieckiem przez około 7 miesięcy, czyli tyle czasu, ile maluch powinien spędzić w torbie mamy. Opiekun najpierw przeniósł się do zoo, w późniejszym okresie, Gacek mieszkał w domu pana Andrzeja. Okazało się, że chęć opieki nad kangurem wykazywał nie tylko pan Gutowski, ale także jego pies.
Gdy przyszedł czas powrotu Gacka do stada walabii Benetta, Gacek nie umiał się tam odnaleźć. Nie został zaakceptowany przez stado, dlatego wyjechał do ogrodu zoologicznego w Toruniu i tam, w otoczeniu wyłącznie samic, czuł się dobrze.
- Biorąc pod uwagę przyszłość takiego zwierzęcia, Gacek miał szczęście, bo trafił do ogrodu, gdzie potrzebowano samca. Zazwyczaj zwierzęta odchowane przez człowieka, trudno się odnajdują w dorosłym życiu. Gorzej mają samce, bo są od razu eliminowane przez stado. Te osobniki mają wkodowanych tyle cech ludzkich, np. zapach, że stado od razu rozpoznaje, że jest to odmieniec.
Gacka już nie ma, ponieważ zakończył swój żywot. Walabie Benetta żyją około piętnastu, siedemnastu lat.
Rozmawiała: Natalia Gawlik