"27 śmierci Toby’ego Obeda" to książka-reportaż opowiadający o procesie wynarodawiania dzieci rdzennych mieszkańców w Kanadzie oraz o tym, jak współczesne państwo rozlicza się z tamtymi praktykami.
Joanna Gierak-Onoszko opowiadała o pracy nad książką i o problemie związanym z językiem, znaczeniem słów.
- Słowa dla nas neutralne, przezroczyste, w Kanadzie uważane są za obraźliwe. Takim słowem na przykład jest „Indianin”. Dla nas, wychowanych na książkach Karola Maya, romantycznym micie, to słowo ma pozytywne konotacje, ale w Kanadzie uznaje się, że słowo „Indianin” jest czymś obraźliwym. Wychodzi z kolonialnej, bardzo brutalnej tradycji. W słowniku wrażliwego Kanadyjczyka to słowo dzisiaj nie funkcjonuje. W języku publicznym słowa „Indianin” nie wypada już używać.
Autorka książki jako przykład słowa obraźliwego dla Kanadyjczyków podała Eskimosa.
- Sama pamiętam, gdy jako dziecko chodziłam do Oliwy przy parku do cukierni-lodziarni Eskimos. I ten szyld wisi tam do dzisiaj, jest przypomnieniem naszej gdańskiej tradycji. W Kanadzie to słowo jest obelgą, oznacza zjadacza surowego mięsa.
Joanna Gierak-Onoszko przez dwa lata mieszkała w Kanadzie, zajmując się tematem do swojej książki-reportażu.
– Na początku czytałam gazety, bo ten temat jest na pierwszych stronach kanadyjskich dzienników. Nie można od tego uciec. Potem szukałam bohatera i wreszcie mogłam spisać życie Toby’ego Obeda, który tak jak podobne mu 150 tysięcy dzieci został w takiej szkole zamknięty. W Kanadzie nazywa się ich ocaleńcami. To on przeprowadza nas przez tę historię. Ostatnią taką szkołę zamknięto dopiero w 1996 roku. Ci ludzie mają dziś czterdzieści parę, pięćdziesiąt parę lat - mówiła. - Jest też inny, ogromny temat: to szpitale dla rdzennej ludności. Czeka on wciąż na swojego autora.
oprac. WG