Msza św. w Bazylice Mariackiej na 229 rocznicę Konstytucji 3 Maja

- Historia narodów nieraz udowodniła, że niedopracowana konstytucja może być doskonała podczas rządów mądrych ludzi, a ta najbardziej wypracowana jurydycznie będzie okropna podczas rządów ludzi głupich - mówił w Bazylice Mariackiej ks. kanonik dr Tomasz Frymark na 229-lecie Konstytucji 3 Maja.
1:12:00
2020-05-03
Produkcja: Gdańskie Centrum Multimedialne
Kategoria: Puls miasta
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl

W ostatnich tygodniach portal Gdansk.pl transmitował msze św. z kościoła Św. Jana i Św. Mikołaja. Tym razem nasze kamery ustawiliśmy w największej gdańskiej świątyni, Bazylice Mariackiej. Mszy św. przewodniczył proboszcz Bazyliki, ks. prałat Ireneusz Bradtke.

Mszę odprawiono głównie w intencji Ojczyzny, by panowała wśród rodaków zgoda, wzajemne zrozumienie i szacunek.

Ks. Ireneusz Bradtke przypomniał, że 3 maja przypada także czwarta rocznica śmieci pierwszego metropolity gdańskiego, Tadeusza Gocłowskiego. Nawiązał on także do wydarzeń z przełomu lat 70. i 80., kiedy to coraz aktywniej działał w Gdańsku Ruch Młodej Polski.

Niedzielne kazanie, poświęcone głównie Konstytucji i sytuacji politycznej w kraju, wygłosił ks. kanonik dr Tomasz Frymark. Poniżej jego obszerne fragmenty:

- Trzeba nam dziś przyznać, że z działalności Sejmu Czteroletniego (to on uchwalił Konstytucję 3 maja 1791 r. - red.) nic nie przeszło do potomności. Armia, skarb, usamodzielnienie poszły w gruzy. Wszystko przepadło. Została tylko Konstytucja, na papierze. Ostatnia pamiątka stała się relikwią. Niech mi będzie wolno użyć takiego porównania: Konstytucja jest pasem. Człowiek, czy to gruby czy chudy, mogą się nim na zmianę posługiwać. Trzeba go zwężać lub rozluźniać, a nie zaraz wyrzucać, gdy źle przylega.

Zauważmy proszę - rekonstruowanie przeszłości w sposób selektywny jest jednym ze sposobów poszczególnych narodów na wynalezienie samych siebie. Promowanie historii narodu zawsze odgrywało ważną rolę we współczesnych systemach oświaty. Powszechnie uważa się, że historia narodowa, jak należy oczekiwać, dotycząca przeszłości ludzi, którzy się jej uczą i jej nauczają, buduje poczucie patriotyzmu, tożsamości i odpowiedzialności obywatelskiej. I z tego powodu cieszy się poparciem rządów, których celem jest zaszczepienie obywatelom poczucia narodowej spójności. Ją samą przeciwstawia się na ogół historii powszechnej, czyli przeszłości "tych innych". Stąd bardzo istotna jest równowaga proporcji między tym co narodowe, a tym co powszechne. Jeżeli stanie się inaczej to nigdy nie zrozumiemy własnej historii, a wnioski z niej wyciągane okażą się błędne. Wielu myślicielom i działaczom zdawało się, iż ich kraj może być szczęśliwym dopiero, gdy ma dobrą Konstytucję. Dyskutowali zażarcie o prawach i ustrojach, pomijając zupełnie kwestię ludzi. Oni sprawiali wrażenie, jakoby mieli jasny pogląd w sprawie, tyle że nie zmącony znajomością tematu. Oni nie rozumieli, że istotą rzeczy jest kto rządzi, a nie - jakie prawa obowiązują. Historia narodów nieraz już udowodniła, że niedopracowana Konstytucja może być doskonała podczas rządów mądrych ludzi, a ta najbardziej wypracowana jurydycznie - będzie okropna podczas rządów ludzi głupich - podkreślał ks. Tomasz Frymark.

Ks. Frymark nawiązywał m.in. do teorii teologa szwajcarskiego, Hansa Urs von Balthasara.

- Zapytajmy więc: czemuż tak się dzieje? Otóż nikt z nas nie jest w stanie ogarnąć prawdy w całej jej złożoności. Wybitny XX-wieczny teolog szwajcarski, Hans Urs von Balthasar, nazywał to symfonicznością prawdy. Zauważmy proszę, że symfoniczność muzyki polega na tym, że dopiero po umiejętnym połączeniu dźwięków granych przez różne instrumenty, usłyszymy prawdę utworu w całej jej złożoności, zaplanowanej przez kompozytora. Piękno muzyki nie odsłoni się, gdy wszyscy muzycy na różnych instrumentach zagrają tę samą melodię, lecz wtedy, gdy każdy zagra inaczej od drugiego to, co ma do zagrania. To piękne i bogate w treść porównanie umożliwia docenienie wielostronności spojrzenia na prawdę. Pozwala ono też na rozróżnianie między kakofonią a symfonią. Z kakofonią mamy do czynienia wtedy, gdy każdy gra sobie. Symfonią zaś - gdy wszyscy grają równocześnie, ale w jednej orkiestrze, pod jedną batutą, jedynie czasem występują solowo.

Uznanie symfoniczności prawdy wymaga zatem rozważania i uwzględniania spojrzeń na rzeczywistość odmiennych od mojego. Oto okazuje się, iż dopiero wtedy jestem w stanie zobaczyć złożoność otaczającego mnie świata zaplanowaną przez Stwórcę. Przy czym wcale nie oznacza to dążenia do ujednolicenia. Symfonia nie oznacza bynajmniej jakiejś ckliwej, pozbawionej napięć harmonii. Bo wielka muzyka jest zawsze dramatyczna. Nie chodzi zatem o to, aby sztucznie niwelować różnice, lecz by mieć świadomość zespołowego charakteru partytury, jaką mamy do odegrania. Przedstawianie swojego punktu widzenia jako jedynie słusznego dla Polaka, patrioty, może tu być porównane do zachowania muzyka, który pragnie, aby wszyscy w orkiestrze symfonicznej grali z tych samych nut, co on. No tak, ale wówczas nie byłoby orkiestry – podkreślał gdański duchowny.

 

W opinii ks. Frymarka, wielu uczestników polskich sporów kieruje się zasadą: "Gdyby wszyscy myśleli tak jak ja, to nie byłoby problemów".

- I tak, zamiast praktycznej zgody na różnorodność w jedności, rodzi nam się absolutyzacja swojego rozumienia społeczno-politycznych kwestii. wiary, i prezentowanie ich jako jedynego uprawnionego polskiego sposobu myślenia i działania. Kochani, zbyt często atmosfera polskich sporów wywołuje wrażenie, że druga strona znajduje się na granicy apostazji. Język sporu bywa tak emocjonalny i pełen niechęci do oponenta, że wręcz przeradza się w retorykę nienawiści.

Skąd wśród nas tak mało zrozumienia dla różnorodności, skąd taka tęsknota za ujednoliceniem, a nie jednością w różnorodności, skąd zawężanie przestrzeni wolności? Wydaje się, że to polski sposób uprawiania polityki jest temu winien. Zauważmy, iż przenika ona w głąb Kościoła, stając się głównym kryterium opisu świata i wyznacznikiem postaw wobec innych. Oczywiście, od polityki nie uciekniemy i nie powinniśmy w naszym postrzeganiu rzeczywistości uciekać. Nie możemy jej jednak uważać za sprawę najważniejszą. Bo polityka nie zbawi świata. Owszem, przyszłość Polski w pewnej mierze, zależy od tego, kto rządzi, jakie działania są prowadzone, a jakie odrzucane, jakie ustawy są przyjmowane i jaki jest ich fundament aksjologiczny. Ale przyszłość naszej ojczyzny zależy jednak bardziej od atmosfery miłości panującej w naszych rodzinach, od tego jakie wartości są realnie cenione, a przez to przekazywane w domu, w szkole, od naszego zaangażowania w pracy i aktywność obywatelską, od tego czy Kościół potrafi być domem i szkołą wspólnoty. Żyjemy w czasach, w których pogrzeb jest ważniejszy od zmarłego, wesele jest ważniejsze od autentycznej miłości, wygląd jest ważniejszy od intelektu i transparentności poglądów i wyborów.

 

Ks. Frymark stwierdził, że żyjemy obecnie w kulturze opakowań, która gardzi zawartością, i sami pozwoliliśmy na taki stan rzeczy.

- Jeśli podziały polityczne rozbijają nasze relacje w rodzinie czy parafii, to znaczy, że pozwalamy polityce wchodzić tam, gdzie nie powinna mieć wstępu.

To nie politycy powinni swoimi decyzjami wpływać na to, czym powinien zajmować się Kościół. Raczej odwrotnie. To Kościół, rzecz jasna między innymi, a nie wyłącznie, ma wyznaczać standardy, do których politycy powinni się dostosowywać. Tymczasem u nas częściej polityka niż wiara opanowuje światopogląd człowieka. Politycy zabiegają o sztuczne stworzenie katolicyzmu toruńskiego, łagiewnickiego, mariackiego. Niektórzy wpadają w tę pułapkę i w konsekwencji to polityka staje się dla nich głównym kryterium porządkowania rzeczywistości. Ale nic bardziej błędnego. Wobec dramatycznie pogłębiających się podziałów politycznych, nie słyszymy nawet pytania: "Czy potrafię kochać bliźniego swego, w tym także mojego oponenta politycznego?". Czy jest zatem nadzieja, że nasza polska kakofonii przekształci się w piękną symfonię? Nie jest tutaj łatwo o nadzieję, zwłaszcza że, niestety, nie widać dyrygenta, który potrafiłby nadać orkiestrze ład i porządek, uporządkować jej pluralizm. Wydaje się, że łatwiej byłoby uzyskać pozytywny efekt, gdybyśmy wszyscy zdawali sobie sprawę, że celem naszego wspólnego grania nie może być satysfakcja muzyków. Szanowni siostry i bracia, ta orkiestra nie gra dla siebie. Po to zostaliśmy zwołani przez Pasterza w jedną owczarnię, Kościół, tą wielogłosową orkiestrę, aby być wyrazistym znakiem Jego miłości do człowieka.

Gdybyśmy bardziej pamiętali o tych, do których chcemy dotrzeć, którzy nie spotkali jeszcze Boga żywego, Boga miłości, może mniej wtedy skupilibyśmy się na wypominaniu sobie nawzajem dysonansów i błędów, a bardziej - na wspólnym wykonywaniu dzieła. Słuchaczom łatwiej byłoby usłyszeć napisaną przez Stwórcę piękną melodię, którą od pokoleń, niestety nieudolnie, usiłujemy zagrać. Nam chrześcijanom wypada pamiętać, że nawet najlepsza, najbardziej uznana i szanowana ludzka Konstytucja, w przeciwieństwie do Dekalogu, nie jest wykuta w kamieniu, lecz napisana na papierze.

Nie do mnie należy jak przyjdzie mi umrzeć, ale do mnie należy, jak będę dla niej żył. Bowiem chrześcijanin ma jedną niereformowalną z upływem wieków i najważniejszą Konstytucję - jest nią Przykazanie Miłości do Boga i bliźniego. Uważam, że w nim mieści się też Ojczyzna.

 

 

Więcej z: Puls miasta