Skórzane maski w kształcie ptasich dziobów z wbudowanym pojemnikiem na zioła nosili lekarze już podczas epidemii dżumy w 1709 roku w Gdańsku. Służyły one bardziej okadzaniu, a ich stosowanie skończyć się mogło zatruciem.
Lekarstw nie było - sok z ropuchy przygotowywany w nowiu czy proszek z mumii, nie pomagały cierpiącym na dżumę, ale kwarantanna jako skuteczny środek zapobiegający rozprzestrzenianiu się choroby stosowana była już w średniowieczu.
Okazuje się, że dzisiejsza podstawowa zasada czystości - mycie rąk - ma tragiczną historię. Sięga lat 40. XIX wieku, i choć trudno w to uwierzyć, odkrycie Ignaza Philippa Semmelweisa, ówczesnego ordynatora oddziału położniczego wiedeńskiego szpitala, który jako pierwszy dostrzegł zależność pomiędzy aseptyką a śmiertelnością pacjentek na oddziale - nie spotkało się z entuzjastycznym przyjęciem. Lekarz zmuszał studentów medycy do mycia rąk przed wejściem na salę chorych, ale nie potrafił wytłumaczyć, dlaczego to działa. Jego teoria nie znalazła poklasku, uznawano go za furiata. Ostatecznie, życie lekarza skończyło się tragicznie.
Historia rozwoju medycyny zna wiele szokujących przykładów zmagania się ludzkości z chorobami. Ilustruje drogę jaką przebyliśmy do dzisiejszego stanu wiedzy.
- Tylko czy możemy mieć pewność, że przyszli mieszkańcy Ziemi nie będą uśmiechali się z przekąsem czytając o naszych zaleceniach? - pyta retorycznie dr Piotr Paluchowski, historyk, pracujący w GUMed, współautor książki i wystawy w Muzeum Gdańska o historii szpitalnictwa w Gdańsku.
Program “Wszystkie strony miasta”, którego gościem był dr Piotr Paluchowski, prowadziła red. Anna Umięcka.