Sebastian Łupak: Przez telefon powiedziałeś mi, że masz małe dziecko...
Oskar Piechota: Synek ma rok i cztery miesiące...
No, to nici ze snu w nocy! Wstajesz niewyspany, a tu za chwilę czeka Cię debiut w UFC!
- Od pewnego czasu śpię w drugim pokoju. Młody potrafi w nocy dać popalić. Niejednokrotnie mnie budził. Ciężko byłoby rano robić trening. Więc ukłony dla mojej partnerki, bo mocno mnie teraz wyręcza. Ale życie zmieniło się na plus, bo dzięki małemu jest dużo radości w domu…
No a tata musi zarobić na pieluchy i kaszki dla synka. Ciężki kawałek chleba. Czy utrzymujesz rodzinę z walk MMA?
- Jeszcze nie. Jest to wciąż sport mało dochodowy. Trzeba mieć na początku inną pracę, bo w domu są rachunki do opłacenia. Na razie nieliczne osoby w Polsce mogą się z tego utrzymać. W sezonie miałem więc wypożyczalnię sprzętów wodnych na plaży na Stogach. Poza tym jestem trenerem personalnym po AWF w Gdańsku, więc prowadzę treningi grupowe i indywidualne.
Dzięki walce UFC podreperujesz trochę budżet domowy?
- UFC jest płatne w dolarach. Plus są bonusy: za walkę wieczoru, za nokaut wieczoru, albo za poddanie wieczoru można dostać nawet 50 tysięcy dolarów! No to już byłby jakiś zastrzyk gotówki...
Poddanie wieczoru?
- Jeśli bym przeciwnika dusił, a on by odklepał, poddał się...
Życzę Ci tego! Widziałem, że walczyłeś wcześniej dla federacji Abu Dhabi Combat Club (ADCC). Wyobraziłem sobie szejków, którzy też dobrze płacą w petrodolarach...
- ABCC to są najpierw mniejsze starty: w Polsce, w Europie. Można wygrać odżywki i medal. Pieniądze zaczynają się na głównych zawodach w Abu Dhabi, raz na dwa lata. To jest elitarny turniej: w danej kategorii wagowej dostaje się tylko 16 osób z całego świata. W moim przypadku to waga 87,9 kilo. Dostaje się tylko mistrz Europy, ktoś z Brazylii, z innych zakątków świata. Tam już można jakieś pieniądze zarobić: 10-40 tysięcy dolarów. Ale najpierw trzeba się tam dostać...
Masz teraz wyłączność na walki dla federacji UFC?
- Tak. W MMA mam wyłączność dla UFC na cztery walki. Kontrakt miał 32 strony, sporo czytania! (śmiech) Chciałbym się tam utrzymać jak najdłużej. Ciężko się do UFC dostać. Jest bardzo duża konkurencja, raczej zwalniają niż przyjmują nowych. Ale w grapplingu [od red.: walka na chwyty] to mogę walczyć w innych federacjach. Tam są nieco inne zasady i różnice w przepisach.
Co to znaczy: 9-0-1?
- Znaczy, że mam na koncie dziewięć wygranych, zero przegranych i jeden remis.
Ile z tego wygranych przez nokaut?
- Poczekaj, niech się zastanowię…. raz, dwa, trzy… cztery przez nokaut!
Wygrać przez nokaut to nobilitacja?
- Dla kibiców to jest na pewno bardziej ekscytujące i większa reklama dla mnie jako zawodnika. Jeśli walka szybko się kończy, to łatwiej się to ludziom ogląda. Wiadomo: pojedynek pięciorundowy z jedną rundą po pięć minut to już długo. To jest jednak różnica siąść przy komputerze czy przed telewizorem na pół godziny, a na pięć minut, w czasach, gdy żyje się bardzo szybko i można obejrzeć w tym czasie sto różnych innych rzeczy. Więc marketingowo nokaut lepiej działa. Dążę do poddań i nokautów, ale nigdy się na to nie nastawiam. Każda walka jest bardzo nieprzewidywalna. Najważniejsze jest zawsze zwycięstwo!
Ile potrwa Twoja walka w Gdańsku?
- Moja walka to trzy rundy po pięć minut. Ale z reguły walki wieczoru, walki o pas, to pięć rund po pięć minut.
Twój przeciwnik, Jonathan Wilson, przegrał ostatnie dwie walki. Podobno jest na wylocie z UFC?
- To prawda. Trzy, cztery przegrane walki pod rząd i UFC dziękuje ci za współpracę. Nie ma zmiłuj.
Czyli on tak naprawdę walczy w Gdańsku o życie?
- Może tak być. Ale ja też walczę o życie. Każdy dąży do zwycięstwa. Moi trenerzy już go rozpracowują: wyłapują jego słabsze strony. Będę więc pod niego przygotowany.
Nazywają cię czule “Imadło”…
- Bo moja ulubiona technika to tzw. brabo choke - duszenie rękoma. Wygrałem tak kilka walk i koledzy zaczęli mówić, że jest imadło w łapach (śmiech).
Dla wielu osób wychowanych na boksie, zapasach czy judo, MMA toczone w klatce - to barbarzyństwo. Używacie przecież kolan, łokci, duszenia. Brutalne...
- Wiadomo, że te walki są czasem krwawe, ale jest mnóstwo zasad, które trzeba znać. MMA to zapasy, boks, boks tajski, jiu-jitsu, parter. Trzeba być wszechstronnym: umieć boksować, obalać i odnaleźć się w parterze. Nie można uderzać w krocze, kopać w głowę leżącego, uderzać w tył głowy - jest wiele innych przepisów, które chronią zdrowie zawodnika. Te przepisy się z czasem zaostrzyły. Łokcie już nie są dozwolone z każdej płaszczyzny. Na przykład z “dwunastej na szóstą” są zabronione…Gdybym chciał centralnie uderzyć łokciem z góry do dołu, to nie mogę. Tylko boczne łokcie są dozwolone. Dla laika to może wyglądać na wolną amerykankę, ale najpierw trzeba się wgłębić w zasady.
Miałeś problemy ze zdrowiem? Zawodnicy często kończą walki z połamanymi kośćmi...
- Miałem operację więzadła krzyżowego w kolanie, a poza tym codzienność: siniaki, stłuczenia, skręcenia.
Jak trafiłeś do tego sportu?
- Najpierw, jako 10-latek, chodziłem na judo. Boks tajski i jiu-jitsu zacząłem trenować w wieku 17 lat. W MMA najpierw walczyłem amatorsko. Pierwszą zawodowa walkę miałem w 2011 roku. Zawsze miałem żyłkę do sportu, trenowałem też piłkę nożną. Ale ja się uważam za pracowitą i ambitną osobę, a w sporcie drużynowym odpowiedzialność jest na całej drużynie. Co z tego, że dwóch, trzech zostawi na boisku serce, jak reszta będzie miała “wylane”?! W klatce jestem zdany tylko na siebie i to mi pasuje. Poza tym lubię sporty kontaktowe, lubię się “poszarpać” z innymi.
Wchodzisz czasem do klatki "na strachu"?
- Każdy zawodnik ma chwile lęku, bo może przegrać. Wiele myśli się wtedy w głowie kłębi. Ale ja emocje trzymam do końca, skupiam się i koncentruję tuż przed samym wejściem do klatki. Odłączam złe myśli i wychodzę, żeby dać dobrą walkę.
Wiele osób zarzuca MMA, że zdarzają się w tym sporcie tzw. freak fights, walki frików: popularny wśród młodzieży raper walczy ze strongmanem - dużo w tym reklamy, marketingu i show, ale same walki są słabe…
- Generalnie nie jestem przeciwnikiem takich pojedynków. Prosta sprawa: jeśli to się sprzedaje, to znaczy, że jest to potrzebne. Ludzie to lubią, a organizatorzy na tym zarabiają dobre pieniądze. Wyprzedali dzięki MMA Stadion Narodowy! Ale na szczęście coraz więcej osób chce oglądać typowo sportowe walki, a nie te freak fighty. Ktoś przyjdzie na show, a przy okazji zobaczy prawdziwy sport. Dodam, że w UFC są same poważne walki, to jest czysty sport!
Jaka muzyka prowadzi Cię do klatki?
- Taka fajna piosenka z francuskiego filmu “Amelia”. Jeszcze nie widziałem całego filmu, ale słyszałem, że jest bardzo dobry.
Ergo Arena Ci pomoże?
- Bardzo się cieszę, że zawalczę w moim mieście. Doping będzie naprawdę bardzo mile widziany!
Bardzo poukładany jesteś. Skromny, miły i grzeczny...
- No i żadnych tatuaży jeszcze nie mam (śmiech).
UFC FIGHT NIGHT 118: COWBOY vs. TILL
21 października (sobota), Ergo Arena, godz. 17.30. Można jeszcze kupić bilety na płytę (trybuny wyprzedane) w cenach od 499 do 2299 zł.
Kolejność walk: Pojedynek w kategorii piórkowej Felipe Arantes vs Josh Emmett Pojedynek w kategorii koguciej Lina Lansberg vs Aspen Ladd Pojedynek w kategorii półśredniej Jim Wallhead vs Warlley Alves Pojedynek w kategorii piórkowej Artem Lobov vs. Andre Fili Pojedynek w kategorii średniej Trevor Smith vs Ramazan Emeev Pojedynek w kategorii koguciej Damian Stasiak vs Brian Kelleher Pojedynek w kategorii ciężkiej Anthony Hamilton vs Adam Wieczorek Pojedynek w kategorii lekkiej Marcin Held vs. Teemu Packalen Karta Główna: Pojedynek w kategorii średniej Oskar Piechota vs Jonathan Wilson Pojedynek w kategorii półciężkiej Jan Błachowicz vs Devin Clark Druga walka wieczoru Pojedynek w kategorii słomkowej Karolina Kowalkiewicz vs. Jodie Esquibel Walka wieczoru Pojedynek w kategorii półśredniej Donald Cerrone vs. Darren Till |