W niedzielę, 15 kwietnia, ponad 2700 osób z 14 krajów wystartuje w czwartej edycji Gdańsk Maratonu, najlepszej imprezie biegowej na tym dystansie w Polsce.
Większość z uczestników to amatorzy, dla których start na dystansie 42 km i 195 metrów jest przede wszystkim walką z sobą, z własnymi słabościami. Ale także - szczególnie dla osób, które pobiegną po raz kolejny - chęć pokonania barier czasowych. W tym pomóc mają pacemakerzy (nazywani też „zającami”), czyli zawodniczki i zawodnicy, którzy do mety docierają w określonym czasie np. 3 godziny i 30 minut.
Podczas tegorocznej edycji Gdańsk Maratonu będzie biegło 16 pacemakerów. Dwaj z nich Zbigniew „Zibi” Jakubek i Dariusz Lulewicz opowiadają nam, kim są pacemakerzy, jakie jest ich zadanie, jak ich rozpoznać na trasie.
Który to wasz start w roli pacemakera?
Zbigniew Jakubek: - Mój chyba dwunasty, czwarty w maratonie.
Dariusz Lulewicz: - Mój ósmy, dziewiąty... chyba dziesiąty.
Jakie jest najważniejsze zadanie pacemakera?
Lulewicz: - Utrzymywanie równego tempa podczas biegu zgodnie ze słowem pacemaker, co znaczy: tworzący tempo, trzymający tempo. Nie przyspieszać, nie zwalniać, by nie zamęczyć biegaczy. Jesteśmy od tego, by od startu do mety biec stałym i równym tempem. Wspieramy też biegaczy, dopingujemy ich, pomagamy przezwyciężyć kryzysy.
Z czym zawodnicy mają największy problem?
Jakubek: - Z utrzymaniem tempa. Często przyspieszają, zwalniają, nie potrafią utrzymać równego kroku. Jesteśmy po to, by biec równym krokiem, by dać innym pewność, że dotrą do mety w czasie, który sobie zaplanowali.
Zdarza się, że biegacze mają do Was pretensje?
Lulewicz: - Głównie o to, że biegniemy za szybko, że szarpiemy tempo, że biegniemy niezgodnie z czasem. Z tym się nie zgadzamy, wiemy swoje. Zresztą na mecie okazuje się, że przybiegamy w określonym wcześniej czasie. Nigdy nie przybiegamy wcześniej, choć moglibyśmy, na przykład o dwie minuty
Ile osób biegnie w Waszym tempie?
Jakubek: - Biegnę na cztery godziny, to zawsze jest największa grupa. Sytuacja sprzed roku: biegnę, oglądam się a za mną i kolegą, bo jako pacemakerzy biegniemy we dwóch, dosłownie morze ludzi. Ile? Nie wiem, może ze czterysta.
Osoby, które chcą zmieścić się w czterech godzinach, na mecie muszą być tuż za Panem?
Jakubek: - Nie, one muszą być przede mną. Jak przybiegam pięć, siedem sekund przed czterema godzinami i te osoby muszą być przede mną na mecie.
Ile osób z tych czterystu dobiega w ciągu czterech godzin do mety?
Jakubek: - Niewiele, dziesięć, piętnaście. Ale są też osoby, które są wstanie cały dystans przebiec szybciej, wyprzedzają mnie na trasie i ruszają do przodu.
Czy trzeba przypominać zawodnikom, by się nawadniać, dokarmiać podczas biegu?
Jakubek: - Oj tak, zawsze. Kilkadziesiąt metrów wcześniej krzyczymy, że zaraz będzie jedzenie, picie.
A co się dzieje przed metą?
Lulewicz: - Kilometr, pół kilometra do mety staramy się dopingować tych biegaczy. Mówimy: „jeśli macie siły to przyspieszcie”. Czasami opieprzymy.
Jak pacemekera rozpoznać w tłumie biegaczy?
Lulewicz: - Mamy charakterystyczne koszulki z napisanym czasem (różne kolory koszulek oznaczają inną godzinę – red.) i przyczepione do ramion baloniki, które wieją na wietrze i są dobrze widoczne.
Zdarza się, że pogoda jest niesprzyjająca: silny wiatr, deszcz. Czy baloniki wówczas nie przeszkadzają?
Jakubek: - Baloników się nie czuje podczas biegu. Wiatr nie jest problemem, deszcz może być, bo baloniki nasiąkają wodą i opadają. Są maratony i półmaratony, w których pacemakerzy biegną z plecakami i czymś w rodzaju skrzydeł husarskich. To jest tragedia. Biegłem w czymś takim i to jest problem. Baloniki kompletnie nie przeszkadzają.
Czy uczestnicy maratonu muszą wcześniej zgłosić chęć przekroczenia mety w konkretnym czasie?
Jakubek: - Nie. Stoimy przed starem w określonym miejscu. Ten kto chce przebiec maraton w cztery godziny, staje po prostu koło mnie i potem razem biegniemy w grupie.
4. Gdańsk Maraton, niedziela, 15 kwietnia
|
CZYTAJ TAKŻE:
4. Gdańsk Maraton. Najlepszy bieg maratoński w Polsce już w najbliższy weekend [MAPA TRASY BIEGU]