Wielkie rysowanie na Biskupiej Górce

1 maja Biskupia Górka będzie modelką dla artystów z Urban Sketchers Gdańsk. Co to jest urban sketching, jak wyglądają takie plenery, kto może dołączyć i co będzie się działo, opowiada nam Kamil Mączkowski, gdański urban sketcher.
16.04.2025
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl
Przy pomniku Brunona Zwarry stoi rysownik Kamil Mączkowski naśladując pozę pisarza
Brunon Zwarra opisywał Biskupią Górkę, a Kamil Mączkowski wraz Urban Sketchers Gdańsk będą 1 maja ją malować
fot. Marek Krześniak

Marek Krześniak: Co złego jest w rysowaniu ze zdjęć lub z pamięci?

Kamil Mączkowski: Nie ma w tym nic złego. My rysujemy na żywo, bo chodzi nie tylko o pokazanie wyglądu czy proporcji budynku, ale też o oddanie ducha i klimatu danej dzielnicy. Rysunki urban sketching to nie są dokładne architektoniczne odwzorowania. Nie na tym to polega.

Zacznijmy więc od początku. Co to jest urban sketching?

Dalszy ciąg artykułu pod Kalendarzem Wydarzeń

To rysowanie na żywo w przestrzeni miejskiej, ale może to też być wieś lub krajobraz. Najważniejsze jest to, jak rysownik odbiera dane miejsce, jakie uczucia ono w nim wzbudza. Dlatego na pracach pojawiają się też napisy, dodatkowe notatki, ludzie i zapisy ich rozmów. Powstaje rysunkowa kronika z danego miejsca i czasu.

Czy to jest nowy nurt w sztuce?

Zaczęło się to w 2007 r., kiedy mieszkający w Seattle w USA hiszpański dziennikarz i rysownik Gabriel Campanario zaczął udostępniać swoje prace w internecie. Wkrótce założył bloga o urban sketchingu, na którym ludzie z całego świata pokazywali swoje szkicowniki, dzielili się informacjami o tym, gdzie rysowali, jakich technik używali itd. Powstała dedykowana temu strona internetowa, a w 2009 r. Campanario zarejestrował Urban Sketchers jako organizację non-profit. I teraz na całym świecie funkcjonuje już 500 jej oddziałów, a jednym z nich jest Urban Sketchers Gdańsk.

I ty jesteś administratorem grupy.

Tak, jednym z czterech, bo są jeszcze Julia, Jacek i Marek. Cała nasza grupa liczy jakieś 700 osób na FB. Wśród nich są też osoby z innych miast, które zaglądają towarzysko. Natomiast na nasze spotkania przychodzi od 20 do 50 osób.

Jak wygląda takie spotkanie gdańskich Urban Sketchers?

Początek jest zwykle taki, że większość… spóźnia się (śmiech), bo to są artyści i czasu nie pilnują. Dlatego „kwadrans studencki” jest u nas respektowany. Samo wydarzenie polega na tym, że spotykamy się w jakimś ciekawym miejscu wybranym przez administratora i rysujemy. Trwa to około 2-3 godziny. Następnie idziemy razem na kawę, pokazujemy sobie nasze prace, rozmawiamy o nich, a na koniec robimy wspólne grupowe zdjęcie. Potem te prace pokazujemy w internecie. Często mieszkańcy odnajdują swoje domy w naszych postach i dziękują, że w ten sposób doceniamy bliskie im miejsca. Zdarza się, że ktoś, kto już się wyprowadził, napisze „Ja tu mieszkałem!”. Nawet jeśli nie piszemy, gdzie był robiony rysunek, to ludzie rozpoznają budynki, bo nasze prace tak dobrze oddają klimat i charakter danego miejsca.

Rysunek przedstawiający widok na Kanał Raduni i Muzeum II Wojny Światowej
Kanał Raduni i Muzeum II Wojny Światowej
rys. Kamil Mączkowski / www.uskgdansk.pl

Organizacja Urban Sketchers ma swój manifest. Możesz nam go przybliżyć?

To osiem zasad, którymi się kierujemy. Pierwszą jest to, by malować na miejscu na żywo, ale o tym już mówiliśmy. Oczywiście my nie dyskryminujemy osób, które malują np. zdjęć albo z Google View. Po prostu te prace nie należą do urban sketchingu. Drugą zasadą jest to, że nasze rysunki opowiadają historię danego miejsca.

Co to znaczy?

Chodzi o to, że nie wystarczy narysować kilku architektonicznych kresek, ale trzeba pokazać duszę tego miejsca, pokazać co my odczuwamy - choćby kolorami. Jedna osoba postrzega budynek jako smutny, a druga zobaczy w nim jakąś nadzieję, więc namalują go w zupełnie innych barwach.

Czy dla was ciekawsze są stare zniszczone budynki, czy te odnowione? A może współczesne? Albo kontrast historii z nowoczesnością?

Każdy urban sketcher ma swoje prywatne kryteria, co lubi najbardziej. Wszystko, co wymieniłeś, pasuje do urban sketchingu, bo jak mówi trzeci punkt naszego manifestu: tworzymy kronikę danego czasu i miejsca. Możemy pokazać jak dziś wyglądają kamienice sprzed wieków, ale też rysować współczesne budynki i wrócić w to miejsce za 10-20 lat, by pokazać jak zmienia je czas. Byłoby to ciekawe, bo wiernie oddajemy sceny, których jesteśmy świadkami, co jest kolejnym punktem naszego manifestu.

Czym rysujecie i malujecie?

Wszystkim! Podczas naszych rozmów przy kawie, czy szukając w internecie, każdy z nas poznaje kolejne produkty, które chce kupić, by nimi malować, ale ciekawe jest co innego. Każdy urban sketcher stara się mieć zawsze przy sobie szkicownik i coś do rysowania. A jeśli akurat tego nie mamy, to jesteśmy w stanie malować na kawałku kartki, na gazecie, nawet wodą z kałuży i kijkiem. Takie rzeczy się dzieją. Jeśli chcemy coś zapamiętać, potrafimy narysować to patykiem na piasku i zrobić zdjęcie takiej pracy. To też jest urban sketching, bo zgodnie z punktem piątym manifestu „Korzystamy z wszelkich materiałów i pielęgnujemy indywidualny styl”.

Rysownik Kamil Mączkowski na szczycie Biskupiej Górki prezentuje swój szkicownik
Kamil Mączkowski jak każdy urban sketcher nie rozstaje się ze swoim szkicownikiem
fot. Marek Krześniak

Techniki są dowolne?

Tak. Możemy malować akwarelami, węglem, akrylem, farbami olejnymi… Jednak w urban sketchingu wybiera się coś „szybkiego”: do kresek – jakieś pióro lub cienkopis wodoodporny, a do nadania koloru – akwarele, bo to najszybszy sposób. Są jednak osoby, które malują tuszem, rysując piórem zamaczanym w kałamarzu. Są też tacy, którzy tworzą obrazy na płótnie. Jednak główną zasadą urban sketchingu jest to, aby szybko coś narysować i iść dalej. To taki zamiennik fotografii…

No właśnie. Dlaczego rysujecie, a nie robicie zdjęcia? Byłoby szybciej i łatwiej.

Zdjęć można zrobić tysiące, bez zastanawiania się nad nimi. I nigdy do nich nie zajrzeć. A gdy ja wracam z pleneru, to rodzina i znajomi pytają, czy mam szkicownik, aby dowiedzieć się jak ja widziałem i odczułem dane miejsce. Zwykle potem rodzina chce iść i zobaczyć to na żywo, więc szkicownik działa niczym lokalny przewodnik.

Domyślam się też, że rysując dane miejsce inaczej się na nie patrzy niż robiąc mu zdjęcie.

Tak, bo obserwujemy je dużo dłużej. Rysując trzeba przyjrzeć się jakie są cienie, gdzie pada światło. Po zrobieniu zdjęcia, jeśli ktoś nie jest zaawansowanym fotografem, to potem się dziwi, że tu jest prześwietlone, tu połowy nie widać, a w ogóle to tak nie było… Często słyszymy: „Zdjęcia nie oddają tego, jak tam jest”. A my oddajemy! Pokazujemy nasze odczucia związane z danym miejscem.

Rysując dostrzegasz detale, na które zwykle nie zwraca się uwagi?

Zdecydowanie tak. Zanim jeszcze zaczniemy malować, to dokładnie przyglądamy się budynkowi lub krajobrazowi, zastanawiając się czy chcemy go naszkicować. Zwracamy uwagę na to, co jest dla nas najważniejsze, bo w ciągu godziny czy dwóch nie wszystko da się pokazać. Staramy się robić tzw. syntezę – wybieramy najbardziej charakterystyczne elementy: jakiś gzyms, okno z zachowanym frezem, patrzymy jaki jest dach, czy są cegły, drewno, czy odpada tynk, czy drzwi są ciekawe. Są tacy, którzy rysują szczegółowo drzwi, a budynek jest już schematyczny.  Każdy ma swój styl i każdy pokaże coś innego.

Punkt szósty manifestu to „Wspieramy się wzajemnie i rysujemy wspólnie”. Co jest fajnego we wspólnym rysowaniu? Nie lepiej usiąść spokojnie samemu?

Ja lubię jedno i drugie. Czasem mam ochotę pobyć sam i poszkicować, ale lubię też wspólne rysowanie. To taka grupa wsparcia, w której możemy porozmawiać o tym, co namalowaliśmy. Nie wytykamy co jest źle, tylko skupiamy się na pozytywnych aspektach, bo w każdej pracy coś takiego się znajdzie: fajna kreska, dobór kolorów itd. Trzeba też powiedzieć, że to nie jest grupa zawodowców. Są wśród nas artyści po szkołach czy architekci, ale też ludzie, którzy pierwsze spotkanie ze sztuką mają podczas urban sketchingu. Przychodzą najpierw z zeszytem w kratkę i ołówkiem, ale tak im się to podoba, że po kilku spotkaniach pojawiają się z profesjonalnym zestawem własnych akwareli.

Czy na takim spotkaniu macie czas, by uczyć się od kogoś lub innym pokazać jak coś zrobić?

To raczej wygląda tak, że jeśli komuś podoba się czyjaś technika, to podchodzi podczas przerwy na kawę i pyta, jak to robić. Ale organizujemy też osobne wydarzenia, na których są warsztaty - przyjeżdżają członkowie Urban Sketchers i demonstrują swój styl.

Poziom prac jest zapewne zróżnicowany.

W urban sketchingu nie ma poziomów! Nie dzielimy prac na profesjonalne, zaawansowane i amatorskie, bo nie o to chodzi. To jest pasja, z której każdy powinien czerpać radość. To nie są zawody, w których zwycięskie prace trafią na wystawę. Oczywiście organizujemy pokazy poplenerowe i cieszymy się z tego, że dla nowych artystów jesteśmy furtką do dalszego rozwoju czy kariery.

Rysunek przedstawiający diabelski młyn i sąsiednie budynki na Ołowiance
Ołowianka z diabelskim młynem
rys. Kamil Mączkowski / www.uskgdansk.pl

Jak ty trafiłeś do Urban Sketchers?

Był taki czas, kiedy postanowiłem odejść od swojego zawodu, a jestem elektroradiologiem. Chciałem odpocząć. Zastanawiałem się, co mógłbym robić, żeby mieć z czego żyć, ale się nie narobić (wybuch śmiechu). W dzieciństwie wszyscy mówił mi, że ładnie maluję. Niestety przez nauczycieli w szkołach  trochę zatraciłem chęci, bo każdy mówił: „Nie rób tego tak, tylko tak”. Teraz jest trochę inne podejście, nauczyciele z nowego pokolenia pozwalają się rozwijać i iść własną ścieżką.

Ty miałeś własny styl, ale nauczyciele próbowali wrzucić cię we własne koleiny?

Raczej powiedziałbym, że to koleiny, w które sami zostali wepchnięci w swoich szkołach artystycznych. Często studenci ASP skarżą się, że jeśli na pracy postawisz nie tak kreskę, jak chce profesor, to zawalasz. Więc młodzi ludzie zamiast się rozwijać i być może tworzyć nowy nurt w sztuce, zatrzymywani są na wzorcach sprzed 200 czy nawet 500 lat. W szkołach wciąż analizuje się stare obrazy, a sztuce nowoczesnej poświęcone były może 3-4 lekcje, choć dla młodych to jest ciekawsze. To jeden z powodów dlaczego wybrałem inną ścieżkę zawodową. Potem myślałem nawet, by wrócić na ASP, ale pojawił się urban sketching. Stwierdziłem, że to idealny moment, by zobaczyć jak to działa. Na pierwszym spotkaniu czułem się troszeczkę nieswojo. Zobaczyłem, że są tam prawdziwi artyści, są architekci – oni rysują prostą kreskę, a ja w życiu takiej nie zrobię… Ale teraz dostrzegam swój indywidualny styl, trochę abstrakcyjny, trochę nie, i cieszę się, że ludzie już rozpoznają moje prace bez podpisu. I to chyba największy sukces. Cały czas rysuję, choć ostatecznie wróciłem do zawodu – udaje mi się łączyć karierę zawodową i pasję.

Czy jako rysownik miałeś idoli? Artystów, których chciałeś naśladować?

Każdy ma i to w każdej dziedzinie sztuki: muzyce, poezji czy literaturze. Z tym, że te wzory się zmieniają. Ja tylko w urban sketchingu miałem ze 20-30 takich osób, że na widok ich prac mówiłem „łał, też chciałbym tak”. I na początku nawet próbowałem kopiować styl innych, ale nigdy się to nie udało. Nie da się skopiować kogoś, nawet jak się pójdzie do niego na warsztaty, bo chociaż on zdradzi swoje techniki, to jakiś smaczek zostawi dla siebie. Więc nie da się w 100% kogoś naśladować. Ja uważam, że fajnie jest się na kimś wzorować, ale trzeba od niego wyciągnąć tylko to, co się nam w jego sztuce podoba i wykorzystywać po swojemu. Nie ma co kopiować innych, bo człowiek się tylko wypali, a nigdy nie zrobi identycznie.

Na pierwszym planie pomnik Brunona Zwarry, za nim rysownik Kamil Mączkowski, a w tle ulica Biskupia
Kamil Mączkowski z Urban Sketchers Gdańsk. W tle miejsce, gdzie 1 maja spotkają się rysownicy
fot. Marek Krześniak

Przejdźmy do najbliższego wydarzenia. 1-7 maja to…

International Urban Sketchers Week 2025, czyli wydarzenie promujące urban sketching na całym świecie. Na stronie urbansketchers.org jest zakładka z mapą, a na niej zaznaczone plenery organizowane w tych dniach. I ciągle ich przybywa. Pewnie w ostatnim tygodniu kwietnia cała mapa świata będzie zakropkowana. Jest tam już nasze wydarzenie na 4 maja w Grudziądzu, a zaraz dodamy 1 maja i Biskupią Górkę w Gdańsku.

Kto i dlaczego wybrał Biskupią Górkę na plener?

To ja. Byłem tu wcześniej kilka razy i odbierałem to miejsce z dreszczykiem emocji – po prostu trochę bałem się tu przebywać. A potem zobaczyłem w internecie zdjęcia sprzed rewitalizacji i po. Przyszedłem też na wydarzenie z okazji zakończenia głównego etapu rewitalizacji Biskupiej Górki i byłem zdumiony tym miejscem. Pomyślałem, że warto pokazać na naszych szkicach jak tu się zmieniło.

Jak byś zachęcił do przyjścia tych, którzy trochę rysują, chcieliby spróbować dołączyć, ale mają różne obawy?

Chodzi o ciebie?

Gdybyś zobaczył jak ja rysuję, od razu byś wiedział, że nie chodzi o mnie. Pytam o osoby, które czytają teraz ten wywiad.

Jak bym zachęcił... Tak naprawdę musicie przyjść i zobaczyć czy to dla was. Jeśli podejdziecie do nas na spotkaniu na pewno serdecznie was powitamy i miło spędzicie z nami czas. Będziemy też mieli małe pakiety od sponsorów właśnie dla osób, które będą chciały spróbować swoich sił. Dodam tylko, że nie było jeszcze takiej sytuacji, że ktoś przyszedł rysować z nami i już nie powrócił. 

A jeśli ktoś krępowałby się rysować, ale chciałby poobserwować, popytać…

Oczywiście zapraszamy. Dlatego działamy w mieście, aby pokazać ludziom, że to nie jest nic dziwnego, jeśli ktoś usiądzie na ławce i zacznie szkicować. To może być również Twój sposób na relaks.

Jak więc będzie wyglądał ten plener 1 maja?

Zaczniemy o godz. 10.30 od spotkania dla dzieci. Zaprzyjaźniona z nami pracowania Dzivne z Dolnego Miasta z ul. Łąkowej poprowadzi na tyłach Domu Sąsiedzkiego przy ul. Biskupiej 4 warsztaty. Dziewczyny będą chciały pokazać dzieciakom, że zdjęcia, które możemy zrobić telefonem są fajne, ale może warto też usiąść, rozejrzeć się po okolicy, przyjrzeć się dokładniej i narysować to miejsce tak, jak my je widzimy.

A szkicowanie dla dorosłych?

Planujemy dwa moduły plenerowe. O 11.30 spotkamy się na schodkach przed kamienicą przy. ul. Biskupiej 17 i tam będziemy szkicować. Potem, korzystając z gościnności stowarzyszenia WAGA, wypijemy o godz. 13 kawę i herbatę w Domu Sąsiedzkim i podyskutujemy, po czym ruszymy na górę ul. Biskupią, by tam malować panoramę Głównego Miasta. Mieszkańców Biskupiej Górki zachęcamy, by podchodzili zobaczyć jak rysujemy – może będziemy szkicować właśnie Państwa kamienicę? Będzie nam bardzo miło, jeśli przyjdziecie zrobić zdjęcia naszych prac.

Rysunek przedstawiający ceglane budynki, nad którymi góruje fabryczny komin
"Nigdy w życiu nie uda mi się narysować prostej kreski" - śmieje się Kamil Mączkowski i od razu dodaje, że w urban sketchingu wcale nie chodzi o proste linie, tylko o uchwycenie klimatu i przekazanie emocji
rys. Kamil Mączkowski / www.uskgdansk.pl